Bler #2: Zapomnij o przeszłości

Bez miłosierdzia

Autor: Jarosław 'beacon' Kopeć

Bler #2: Zapomnij o przeszłości
W pierwszej scenie drugiego albumu przygód krakowskiego superherosa imieniem Bler przyglądamy się, jak tytułowy bohater zapomina się w swojej walce ze złem – brutalnie katuje tych, którzy "wykorzystali dziurawe prawo, żeby na cudzej krzywdzie zbić majątek". Czerwone rozbryzgi krwi przechodzą z kadru na kadr w czerwone oczy owładniętego krwiożerczą furią Blera. Symbolem zła staje się czarny SUV zaparkowany na skraju osiedla nowoczesnych bloków, które przechodzi w dziwną, błotnistą przestrzeń, ledwie zarysowaną w tle. "Co dzieje się w duszy człowieka, który chce być sumieniem świata?" – pyta blurb na ostatniej stronie okładki tomu.

Później blurb straszy nas perspektywą przyglądania się bohaterowi, który w miarę odkrywania prawdy na swój temat będzie musiał odpowiedzieć sobie na ważkie pytanie: "Czy posiadając tę wiedzę, będzie miał jeszcze chęć założyć kolorowy kostium i kontynuować swoją krucjatę?".

Na prawdę tę składa się między innymi objawienie, którego Bler dostępuje ze szponiastej macki wielkiego kablowatego stwora, który w kulminacyjnej scenie komiksu wyłania się znikąd, wypowiadając słowa "Jestem ideą!", i wbija swój pazur w kark bohatera, by ukazać mu część prawdy. Jaka to prawda? O nie, nic nie powiem. Przekonajcie się sami.

Do głównego grzechu, który zarzucałem pierwszemu tomowi Blera – sknoconego dramatyzmu – dołączyły teraz kolejne: patetyczna grafomania, ślizganie się po oczywistościach i wywołujące nie byle jakie zdziwienie pomysły (jeśli to tylko gra konwencją, to przerażająco pozbawiona odczuwalnego dystansu).

Przykładów ciężko przesadzonych frazesów już kilka podałem. W kategorii ślizgania się po oczywistościach wskazać można jedną, główną przewinę scenarzysty: powierzchowne podjęcie wątku, który na kartach komiksów superbohaterskich przewijał się już nieskończoną liczbę razy – bohater przekracza granicę, by sięgać tam, gdzie nie sięga prawo (dziurawe, jak już wiemy). Na dodatek geneza jego mocy okazuje się, zdaje się, bluźniercza i nieczysta, skojarzona z czernią wspomnianego kablowatego stwora. Te wątki nie doczekują się pogłębienia i trudno uwierzyć, że doczekają się go w sensownej formie w przyszłości.

Wobec łatwości, z jaką można ocenić fabułę Blera, wypowiadanie się na temat warstwy graficznej nastręcza zaskakująco wiele trudności. Trudno odmówić jej delikatnej brzydoty, ale równie trudno konsekwencji w jej stosowaniu. Choć zdarzają się momenty graficznie interesujące (rozmowa żuli na stronie trzydziestej trzeciej albo pościg z trzynastej), zdarzają się i koszmarki czystej wody (pościg z "komandosami" [sic!]). Format wydania jest zbyt duży wobec treści, która mieści się na poszczególnych stronach – w tak przestronnych kadrach wyraźniej widać puste tła i nieeleganckie portrety. Może ścieśnić, żeby coś ukryć?

Ale żeby nie być tak bardzo krytycznym, na koniec wskażę zaletę Blera. Kosztuje zaledwie niecałe 30 zł, co przy dzisiejszych cenach komiksów w Polsce czyni z niego nie byle gratkę!