» Recenzje » Biały słoń [DVD]

Biały słoń [DVD]


wersja do druku

Wielka draka w Tajlandii

Redakcja: Marysia 'merryadok' Piątkowska

Biały słoń [DVD]
Djimon Hounsou w roli zawodowego zabójcy i jednoosobowego wymiaru sprawiedliwości sprawdza się nie gorzej niż kultowe gwiazdy kina akcji lat osiemdziesiątych. Taka refleksja naszła mnie po zaskakująco udanym seansie filmu Biały Słoń. Produkcja stanowi pozycję wartą uwagi przede wszystkim fanów sensacji w tak zwanym starym stylu. Wyszła bowiem spod ręki Prachya Pinkaewa, z powodzeniem wskrzeszającego w swych filmach – nieco niemodne już w Hollywood – tradycje kina sztuk walki. Niemodne, lecz wciąż pełne żywego potencjału, co tajski reżyser po raz pierwszy udowodnił kilka lat temu w przebojowym Ong Bak i co potwierdza w przypadku swojej najnowszej produkcji.

Biały Słoń posiada wszystkie atuty dobrego, klasycznego mordobicia. Znajdziemy tu charyzmatycznego głównego bohatera (wspomniany Hounsou), sporo pomysłowo zrealizowanych scen akcji (zarówno ukazujących walkę wręcz, jak i użycie broni palnej), budzących odrazę czarnych charakterów (banda łajdaków zajmująca się handlem żywym towarem) oraz egzotyczną scenografię (Bangkok przedstawiony jako stolica bezprawia i prostytucji). Odgrzewany po stokroć kotlet – chciałoby się stwierdzić. Twórca jednak doskonale zna słabości gatunku, z jakim przyszło mu się zmierzyć i wie, jak z tych wyświechtanych elementów stworzyć lekki, a zarazem trzymający w napięciu film.

Przede wszystkim, produkcja nie stara się na siłę powielać schematów utartych przez większość nowych przebojów z gatunku sensacji. Biały Słoń nie powala na kolana nowatorskimi efektami specjalnymi, ani nie wciska w fotel dynamiczną do przesady pracą kamery. Jednakże, pomimo braku tych, zdawałoby się, oczywistych dla współczesnego kina akcji walorów, film Pinkaewa autentycznie zapiera dech w piersiach. Zaskakuje zwłaszcza choreograficzna precyzja w ukazywaniu pojedynków. Zrealizowane z dbałością o detal sceny, w których główny bohater rachuje kości swym przeciwnikom, nabierają dosłowności i brutalności wykraczającej poza standardy dzisiejszego mainstreamu. Przemoc, w odróżnieniu od wielu abstrakcyjnie traktujących ją blockbusterów, okazuje się tu znacznie bardziej rzeczywista.

Nie oznacza to jednak, że film nakręcony jest w konwencji realistycznej. Wręcz przeciwnie – Biały Słoń to powrót do nonszalanckiego kina, które było niegdyś wizytówką między innymi Jean-Claude'a Van Damme'a. Tajski reżyser nie boi się tym samym odrobiny przesady. Wspomniany już wyszkolony w zabijaniu zbirów bohater, którego kule się nie imają (a jeśli nawet, to niewiele mu szkodzą) samodzielnie likwiduje prawie cały gang. Dokonuje tego z fantazją godną MacGyvera, jako broni używając na przykład bomby skonstruowanej przy użyciu prezerwatywy. Mimo to, film ani razu nie popada w śmieszność (czego nie można było powiedzieć o podobnych produkcjach sprzed lat). Przedstawiona w nim historia, choć na potrzeby sensacyjnego widowiska została lekko naciągnięta, nie straciła nic ze swego dramatyzmu.

Twórcy zdają sobie najwidoczniej sprawę z faktu, że współczesny widz nie zaangażuje się emocjonalnie w fabułę tego typu, o ile nie zostanie odpowiednio uwiarygodniona. Stąd zapewne pomysł na stworzenie jak najbardziej realistycznego tła dla opowieści. Umiejscowienie akcji w stolicy Tajlandii było wyborem nieprzypadkowym, w znaczący sposób budującym jego atmosferę. Przedstawienie Bangkoku z niemal reporterskim zacięciem (jako miasta trawionego przez zepsucie i szerzącą się wszędzie niesprawiedliwość) wzbogaciło film o powagę, drapieżność oraz porządną dawkę suspensu.

Ze scenerią Dalekiego Wschodu wiąże się także pewna ciekawostka, którą naprawdę zgrabnie udało się wpleść do narracji. Ostatecznie, film okazuje się nie być zwykłym akcyjniakiem, tylko akcyjniakiem skrzyżowanym z fantastyką. I to nie byle jaką, bo z ducha orientalną. Nie zdradzając, o co dokładnie chodzi (odkrycie tego na własną rękę daje zaskakującą frajdę), wspomnieć trzeba, że wątek, który początkowo sprawia wrażenie scenariuszowego niewypału, koniec końców stanowi klucz do zrozumienia motywacji działań głównego bohatera. Podczas seansu warto więc zwrócić uwagę na drugoplanową postać dziewczyny, a także wywodzące się z kultury azjatyckiej motywy.

Biały Słoń, choć nie ucieka przed gatunkową anachronicznością, pozbawiony jest również hollywoodzkiej poprawności i irytującego zadęcia. Zrealizowany ze świadomością i sentymentem do, wydawałoby się, skostniałych konwencji okazuje się rozrywką pierwszej klasy, mającą szansę spodobać się nie tylko zagorzałym wielbicielom gatunku.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: Elephant White
Reżyseria: Prachya Pinkaew
Scenariusz: Kevin Bernhardt
Muzyka: Robert Folk
Zdjęcia: Wade Muller
Obsada: Kevin Bacon, Djimon Hounsou, Jirantanin Pitakporntrakul
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2011
Data premiery: 21 września 2011
Czas projekcji: 90 min.
Dystrybutor: Monolith Films



Czytaj również

X-Men: Pierwsza klasa
Klasa, ale czy pierwsza?
- recenzja

Komentarze


Beamhit
   
Ocena:
0
[mod - prosimy bez wyulgarnych sformułowań]

Jeśli tak, to chyba zaliczę. Film znaczy się.

PS. Aż tak jesteśmy poprawni, że nie możemy napisać wprost w recenzji, że chodzi o dziecięcą prostytucje?

PS2. A Bacon to tam sobie tylko stoi na plakacie? Jest głównym przeciwnikiem głównego bohatera, czy po prostu będąc Australijczykiem udaje brytyjskiego handlarza broni z dziadowskim akcentem?
15-10-2012 08:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.