Białe szepty - antologia

Ból tworzenia

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

Białe szepty - antologia
Wydawnictwo Replika strzeliło sobie w stopę, jednocześnie w pewien sposób krzywdząc młodych autorów, których teksty złożyły się na antologię Białe szepty. W czasach gdy wiodące siły na polskim rynku fantastycznym, jak Fabryka słów, Runa, MAG czy Solaris, w coraz większym stopniu stawiają na nie tylko na zawartość książki, ale także na jej oprawę graficzną, zbiór Repliki wyróżnia się na minus – sprawia wrażenie, jakby jego okładka zrobiona była bez pomysłu i chęci. Szkoda, bo antologia ta zawiera w sobie kilka naprawdę dobrych opowiadań, tymczasem zarówno dobór czcionki w tytule, jak i zdobiącej wierzch książki ilustracji, przypominającej kiepsko sklecony kolaż, nie zachęcają do sięgnięcia po nią.

Składające się na antologię dwadzieścia opowiadań połączonych wspólnym tematem, dotyczącym szeroko pojętego procesu pracy twórczej, stanowi prawdziwy gatunkowy kalejdoskop. Od trudnego do zakwalifikowania Il mago del potere Anny Zgierun, do którego najlepiej chyba pasuje określenie thriller, przez pełnokrwiste, tchnące grozą horrory, jak Płaczka Dawida Kaina i Mt 8.17 Sebastiana Szczepana, aż po baśniowe Elfy i artyści tańczą Marty Uszyńskiej i wzruszającego, pełnego ciepła Witrażu Arlety Joanny Maciejewskiej.

Ostatni z wymienionych przeze mnie tekstów to historia pewnej pary. Michał i Arleta mieszkają razem i bardzo się kochają. Problem jednak w tym, że pochłonięta swoją pasją, czyli malowaniem na szkle, kobieta nie tylko ma coraz mniej czasu dla swojego mężczyzny, ale przede wszystkim się zaniedbuje. Całe dnie spędza w przesiąkniętej zapachem farb pracowni, nie je, mało sypia, z dnia na dzień jest coraz słabsza. Michał zmuszony jest więc obserwować, jak jego ukochana wyniszcza swój organizm, igrając z własnym zdrowiem.

Element fantastyczny w Witrażu Arlety zepchnięty jest na drugi plan i chociaż w końcu odgrywa w całej historii istotną rolę, tak naprawdę w opowiadaniu tym liczą się przede wszystkim emocje. Maciejewska bardzo dobrze oddała łączące dwójkę ludzi uczucie, skupiając się na punkcie widzenia Michała, który cierpi, patrząc, jak Arleta nieuchronnie zmierza ku śmierci. Jego bezsilność, rozdarcie pomiędzy miłością do kobiety a rodzącą się we wnętrzu wściekłością na jej ignorancję opisane są po mistrzowsku, sprawiając, że opowiadanie to jest zdecydowanie największą ozdobą Białych szeptów.

Nie jest to jednak jedyny godny uwagi tekst w tej antologii. Nie zawodzi także Dawid Kain, którego Płaczka epatuje grozą, wzbudzając w czytelniku niepokój; może sprawić, że dwa razy się zastanowicie, zanim następnym razem rozgnieciecie butem jakiegoś owada. Również Malarz koszmarów Anny Szczęsnej przypadnie do gustu amatorom strasznych historii, bo chociaż nie pozostawia po sobie takiego osadu jak tekst Kaina, jest to napisana plastycznym językiem, klimatyczna i poruszająca nieważkie sprawy historia.

Przyznaję, że jednym z większych, pozytywnych zaskoczeń był poziom językowy całej antologii. Oprócz Kaina i duetu Krycz Jr. & Radecki, nazwiska pozostałych autorów do niedawna niewiele mi mówiły. Owszem, Cichowlas pojawił się w zapowiedziach Fabryki słów, a Maciejewska publikowała w Nowej Fantastyce, trudno jednak zakwalifikować ich do czołówki polskich fantastów. Zbiór, który na pierwszy rzut oka przypominać może jedną z wielu debiutanckich antologii, jak Trupojad, Pokój do wynajęcia czy Kochali się, że strach, pod względem warsztatu pisarskiego pozostawia konkurencję daleko w tyle. Prawie żaden z autorów nie miał problemów z budowaniem klimatu, oddawaniem dynamiki scen czy budowaniu poczucia grozy bez przelewania litrów krwi, by przeniknąć czytelnika strachem do szpiku kości.

Na tym polu pewne problemy chyba miała Anna Zgierun, której Il mago del potere otwiera Białe szepty. Warto jednak podkreślić, że owe zgrzyty pojawiały się tylko w pierwszej części tekstu, a w miarę posuwania się całej opowieści do przodu było ich coraz mniej i szybko całkowicie zniknęły. Trudno mi zresztą dokładnie wymienić błędy autorki; po prostu w trakcie lektury miałem wrażenie, że niektóre akapity nie współgrają, zdania są źle skonstruowane. Jak jednak wspominałem, nie trwało to długo i w efekcie mogłem cieszyć się lekturą stojącego na wysokim poziomie opowiadania, którego największym atutem był przede wszystkim oryginalny pomysł, a także postać demonicznego pracodawcy głównego bohatera.

Jedynym opowiadaniem, które mi się wcale nie spodobało, był Koncert wszech czasów Radosława Schellera. Tekst krótki, słaby językowo, nawet odrobinę irytujący. Nie przypadł mi do gustu ani pomysł na historię, ani główny bohater – cieszyłem się tylko, że szybko dotarłem do zakończenia.

Nie wzbudziło we mnie specjalnego uznania także kilka innych tekstów, takich jak tytułowe Białe szepty Piotra Roemera, Szklane oczy Tomasza Wróbla, W poszukiwaniu zagubionego raju Danuty Franczyk i Przeznaczenie w płótnie ukryte Tomasza Gnysia. Owszem, przyzwoite, dobrze napisane, jednak nie zapadły mi w pamięć, nie wywołały większych emocji – musiałem je powtórnie przekartkować zaraz przed napisaniem recenzji, żeby przypomnieć sobie ich fabułę.

W antologii nie zabrakło też kilku krótkich opowiadań, z których najciekawszymi były Muza z przypadku Kazimierza Krycza Jr. i Łukasza Radeckiego oraz Pole pszenicy numer siedem Macieja Żytowieckiego – szczególnie ten drugi tekst oparty został na bardzo oryginalnym pomyśle i umiejętnie oddawał pochłaniającą natchnionego artystę pasję, która ogarnia go, gdy sądzi że tworzy coś wyjątkowego.

Podsumowując, Białym szeptom zabrakło przede wszystkim dobrej oprawy graficznej, bo jako zbiorowi niewiele można im zarzucić. Jedno opowiadanie kiepskie, bardzo krótkie jednak, więc nie rażące zbytnio, a oprócz tego spora doza tekstów stojących na przyzwoitym poziomie, w tym jeden bardzo dobry – Witraż Arlety. Szkoda, że kroku Maciejewskiej dotrzymywał tylko Dawid Kain, bo reszta opowiadań, mimo iż przeze mnie chwalona, od dzieł tej dwójki sporo odstaje.