Bezsenność
Powrót dawnych mistrzów zawsze rodzi pewne obawy. Nie jest bowiem łatwo wyjść obronną ręką z konfrontacji z legendą, jaką zrodziła własna twórczość sprzed lat w świadomości fanów. Zazwyczaj taki mistrz nie dostrzega mijania kolejnych dekad i wciąż odcina kupony od niegdysiejszych dzieł. Tymczasem to już nie ten gust, a i publiczność inna. Tak nowy film staje się mimowolnym pastiszem, a artysta na starość pogrąża się w zgryzocie, czując się nierozumianym. Dlatego zamiast czekać na kolejne odcinki serii, czy też dalsze wariacje ogranego tematu wolę po raz kolejny powrócić do dawnego filmu i smakować nowe znaczenie narastające z biegiem lat. W tym, między innymi, tkwi urok filmów Dario, ten niepowtarzalny koloryt kina włoskiego lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Mimo wszystko sięgnąłem po otwierającą nowe milenium Bezsenność, która to doczekała się swego wydania na DVD. Reżyser nie zdecydował się na wkroczenie w ramy czegoś nowego, natomiast postawił na wyborne (Max von Sydow), dobrze znane (Goblin) składniki i dokładnie wymieszał wedle znanej i lubianej przez widzów receptury (*giallo). Czy obrana strategia jest słuszna zobaczymy w dalszej części recenzji.
Menu tytułowe okraszone świetną muzyką Goblin, przywodzącą na myśl wspaniałe czasy Głębokiej Czerwieni czy Ciemności, sprawia jak najlepsze wrażenie. Pierwsze, co rzuca się w oczy po włączeniu filmu to opary kina klasy B, w jakich pogrążone zdają się być już pierwsze kadry, co dalsze minuty tylko potwierdzają. Ot, taki klimat towarzyszący w zasadzie wszystkim filmom Dario, i albo się go lubi, albo nie, a wtedy po prostu nie sięga się po takie produkcje.
Film otwiera retrospekcja makabrycznej śmierci matki na oczach dziecka, któremu w kilka chwil później detektyw (Max von Sydon) przyrzeka ukarać winnego. Kilkanaście lat później dawna historia daje o sobie znać. Czyżby pojawił się jakiś niepoprawny fan, próbujący podążać śladami mistrza zbrodni? Może rzeczywisty zabójca wcale nie został wykryty? Co jest prawdą i jak się sprawy mają będziemy mogli poznać, jeśli tylko zechcemy na to przeznaczyć 117 minut.
Zagadka i jej rozwiązanie nie stanowi jednak dania głównego, bo tym są sceny morderstw. To, że ich z pewnością nie braknie nie potrzeba się nawet domyślać; to, że ofiarami padną zwłaszcza młode kobiety też jest całkiem oczywiste. Jednak czy w dzisiejszej dobie, kiedy gore - za sprawą Pił i innych Hosteli - weszło na salony i płynie wartkim strumieniem mainstreamu, stary wirtuoz makabry z Włoch może pokazać coś robiącego wrażenie?
To pytanie jak najbardziej można sobie zadać, dlatego spieszę z odpowiedzią. O ile pierwsza scena agonii młodej prostytutki, unurzanej w krwawej mazi, jest jedynie niczego sobie, tak kolejne obrazy konania ofiar osiągają perfekcyjny, rzekłbym nawet, wysublimowany w swej perwersji poziom. Argento śmiało poczyna sobie z fontannami posoki, tworząc pełne estetyzacji ujęcia przemocy. Zwróćcie uwagę na powolna jazdę kamery, wzdłuż czerwonego dywanu, by u jego końca zostać świadkiem… a wszystko to w elektryzującym rytmie muzyki Goblin. Oprawa dźwiękowa faktycznie ma się wybornie, ale po zakończeniu seansu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż nie pozwolono jej w pełni rozwinąć skrzydeł i wykorzystać całej swojej mocy ekspresji. Bez zastrzeżeń pozostaje natomiast strona wizualna. Dominują intensywne barwy, zwłaszcza odcinająca się od ciemnych tonacji czerwień (nie tylko ta wynikająca z aktów przemocy) oraz wilgotne, głębokie zielenie. Widać, że nocne zdjęcia w ciasnych zamkniętych przestrzeniach, słynne jazdy kamery, detale wypełniające całą przestrzeń to coś bliskiego reżyserowi. Śmierć zazwyczaj zjawia się nocą, spowita ciemnymi kadrami, jednakże światło dnia wcale a wcale jej nie peszy.
Max to bez wątpienia artysta najwyższej próby, spośród osób zaangażowanych w ten projekt. Tylko, analogicznie jak w przypadku muzyki, scenariusz nie przystaje do tej klasy aktora co von Sydow, nie wyzyskuje jego pełnych możliwości. Wypada naprawdę nieźle, jako emerytowany policjant, ścigający nieuchwytnego fantoma sprzed lat. Powraca, aby znów zmierzyć się z przeciwnikiem, ale i z swoja szwankującą pamięcią. Pojawia się nawet konflikt między starym dedukcyjnym zmysłem detektywistycznym a współczesną techniką, reprezentowaną przez młodego detektywa. O pozostałych aktorach można głównie powiedzieć, że są. Jedni są całkiem nieźli, inni mocno przeciętni. Fabuła, jak to w giallo, stawia nas przed łamigłówką, zatytułowaną "kto zabił". Tropy są wciąż mylone, by ostatecznie wszystko rozwiązało się jeszcze inaczej, niż należało przypuszczać. Niestety, niektóre zagrywki reżysera, sugerujące widzowi kogo z bohaterów wytypować do zaszczytnej roli "całkiem zdrowo nienormalnego psychola" są grubymi nićmi szyte i dosadnie wskazują to na jedną to na druga postać. Winnym za niezbyt satysfakcjonującą ocenę końcową jest scenariusz, który ewidentnie ogranicza film w niemal każdym aspekcie, od aktora, poprzez oprawę dźwiękową, po rozwiązania fabularne.
Czy Dario Argento zaserwował podrzędne danie, odgrzewanego kotleta a może to nam smak się zmienił. Musicie odpowiedzieć sobie sami. Jeśli o mnie chodzi to chyba lekko się strułem tym kotlecikiem. A tak smakowicie wyglądał.
*giallo to włoska odmiana horroru, nie obce temu terminowi są takie słowa jak kryminał czy thriller. Inspiracje można widzieć w Hitchcocku, za ojca uznać Mario Bava, za mistrza Dario Argento; warto także pamiętać chociażby o Michelu Soavi, czy Lucio Fulci (ten ewoluował w stronę gore). Termin ów wywodzi się z tytułu książeczek z przerażającymi opowieściami. Za początek nurtu uznaje się lata 60/70.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Menu tytułowe okraszone świetną muzyką Goblin, przywodzącą na myśl wspaniałe czasy Głębokiej Czerwieni czy Ciemności, sprawia jak najlepsze wrażenie. Pierwsze, co rzuca się w oczy po włączeniu filmu to opary kina klasy B, w jakich pogrążone zdają się być już pierwsze kadry, co dalsze minuty tylko potwierdzają. Ot, taki klimat towarzyszący w zasadzie wszystkim filmom Dario, i albo się go lubi, albo nie, a wtedy po prostu nie sięga się po takie produkcje.
Film otwiera retrospekcja makabrycznej śmierci matki na oczach dziecka, któremu w kilka chwil później detektyw (Max von Sydon) przyrzeka ukarać winnego. Kilkanaście lat później dawna historia daje o sobie znać. Czyżby pojawił się jakiś niepoprawny fan, próbujący podążać śladami mistrza zbrodni? Może rzeczywisty zabójca wcale nie został wykryty? Co jest prawdą i jak się sprawy mają będziemy mogli poznać, jeśli tylko zechcemy na to przeznaczyć 117 minut.
Zagadka i jej rozwiązanie nie stanowi jednak dania głównego, bo tym są sceny morderstw. To, że ich z pewnością nie braknie nie potrzeba się nawet domyślać; to, że ofiarami padną zwłaszcza młode kobiety też jest całkiem oczywiste. Jednak czy w dzisiejszej dobie, kiedy gore - za sprawą Pił i innych Hosteli - weszło na salony i płynie wartkim strumieniem mainstreamu, stary wirtuoz makabry z Włoch może pokazać coś robiącego wrażenie?
To pytanie jak najbardziej można sobie zadać, dlatego spieszę z odpowiedzią. O ile pierwsza scena agonii młodej prostytutki, unurzanej w krwawej mazi, jest jedynie niczego sobie, tak kolejne obrazy konania ofiar osiągają perfekcyjny, rzekłbym nawet, wysublimowany w swej perwersji poziom. Argento śmiało poczyna sobie z fontannami posoki, tworząc pełne estetyzacji ujęcia przemocy. Zwróćcie uwagę na powolna jazdę kamery, wzdłuż czerwonego dywanu, by u jego końca zostać świadkiem… a wszystko to w elektryzującym rytmie muzyki Goblin. Oprawa dźwiękowa faktycznie ma się wybornie, ale po zakończeniu seansu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż nie pozwolono jej w pełni rozwinąć skrzydeł i wykorzystać całej swojej mocy ekspresji. Bez zastrzeżeń pozostaje natomiast strona wizualna. Dominują intensywne barwy, zwłaszcza odcinająca się od ciemnych tonacji czerwień (nie tylko ta wynikająca z aktów przemocy) oraz wilgotne, głębokie zielenie. Widać, że nocne zdjęcia w ciasnych zamkniętych przestrzeniach, słynne jazdy kamery, detale wypełniające całą przestrzeń to coś bliskiego reżyserowi. Śmierć zazwyczaj zjawia się nocą, spowita ciemnymi kadrami, jednakże światło dnia wcale a wcale jej nie peszy.
Max to bez wątpienia artysta najwyższej próby, spośród osób zaangażowanych w ten projekt. Tylko, analogicznie jak w przypadku muzyki, scenariusz nie przystaje do tej klasy aktora co von Sydow, nie wyzyskuje jego pełnych możliwości. Wypada naprawdę nieźle, jako emerytowany policjant, ścigający nieuchwytnego fantoma sprzed lat. Powraca, aby znów zmierzyć się z przeciwnikiem, ale i z swoja szwankującą pamięcią. Pojawia się nawet konflikt między starym dedukcyjnym zmysłem detektywistycznym a współczesną techniką, reprezentowaną przez młodego detektywa. O pozostałych aktorach można głównie powiedzieć, że są. Jedni są całkiem nieźli, inni mocno przeciętni. Fabuła, jak to w giallo, stawia nas przed łamigłówką, zatytułowaną "kto zabił". Tropy są wciąż mylone, by ostatecznie wszystko rozwiązało się jeszcze inaczej, niż należało przypuszczać. Niestety, niektóre zagrywki reżysera, sugerujące widzowi kogo z bohaterów wytypować do zaszczytnej roli "całkiem zdrowo nienormalnego psychola" są grubymi nićmi szyte i dosadnie wskazują to na jedną to na druga postać. Winnym za niezbyt satysfakcjonującą ocenę końcową jest scenariusz, który ewidentnie ogranicza film w niemal każdym aspekcie, od aktora, poprzez oprawę dźwiękową, po rozwiązania fabularne.
Czy Dario Argento zaserwował podrzędne danie, odgrzewanego kotleta a może to nam smak się zmienił. Musicie odpowiedzieć sobie sami. Jeśli o mnie chodzi to chyba lekko się strułem tym kotlecikiem. A tak smakowicie wyglądał.
*giallo to włoska odmiana horroru, nie obce temu terminowi są takie słowa jak kryminał czy thriller. Inspiracje można widzieć w Hitchcocku, za ojca uznać Mario Bava, za mistrza Dario Argento; warto także pamiętać chociażby o Michelu Soavi, czy Lucio Fulci (ten ewoluował w stronę gore). Termin ów wywodzi się z tytułu książeczek z przerażającymi opowieściami. Za początek nurtu uznaje się lata 60/70.
Tytuł: Sleepless
Reżyseria: Dario Argento
Scenariusz: Dario Argento, Franco Ferrini
Muzyka: Goblin
Zdjęcia: Ronnie Taylor
Obsada: Max von Sydow, Stefano Dionisi, Chiara Caselli, Roberto Zibetti, Gabriele Lavia, Rossella Falk
Kraj produkcji: Włochy
Rok produkcji: 2001
Czas projekcji: 112 min.
Reżyseria: Dario Argento
Scenariusz: Dario Argento, Franco Ferrini
Muzyka: Goblin
Zdjęcia: Ronnie Taylor
Obsada: Max von Sydow, Stefano Dionisi, Chiara Caselli, Roberto Zibetti, Gabriele Lavia, Rossella Falk
Kraj produkcji: Włochy
Rok produkcji: 2001
Czas projekcji: 112 min.
Tagi:
Bezsenność | Dario Argento | Dario Argento | Franco Ferrini | Goblin | Kino Domowe - Magazyn DVD | Non ho sonno | Ronnie Taylor | Sleepless