Bez końca

Daj się złapać

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Bez końca
Bardzo ważną część komiksowych albumików stanowią wstępniaki. Szczególnie obiecujące są te, które poprzedzają zbiorcze wydania znanych serii, na przykład Sandmana czy 100 naboi. Zdarzają się wręcz pozycje, w których posłowie okazuje się ciekawsze od samego utworu. Bez końca, ze wstępem Marcelego Szpaka ostrzegającego przed czyhającą na czytelnika pułapką, na szczęście nie zalicza się do tej kategorii.

Kultura Gniewu wyciągnęła z kapelusza dwa króliki: Pawła Garwola i Romana Lipczyńskiego. Nie dziwcie się, jeśli te nazwiska komiksowo nic wam nie mówią, gdyż mamy tu do czynienia z absolutnym debiutem. I to z gatunku takich, o których wielu komiksiarzy może pomarzyć. Bez końca jest bowiem zbiorem dziesięciu samodzielnych epizodów dojrzale narysowanych i świetnie napisanych. Słów nie ma tu zresztą zbyt wiele. Są ostrożnie dozowane i dochodzą do głosu wyłącznie w tych historiach, w których ich obecność jest całkowicie niezbędna.

Opowieści Lipczyńskiego i Garwola wychodzą od pozornie zwyczajnego zdarzenia, jak utopienie telefonu w toalecie czy wyłowienia muchy z piwa, by siłą niecodziennego skojarzenia błyskawicznie pójść w kierunku nieoczekiwanej puenty. Finały poszczególnych epizodów są zazwyczaj ironiczne lub wręcz komediowe i rozładowują ich dość poważną tonację. Niezwykłe, a niekiedy wręcz niepokojące anegdotki pozostawiają po sobie ostatecznie dość ciepłe wspomnienie. Okazuje się, że spotkanie z kostuchą nie musi oznaczać najgorszego (Pokos), a chęć naprawienia figury Chrystusa może mieć nieoczekiwane dla całej ludzkości skutki (chyba najlepszy w całym tomie Kruca fuks).

Bez końca wciąga jak skok na głęboką wodę ze znacznej wysokości. Te dziesięć krótkich historii pochłania się bardzo szybko, na jednym oddechu. Po zamknięciu komiksu i wypłynięciu na powierzchnię, zaczerpuje się tchu i wertuje tomik w poszukiwaniu co ciekawszych miejsc, w które ponownie chciałoby się zanurkować. Choćby po to, by sprawdzić, co się w nich jeszcze kryje.

Komiks Garwola i Lipczyńskiego to rzeczywiście pomysłowo skonstruowana pułapka, w którą nie jest wstydem dać się złapać. I to tak dobra, by nie musiał jej ratować intrygujący wstępniak. Pozostaje mieć nadzieję, że tytuł należy odczytać jako obietnicę dalszego ciągu.