- Hrabia Tavel von Brunckhorst, arystokrata z Talabheim
Zagadką dla historyków jest ten wypadek dziejów, który wyniósł odległe górskie miasteczko do panteonu świętych miast Imperium i skrył pod płaszczem Shallyi. I niezwykłe jest to miejsce Jej największej ze świątyń, wraz z pięknym wodospadem. Jest w Bergsburgu jakaś fascynująca mnie symbolika kultu Shallyi. Zmuszony jestem podejrzewać, że legenda o cudzie uzdrowienia Rolanda w wodach wodospadu i w konsekwencji założenia tam miasta, chciałaby opowiedzieć nam coś więcej niż to, co głoszą nam kapłani.
- Doktor Hubertus von Bora, uczony z Uniwersytetu Altdorfskiego
Wpierw przekładałem skrzynki w porcie i chorowałem od tego. Potem było Middenheim, gangi i problemy z bossami. Heh, każdy człowiek popełnia błędy. Wtedy usłyszałem o miejscu, gdzie mają więcej sakiewek, niż są w stanie opróżnić, trzeba tylko zebrać się w sobie, ruszyć przez góry i znaleźć swoją kotlinkę. Wziąłem siebie na bok, zrobiłem mądrą minę i rzekłem do siebie: Gerhard, Ty idź i nie odwracaj się za siebie. Bergsburg, czemu mnie tam jeszcze nie ma.
- Gerhard Blick, życie przed nim
Miasto Hochlandu, Bergsburg, leży między Górami Środkowymi a Drakwaldem, na trakcie łączącym Middenheim z Talabheim, 160 kilometrów od Miasta Białego Wilka. Ze źródeł na północnych wzgórzach wypływa Drakwasser. W Bergsburgu rzeka rozpoczyna imponującym wodospadem swój użyteczny dla żeglugi, spokojniejszy bieg dalej na południe, aż do Talabec. Położenie przy wodospadzie i pośród wzgórz wyróżnia Bergsburg na tle zwyczajnych miast Imperium. Jedynie Middenheim położone jest wyżej. Także klimat jest tutaj inny, ciężki i trudny, a wiatry z Gór Środkowych nigdy nie przynoszą mieszkańcom dobrych wieści.
Choć historia miasta jest dłuższa, pierwsze wzmianki o Bergsburgu - osadzie położonej przy drodze do Talabheim, w której mieszkańcy zajmują się hodowlą owiec i wydobywaniem kamienia, pojawiają się w Annałach Middenheimskich z XI wieku. Pięć wieków później rozpoczęto budowę Zamku, z czym związana jest miejscowa legenda. Działo się to podczas Wieku Trzech Imperatorów, kiedy cała okolica ginęła w morzu ognia i krwi. Bergsburg, podlegający zwierzchnictwu Talabheim, miał rozbić armię maszerującą z Middenheim. Na czele garstki wojska, złożonego głównie z chłopów i uchodźców, stanął Roland von Hochen, ówczesny baron Hochlandu. Jednak zamiast bronić Talabheim przed wojskiem Middenheim stojąc dumnie w pierwszej linii, musiał ścigać grupy dezerterów i banitów po splądrowanych ziemiach Hochlandu. Do jednej z takich potyczek miało dojść na terenie Bergsburga. Banici plądrujący miasto, widząc zbliżające się wojsko Barona, umknęli na północ. Baron rozdzielił swoich ludzi. Wojsku rozkazał szukać zbiegów pośród wzgórz, sam zaś razem z przyboczną kawalerią udał się w stronę wodospadu. Tam bandyci przygotowali zasadzkę, ludzie Barona padli pod gradem strzał, uciekinierów dobito włóczniami. Jedynie Roland ocalał, otoczony przez dezerterów i zepchnięty na krawędź skalną. Baron za nic mając sobie tę obławę, uczynił bezczelny, prowokujący gest w stronę oponentów. Rozwścieczony bandyta cisnął strzałę w pierś Rolanda, a upuszczony w śmiertelnym bólu miecz wpadł w spienione fale wodospadu. Kolejny strzał wyrzucił Barona z siodła prosto w kipiel wodospadu. Rozszalała woda ukazała wśród piany kwiaty białej róży po czym rozstąpiła się wokół Barona, który powstał wyszarpując z ciała obie strzały. Legendy różnie opisują dalsze dzieje. Baron albo rozprawił się z bandytami mieczem, albo okazał łaskę i darował życie oraz wolność w służbie Shallyi. Baron w chwale powrócił do miasta, które jak potem wyznał przyzwało go w snach. Okazało się, że rodzinne włości Barona splądrowały wojska z Talabeclandu. Baron zdecydował się na budowę nowego Zamku nad wodospadem, gdzie wydarzył się cud. Ufundował także u jego stóp Świątynię Pani Miłosierdzia. Wraz z budową Zamku rozrastało się miasteczko, do którego ściągali pielgrzymi słyszący o cudzie. Baron ustanowił władzę w mieście, w skład powołanej przez niego Rady Pięciu wchodził jego syn. Oba brzegi Bergsburga połączono mostem, a od południa, od strony Talabheim, miasto zabezpieczono ufortyfikowaną bramą. Baron zadbał o rozwój miasta i o jego reputację - osady bezpiecznej w czasach niekończącej się wojny domowej. Oprócz pielgrzymów i uchodźców do miasta zaczęła ściągać szlachta spokrewniona z von Hochenami oraz kupcy. Wszyscy wierzyli, że Shallya opiekuje się miastem i zsyła łaski na jego mieszkańców. Wraz z przeniesieniem całego rodu von Hochenów Miasto Białej Pani stało się stolicą Hochlandu.
Wir zdarzeń, podobnie jak 1000 lat temu, znów skierował oko cyklonu nad Bergsburg. Ale jego mieszkańcy, którzy widzieli jak Biały Wilk uchronił swoje miasto przed zagładą, nie dopuszczają myśli, aby Biała Gołębica zapomniała o swoim mieście. Ponadto miasto wciąż cieszy się znakomitą reputacją wśród kupców, dzięki którym się bogaci. Otacza go spalony Hochland, lecz Bergsburg trwa dalej. Gości diasporę Krasnoludzkich inżynierów, świadczącą wiele usług, mniejszość niziołkową, walecznych przybyszów z Kisleva oraz garnizon Armii Hochlandu. Dzielnic biedoty nie nęka przestępczość na taką skalę, jak w Middenheim czy w innych wielkich miastach, skala nędzy także jest mniejsza. Dzielnice Bergsburga są różnorodne i dzielą się podobnie jak klasy społeczne Imperium i Starego Świata. Niebezpiecznie jest więc głównie poza miastem.

Kliknij, aby pobrać mapę.
Grossplatz to centrum miasta i handlu. Tutaj liczy się zasobność sakiewki albo żyłka handlowa. Sam środek miasta to ziemia przygnieciona przez ciężkie od towarów stragany i zadeptana przez setki kupujących pochodzących nie tylko z samego miasta, ale i z całego regionu.
Obrzeża placu i ulice odchodzące od niego pokrywa bruk, na który próbują się wcisnąć bogate kamienice, by być jak najbliżej centrum Bergsburga. Z ich okien bogaci właściciele Domów Kupieckich obserwują obrót monet, które ostatecznie i tak spłyną do nich. Jednak wpierw przejdą przez szereg rąk farmerów, straganiarzy, handlarzy, kupców, bankierów. Obecni są też prawnicy i urzędnicy, ale prawo placu jest wielowiekową zbieraniną przepisów, do których każdy kolejny kupiec dorzucał coś od siebie, niczym kolejny towar do wielkiego, wspólnego straganu.
Verenenstadt spokojnie rozwija się pod patronatem kultu Vereny, bogini uczonych i prawników. Uczonym, skrybom, urzędnikom i kapłanom przeszkadzać może jedynie Tygiel, jak nazywany jest Teatr Bergsburdzki, tutejsze miejsce rozrywki. Poza Placem Teatralnym dzielnica jest zadbana i przyzwoita. Jej mieszkańcy spierają się jedynie w takich kwestiach, jak stosowanie druku w świętych pismach czy księgach.
Beilheim całym swoim charakterem odpowiada na pytanie o to, co robią żołnierze, gdy nie są na wojnie. Aż dziw bierze, że w Starym Świecie jest to możliwe. Można więc definicję mieszkańca Beilheim rozszerzyć do każdego, kto uważa się za najemnika i wyznaje Urlyka, ale z jakiś powodów (najczęściej obwiniany jest Sigmar i jego kult) nie jest na froncie. Ewentualnie jakimś cudem z niego powrócił lub zasłużył sobie na odpoczynek, ale w ponurym świecie niebezpiecznych przygód zdarza się to oczywiście bardzo rzadko. Mimo bliskości Baraków Straży, to tutaj prawdopodobnie trafi drużyna poszukiwaczy przygód złożona z najemnika, gladiatora i kogoś o równie pasjonującej profesji.
Helmsberg to dzielnica biedoty, co nie znaczy że należy jej współczuć, bo biedota jak każda klasa społeczna wynalazła coś czym dokopuje pozostałym, w ich przypadku tą bronią będzie przestępczość. Niestety jednak, tak jak nie istnieje długo coś takiego jak wolny handel czy wolne wyznanie, tak i wszelka zbrodnia musi mieć swój administracyjo-zwierzchniczy porządek. O wpływy walczą między sobą gang skrajnego psychopaty Kreuzera i zupełnie bezradni ludzie skupieni pod szyldem Hovenbacha, którym co najwyżej udaje się przemycić zepsutą rybę, gdy Kreuzer nie patrzy.
Sudentor to lustrzane odbicie Helmsberga, dokładnie po drugiej stronie rzeki. Ale choć to biedna dzielnica, nie jest tak niebezpieczna jak zakątki Helmsberga. W końcu utrata sakiewki to nie tragedia. Kontrolowana jest przez Gildię, a nie gang. Gildia Przewoźników i Robotników Portowych woli napełniać sakiewki (głównie kontrolując przemyt i Straż ten przemyt kontrolującą) niż wyciągać sztylety. To tutaj można spotkać zarówno te piękne jak i te brzydkie dziewki oddające swoje wdzięki za pieniądze oraz najmniej fanatyczny ze wszystkich kultów, kult Ranalda. Oczywiście w formie skrytych przed Strażą szulerni lub uśmiechniętych wyznawców. Sudentor da się lubić! To miejsce dla typów, którzy mieli ten przywilej urodzić się pod ciemną gwiazdą, ale nie aż tak wielki, aby lubować się w odcinaniu ofiarom palców i przybijaniu im do drzwi zdechłych kotów, jak czynią to ich sąsiedzi z Helmsberga. Ranald nie patrzy łaskawym okiem na wszelkie manifestacje przemocy. I choć nikt o tym otwarcie nie mówi, to mieszkańcy Imperium lubią tego boga, podobnie jak boginię Shallyę. Kapłani obojga starają się o spokojne oraz pozbawione okrucieństwa i gwałtu życie dla swych miejskich owieczek, z tym że wiara w Ranalda zawsze zapewnia dodatkową dawkę dreszczyku, napięcia i emocji.
Viehstadt jest największą dzielnicą Bergsburga. Ma dwa Skraje, Stary i Nowy oraz dwa życia - jedno w dzień, zupełnie inne nocą. Za dnia wrą warsztaty, dymią kominy, pompują rury, dmą miechy, spływają ciecze, gotuje się para. Nocą huk z warsztatów przechodzi w gwar picia i tak do rana. W Viehstadt może się zrealizować każdy inżynier, który lubi eksperymentować i nie boi się wybuchów. Gospodarze mają tu swoją, niespotykaną nigdzie indziej, Gildię Karczmarzy. Pojawia się pytanie na co komu taka gildia i jaka jest jej użyteczność. Może to urok Bergsburga, że tylko tu wpadli na pomysł by taki twór powołać.
Osstor, choć podobny do Viehstadt, różni się znacznie. Tu także mieszkają rzemieślnicy i inżynierowie, jednak Ci pierwsi mają wyższą pozycję społeczną. Spowodowane jest to tym, że ceni się bardziej sprawdzone technologie i wytwórstwo, niż eksperymenty i artyzm. Bardziej ufa się temu, co zostało już sprawdzone w przeszłości. Dlatego hierarchia jest tu zachowana „po staremu”. Czeladnik mieszka skromnie na niezagospodarowanym piętrze kamienicy swego pana, rzemieślnika, tuż nad warsztatem. Sam rzemieślnik, jednocześnie właściciel warsztatu, jest na tyle bogaty, że stać go na oddzielne mieszkanie w dzielnicy kupców i nuworyszy. Czeladnik para się jedynie tradycyjnym wytwórstwem powszechnych dóbr. Tu nie ma szaleńczej pracy wśród ryku maszyn i wybuchów nieudanych eksperymentów, bowiem każdy inżynier spotkany w Osstorze to tylko i wyłącznie krasnolud. Mają oni tu swoją Gildię Krasnoludów, ale niewielką i bez większej renomy. Oczywiście każdy czasem potrzebuję kupić sobie nową klamrę do paska albo naostrzyć topór, więc dzielnica ma się dobrze, lepiej nawet niż Viehstadt, gdzie wynalazki wybuchają wciąż za często.
Harzel to dzielnica okazałych rezydencji, o których mieszkańcy pozostałych dzielnic mogą jedynie pomarzyć. Bo będą mieli trudności nawet z wejściem do tutejszego parku. Wille powstawały w miejsce spalonych ruder biedoty, co jest kolejną kropla oliwy do ognia odwiecznej nienawiści plebsu do szlachty.
Rolandsbrücke ugości nas, gdy idąc z Harzel przekroczymy rzekę Mostem Rolanda. W ten sposób kończy się nasza podróż po dzielnicach. Ale to miły i sympatyczny koniec, bowiem Rolandsbrücke to doskonałe miejsce na wypoczynek.. A to za sprawą niziołków, którzy zadomowili się tutaj. Ich uliczki są zadbane, podobnie jak ogródki przy każdym z domków. Uroku temu miejscu dodają głazy, które spadły z górujących nad dzielnicą klifów. Na górę można się dostać zmyślną windą, ale trzeba mieć niestety zaproszenie na Zamek.