» Recenzje » Beowulf. The Legend

Beowulf. The Legend

Beowulf. The Legend
Jest taka jedna legenda o niejakim Beowulfie, wojowniku na schwał, co odpoczynku w życiu nie zaznał. Najpierw - za pozwoleniem króla - wybył z rodzinnej Gaetlandi by ubić Grendela, bestię nękającą Duńczyków. Gdy mu się to udało, nie zdążył nawet spokojnie wypic z duńskim królem, kiedy mamuśka potwora, Morska Wiedźma, pojawiła się na bankiecie by zemścić się za śmierć swojego syna. No i ponownie nasz dzielny Beowulf musiał uganiać się za potworą po morzach wszelakich, aż trafił do jej pieczary i zabił ją bez pardonu. W chwale wrócił do swojego kraju, dary od Duńczyków przywiózł, zaznał nieco spokoju. Niestety, tylko "nieco", gdyż Hygelac, jego władca, napadł na kraj sąsiedni i zginął w rejzie. Takoż syn jego wyciągnął kopyta dzięki szwedzkiej zdradzie. Beowulf zemścił się na podłych Szwedach i został królem Gaetlandu. I wszystko było by naprawdę pięknie, gdyby nie podarunek od jakiegoś wrednego drania - złoty puchar wykradziony ze skarbnicy smoka. Ognista poczwara przybyła do kraju, a król - nasz Beowulf - stanął w bój w którym ubił smoka, ale odniósł ranę śmiertelną. Ostatnim tchnieniem oddał władzę nad królestwem swojemu najbardziej zaufanemu kompanowi.

Świetnie, legendę pokrótce bo pokrótce, ale jednak już znacie. Czas przejść do konkretów, czyli do Beowulf. The Legend - gry Reinera Knizia, projektanta znanego z produkowania nowych tytułów na masową skalę, gier znanych na całym świecie ze swojej abstrakcyjności. Tym razem jednak otrzymujemy coś jeszcze - produkt ten jest bowiem ilustrowany przez samego Johna Howe, który zasłynął swymi przepięknymi obrazami dotyczących dziejów i świata Tolkienowskiego Śródziemia. Gra wydana została pod sztandarem Fantasy Flight Games, wydawnictwo równie znane i szanowane jak sam Knizia.

Już pudełko - standardowe, duże i kwadratowe - wita nas przepięknym obrazem pana Howe, przedstawiającym starcie naszego tytułowego wojaka ze smokiem. Opakowanie jest wytrzymałe, a zawartość, poza standardową masą żetonów, wielką ilością wszelakich kart i kilku drewnianych elementów, zaskakuje nietypową planszą w kształcie litery L. Ładną, bogato ilustrowaną planszą, na której gracze toczyć będą swoje zacięte boje u boku Beowulfa, uczestnicząc w jego przygodach. Wizualnie gra jest bardzo przyjemna, i powinna zadowolić nawet wyjątkowo wybrednych graczy.

Czas najwyższy przejść do sedna sprawy, czyli mechaniki i grywalności tytułu. Reiner Knizia, co już wcześniej podkreśliłem, słynie z produkowania gier, w których mechanika jest wzięta z księżyca i nie ma nic wspólnego z tym, o czym gra mówi. Tym razem w Legendzie Beowulfa otrzymujemy mechanikę licytacyjną. W skrócie: zbieramy karty, włazimy na pole z licytacją, licytujemy się i zbieramy nasze łupy.

A teraz wersja rozszerzona: w grze występują dwa rodzaje licytacji - licytacja natychmiastowa, czyli "na oślep", gdzie każdy gracz wystawia od razu taką ilość odpowiadających kart, jaką ma ochotę wydać w danej licytacji - oraz licytacja turowa, czyli "podbijana", gdzie gracze, poczynając od najmłodszego, zagrywają odkryte karty, przebijając się nawzajem aż do spasowania wszystkich graczy. W obydwu rodzajach licytacji ten, który dał najwięcej, jest zwycięzcą. Otrzymuje drewniany żeton z numerem jeden. Gracz, który był drugi w kolejności w licytacji otrzymuje numerek dwa, etc. Kiedy każdy ma już swój żeton z numerkiem, gracz z numerem jeden wybiera jedną spośród kilku dostępnych po zakończonej licytacji opcji - może zyskać kartę specjalną, dostać trochę złota lub punktów chwały, wziąć zwoje (na których jest losowa ilośc złota lub punktów chwały). Może jednak też otrzymać obrażenia czy stracić punkty chwały. Wiadomym jest, że te złe rzeczy muszą zabrać ci, którzy najmniej dali w danej licytacji, a rzeczy najlepsze zabierają ci, co wydali najwięcej. Ot, cała zabawa. Ale, ale, czym my się tu w ogóle licytujemy? No więc licytujemy się kartami - karty dzielą się na sześć typów, a w każdej z licytacji można używać tylko poszczególnych typów kart. Tak więc mamy karty z liskami, z pięściami, z toporami, ze statkami, z rogiem wina i na sam koniec - z hełmem Beowulfa, która pełni rolę Jokera, zastępując jedną z pozostałych kart licytacyjnych. Przykładowo, jak staniemy na polu Walka ze smokiem (Dragon Battle), to w tej licytacji możemy używać kart pięści, toporów i hełmów. Oczywiście, poza licznymi licytacjami na planszy widnieje jeszcze wiele pól, na których to polach możemy zdobywać karty potrzebne do dalszych licytacji jak i wiele innych dóbr - złota, chwały czy zwojów. Kiedy figurka Beowulfa przejdzie już całą planszę, grę wygrywa ten gracz, który posiada najwięcej punktów chwały. Nie należy jednak zapominać, że gracz posiadający trzy rany (czyli sześć draśnięć) pod koniec rozgrywki otrzymuje "bonus" w postaci minus piętnastu punktów chwały. I to już w zasadzie cała gra.

Dzięki temu, iż gracze nie mają aż do końca rozgrywki pewności, kto zwycięży, gra nie nuży się w zasadzie w ogóle, mimo że wciąż powtarza się ten sam rytuał pod tytułem "zdobądź karty, zdobądź chwałę, wygrywaj licytacje". Byłem pewien, że gra znudzi mi się po kilku rozgrywkach. Ile razy w końcu można przedzierać się przez historię Beowulfa i to za pomocą licytacji? Myliłem się - gra dzięki swojej lekkości, prostym i łatwo przyswajalnym zasadom, naprawdę gwarantuje świetną zabawę dla graczy w każdym wieku. Gorzej jest ze skalowalnością - gra jest podobno przeznaczona dla 2 do 5 osób. Granie we dwóch jest morderstwem dla tego tytułu. Ktoś, kto rozpoczął swoją przygodę z Beowulfem rozgrywką na dwóch graczy już pewnie do tego produktu nie wróci.

Podsumowując, Beowulf to kawał porządnej, rzemieślniczej roboty - jak zwykle u pana Knizia. Gra nie powala na kolana i nie zaskarbi sobie miana gry kultowej. Z pewnością jednak jest to produkt godny polecenia każdemu, kto ma ochotę na lekką, niewymagająca grę licytacyjną, idealną do zabawy w trzech, czterech lub pięciu graczy.

Dziękujemy firmie Gozoku za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 4.5 / 6

Galeria


5
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Typ gry: Strategiczna
Ilustracje: John Howe
Data wydania oryginału: październik 2005
Wydawca polski: Fantasy Flight Games
Liczba graczy: od 2 do 5
Wiek graczy: od 12 lat
Czas rozgrywki: ok. 60 minut
Cena: 145,00 zł.



Czytaj również

Lord of the Rings
Reiner Knizia, czyli twórca najbardziej klimatycznej gry
- recenzja
Age of War
Kośćmi przez Japonię
- recenzja
Władca pierścieni
Warto powrócić do Śródziemia
- recenzja
Beowulf
Bohater logiczny według Knizii
- recenzja
Legendy Blue Moon
Powrót legendy
- recenzja

Komentarze


Wojewoda
    .
Ocena:
0
Całkiem niezła gra, tylko IMO powinna się kończyć mniej więcej w połowie planszy. Jest zdecydowanie za długa.
23-09-2006 21:30
starlift
    E nie.
Ocena:
0
W 5 osob sie szybko gra. Jak sie nie spi w tym czasie. :)

Moja ocena jest podobna. Nie jest rewelacja pod kazdym wzgledem, ale gra niewatpliwie jest bardzo przyjemna, fajna i milo sie do niej wraca.

Bedzie na planszowkonie, chetnych zapraszam. :)
23-09-2006 22:12
Seji
    Gralem
Ocena:
0
Takie sobie, szczerze mowiac. Dalbym 4, nie 4,5 - za malo dynamiki, dosc monotonna w powtornych rozgrywkach.
23-09-2006 23:47
Dark Storm
   
Ocena:
0
Jak za przeciętną grę, to cena zdecydowanie odstrasza ;/ Ale na Planszówkonie będę, więc chętnie zagram :)
24-09-2006 14:37
!Blob!
   
Ocena:
0
A moim zdaniem bardzo fajna i bardzo ciekawa. ;) Dużo miejsca na taktykę i wredne zagrania, aczkolwiek chyba też dałbym 4,5. Bo droga. ;P
24-09-2006 20:05
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
dlaceg
17-02-2009 19:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.