» Recenzje » Battlestations: Pacific

Battlestations: Pacific

Battlestations: Pacific
Gdy przeglądałem materiały prasowe dotyczące Battlestations: Pacific, gra prezentowała się jak typowa strategia, do której ktoś dokleił tryb bezpośredniego przejęcia kontroli nad jednostką. Takich produkcji ukazuje się ostatnio coraz więcej (vide Men of War czy CoH: Opposing Fronts), wystarczyło jednak odpalić pierwszą misję i wszystko stało się jasne – to tryb strategiczny jest w tym tytule drugim daniem.


Brzmi znajomo?


Jeśli tytuł Battlestations: Pacific wydaje się wam znajomy, bardzo możliwe, że zetknęliście się z jego poprzednią częścią, Battlestations: Midway. Podobnie jak omawiana przeze mnie produkcja, gra pozwalała obejrzeć front na Pacyfiku oczami tak Amerykanów jak i Japończyków obsadzających niemal wszystkie statki, łodzie podwodne i samoloty biorące udział w tym historycznym konflikcie.


Wschodzące Słońce vs Stars’n’Stripes


Do wyboru mamy, co oczywiste, dwie kampanie – japońską i amerykańską. Pierwsza rozpoczyna się w momencie ataku na Pearl Harbor – misja ta, podczas której niszczymy zakotwiczone w porcie statki, jest jednocześnie wprowadzeniem uczącym nas obchodzenia się z latadłami. Kolejne zadania pozwolą nam np. powalczyć na Morzu Jawajskim, zdobyć port Moresby, Midway, a nawet zatopić statek w australijskim porcie. Kampania kończy się inwazją na Hawaje, a w kończącym ją filmiku widzimy japońskie statki zacumowane pod mostem Golden Gate w San Francisco – jak widać, mamy do czynienia z historią alternatywną.

A Amerykanie? Tę kampanię rozpoczynamy w trakcie bitwy o wschodnie Wyspy Salomona, by następnie walczyć m.in. o przylądek Santa Cruz, bronić lotniska Henderson Field, dwukrotnie zetrzeć się z Japończykami w bitwie o Guadalcanal, zdobyć Tarawę, Iwo Jimę i, ostatecznie, Okinawę.

Misje z reguły pozwalają nam objąć kontrolę nad jednym typem wojsk, ale nieraz przyjdzie nam przesiąść się ze statku za stery samolotu, łodzi podwodnej bądź patrolowej, a czasem pod naszą kontrolę oddanych zostanie kilka rodzajów jednostek, a od nas zależeć będzie, czym sterować będziemy w danej chwili.


Korsarze i Zera


Skoro już o maszynach mowa – do naszej dyspozycji twórcy gry oddali dosłownie zatrzęsienie sprzętu. Jeśli chodzi o samoloty, są tu nie tylko tak znane samoloty jak myśliwiec Zero czy bombowiec B-17, ale i masa innych, że wymienię tylko J7W1 Shinden (prototyp, który w BSP możemy oblatać w trakcie misji!), B5N Kate czy P-38 Lightning.

Podobnie ma się sprawa ze statkami – mamy tu m.in. okręty klasy Yamato, Atlanta, Fubuki, Minekaze i wiele innych. Do tego kilka rodzajów łodzi podwodnych (w tym niemieckiego U-Boota!), hydroplanów (można je wystrzeliwać z niektórych okrętów i łodzi podwodnych) i dwie łodzie torpedowe.

Ogółem, w grze znajduje się znakomita większość sprzętu używanego w wojnie na Pacyfiku (z wyłączeniem wojsk lądowych), a kolejne (jak np. P-51 Mustang) dołączyć mają do reszty dzięki nadchodzącemu DLC.


Realizm?


Tego po tej grze nie oczekujcie w nadmiarze. Wprawdzie niemal wszystko, co da się w grze zrobić, zgodne jest ze zdrowym rozsądkiem, ale takiego np. modelu lotu nie można nazwać godnym symulatora nawet przy największych dawkach dobrej woli – to tytuł bardziej zręcznościowy, stąd da się nawrócić samolot dwoma ruchami myszy (po wcześniejszym zwolnieniu) bądź wyprowadzić go z nurkowania metr nad ziemią (i to bez dłuższego treningu). Charakter gry zdradza już sama możliwość używania dopalacza, który pozwala osiągnąć naprawdę niezłe prędkości.

W wypadku pojazdów wodnych jest trochę inaczej – jasne, statki poruszają się dużo szybciej niż w rzeczywistości (gdyby tak nie było, przepłynięcie mapy byłoby śmiertelnie nudne), ale czuć tu ich masę – ciężkiego lotniskowca po prostu nie idzie nawrócić w dziesięć sekund, a po odpaleniu całej salwy burtowej autentycznie ma się wrażenie, że te działa to konkretna siła niszcząca.

Z innych rzeczy, trochę irytujące są kraksy samolotów – chodzi mi nie tylko o to, że po rozbiciu się (możemy wtedy przejąć kolejną jednostkę) nie pozostaje na ziemi żaden wrak, ale o to, że przygrzmoceniem (nawet B-17ką) w statek – nie ważne czy w ogromny pancernik czy w transportowiec – nie wyrządzamy mu żadnej krzywdy. Kilkukrotnie próbowałem, w ostatnim, rozpaczliwym ataku, dobić uszkodzony okręt wroga poprzez uderzenie w niego, no i nie przynosiło to skutku (ale już kraksa dwóch myśliwców wyłącza oba z walki). Kamikaze, którymi sterujemy w dalszej części kampanii, działają z kolei chyba nieco zbyt potężnie (swoją drogą, dziwne to uczucie specjalnie rozbić się na wrogu), ale, jak już pisałem, aż takiego realizmu od gry nie wymagam.


Zadania


Cele, jakie stawiane są przed nami w grze, są z kolei dość zróżnicowane. Wprawdzie lwia ich część brzmi "Zatop pancernik/lotniskowiec XXX", ale niektóre zadania są całkiem ciekawe, jak choćby ochrona konwoju połączona z niszczeniem baz wroga – tak długo, jak wrogie lotniska i porty będą stać, tak długo nasi sprzymierzeńcy będą narażeni na atak. Że można to olać? Jasne, nie trzeba wykonywać tego od razu, ale wtedy coś stracimy, nie wykonamy więc ukrytego celu tej misji, nie dostaniemy więc dodatkowej jednostki... Inną perełką jest spotkanie z Niemcami. Jako Japończycy uczestniczymy w spotkaniu na morzu japońskiej łodzi podwodnej z U-Bootem, gdy nagle przybywają Amerykanie – obejmujemy więc kontrolę nad oboma łodziami i dziurawimy ich okręty. Inny przykład? Za pomocą myśliwca P-38 Lightning gonimy opancerzony pociąg przez wąską dolinę, jednocześnie starając się zniszczyć maksymalną ilość instalacji wroga. Akcja nie ustaje więc ani na moment, pomijając chwile, w których przemieszczamy się z miejsca na miejsce, poszukując wrogów.

A same potyczki? Gorące. Gdy latamy, dookoła nurkują wrogie samoloty, wszędzie wybuchają pociski czasowe dział przeciwlotniczych, a skrzydła krzyżują się z seriami działek pokładowych bombowców. Gdy kierujemy pancernikiem, wszędzie chlapie woda, celne pociski dziurawią nasz pokład, wywołując pożary, a my miotamy się między wydawaniem rozkazów naprawiającym usterki robotnikom a działami – bo przecież trzeba wrogom się odgryźć! Aha, nie oczekujcie, że każdym działem steruje się tu osobno – na ekranie widoczne jest kilka kolorowych kulek, reprezentujących stan załadowania działa – przytrzymujemy lewy przycisk myszy i masa metalu pędzi w stronę wroga, każde działo strzela po kolei; dodatkowo uszy zalewa nam kaskada eksplozji i plusków. Pod wodą jest zaś nieco spokojniej – słyszymy tylko ciche odgłosy silnika naszej łodzi oraz ewentualnie wybuchy torped i bomb głębinowych. Wystarczy jednak na moment się wynurzyć, by fala dźwięku zaatakowała nas wybuchami.


Wojny nie wygrywa się w pojedynkę!


Dlatego w grze mamy do dyspozycji tryb strategiczny – możemy wydawać rozkazy innym jednostkom. Wystarczy wcisnąć "TAB", a naszym oczom ukazuje się estetyczna mapa okolicy, na której kilkoma kliknięciami możemy zmienić kurs całej floty, jaką dowodzimy. Jeśli zaś mamy jakieś lotniskowce bądź bazy, po wciśnięciu "Z" naszym oczom ukazuje się menu budowania jednostek. Pan sobie życzy dywizjon Hellcatów? Już wyjeżdżają z trzewi lotniskowca. Wydawanie rozkazów jest bardzo intuicyjne, a chociaż konieczne do ukończenia gry (należy w końcu zdobywać czasem wrogie bazy), nie jest żadnym problemem i nie odrywa nas od własnoręcznie prowadzonej rozwałki.


Multiplayer


Takowy oczywiście w grze istnieje, zarówno w wersji single (potyczka z komputerowymi przeciwnikami), jak i online. Do wyboru mamy kilka raczej standardowych trybów, jak np. Potyczka, Obrona czy Współzawodnictwo. Jeśli zaś chcemy potestować rozmaite jednostki dostępne w grze, z pomocą przychodzi nam Poligon, która to opcja wybrana w menu rzuci nas sam na sam z "wrogami" (nie będą nas atakować) i wybraną jednostką na wyspę.


Pacyfik? Ładny


Oprawa graficzna w grze jest świetna. Woda wygląda jak prawdziwa, chmury są niezwykle plastyczne, a modele realistyczne – widać niemal każdy detal samolotów i statków, w przypadku tych ostatnich widać nawet załogantów przechadzających się po pokładach (czasem jest to jednak komiczne – dziurawimy okręt salwą sześciu ciężkich dział, a ludziki na statku spokojnie spacerują dookoła)! Świetnie wygląda też rozmycie, jakie pojawia się, gdy nurkujemy bądź używamy dopalacza. Samolot zaczyna drgać, jakby miał zaraz się rozlecieć, widać powietrze opływające skrzydła... słowem, cudeńko. Przyczepić się mogę chyba tylko do wysp, które nieco odstają od reszty – drzewa nie są gęstą dżunglą, jest nieco łyso. Na szczęście nie ma czasu na przyglądanie się ziemi, bomby czekają na zrzucenie!

Dźwięk nie jest wcale gorszy. Działa, jak już wspomniałem, brzmią bardzo sugestywnie, tak te wielko- jak i małokalibrowe. Karabiny samolotów terkoczą jak trzeba, a odpalane spod skrzydeł rakiety pozostawiają po sobie charakterystyczne: "Szuch!". Z kolei gdy słyszymy eksplozję, bez trudu możemy rozpoznać, czy było to ciężkie działo zamontowane na pancerniku czy może działo przeciwlotnicze. Najbardziej denerwował mnie Japończyk wydający rozkazy – gość nadawał po angielsku z tak nieprzyjemnym akcentem, że kilkukrotnie marzyłem o tym, by dało nabić się nim lufę działa i wystrzelić nim we wroga. Z kolei amerykański dowódca brzmiał jak stereotypowy twardziel, gaszący cygaro na ręce.

Muzyka jest zaś całkiem niezła, nieco pompatyczna, ale pasuje to do klimatu gry. Szkoda, że utwory są tak krótkie, że szybko zaczynają się powtarzać i na dłuższą metę bardziej denerwują, niż nadają atmosfery. Na szczęście da się to wyciszyć w menu.


Do broni!


Battlestations: Pacific mnie zaskoczyło. Spodziewałem się kiepskiej strategii, a dostałem niezłą zręcznościówkę! Chociaż nie przepadam za frontem na Pacyfiku, gra dostarczyła mi wielu niezłych wrażeń – szkoda tylko, że kampanie są tak krótkie, trybowi multi nie wróżę sukcesu. I w zasadzie jest to największy grzech gry, bo jak na grę kosztującą stówkę, nie jest ona zbyt długa. Wpasowuje się w modną ostatnio tendencję tworzenia krótkich gier, niestety. Jeśli jednak szukacie wartkiej akcji, chcecie zasiąść za sterami wielu zróżnicowanych pojazdów, a do tego lubicie te klimaty, jest to gra dla was! Jestem na umiarkowanie entuzjastyczne tak.


Plusy:

  • świetna grafika,
  • masa sprzętu,
  • dobry dźwięk,
  • wrażenie autentycznego uczestnictwa w bitwie.



Minusy:

  • słaba optymalizacja,
  • dość krótki tryb single,
  • kiepski multiplayer.



A oto zwiastun gry:


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.5
Ocena recenzenta
8
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Battlestations: Pacific
Producent: Eidos
Wydawca: SCi / Eidos
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 14 maja 2009
Data premiery (Polska): 28 maja 2009
Wymagania sprzętowe: Core 2 Duo 3 GHz, 2 GB RAM, karta grafiki 256 MB (GeForce 6800 lub lepsza), 8 GB HDD, Windows XP/Vista
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.battlestations.net
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 119,90 zł

Komentarze


ashmourne
   
Ocena:
0
może sprobuję w to to zagrać.
25-07-2009 20:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.