» Recenzje » Battlefield 4

Battlefield 4


wersja do druku

Powrót na pole bitwy

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Battlefield 4
Jako fan tytułów spod znaku Battlefield grałem we wszystkie części, które pojawiły się na PC, wraz z dodatkami. Na każdą odsłonę serii czekałem z niecierpliwością. Seria stawała się coraz lepsza i w moim odczuciu biła na głowę inne sieciowe FPS-y. Do czwartej odsłony podchodziłem jednak ze sporym dystansem, bo wiele wskazywało na to, że będzie to powtórka z rozrywki. Czy tak faktycznie się stało?

Recker, reporting for nudy

Zawsze zaczynam od trybu dla pojedynczego gracza, ponieważ traktuję to jako wstęp do rozgrywek sieciowych. Jednak liczę też na interesującą historię, która dla fanów dramatów wojennych okaże się być wciągającą przygodą. W grze przyjdzie nam poprowadzić sierżanta Reckera, członka oddziału Grabarzy. Pierwszy raz wcielamy się w jego postać podczas misji w Baku, sześć lat po wydarzeniach z Battlefielda 3. Poznajemy tam też pozostałych członków oddziału, czyli Paca, Irisha i Dunna. Po przegrupowaniu ruszamy do punktu ewakuacji, wraz ze zdobytymi wcześniej informacjami. Jak to zwykle bywa, misja nie idzie do końca zgodnie z planem, przez co powrót do bazy okupiony zostaje śmiercią dowódcy oddziału. Informacje udaje się jednak przekazać do dowództwa i potwierdzają one to, czego Stany Zjednoczone już się spodziewały – Chiny szykują się do konfliktu z armią Wujka Sama. Wraz z oddziałem ruszamy więc w sam środek konfliktu, któremu – jak się okaże – towarzyszy jeszcze zawiła intryga.

Rozgrywka w singlu jest podobna do sieciowej – dostajemy punkty za sposób, w jaki zabijamy przeciwników, za eliminację wrogów przez naszych towarzyszy oraz za serie zabójstw. Wszystko to przekłada się na ocenę misji. Jedynym użytecznym profitem za najlepsze oceny są dodatkowe bronie do wykorzystania w trybie dla jednego gracza. Warto również zauważyć, że po mapie porozrzucano zapasy arsenału i gadżetów, dzięki czemu sami możemy dobrać ekwipunek do konkretnej misji. Znaleźć możemy też poukrywane znajdźki  – jeszcze więcej broni do singlowych skrzynek i nieśmiertelniki, które przydadzą się w... multiplayerze.

Sama historia prezentuje się dosyć spójnie, może dla niektórych okazać się ciekawa, jednak im większy postęp robiłem w kampanii dla jednego gracza, tym bardziej chciałem ją już zakończyć. Między przerywnikami filmowymi brakowało jakichkolwiek urozmaiceń rozgrywki. Tryb dla jednego gracza oferuje po prostu wesołą rozwałkę, ze śladową liczbą pojazdów, gdzie historia staje się tylko tłem. Rozwałkę, trzeba dodać, niezbyt wymagającą, bo ukończenie gry na najwyższym poziomie trudności zajęło mi siedem godzin. Dodatkowo w kampanii brakowało wyrazistych postaci, z którymi można by poczuć więź – tylko Irish sprawdzał się na tym polu. Pojawia się natomiast tak dużo papierowych bohaterów, że kiedy kończą swoją rolę, po prostu się o nich zapomina. Do tego Recker jest kompletną niemową i nijak nie można się z nim utożsamić.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Stany Zjednoczone, kraj nad Wisłą

Twórcy zdecydowali się sprezentować rodzimym odbiorcom pełny polski dubbing, który jeszcze bardziej psuje klimat rozgrywki. To jeden z gorszych pomysłów wydawcy – dramat wojenny z amerykańskimi żołnierzami w tle mówiącymi w polskim języku. Teoretycznie, jak poprzednio, można w opcjach znaleźć odpowiednią rubrykę do zmiany języka, jednak tym razem nie da się w niej nic zmienić. Nie mogłem wybaczyć tego Cenedze przy Brothers in Arms: Hell's Highway, nie mogę więc wybaczyć EA Polska w tym wypadku.

Reszta oprawy dźwiękowej prezentuje się już znacznie lepiej. Praktycznie każdy element, oprócz wyżej wymienionych okrzyków bojowych w języku polskim, sprawia, że można się poczuć jak na tytułowym polu bitwy. Dodatkowo oprawa muzyczna w tej części prezentuje się wyjątkowo dobrze, z nową (świetną!) wersją głównego motywu serii na czele. To, co popsuli w klimacie polscy dźwiękowcy, po części więc rekompensuje muzyka – świetnie dopasowana do wydarzeń i naprawdę wpadająca w ucho. Dźwiękowcy odpowiedzialni za całość oryginalnej ścieżki dźwiękowej, w którą polski oddział EA nie wszedł z butami, spisali się na medal.

10 cudów świata!

Sporo graczy przechodzi od razu do rozgrywki wieloosobowej, nie tracąc czasu na singla. Co tam czeka? Battlefield 4 ma zadatki na kandydata do sieciowej gry roku. Brzmi to z pewnością świetnie, ale w praktyce okazuje się, że wynika bardziej z braku konkurencji niż rewolucyjnych pomysłów. DICE wyciągnęło wnioski z przeszłości i żeby usprawnić sieciową rozgrywkę, wsłuchali się w to, co mówiła społeczność graczy. W wielu elementach zmiany udały się naprawdę dobrze, ale często można odnieść wrażenie, że gramy po prostu w znacznie podrasowanego Battlefielda 3.

Pozytywnie zaskoczyć mogą na pewno nowe mapy – łącznie dostajemy ich dziesięć i wszystkie zaprojektowane zostały świetnie. Moją ulubioną od razu została Fabryka 311 z powodu niepowtarzalnego klimatu opuszczonego kompleksu wojskowego, ale tuż za nią umieściłbym Strefę Powodziową oraz Sztorm Na Paracelach. Tak naprawdę jednak nie ma tutaj słabej planszy, dzięki czemu każda z nich na pewno znajdzie swoich fanów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Jeżeli chodzi o tryby rozgrywki, to mamy zarówno to, co już znamy z poprzednich części, jak i zupełnie świeże rozwiązania. Pojawia się więc popularny Podbój w wersji normalnej i dużej, Szturm oraz Dominacja, którą wprowadził w "trójce" dodatek Walka w zwarciu. Nowe rozwiązania to UnicestwienieNeutralizcja. Pierwsze z nich zadebiutowało jeszcze w becie najnowszej części. Wszystko kręci się wokół bomby, którą dostarczyć trzeba do jednego z trzech strategicznych punktów przeciwnika. Zespół, który pierwszy wysadzi wszystkie trzy przekaźniki, wygrywa mecz. Drugi tryb mocno przypomina rozgrywkę z Counter-Strike'a i tutaj również zabawa koncentruje się wokół ładunku wybuchowego, z tym że mamy już jasny podział na drużynę broniącą się i atakującą. Na mapie znajdują się dwa miejsca, w których bombę można podłożyć, jednak wystarczy wysadzić jeden punkt, by wygrać rundę. Łącznie mamy rund sześć i wygrywa zespół, który zwycięży większość z nich. Jest to tryb przeznaczony do gry w dziesięć osób – po pięć na każdą ze stron.

Tym razem pojawiają się już nie dwie, a trzy strony konfliktu. Obok Amerykanów i Rosjan są jeszcze Chińczycy. Oczywiście nie ma sytuacji, gdzie wszystkie trzy frakcje walczą ze sobą – zależnie od mapy pojawiają się dwie specjalnie dobrane do niej strony konfliktu. Tylko kwestie żołnierzy amerykańskich wypowiadane są po polsku – Rosjanie i Chińczycy mówią w swoich językach. Chociaż tyle.

Ponownie dostajemy cztery klasy i ich role na polu bitwy są identyczne jak w "trójce". Jest więc szturmowiec (medyk), technik (przeciwpancerny), wsparcie i zwiadowca (snajper). Używają tych samych co poprzednio broni, jednak nie ograniczają się wyłącznie do nich. Nic nie stoi  na przeszkodzie, by szturmowiec skorzystał z karabinku snajperskiego albo zwiadowca postrzelał z karabinku szturmowego.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Battlefield 4...

Battlefield 4 to również kilka innych mniejszych lub większych nowości. Gracz dostaje między innymi możliwość stworzenia własnego emblematu, który pojawiać się będzie na jego mundurze, broni oraz pojazdach, które zdecyduje się poprowadzić. Widzi go również osoba, którą udało nam się zabić. Co prawda jest to mały gadżet, ale wyraźnie dobrze się przyjął, ponieważ większość graczy zdecydowała się zaprojektować swoją grafikę. Często twórczość innych "żołnierzy" potrafi zrobić wrażenie – widziałem już między innymi samodzielnie wykonaną flagę Bośni czy logo Half-Life'a. Można tutaj naprawdę puścić wodzę fantazji i stworzyć coś ciekawego.

Inną rzeczą jest pojawienie się znacznie większej liczby ulepszeń do broni. Dla ludzi, którzy lubią zdobywać nowe przedmioty, będzie to prawdziwa gratka. Na wybór modyfikacji wpływa rozbicie niektórych kategorii na grupy – zamiast jednego typu tłumika czy rączki pojawia się ich teraz kilka, a różnią się między sobą nie tylko wyglądem, lecz także wpływem na statystyki uzbrojenia. Mamy też możliwość zamontowania dwóch rodzajów celownika – bez problemu do optyki domontować możemy poprawkę zwiększającą  przybliżenie lub na szynę z kolimatorem dorzucić celownik mechaniczny. Pojawiła się także możliwość samodzielnego usprawniania – wcześniej dostępne były z góry dobrane konfiguracje, teraz możemy dowolnie dopasować pistolet do naszych upodobań, przy czym łącznie mamy trzy sloty na dodatki. Jest również możliwości pomalowania swojej broni lub pojazdu w dowolnie wybrany rodzaj kamuflażu – tych nowy BF oferuje naprawdę sporo.

Rozbite na różne gatunki zostały też gadżety, które dołączamy do ekwipunku. Apteczki i paczki z amunicją podzielono na dwie wersje, większą i mniejszą. Podobny los spotkał granatniki i wyrzutnie, których teraz jest kilkanaście rodzajów. Do tego kilka rodzajów granatów różniących się pełnioną rolą. W końcu możemy też zaopatrzyć się w granat dymny i nim stworzyć osłonę dla drużyny.

Nieco inaczej wygląda odblokowywanie nowych elementów ekwipunku. Mody do broni czy pojazdów będziemy zdobywać, po prostu ich używając, jednak niektóre dostać możemy wyłącznie za pomocą pakietów. Pierwszy ich rodzaj zaczynamy otrzymywać od trzeciego poziomu, co drugą rangę. Znajdują się w nim ulepszenia do losowych broni, kamuflaże czy premie do zdobywanego doświadczenia. Inny rodzaj to ulepszenia przydzielane co dwieście zabójstw z danej broni. Zdobywanie tych paczek to czysta przyjemność i aż nie można się doczekać zawartości następnej.

W "trójce" kolejne pukawki odblokowywały się wraz z poziomem doświadczenia. Teraz trzeba z należącego do danej kategorii sprzętu korzystać. Tym samym nowy karabin maszynowy czy snajperski zdobędziemy wyłącznie, strzelając właśnie z tych rodzajów broni. Odblokowywanie przebiega co prawda znacznie wolniej, ale trzeba przyznać, że jest to zdecydowanie sensowne posunięcie DICE.

Specjalizacja zastąpiona została usprawnieniami bojowymi poustawianymi w czteropoziomowe zestawy. Pierwszy poziom dostępny jest zawsze, jednak jeżeli pięcioosobowa drużyna dobrze ze sobą współpracuje i mało kto ginie, jest szansa odblokowania pozostałych trzech. Im więcej akcji drużynowych wykonują członkowie ekipy, tym bardziej zapełnia się pasek usprawnień, a co za tym idzie, więcej profitów staje się aktywnych. Oczywiście pasek nie wypełnia się bez końca i w momencie, gdy ginie cała drużyna, tracimy połowę postępów w tej kategorii. To również motywuje do kooperacji.

Kolejnym elementem, który doczekał się usprawnienia, jest system pływania. W poprzednich odsłonach ograniczał się wyłącznie do trzymania Shifta i płynięcia przed siebie z nadzieją, że nikt nas nie trafi. W BF4 wpadając do wody, możemy zanurkować, by trudniej było nas dostrzec lub postrzelić. Natomiast wypłynąwszy na powierzchnię, możemy już wyciągnąć z kabury pistolet i bronić się przed atakami. Przy okazji dodano opcję skontrowania eliminacji nożem, o ile następuje ona od frontu. Wystarczy wcisnąć przycisk w odpowiednim momencie i z niedoszłej ofiary stajemy się momentalnie zwycięzcą takiej walki. To niewielka zmiana, ale zdecydowanie pozytywna.

Do stworzenia rywalizacji między przyjaciółmi posłużą misje. Jedna osoba zakłada misję i ustala cele do wykonania. Może również dodać, na jakiej mapie ma się odbywać starcie i ile podejść można wykonać. Na sam koniec zapraszamy znajomych i voila – można rozpocząć walkę na przykład o to, kto pierwszy zostanie najlepszym żołnierzem wsparcia w jednej rundzie. Całkiem dobra opcja, jeżeli oczywiście gramy w gronie kumpli.

...czy Battlefield 3,5?

Drobnej modyfikacji poddany został system punktacji. Dodano punkty za czas posiadania wrogiej flagi, co motywuje do wykonywania zadań. Wyeliminowano też irytujące asysty za ponad 90 punktów. Teraz takie akcje zaliczane są po prostu jako zabójstwa. O jedną czwartą zmniejszono natomiast liczbę punktów za "wskrzeszanie", zatem medycy są zdecydowanie mniej zmotywowani do zabierania ze sobą defibrylatora. Jest to mocno odczuwalne i trochę przykre. Lekko zmienione zostały dostępne od dziesiątego poziomu zadania. Tym razem dotyczą konkretnych klas, pojazdów i trybów rozgrywki. Mamy więc na przykład misję dla szturmowca, w której musi zabić siedmiu wrogów z karabinu szturmowego i wykonać siedem uleczeń za pomocą apteczek, czy też zadanie, w którym musimy przejąć dwadzieścia flag w Podboju i zdobyć dziesięć razy baretkę z tego trybu. Nagrodą są odznaki oraz nowe rodzaje nieśmiertelników (ponownie możemy samodzielnie dobrać, co się na ich pojawi).

Elementem z Battlefield 2, który – obok chińskich żołnierzy – powraca do serii po latach, jest tryb dowódcy. Twórcy posłuchali społeczności i znów możemy poprowadzić całą drużynę do boju. Z poziomu mapy wydajemy rozkazy poszczególnym zespołom. Co ciekawe, w przeciwieństwie do BF 2, rozkaz musi zostać jeszcze potwierdzony przez dowódcę zespołu, którego dotyczy. Nasza rola jednak nie ogranicza się tylko do tego. Pojawiają się drony skanujące wyznaczony punkt lub zagłuszające wroga. Mamy też możliwość uruchomienia artylerii czy wystrzelenia pocisku. Nie wszystko jest jednak dostępne od razu i często niektóre z opcji zostają odblokowane dopiero po tym, jak ktoś na polu walki zajmie odpowiedni punkt. Ale w końcu od tego są rozkazy.

W trybie dowódcy, wydając punkty, możemy używać specjalnych umiejętności. Pierwszą z nich jest awans drużyny wzmacniający siłę bojową. Drugą jest zrzut zaopatrzenia, czyli wielka paczką z amunicją i lekami. Trzecią jest szybkie odrodzenie, które umożliwia błyskawiczny respawn konkretnej drużyny. Ostatnią jest zrzut pojazdu, który – zależnie od terenu – będzie quadem albo małą łodzią. Do serwera można też teraz dołączyć jako zwykły obserwator i oglądać zmagania innych graczy.

Czuć pewien powiew świeżości ze względu na system Levolution. Za jego sprawą na każdej z map znajdują się zniszczalne elementy, których destrukcja  w mniejszy lub większy sposób wpłynie na sytuację na polu bitwy. Na przykład podczas walk przy Zaporze na Mekongu można zniszczyć tytułową zaporę, która w rezultacie pokryje część mapy gruzem, czyniąc ten teren trudniej dostępnym dla pojazdów. Na Strefie Powodziowej znajdziemy natomiast wał przeciwpowodziowy, który po bliskim kontakcie z ładunkami wybuchowymi dopuści do zalania całego miasta, co uniemożliwi poruszanie się pojazdami naziemnymi. Warto zobaczyć to na własne oczy, na własnym komputerze. Oczywiście wszystko to możliwe jest dzięki trzeciej wersji silnika Frostbite, która jednak w ogólnym rozrachunku nie wypada już tak dobrze. W porównaniu ze skokiem jakościowym między Bad Company 2 a Battlefield 3, teraz mamy do czynienia z naprawdę niewielkim postępem. Momentami nowy silnik potrafi zaskoczyć pięknym widokiem, ale czasami czułem się, jakbym widział znów to samo, tyle że po odrobinie liftingu. Wciąż nie ulega jednak wątpliwości, że grafikę należy przypisać zdecydowanie do pozytywnych aspektów produkcji.

Pole bitwy przestało działać

W całokształcie Battlefield 4 prezentuje się naprawdę dobrze i gra się w niego zdecydowanie przyjemnie. No, przynajmniej dopóki się gra, bo nie można pominąć (pseudo)optymalizacji. W samym singlu wszystko było właściwie w porządku – gra co prawda wysypała się dwa razy, ale okazjonalny crash każdej produkcji może się zdarzyć. Okazało się to jednak wstępem  do prawdziwych problemów, które ujawniły się dopiero w multiplayerze. Na początku granie dłużej niż godzinę graniczyło z cudem. Po prostu wyskakiwał komunikat, że gra przestała działać, i można było pożegnać się z rozgrywką aktualnie rozgrywanej rundzie. Co prawda, od wczoraj jest już nieco lepiej (DICE wciąż pracuje nad poprawkami), ale problem nie zniknął. Mam też problemy z konkretnymi mapami – na Zaporze na Mekongu za każdym razem psuje się dźwięk i giną poszczególne ścieżki. Czasami w ogóle nie ma dźwięku. Natomiast Oblężenie Szanghaju to wręcz niemożliwy wyczyn – gra na tej mapie wariuje i po czasie nie dłuższym niż pięć minut po prostu się zacina. I koniec. Kurtyna. Całe szczęście, że miałem okazję ograć mapę jeszcze w czasie beta-testów.

Z tego, co wyczytuję w sieci, wynika, że duża część społeczności ma bardzo podobne problemy. Co prawda twórcy już o nich wiedzą i nad nimi pracują, ale produkcji tak niedopracowanej pod względem technicznym nie powinno się wypuszczać na rynek. Nie po to przecież organizowana była otwarta beta, żeby można było sobie po prostu pograć w grę przed premierą.

Czy warto kupić Battlefield 4? W tym momencie raczej nie. Problemy, z jakimi boryka się produkcja, wołają o pomstę do nieba i mogą naprawdę zagrać na nerwach. Pomijając kwestie techniczne, Battlefield wciąż jednak trzyma wysoki poziom. Czasem można odnieść wrażenie, że to mocno podrasowany BF3, ale lista zmian (i to tych pozytywnych) jest naprawdę długa i mówi sama za siebie. Myślę, że fani serii nową cześć już zakupili, ale jeżeli ktoś jeszcze się waha, to po załataniu przez DICE błędów będzie można śmiało dać Battlefieldowi 4 szansę.

Plusy:

  • samodzielnie dobierany ekwipunek w trybie dla jednego gracza
  • świetna, oryginalna ścieżka dźwiękowa
  • wszystkie mapy w multi prezentują się świetnie
  • Levolution
  • 2 nowe niezłe tryby rozgrywki
  • więcej uzbrojena, modyfikacji i gadżetów
  • emblematy sprawdzają się świetnie
  • powrót trybu dowódcy
  • oprawa graficzna...

Minusy:

  • ...która jednak czasem przypomina BF3 po liftingu
  • słaby i nudny singiel
  • sabotaż w postaci pełnej polskiej wersji językowej
  • bardziej Frostbite 2,5, niż 3
  • tragiczna optymalizacja

Zrzuty ekranu pochodzą z oficjalnych materiałów producenta.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Battlefield 4
Producent: Digital Illusions/EA DICE
Wydawca: Electronic Arts
Dystrybutor polski: Electronic Arts
Data premiery (świat): 29 października 2013
Data premiery (Polska): 31 października 2013
Nośnik: DVD
Strona WWW: www.battlefield.com/pl/battlefield-...
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 139,99 zł.



Czytaj również

Battlefield 4
Masfield 4.0
- recenzja
Battlefield 4
Battlefield znów zaskoczy? Sprawdź sposób na odpoczynek
Battlefield 1
Znowu pierwszy
- recenzja

Komentarze


TheProdigy
   
Ocena:
0

Czemu nie ma własnych screenów, tylko oficjalne od EA?

13-11-2013 22:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.