» Recenzje » Batman. Azyl Arkham

Batman. Azyl Arkham


wersja do druku

Krajobraz z Azylem w tle


Batman. Azyl Arkham
Batman to superbohater pobudzający wyobraźnię twórców w najwyższym stopniu. I nie świadczy o tym jedynie, nieporównywalna z opowieściami o innych herosach, liczba wybitnych i ważnych komiksów (jak chociażby Powrót Mrocznego Rycerza czy Zabójczy żart), w których występował Człowiek-Nietoperz. Najlepszy dowód na to, jak wielowymiarowe uniwersum udało się wykreować wokół tejże postaci, świadczy różnorodność – tematyczna i estetyczna - opowieści z jej udziałem.

W ciągu minionych piętnastu lat mogliśmy posmakować przynajmniej części dań z tego bogatego menu. TM-semic, po debiucie historią Moore'a i Bollanda, stawiał początkowo na cięższe historie do scenariuszy Alana Granta z rysunkami Norma Breyfogle’a. Epizody z roku 1991: Szczurołap, Anarch czy trylogia z Obeah stanowią polską klasykę opowieści o Batmanie. W kolejnych latach obcowaliśmy z twórczością rozmaitych autorów, którzy dopisywali i dorysowywali swoje trzy grosze do powstającego w wyobraźni polskiego czytelnika wizerunku Mrocznego Rycerza. Wizerunku bohatera raczej schodzącego na ulicę i walczącego na pięści z pospolitymi rzezimieszkami, niż fruwającego ponad dachami w podniebnych pojedynkach.

Aż wreszcie nadszedł schyłek roku 1994 i wraz z Sanctum Mike’a Mignoli przekonaliśmy się, iż podążanie za cieniem nietoperza może zaprowadzić nas w najbardziej niezwykłe zakamarki wyobraźni. W przekonaniu tym utwierdził nas dwa lata później swoimi Machinami Ted McKeever, który pokazał, jak pretekstowo można potraktować postać Batmana w snuciu własnej opowieści. Wydane w tym czasie dwa tomy Black&White stanowiły ostateczne świadectwo szacunku, jakim darzony jest Batman przez swoich komiksowych rodaków i jak niewyczerpane źródło inspiracji stanowi.

Era TM-semic przeminęła, a Bruce Wayne ze swoim alter ego powrócili po latach za sprawą Egmontu oraz, niedawno i do niedawna, Dobrego Komiksu. Z jednej strony zaserwowano fanom kultowe pozycje z gatunku Powrotu i Roku pierwszego, a z drugiej kolorową, amerykańską (i nieco głupawą) rzeczywistość superbohaterów w trzyodcinkowej serii Superman/Batman. A jeśli dodać do tego mający ukazać się niebawem cykl Hush, który zawiera obszerną, wydawaną pierwotnie w cyklu zeszytowym opowieść, którą w 2003 emocjonowano się za oceanem, możemy powiedzieć, iż znów mamy do czynienia z pełnym obrazem. Obrazem, w którym wciąż brakowało jednego szczegółu. Azylu Akrham.


Ta pochodząca z 1989 (!) roku pozycja to przykład skrajnej interpretacji postaci Człowieka-Nietoperza. Grant Morrison, wspierany rysunkami Dave’a McKeana (znanego polskiemu czytelnikowi przede wszystkim ze współpracy z Neilem Gaimanem), zaprasza na wyprawę w głąb psychiki mieszkańców Gotham. Mając na względzie fakt, iż w wielu przypadkach jest to psychika mocno zachwiana, warto przygotować się na ostrą jazdę bez hamulców. Komiks Morrisona jest bowiem sztandarowym przedstawicielem "nurtu psychologicznego", w którym wyzwaniem dla bohatera nie jest konfrontacja z przeciwnikiem, lecz z własnymi demonami. Jeśli w wielu późniejszych komiksach o Batmanie nasz heros za pośrednictwem swojego głosu wewnętrznego zastanawia się, na ile on sam jest przyczyną szaleństwa, które nieustannie ogarnia Gotham, to w dużej mierze możemy za ten wątek podziękować duetowi Morrison/McKean.

Azyl jest przy tym typowym (i wyjątkowym zarazem) przypadkiem dzieła, o którym najlepiej wyrobić sobie własne zdanie. Dla jednych przerost formy nad treścią, dla drugich Everest geniuszu, stanowi z pewnością wydarzenie ważne, czemu wyraz dali również czytelnicy Poltergeista nagradzając tytuł w plebiscycie na Komiks Maja. Wybrany tytuł z pewnością urozmaica, już i tak bogatą, kartę dań z nagłówkiem "Batman".

Warto spróbować. Tylko ostrożnie.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
9.0
Ocena recenzenta
7.62
Ocena użytkowników
Średnia z 28 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Batman. Azyl Arkham
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Dave McKean
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: maj 2005
Tłumaczenie: Jarosław Grzędowicz
Liczba stron: 128
Format: B5
Oprawa: twarda, kolorowa
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Cena: 79 zł
Wydawca oryginału: DC Comics



Czytaj również

Batman/Spawn
Piekło w Gotham
- recenzja
Batman. Wyjątkowo mroczna noc
W obronie złoczyńcy
- recenzja
Niewidzialni: Księga pierwsza
Samozwańczy obrońcy rzeczywistości
- recenzja
Green Lantern #4: Ultrawojna
Jeszcze więcej kosmicznego miszmaszu
- recenzja
Batman. Ego i inne opowieści
Jeden autor, różne style
- recenzja
Batman – Sekta
Każdy przegrywa, nawet Batman
- recenzja

Komentarze


Mrowiec
    Mandragora?
Ocena:
0
Czemu jako wydawca widnieje Mandragora skoro komiks zostal wydany przez Egmont?
A skoro juz o bledach to jest literówka w nazwie Dobrego Komiksu (brak "r" w "Dobry").
A jesli chodzi o sama recke to skonczyla sie nim sie zaczela, wg mnie jest stanowczo za krótka i malo w niej o samym komiksie.
17-07-2005 19:02
Jeremiah Covenant
    Mało recenzji, więcej historii.
Ocena:
0
Wydaje mi się, że przesadziłeś z przedstawieniem samej komiksowej genezy Człowieka-Nietoperza. Brakuje plusów i minusów "Azylu Arkham", co jest chyba największym błędem. Ciężko mi powiedzieć, czy komiks Ci się podobał czy nie. Z recenzji to nie wynika.
17-07-2005 20:34
Repek
    Dziękuję...
Ocena:
0
...za wyłapanie literówki i błędu z wydawnictwem.

Co do pozostałych uwag... Ten komiks nie istnieje dla mnie poza kontekstem innych komiksów o Batmanie. Sam w sobie niewiele - moim zdaniem - znaczy. Wymaga konkretnego tła. Stąd to zestawienie z historią i taki pomysł na organizację tekstu. Jego ukazanie się na rynku [wreszcie!] stanowi niezwykłą klamrę - zauważcie, że w USA ukazał się w roku 1989, a rok później w Polsce ruszyło TM-semicowe szaleństwo.

Ten komiks - dla mnie - nie jest do podobania się lub niepodobania. To jeden z tych dziwnych przypadków, gdy trzeba coś znać, bo 'tak wypada' [jak DKR, Watchmen czy Sandmana]. A opinia zależy tylko i wyłącznie od gustu - jedni lubią takie eksperymenty, inni nie cierpią, gdy do historii o superbohaterach dodaje się jakieś drugie i trzecie dna.

Co do długości tekstu - staram się wyciagać to, co uważam za istotne, a nie streszczać pozycję i analizować ją strona po stronie. W wypadku Azylu najważniejszy jest dla mnie sam fakt wydania tej historii, reszta jest drugorzędna.

Pozdrawiam
18-07-2005 00:02

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.