» Recenzje » Batman: Arkham Origins

Batman: Arkham Origins


wersja do druku

Początki trudnego związku

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Batman: Arkham Origins
Już dawno żadna nowa gra nie wdarła się na cybersalony takim szturmem jak Batman: Arkham Asylum. Można powiedzieć, że RockSteady Studios w 2009 zgarnęło pełną pulę i pod pewnymi względami wyznaczyło nowe standardy. Kontynuacja z 2011 roku nie była już tak nowatorska, ale dała fanom dokładnie to, czego potrzebowali i oczekiwali. W tym roku pojawiła się kolejna odsłona, tym razem będąca prequelem, która również rozpalała oczekiwania graczy. Czy im podołała?

Noc, która wszystko zmieniła

Jak łatwo się domyślić, fabuła zabiera nas do początków nocnej działalności Bruce’a Wayne’a – około dwóch lat po jej rozpoczęciu. Część ludzi nadal uważa Batmana za miejską legendę, policja oficjalnie zaprzecza jego istnieniu, ale ściga go jak kryminalistę. Nie przeszkadza to jednak Czarnej Masce, który w wigilijny wieczór rozpoczyna polowanie na naszego protagonistę, wyznaczając za jego głowę nagrodę wysokości pięćdziesięciu milionów dolarów. Do Gotham zjeżdżają rożnej maści zabójcy chętni zgarnąć tak niezwykły gwiazdkowy podarek.

Scenariusz został dość zgrabnie napisany i choć posiada słabsze momenty, to trzyma całkiem niezły poziom. Historia jest dość spójna i ciekawa, znajdziemy tam kilka ciekawych zwrotów akcji. Jest jednak względnie krótka, przynajmniej w porównaniu do czasu, jaki spędziłem na misjach pobocznych i zbieractwie. Brakowało mi tego pazura, który spowodowałby, że klepnąłbym się w kolana i krzyknął: "Ha! To jest to!".

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Niewątpliwą zaletą całości jest klimat związany z początkami działalności obrońcy Gotham. Prawie cały czas czuć, że jesteśmy postacią na pół mityczną, ściganą na równi przez prawo oraz złoczyńców. Świetnie wygląda pierwsze spotkanie Batmana i Jokera czy początek wyzwań Riddlera. Wspomniany efekt potęguje też to, że jedyną osobą, której Bruce Wayne może zaufać, jest Alfred – relacje między nimi nakreślono tym razem o wiele mocniej.

Wszystko to ma oczywiście wpływ na zachowanie postaci i jest to chyba najmocniejsza strona Arkham Origins. Począwszy od Batmana, który jest dużo bardziej brutalny i bezkompromisowy i częściej daje się ponieść emocjom, przez komisarza Gordona, aż po Pingwina – większość z postaci przejawia delikatne różnice w zachowaniu, nie tracą one jednak tego, co tworzy esencje ich charakterów. Najmniejszą zmianę (co jest w tym wypadku plusem) widać w Jokerze ponownie będącym klasą samą dla siebie. Najmilszym zaskoczeniem okazał się dla mnie Bane, który w końcu okazał się nie tylko wielką kupą mięśni – został przedstawiony jako dobry taktyk i charyzmatyczny przywódca. Z tego wszystkiego zawodzi najbardziej Deathstroke, który będąc główną twarzą początku kampanii, został prawie pominięty w dalszej fabule.

Mocniej, więcej, szybciej

Rozgrywka wygląda bliźniaczo podobnie jak w przypadku poprzednich dwóch części. Składa się z przeplatających się sekwencji zręcznościowych, skradankowych oraz mordobicia okraszonego od czasu do czasu walką z bossem. Pod tym względem, muszę przyznać, jest intensywnie. Plac zabaw, jaki otrzymujemy, jest naprawdę spory i usiany rożnego rodzaju przeszkodami. Za każdym rogiem czai się grupka zbirów, których należy przykładnie ukarać, czekają nierozwiązane sprawy kryminalne, a Enigma ponownie rozsiał po całym mieście fragmenty danych, jakie warto zebrać.

Nie wszystko jest jednak tak różowe, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka zdawać. Więcej nie zawsze oznacza lepiej. W tym wypadku im dalej posuwałem fabułę do przodu, tym bardziej liczba przeciwników przestawała bawić, a zaczynała irytować. Pod koniec praktycznie cały czas poruszałem się z uruchomionym trybem detektywa, żeby po raz kolejny nie wylądować w środku grupy zbirów i nie musieć po raz setny spuszczać im łomotu – tempo ich respawnu potrafiło naprawdę zadziwić. Sytuacje ratował system szybkiej podróży, ale i on potrafił przy chwili gapiostwa wrzucić nas w sam środek grupki gangsterów.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Wracając jednak do głównego wątku i fabuły: pod względem samego gameplayu było tutaj różnie. Przez większość czasu wszystkie elementy były dość wyważone, lecz podobnie jak w przypadku wcześniej wspomnianych ulic receptą na wszystko zdawało się stwierdzenie "im więcej, tym lepiej". Szczególnie dotyczyło to wysyłanych przeciwników. W szczytowym momencie mój Batman musiał walczył z dwudziestoma zbirami naraz, tylko po to, żeby od razu wpaść na kolejnych dziesięciu, tym razem z gatunku elitarnych. I tak co chwilę.

Jednak to, co przede wszystkim zawodzi, to walki z bossami, które poza starciem z Firefly’em są w równym stopniu nudne co irytujące. Szczególnie dotyczy to starcia z Deathstrokiem, jakie polega na powtarzaniu bez przerwy dokładnie tych samych ruchów i kombinacji klawiszy, przy czym pomyłka często szybko kończy się śmiercią i wczytaniem ostatniego zapisu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Czy zatem całość rozgrywki wygląda źle? W żadnym wypadku, to w końcu seria Arkham i jakkolwiek na to patrzeć, nadal solidna marka. Niemniej nawet najlepsze jedzenie serwowane zbyt długo zaczyna powszednieć. Na początku wszystko wygląda rewelacyjnie i ponownie zachwyca, jednak powtarzanie w kółko tych samych rzeczy po prostu się nudzi – zabrakło tutaj trochę innowacyjności. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jeśli mówimy o prequelu, to trudno wymagać, żeby bohater robił rzeczy, których nie potrafi w przyszłości, ale jednak... Wolałbym już, żeby gra była krótsza dzięki pominięciu wciskanych na siłę kolejnych potyczek, nie różniących się niczym od dziesiątek wcześniejszych.

Trochę lepiej wyglądają misje poboczne, gdyż te zostały całkiem dobrze przemyślane i zbalansowane. Każda z nich dotyczy innego złoczyńcy, niekoniecznie powiązanego z nagrodą za głowę Gacka, i pozwala przyjrzeć się łotrom z trochę innej perspektywy. Tym razem szczególnie ciekawe okazuje się spotkanie z Kapelusznikiem, interesująco wyglądają też pierwsze przejawy zainteresowania Batmanem ze strony Ra's al Ghula. Do tej kategorii zaliczają się też oczywiście łamigłówki Riddlera, których szukanie i rozwiązywanie stanowi całkiem sporą część zabawy, jednak są trochę uboższe niż poprzednio.

Rewelacyjnym urozmaiceniem jest natomiast rozwiązywanie spraw kryminalnych, jakie w różnych momentach pojawiają się na naszej mapie. Nie stanowią zbyt wielkiego wyzwania, ale pozwalają ponownie wczuć się w klimat i pokazują, że bycie superbohaterem to nie tylko uganianie się za superzłoczyńcami, ale i chwytanie zwykłych przestępców i pomoc policji tam, gdzie sobie ona nie radzi.

Gotham prawie jak z obrazka

Nieznaczny postęp widać za to w wyglądzie miasta i oczywiście jego wielkości. Gotham, jakie tym razem poznajemy, jest większe niż to z Arkham City, choć daleko mu do Los Santos z GTA V. Całość wygląda całkiem nieźle, graficy spisali się naprawdę dobrze i poza sporadycznymi przypadkami nie ma problemów z doczytywaniem tekstur. Wszystkie postacie również zostały ładnie stworzone i zaanimowane. Można się przyczepić tylko do tego, że poza hordami zbirów miasto jest całkowicie martwe i nie dzieje się tam praktycznie nic. Ogólnie ludzie z Warner Bros. Games Montreal zrobili bardzo dobry użytek z silnika od RockSteady.

Nie inaczej jest z udźwiękowieniem oraz grą aktorską. Szczególnie ta druga (po raz kolejny) zasługuje na najwyższą możliwą notę. Wszyscy aktorzy wcielający się w postacie tchnęli w nie prawdziwe życie. Oczywiście na pierwszy plan wybijają się Troy Baker (Joker) oraz Roger Craig Smith (Batman), ale inni nie ustępują im zbytnio pola i mam nadzieję, że takich gier będzie coraz więcej.

W momencie, w którym zabrałem się za eksplorowanie nowego Arkham, naprawiono już większość bugów na jakie gracze uskarżali się zaraz po premierze. Podczas tych kilkudziesięciu godzin, przez które wcielałem się w Gacka, ze dwa razy nastąpił chwilowy zanik dźwięku przy animacji, raz lub dwa gra nie zapisała znalezienia jakiegoś pakietu danych, ale poza tym wszystko działało bez zarzutu. Dopiero po zakończeniu trybu fabularnego musiałem raz zrestartować grę, gdyż Batman nagle stwierdził, że nie uznaje wciśnięć trójkąta, i zaczął je bezczelnie ignorować.

To, czego trochę żałuję, to fakt, że nie dane było mi spróbować rozgrywki sieciowej. Pomimo usilnych prób nie udało mi się dołączyć do żadnej gry z uwagi na pustki, jakimi świecą serwery. Do rozpoczęcia meczu potrzebnych jest osiem osób – po trzech gangsterów na stronę oraz dwóch bohaterów. Maksymalna liczba chętnych, jaką udało mi się zobaczyć w lobby, wynosiła cztery, a po piętnastu minutach czekania zazwyczaj zmniejszała się do jednego chętnego.

Trudne początki

Batman: Arkham Origins jest dokładnie tym samym, co dostaliśmy wcześniej, tylko w bardziej zintensyfikowanej wersji. Brakuje mu powiewu świeżości, czegoś, co urozmaiciłoby rozgrywkę. Tytuł Warner Bros. Games Montreal broni się solidną fabułą oraz momentami filmowym rozmachem, ale uderza w nim wtórność, co przy dość długim czasie rozgrywki powoduje znużenie i poczucie rozwlekania gry na siłę. Łyżkę dziegciu stanowi również multiplayer, który istnieje tylko w teorii. Mimo to jest to nadal jedna z najlepszych serii i żaden fan nie może przejść obok gry obojętnie, ale niekoniecznie musi chwytać za nią od razu.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
7
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 1
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Batman: Arkham Origins
Seria wydawnicza: Batman: Arkham
Producent: Warner Bros. Games Montreal
Wydawca: Warner Bros Interactive Entertainment
Dystrybutor polski: Cenega Poland
Data premiery (świat): 23 października 2013
Data premiery (Polska): 25 października 2013
Platformy: PC, Xbox 360, PS3, Wii U



Czytaj również

Batman/Spawn
Piekło w Gotham
- recenzja
Batman. Wyjątkowo mroczna noc
W obronie złoczyńcy
- recenzja
Batman. Ego i inne opowieści
Jeden autor, różne style
- recenzja
Batman – Sekta
Każdy przegrywa, nawet Batman
- recenzja
Batman. Detective Comics #5: Wojna Jokera
Preludium do wojny Jokera
- recenzja
Batman. Detective Comics #4: Zimna zemsta
Miłość wybacza wszystko
- recenzja

Komentarze


Gawk
   
Ocena:
0

Metal Gear Batman

07-12-2013 19:55
TowarzyszT
   
Ocena:
0

Batman, zawsze jest Batmanem;) Nawet w zbroi;)

29-12-2013 23:36

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.