Baśnie #01: Na wygnaniu

Shrek IV

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

Baśnie #01: Na wygnaniu
Shrek, animowana produkcja studia Dreamworks, do dziś stanowi punkt odniesienia dla wielu kreskówek oraz drogowskaz dla twórców komponujących dzieła z różnych skrawków kultury. Kontynuacja była poprawna, lecz w trzeciej odsłonie wyraźnie zagubił się pierwotny duch i całość wypadła blado. Fani zielonego ogra nie zostali jednak opuszczeni: co roku pojawia się przynajmniej kilka tytułów, które nawiązują do parodystycznej stylizacji i ukazują w krzywym zwierciadle kolejne ikony zbiorowej świadomości. Znakiem czasów, w których ludzie wciąż weryfikują i dekonstruują to, na czym wyrośli, jest również seria Baśnie z rysunkami Lana Mediny, Steve'a Leialohy i Craiga Hamiltona do scenariusza Billa Willinghama.

Wyróżniony nagrodą Eisnera tytuł stawia się często obok dokonań Neila Gaimana. Podobieństwo rzeczywiście istnieje, lecz jest bardzo powierzchowne. Willingham sięga po postaci podobne do tych, które występują w utworach ojca Sandmana, lecz pozostaje przy pastiszowym przekształceniu klasycznych sytuacji, w jakich tego typu bohaterowie na ogół występują. Stąd Zły Wilk pełniący rolę detektywa i Śnieżka jako zastępczyni burmistrza Baśniogrodu. Sam świat, w którym żyją Baśniowcy, przypomina trochę realia znane z Nigdziebądź, gdzie obok (pod) prawdziwym Londynem rozciągała się domena magicznych istot. W uniwersum Baśni są wygnańcami, którzy musieli opuścić fantastyczną krainę, uciekając przed inwazją mrocznego wroga zwanego Adwersarzem. Nie ulega wątpliwości, że pod taką opowieścią Neil Gaiman mógłby postawić swoją sygnaturę.

Istotna różnica polega na tym, iż Gaiman, szczególnie w Sandmanie, stara się sięgnąć głębiej, pod różnymi szerokościami geograficznymi poszukuje wspólnych elementów w rozmaitych kulturach. Definiuje uniwersalne prawa, którym podlegają zarówno śmiertelnicy jak i ponadczasowe byty. Tymczasem Baśnie, przynajmniej na razie, ograniczają się do kręgu fantastyki w wydaniu zachodnim. Z tego powodu bliższy jest im właśnie Shrek, choć w wydaniu przeznaczonym już wyłącznie dla starszego odbiorcy. Trzystuletni Pinokio już nie cieszy się z faktu, że zawsze będzie chłopcem i nie będzie mógł uprawiać seksu. Książę z Bajki uwodzi kolejne kobiety, żyjąc na ich koszt, wykorzystując i porzucając. A Piękna i Bestia? W takim otoczeniu pozostała im rola tysiącletniej pary z problemami małżeńskimi. Gdy dodać do tego spajającą akcję formułę dochodzenia w sprawie morderstwa, powstaje opowieść barwna, dowcipna, lecz także brutalna, której bohaterowie nie stronią od mocnych słów i zdecydowanych czynów.

Baśnie to niewątpliwie jedna z najważniejszych polskich premier komiksowych mijającego roku. Dzieło Willinghama i spółki, uznane za granicą, pokazuje jeszcze jedno oblicze komiksu amerykańskiego, często niesprawiedliwie sprowadzanego do banalnych bijatyk superbohaterów. Trudno w tej chwili z całą odpowiedzialnością założyć, iż tytuł stanie się w Polsce wielkim hitem i będzie wypatrywany z taką niecierpliwością jak Kaznodzieja lub Sandman. Gdyby jednak w jego ojczyźnie ktoś szukał materiału na nową, epokową ekranizację, warto byłoby podsunąć mu Baśnie – z całym ich rozmachem i humorem.

A wówczas wystarczyłby solidny reżyser, odpowiednio wysoki budżet i Shrek zostałby zdetronizowany. I wszyscy oglądaliby długo i szczęśliwie.