Barry Trotter i bezczelna parodia - Michael Gerber

Parodia niekoniecznie ciekawa

Autor: Michał 'ShpaQ' Laszuk

Barry Trotter i bezczelna parodia - Michael Gerber
J.K.Rowling na rynku fantastycznym, i nie tylko, jest już uznaną marką. Wszystko za sprawą Harrego Pottera, w którym to zaczytują się wszyscy bez względu na płeć, wiek, światopogląd czy narodowość. Fascynacja ta rozciąga się często poza zwyczajne czytanie, ale świadczy to tylko o skali i niezwykłości zjawiska, jakim są książki o młodym czarodzieju z magicznej akademii Hogwartu. Niestety, sukces tego rodzaju pociąga za sobą również inne rzeczy, często znacznie mniej miłe i przyjemne. Do tej drugiej kategorii moim zdaniem niewątpliwie należy pisanie wszelakich parodii. Pewni pisarze żyją zresztą z pisania prześmiewczych powieści opartych na twórczości znanych autorów. Kimś takim jest na pewno Michael Gerber. Parodiował Tolkiena, Lewisa, teraz przyszła kolej na Rowling. Pełen niespokojnych myśli przystąpiłem jednak do lektury i...

Od pierwszych kart powieści autor zasypuje czytelnika mnóstwem gagów, mniej bądź bardziej udanym nazewnictwem i niewybrednym językiem - w sumie nic dziwnego, przecież to parodia. No cóż, pomyślałem, to dopiero początek, więc akcja ma jeszcze szansę się rozkręcić. Nie pomyliłem się, w pewnym momencie powieść nabrała rozpędu i dalej już było tylko szybciej i szybciej. Co z tego, że szybciej, skoro żarty stosowane przez autora, mimo że powinny być główną siłą napędową Barrego Trottera..., poziomem dorównują tym znanym z głupkowatych komedii typu Naga broń czy Faceci w rajtuzach. Na ekranie wygląda to zabawnie, w powieści zdecydowanie mniej. Autor starał się jeszcze nadrabiać komizmem w stylu Pratchetta, ale efekt wyszedł raczej żałosny. Owszem, całość jest zabawna, ale nie dlatego, że autor się postarał. W większości przypadków jego żarty są tak żenujące, że aż śmieszne.

Ciężko mi jednoznacznie stwierdzić, do kogo ma być adresowana ta powieść. Na pewno nie do dzieci - za dużo w niej seksu i aluzji niezrozumiałych dla młodszych wiekiem odbiorców. Z drugiej strony, dojrzały czytelnik będzie zdruzgotany poziomem żartów. Autor najwyraźniej starał się napisać coś, co będzie trafiało w gusta wielu grup odbiorców, ale jakoś nie do końca mu się udało.

Fabuła należy do średnio skomplikowanych. Jest totalnie nieprzewidywalna, ale stosunkowo łatwo się we wszystkim połapać. Dzielny i niemiłosiernie leniwy Barry wyrusza do Hollywood by powstrzymać produkcję filmu o nim. Zamiast walczyć z lordem Vielokontem - jego odwiecznym wrogiem, ściera się z największą i najbardziej zbiurokratyzowaną instytucją świata. Po drodze oczywiście niejednokrotnie pakuje się we wszelakie kłopoty. To wszystko sprawia, że ciężko się nudzić podczas lektury, mimo że nie jest ona najwyższych lotów.

Po lekturze ma się dziwne wrażenie, że Michael Gerber obrał sobie za cel nie tylko panią Rowling i jej słynne dziecko, ale całą kulturę masową z Hollywood na czele. Refleksja taka przechodzi jednak równie szybko i niespodziewanie jak się pojawia. Całość jest zbyt głupia, żeby mogła traktować o czymś poważnym.

Podsumowując, Barry Trotter i bezczelna parodia jest zdecydowanie parodią i to w dodatku niemiłosiernie wręcz bezczelną. Wściekle różowa okładka umacnia jeszcze to wrażenie - w efekcie otrzymujemy solidną dawkę kiczu i tandety. Mimo doskonałego tłumaczenia Pauliny Braiter, książka ta wywołała u mnie niesmak. Chyba jednak wolę sięgnąć po prawdziwego Pottera, mimo że nie należę do szerokiego kręgu jego fanów.

Ze szczerego serca odradzam.

Dziękujemy Wydawnictwu MAG za udostępnienie książki do recenzji.