» Biblioteka Jedynego » Księgi o Dominium » Bardania

Bardania


wersja do druku

Na skalnej grani, czyli kilka słów o Bardanii

Redakcja: Maciej 'Feniks' Gorczyca
Ilustracje: Małgorzata 'Moraine' Skowron

Ktoś nierozważny lub zwyczajnie niedouczony, przeglądając mapy Dominium napotka na problem, jeśli zechce odnaleźć na nich teren Bardanii. Każdy natomiast, kogo napotkasz na szlakach Półwyspu Pazura, zapytany o Bardanię, wskaże bez zastanowienia majaczące w oddali szczyty gór Dervah lub przynajmniej stronę, w którą powinieneś się udać aby je ujrzeć. Nikt nie wskaże jednak początku ni krańca tej krainy, nie podpowie, w którą z dróg należy skręcić, aby dotrzeć do jej stolicy. Jest dzisiejsza Bardania tworem niczym sen – niemożliwym do określenia lecz niepodważalnie istniejącym. Zna ten sen każdy, kto bywał w górach Dervah, a najlepiej znają go ci, którzy nazywają siebie Bardańczykami.

Lecz zanim przejdziemy do nich, opowiem kilka słów o charakterze samej krainy. Bardania, mimo że nie istnieje dziś jako suwerenne królestwo jest regionem, którego odmienności nie śmie podważyć nikt znający się na rzeczy. Nie jest też prawdą, iż Bardanię tworzą jedynie jej mieszkańcy, żyjący w zniewoleniu jeszcze zbyt krótko, aby zapomnieć o korzeniach i własnej odmienności. To nie jest region żyjący jedynie dzięki tradycji kultywowanej przez swych mieszkańców! Wprost przeciwnie! To on stanowi o tak znaczącej odmienności ludu na nim żyjącego!

Bardania to przede wszystkim góry. To określenie jest bardzo szerokie, mieści w sobie zarówno zapomnienie gór Gordu, przestrzeń górzystego terenu Goskaru, niemożliwą do sforsowania niedostępność gór Lodowych oraz suchość klimatu gór centralnego Kordu. Dervah mają oczywiście swój własny charakter, są zupełnie inne, unikalne, nie dają się porównać z żadnym innym górskim regionem Dominium, jednak każde z gór, mają jedną wspólną cechę – tajemnicę.

Być może Dervah właśnie ową tajemniczością przyciągnęły do siebie przed wiekami ludzi zwanych dziś Bardańczykami. To całkiem prawdopodobne, zważywszy na to, jak piękna i dzika to tajemniczość. Dervach są jak kobieta, piękna swą nieskażoną naturą, zgrabna strzelistością skalnych iglic i stromizną głębokich rozpadlin, zmysłowa subtelną miękkością wieczornych mgieł, tajemnicza niedostępnością miejsc, do których najbardziej rwie się serce miłującego góry wędrowca. Wiem, że to śmieszne porównanie. Niewyszukane i nieco infantylne, lecz chyba naturalne dla każdego, kto kocha piękno. Góry Dervah są właśnie kobietą, piękną, ulotną istotą, kochanką chce się od razu pomyśleć, lecz liczyć się trzeba z tym, iż romans z taka niewiastą przyniesie tyle samo euforii i zachwytu, co rozczarowań, bólu i cierpienia. Nasza kochanka bowiem, swój wyjątkowy charakter okazuje najpełniej właśnie gnąc karki rozkochanych w niej zalotników.

Iluż to ludzi straciło życie wśród skalnych ostępów? Na niebezpiecznych szlakach ciągnących się kilometrami wzdłuż postrzępionych grzbietów? W wąskich przesmykach i jarach? Kto zliczy kości, które letnie słońce wydobywa spod śniegu zalegającego niedostępne parowy? Czy któryś z tych nieszczęśników myślało o śmierci, gdy podczas przeprawy karmił oczy fantastycznym widokiem ośnieżonych szczytów? Ilu z tych, którzy zginęli, zdążyło pomyśleć o tym, iż to właśnie jeden nierozważny krok doprowadził ich do zguby? Czy choć jeden? Szczerze wątpię. Spadając w dół nie ma czasu na myślenie, no, może tylko na dobitne uświadomienie sobie tego jak niewiele znaczy nasze życie w obliczu potęgi skalnych masywów.

Takie są właśnie góry Dervah. Pięknie potrafią grać na najczulszych strunach ludzkiej duszy, prowokować, dawać natchnienie, rozczulać i sycić pięknem, by po chwili strącić w czeluść prowadzącą wprost do piekła. Wyniesione potężną siłą wnętrza planety, nie wysmagane jeszcze wiatrem i nie skruszone mocą gorącego słońca na tyle by stracić swój ostry rys. Fascynują oko fantastyczną rzeźbą, mocą twardego granitu, formami skalnymi zdającymi się wyjść wprost spod ręki Jedynego. Ostre krawędzie szczytów odcinają się w mroźnym powietrzu poranka od błękitu nieba z mocą mylącą wzrok do tego stopnia, iż wielu z przemierzających Dervah wędrowców opowiadało o wrażeniu jakoby płynęły one w przestworzach niczym okręty. Niespotykana nigdzie indziej flora syci wzrok barwami pełnymi głębi, nie bystrymi i krzykliwymi, lecz wciągającymi niczym wir. Kształty niewysokich sosen, których najwięcej można spotkać w miejscach gdzie szansę miała wytworzyć się choć garstka gleby, kontrapunktują ostre rysy spękanego granitu. Ciekawią niespokojną linią swych powykręcanych odnóży, ich karłowate pnie wiją się niczym węże, pną, zrastają ze sobą, wspinają po skałach chcąc jakby sięgnąć nieba. Grają z człowiekiem zadając odwieczną zagadkę splątanego węzła, bawią się niedoskonałością ludzkiego oka, porażają niespotykaną odmiennością. Ścielące się niczym miękkie dywany łachy mchów i porostów, zapraszają głębią swej zieleni do złożenia na nich zmęczonego ciała, lecz mogą też zgubić nieszczęśnika nie znającego tych ich odmian, które rosną niemalże wprost na wilgotnej, śliskiej skale. Przepełnione uderzającą do głowy mocą powietrze gór, potrafi oszołomić, wyostrza zmysły i pobudza serce by biło w innym, bardziej dzikim rytmie. Przestrzeń zawarta pomiędzy szczytami przytłacza, lecz porusza też tą część ludzkiej natury, która nakazuje ją poskromić. Nieustannie krążące wśród skał porywiste wiatry przynoszą z najodleglejszych zakątków globu myśli tyle fascynujące i piękne, co niebezpieczne i szalone. Szum tych wiatrów, ślizgających się po gładzi granitu, czaruje, wprowadzając człowieka w nastrój zamyślenia i nostalgii. Kryształowy blask kolorowych minerałów, które napotkać można najczęściej w miejscach wypływu strumieni, uwodzi barwami nieprawdopodobnej wręcz intensywności, kusząc przy tym ludzką próżność do tego, by posiąść ich piękno na własność. Całe to bogactwo miesza się ze sobą, scala i rozchodzi, kotłuje niczym w kotle, zaskakując co chwila nowym elementem. Powstająca na kanwie wiecznego granitu mieszanina stanowi jak się zdaje o wyjątkowości Dervah, o ich tajemnicy. Olbrzymie bogactwo przerastające małego człowieka.

To oczywiście Dervah wysokie, ta część gór gdzie spotkać możemy zwinne kozice i muflony, odpowiedzialne, jak podpowiada rozum, za większość legend opowiadanych przez górali o deviria. Niżej krajobraz zmienia się, łagodnieje na tyle, aby umożliwić człowiekowi zakładanie osad. Ostre szczyty oddalają się od siebie, skalne masy rozdzierane są coraz głębiej i szerzej zielonymi dolinami, rozchodzącymi się od siebie i splątanymi tak, że tylko miejscowy potrafi poruszać się po nich, nie gubiąc co chwila drogi. Doliny bez odpływów wypełnione są błękitnymi lustrami jezior, często niespotykanie głębokich i zdradliwych. Nie znajdziesz w nich ryb, lecz smak ich wody jest nieporównywalny z niczym, przejrzysty, ciśnie się na usta, niczym jeziorna toń. Powierzchnia dolin jest nierówna i postrzępiona, nie raz rozdzierana przez wychodnie ostrych skał. Schodzące do dolin każdego wieczora mgły, zatapiają krajobraz, rozmazują kontury szczytów, pogrążają w mroku, który ciężko rozproszyć nawet ogniem pochodni. Doliny wypłaszczają się wraz ze spadkiem wysokością, budując ściany zielonych stoków o delikatnych nachyleniu, niewysokie wzgórza, hale i dolinki. Wiosną i latem zielone łąki upstrzone są paletą różnokolorowych kwiatów, jesienią niektóre z miejsc pokrywają się rdzawą barwą wrzosów, zimą krajobrazem rządzi niepodzielnie śnieżna biel. Tu rozpoczynają się gęste lasy wysokich świerków, podtrzymujących jak gdyby brunatnymi pniami podnóża gór. Schodzą one wraz z dolinami w dół, stając się coraz gęstsze, ciemne i tajemnicze. Wszystkie te miejsca pełne są zwierzyny, bogate i kipiące od życia. Nie dostrzeże tego niewprawne oko, lecz każdy z górali mógłby opowiedzieć dziesiątki historii o sprycie zwierząt zamieszkujących Dervah.

Napisałem, że Bardania to przede wszystkim góry. Wynika więc z tego, iż krainę tą tworzy coś jeszcze. Część niezbyt rozległych przedgórzy ciągnących się po obu stronach Dervah to też Bardania, może nieco mniej dzika i drapieżna, lecz równie piękna i niebezpieczna. Przedgórza od strony północo-wschodniej, tam gdzie Drevah łączą się powoli z Milczącymi Górami i na wschodzi, gdzie rozpoczyna się teren Ragady, rozciągają się ledwie na przestrzeni kilkunastu kilometrów, kończąc się głęboką tektoniczną rozpadliną, która stanowi naturalne koryto dla nurtu, rozpoczynającej swój bieg u podnóża południowych szczytów Dervah, rzeki Erechielii. Tak niecodzienne ukształtowanie rzeźby tej części pasma Dervah, spowodowane jest nagłością i gwałtownością, jaka charakteryzowała proces ich powstawania. Mało gdzie w Dominium tak wyraźnie i dobitnie uwidoczniła swą moc i siłę natura. Wschodnie przedgórze to teren dziki i niezamieszkały. Na jego krajobraz składają się częste wychodnie kredowych skał, tworzące zespoły o fantastycznych kształtach, rozcinane wodami licznych strumieni, pędzących ze stoków Dervah w kierunki Erechieli. Wszystko to otulone jest gęstym i suchym sosnowym borem, tak że rzadko gdzie znajdziesz tu otwartą przestrzeń.

Zgoła odwrotnie ma się sytuacja po zachodniej stronie gór. Tu Dervah przechodzą stopniowo i płynnie w falujący niespokojnie teren, pełen wzgórz i jarów. Potoków na zachodnią stronę puszcza Dervah znacznie mniej, są one jednak przeważnie większe i dość szybko łączą się ze sobą, tworząc nieduże rzeki. Lasy powoli mieszają swój drzewostan, im dalej od gór tym bardziej uwidaczniając przewagę gatunków liściastych. Są także obfitsze w zwierzynę, pełne niedostępnych dla człowieka kniej i mateczników. Wypłaszczające się stopniowo wzgórza oddają swe stoki pod radła pługów, dodając do krajobrazu nowe elementy, charakterystyczne dla wiejskich regionów rolnych. Można by rzec, iż właśnie tu przebiega zachodnia granica Bardanii. Prawdziwi górale nie zajmują się bowiem rolnictwem prawie wcale, zwłaszcza że gleba przedgórzy nie należy do urodzajnych.

Pora wreszcie poświęcić kilka słów mieszkańcom tej krainy. Kimże są słynni na całym Półwyspie Pazura, a i znani w większości cywilizowanych obszarów Dominium, górale z Dervah? Czy opinie o nich i niewątpliwa sława, którą cieszą się w niektórych regionach, jest prawdziwa, czy bazuje tylko na krewkości charakteru, przynależnej chyba większości ludów zamieszkujących obszary wyżynne. No cóż… Postarajmy się odpowiedzieć na te pytania.

Pośród cynazyjskich badaczy regionów funkcjonuje przekonanie, przenoszone zresztą nierzadko na pole polityki, iż rozbiór i zniewolenie Bardanii, było najlepszym co mogło spotkać jej mieszkańców, jeśli postrzegać mielibyśmy ich jako grupę narodową. Wątpliwym jest, aby jeszcze przez dziesiątki lat można było nazwać Barańczyków narodem, jednak wspólny mianownik niewątpliwej krzywdy, której uczestnikami stali się wszyscy mieszkańcy regionu Dervah, dobitnie obnażył słabość ich państwowości i uświadomił potrzebę przedłożenia dobra wspólnego nad dobro własnej wsi, własnego majątku czy nawet własnej okolicy. Wytworzył też więź wykraczającą poza przyjęty wśród górali system społeczny, oraz niewątpliwe poczucie wspólnego interesu, jakim jest odzyskanie swobody samostanowienia o sobie, swojej okolicy i swym majątku. Można się z tym zgadzać lub nie, nie da się jednak ukryć, iż poczucie doznanej krzywdy zbliża, buduje zrąb wspólnego celu, jakim staje się odebranie za wyrządzoną krzywdę rekompensaty. Nie istotne, a przynajmniej nie istotne w pierwszym zamyśle, jest od kogo i w jaki sposób rzeczoną rekompensatę uzyskać, sedno sprawy tkwi w tym, iż cel ten łączyć zaczyna niespodziewanie ludzi, którzy prócz odmienności od ludów zamieszkujących kraje ościenne, nie mają ze sobą wiele wspólnego.

System społeczny Barańczyków zasadza się bowiem na klanach, bazujących na więzach rodzinnych grupach, z których każda różni się od innej, zamieszkuje inne miejsce, tworzy własne tradycje, niejednokrotnie posługuje się własnym dialektem. Oczywiście ponad tą różnorodnością istnieje pewien system praw i zwyczajów, pozwalający na współistnienie i współdziałanie klanów, jednak jak pokazał rozbiór, była to więź nadspodziewanie ulotna, nie wytrzymująca konkurencji z bardziej nowoczesnym myśleniem o wspólnocie, jakie funkcjonuje w krajach sąsiednich. Górale z Dervah od zawsze uważani byli za zacofanych w stosunku do sąsiadów i nie sposób odmówić racji tym, którzy taki pogląd głoszą.

Bardańczycy są ze swej natury ludźmi kłótliwymi, niepokornymi i samodzielnymi, przyzwyczajonymi do myślenia w kategoriach „ja”, „moje”, gdzie „moje” znaczy rodziny, klanu, czy też wsi, co zazwyczaj jest jednoznaczne. Są nieprzewidywalni i błyskotliwie pomysłowi w działaniu, konsekwentni w obranym zamiarze do granic możliwości. Krnąbrność wobec przeciwieństw i zakrawająca na brak rozumu śmiałość stawiania czoła problemom, jaką wykazują, jest niespotykana u żadnych innych ludów zamieszkujących Dominium. Odwaga, gotowość do zbyt pochopnych poświęceń, skrajność w osądach i wygłaszanych opiniach jest znana każdemu, kto miał do czynienia z Barańczykami. Taki człowiek mógłby także opowiedzieć zapewne wiele o zabawnej niechęci górali do zamkniętej przestrzeni miast, do usystematyzowanej organizacji obcego wojska, niezrozumieniu jakie żywią dla zhierarchizowanej instytucji kościoła oraz zwierzęcej drapieżności mieszkającej w źrenicy oka każdego z nich. Nie jest to wszystko dziwne. Natura kształtuje człowieka, nadaje mu formę i ubiera w cechy, poprzez które może w niej, w środowisku jakie natura tworzy, funkcjonować i je przekształcać. W jakież narzędzia miała wyposażyć natura ludzi, którzy żyją w Dervah? Miejscu nie gościnnym człowiekowi, nie dającym mu łatwości napełniania spichlerzy, bliskości bogactw ziemi, lubującym się w kaprysach nieprzewidywalnej pogody lecz zapewniającym przy tym niedostępne dla innych schronienie i przyciągającym niewytłumaczalnym magnetyzmem. Bardańczycy są dziećmi swej krainy, owocem zrodzonym z miłości człowieka i gór.

Ustalmy jednak kilka przynajmniej faktów, tak aby wywód ten nie przynosił ze sobą jedynie pustosłowia.

Górale, co zupełnie naturalne, stronią od rolnictwa. Naturalnym jest to z racji nieprzychylnych warunków, jakie do uprawy istnieją u podnóży Dervah, bierze się tak jednak także z faktu, iż Bardańczycy zazwyczaj nie czują przywiązania do ziemi. Oczywiście mam tu na myśli przywiązanie do ziemi w znaczeniu, które przejawia chłop orzący z dziada-pradziada doryjskie połacie żyznych czarnoziemów, lub nawet właściciel wielkoobszarowych majątków rolnych, który swe bogactwo i pozycje zawdzięcza jej płodom. Górale nie są przywiązani do pracy z ziemią, nie odgrywa ona w ich społeczności roli matki żywicielki. Nie daje im wiele, więc i oni, co zrozumiałe, nie stawiają jej na piedestale. Ot, kolejny przykład niepokornego charakteru górali. Zupełnie odwrotnie sprawa ma się z hodowlą. Naturalne pastwiska rozciągające się pomiędzy szczytami, są od wieków obgryzane są przez stada owiec, kóz, a także krów, których żyjące u podnóża Dervach odmiany zadziwiają niejednego przybysza. Pasterstwo jest w tym regionie zajęciem powszechnym i uznawanym za najłatwiejszą jak i najbardziej słuszną drogę do bogacenia się i dostatniego życia. Niestety miejsce na dostatnich w naturalną paszę halach jest ograniczone. Stąd też wszelkie stada i wszystko co się z nimi wiąże, było od zawsze powodem niesnasek i konfliktów pomiędzy klanami. Właściwie powiedzieć można, iż zatargi powstałe na tej kanwie, stały się jednym z najmocniejszych akcentów miejscowego folkloru.

Zagarnięcie terenów Bardanii przez sąsiadów, przysłużyło się nie tylko wzbudzeniu poczucia solidarności, ale także rozszerzeniu horyzontu górali z Dervah. W czasach, gdy obce wojska bez oporów mogły rabować i rozkradać wszystko co bardańska ziemia oferowała najlepszego, wielu górali zmuszonych było do podjęcia się zajęć, które nie były popularne pośród nich w przeszłości. Szczególnie na przedgórzu, gdzie najczęściej spotkać można obcokrajowców, rozwinęło się rzemieślnictwo. Sprytni z natury górale, podglądając w szczególności Nordyjczyków, nauczyli się wiele o różnych rzemiosłach i poczęli stosować nabytą wiedze i umiejętności w praktyce. W prawdzie bardańskie rzemiosło nie jest specjalnie cenione i na pewno nie prezentuje wysokiego poziomu, dowodzi jednak temu, iż Bardańczycy są ludźmi potrafiącymi wychodzić naprzeciw trudnością, jakie stawia na ich drodze dzisiejszy świat, uczyć się i rozwijać, nawet w dziedzinach z pozoru dla nich obcych. Stawiając takie zachowanie obok cech, jakimi charakteryzuje się przeciętny mieszkaniec Eliaru, wychodzi nam na to, iż pośród Bardańczyków mieliśmy do czynienia ze swoistą rewolucją mentalną. Podobnie sprawa miała się z handlem. Bardańczycy cieszą się zła sławą bandytów i wyjętych spod prawa banitów, jednak oczywiście niemożliwe jest aby każdy kontakt z najeźdźcą kończył się bojem na śmierć i życie, czy zaciętą walką z pieśnią wolności na ustach. Górale odkryli, iż można także zupełnie normalnie obok nieproszonych gości żyć, wspólnie pracować, a nawet na nich zarabiać. Szczególną rolę odegrali tu Cynazyjczycy, którzy zainteresowani spokojem w regionie Półwyspu Pazura, poczynili starania, aby tego typu myślenie wśród górali rozpowszechnić. Zamiast więc band grasantów, coraz częściej górale poczęli tworzyć zorganizowane grupy, zajmujące się handlem wszystkim co najlepszego oferowały im góry. Stada wypasane na halach i łąkach wędrowały na wschód, do Cynazji, Delli, a nawet Kartiny, na szlaki biegnące z Nordii do kraju dyplomatów powrócił ruch kupców i handlarzy, jak zawsze przynosząc ze sobą pieniądz i ciekawe towary. Jako że Dervah bogate są w cenne kryształy i kamienie, szczególnie pod okiem szanowanych przez górali Cynazyjczyków, poczęto odszukiwać i wydobywać okazy rzadkich w innych regionach Dominium minerałów. Wielu Bardańczyków uświadomiło sobie, iż ten sposób życia jest lepszy i wygodniejszy, niż wieczna walka niemożliwym do pokonania wrogiem.

Oczywiście niestety nie każdy góralski żywot wygląda tak różowo. Duża część Bardańczyków, szczególnie tych mogących powołać się na szlacheckie pochodzenie, zmuszona była do opuszczenia gór, do ucieczki w nieznane, do pozostawienia majątku i ojcowizny na pastwę znienawidzonych zdobywców Bardanii. Stąd też bardzo wielu górali rozpełzło się po Półwyspie Pazura, najczęściej do Cynazji i Vermeru, lecz często też do Ragady, gdzie zawsze znajdzie się miejsce dla banity z muszkietem i wprawnym okiem. Nawykli do walki i niezwykle biegli w obsłudze broni palnej górale, stali się niezwykle cennym nabytkiem dla każdej najemnej bandy, dla każdego władyka, który chciał mieć obok siebie zbrojny oddział, czy nawet każdego regimentu wszystkich armii jaki znaleźć możemy w Półwyspie Pazura. Szybko więc obok sławy banitów i bandytów, rozeszła się fama o bardańskich najemnikach i nie sposób tej obiegowej opinii odmówić racji, spotkamy bowiem Bardańczyków nawet pośród wielonarodowej armii odległego Kordu, gdzie szanuje się ich i docenia za niezwykłą odwagę oraz celność oka.

Wszystko to dowodzi temu, iż od chwili zniewolenia Bardańczycy musieli się znacznie zmienić. Przestać myśleć jedynie o przeszłości, wracać wciąż do chwil minionej potęgi i marzeń o wolności górskiego ptaka, a stanąć twarzą w twarz z obecną, bardzo trudną sytuacją, w której znalazł się ich kraj. Na tym chyba polega największa siła górali z Dervah. Mimo, iż mówi się o nich, że są zacofanymi bandytami, bandą przestępców chowających się po górach lub nawet barbarzyńcami, jak żaden inny lud Dominium nauczyli się nowoczesnego myślenia. Oczywiście jest to nowoczesność rozumiana na specyficzny góralski sposób, a lekcja kosztowała bardzo słono, lecz tylko dzięki temu nie zostali jeszcze wchłonięci przez zaborców do reszty. W pewien przewrotny sposób górale swa batalię jednak wygrali.

Można by o Bardańczykach rozmawiać długo, spierać się i przerzucać argumentami. Chwalić, ganić, wytykać przywary i wychwalać za niewątpliwe talenty i cechy, których próżno szukać u ludzi z poza gór. Świadczy to oczywiście o wyjątkowości Bardańczyków, o tym, iż mimo że pozbawieni wolności, pozostają jednym z najbardziej barwnych ludów w Dominium. Ciekawym i intrygującym, pozwalającym przypuszczać, iż w przyszłości zdołają jeszcze odegrać ważną rolę na Półwyspie Pazura, lub że, ku ucieszcie niektórych, widowiskowo zmarnują daną im przez los szansę. Przyszłości Bardanii i jej mieszkańców po prostu nie sposób przewidzieć, jest ona niejasna, nieodgadniona i tajemnicza, tak jak tajemnicze są góry, które Bardanię tworzą.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Kraj morskich potworów, snów i pięknych kobiet
Kraj rycerzy, honoru i historii
Kraj kłamstwa, spisków i balowych sukni
Kraj płonących krzyży, Inkwizycji i ciężkiej jazdy
Kraj poetów, morderców i szaleńców
Kraj wojny i braterstwa

Komentarze


~irish

Użytkownik niezarejestrowany
    Artykuł:
Ocena:
+1
1. nie wnosi nic nowego;
2. język, którego nie jestem w stanie przetrawić, poetyckości części pierwszej zupełnie; stwierdzenie: infantylne porównanie jest naturalne dla każdego kto kocha piękno?
2. pogłębia tylko stereotypy; każdy jeden Bardańczyk jest narwanym góralem, skorym do bijatyki, pijatyki, oczywiście ma celne oko i strzela z muszkietu;
3. mentalna rewolucja? rozbiory doprowadziły do rozwoju handlu i rzemiosła? jeśli na terenie Dervah to w pewnym stopniu zgoda, ale po lekturze tekstu można wysnuć wniosek, że handel i rzemiosło rozwinęło się na niespotykaną dotąd skalę, a przed rozbiorami nie istniało prawie wcale; poza tym, zaborcy śpią? w Nordii na pewno nie;
06-03-2009 19:42
Michap
   
Ocena:
0
Jako, że komentarz jest to jedyny, tym bardziej należy się odpowiedź na postawione w nim zarzuty. Tak więc pozostając przy punktach:
1. Bo nie miał
2. No już trudno, aczkolwiek z poezją (poetyckością?) język tekstu nie ma nic wspólnego. Naturalnym dla kochającego piękno jest porównanie czegoś pięknego do kobiety, bardzo banalne, ale zupełnie naturalne (większość naturalnych skojarzeń staje się banalna, co potwierdza ich naturalność). Nie wyrywaj porównania z kontekstu, szczególnie jeśli nie łapiesz go w całości, bo sobie minusa dajesz.
3. Z muszkietem to się jak najbardziej zgadza, ale wskaż mi proszę, które fragmenty tekstu sugerują iż każdy Bardańczyk skory jest do bijatyki i pijaństwa. A zresztą nie wskazuj, wiem że ich tam nie ma. Wprawdzie pisałem to jakiś czas temu, ale rękę daje uciąć, że o tym drugim szczególnie, tekst nie traktuje nawet w domyśle.
4. Raz: fajnie że się ze mną zgadzasz, dwa: słusznie wnioskujesz. Nie bardzo tylko rozumiem do czego się odnosi ostatnie pytanie, tym bardziej załączoną doń odpowiedź.

Pozdrawiam.
06-03-2009 20:37
E_elear
   
Ocena:
+1
Mnie artykuł się podobał. Przeczytałem go z zainteresowaniem (jak wszystkie do Monka) i nie zawiodłem się. Język autora mnie osobiście odpowiada (rzecz gustu), widać że autor umie dobrze pisać (tzw. wodolejstwo zastosowano m.in. w podstawce i to właśnie ten opisowy styl stworzył klimat świata, który tak pokochałem). Plus za piękne ilustrację. Jedynym minusem na który autor już zresztą odpowiedział, jest to że nie wnosi nic nowego (nie jest to jednak artykuł o zasadach itp. więc mówi się trudno i zachwyca pięknymi opisami przyrody i mieszkańców, których autor nam nie szczędzi).
08-03-2009 13:00
Feniks
   
Ocena:
0
Celem artykułu jest przybliżenie ludziom nie znającym systemu jak to Monastyrze krainy wyglądają i o co tak na prawdę chodzi.
08-03-2009 17:34
Monte_Christo
   
Ocena:
0
Artykuł bardzo fajnie napisany i ciekawy. Że nic nie wnosi? Nie zgadzam się. Choć opisuje po części to co podręcznik, to wprowadza element ocenny autora, jego wizję pewnych zachowań Bardańczyków oraz przede wszystkim powód dla którego są właśnie tacy jacy są. Właśnie przedstawienie rozwoju handlowego i świadomości narodowej przez autora w takiej konwencji jest już czymś nowym (a jezeli nie nowym to przynajmniej pewną wariacją rzeczy starej). Ktoś może mieć własne, ktoś może ograniczyć się jedynie do linijek z podręcznika, a komuś właśnie to może posłużyć za wzór.

Feniks, nie wiem, czy takie artykuły przybliżą komuś kto nie zna systemu o co tak naprawdę w nim chodzi - wątpię. Mogę sie zgodzić raczej z pierwszą częścią twojego zdania, bo na pewno artykuł przybliży jak wyglądają krainy Monastyru. Co więcej wcale nie tylko osobom które go nie znają (z powodów jak powyżej).

Co do samego języka to napisane ładnie i stylistycznie poprawnie (nie ma się do czego przyczepić). Jak dla mnie zbyt kwieciście momentami, ale rozumiem, że taka koncepcja pasuje do panoramy poszarpanych szczytów bardańskich gór, porośniętych wilgotną, zieloną trawą zboczy, rozległych dolin, niecek czy przerażających przepaści i zalegających to wszystko kozich i owczych bobków:).

pozdrawiam

09-03-2009 13:30

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.