» Recenzje » Bakuman #11

Bakuman #11

Bakuman #11
Dotychczas w Bakumanie dało się zauważyć prostą prawidłowość – nowa seria Saikou i Shuujina ożywiała akcję. Szczególnie było to widoczne w poprzednim tomie, kiedy to mangacy poszukiwali pomysłów na cykl i z tego powodu w końcu wyszli poza ściany pracowni. Niestety, praca znów przykuła ich do biurek.

Sympatyczni autorzy cieszą się z sukcesu nowej mangi, lecz radość psuje informacja o tym, jak mało zabrakło, aby projekt został odrzucony na spotkaniu serializacyjnym. Rozczarowanie szybko staje się jednak dodatkową motywacją do wzniesienia się na jeszcze wyższy poziom. Tylko, ile razy już to widzieliśmy?

Ulepszeniom komiksów nie ma końca, podobnie jak rozmowom o nich. Konwersacje będące udziałem zarówno głównych bohaterów, Shuujina i Saikou, jak i mniej istotnych jak Miura, ciągną się i ciągną, do znudzenia powtarzając znane już informacje. W ich natłoku momentami ginie wręcz esencja ostatnich tomików, czyli wymiany ciosów pomiędzy twórcami.

Znalazło się za to miejsce dla paru zabawnych dialogów, jak chociażby tych towarzyszących spotkaniu panny Azuki z podkochującym się w niej autorem "Wydry". Sama scena, poprzez swoją absurdalność, daje moment wytchnienia pomiędzy kolejnymi pompatycznymi rozmowami o tworzeniu świetnych mang. Jednakże część epizodów, które miały rozbawić czytelnika, wprawiają w większości w zażenowanie, bowiem nadal nieudolny Miura pozwala się zdominować podopiecznej pisarce, a wszystkie ich konsultacje przebiegają tak samo i przez to są nudne.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Na pewno cieszą aspekty fabuły, które jak dotąd nie były przesadnie eksploatowane. Otóż, czując oddech rywali na plecach, Niizuma zacieśnia współpracę ze scenarzystką i w końcu reaguje na poczynania duetu Muto Ashirogi. Wcześniej wielokrotnie podkreślał, że są świetni, chwalił ich i trafnie oceniał popularność tworzonych przez nich dzieł, ale brakowało faktycznych reakcji na wyrastającą obok konkurencję. Ponadto każdy kolejny tomik dostarcza więcej scen z redaktorami i mowa tu nie tylko o Hattorim czy Miurze, ale też o pozostałych pracownikach "Jumpa". W tym wątku można upatrywać największych szans na nowinki w kolejnych rozdziałach i oby tak się stało, bo pomimo ciekawych fragmentów, korespondencyjny pojedynek z Niizumą zaczyna nużyć.

Jedenasty już tomik Bakumana reprezentuje sobą najdotkliwsze wady cyklu. Przede wszystkim jest przegadany i wtórny, chociaż pojawia się w nim kilka zabawnych scenek i kreska trzyma wysoki poziom znany z poprzednich tomów, to zabrakło czegoś nowego, co przykułoby uwagę odbiorcy. Fani i tak sięgną po tę pozycję, ale niestety po dziesiątym tomiku odświeżającym przewodni zamysł, bohaterowie, a wraz z nimi czytelnik, popadają w marazm. Komiks dalej czyta się przyjemnie, tylko że rywalizacja z Niizumą rozciąga się niemiłosiernie i łatwo o utratę cierpliwości.

Dziękujemy wydawnictwu Waneko za udostępnienie komiksu do recenzji.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Bakuman #11
Scenariusz: Tsugumi Ohba
Rysunki: Takeshi Obata
Seria: Bakuman
Wydawca: Waneko
Data wydania: 19 stycznia 2018
Kraj wydania: Polska
Oprawa: miękka z obwolutą
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
ISBN: 9788380960374
Wydawca oryginału: Shueisha
Kraj wydania oryginału: Japonia



Czytaj również

Bakuman #10
Śledząc mangaków
- recenzja
Bakuman #09
Pomiędzy marzeniami a rozsądkiem
- recenzja
Bakuman #08
Nie samymi mangami mangaka żyje
- recenzja
Bakuman #07
Bo z redaktorem nigdy nie wie, oj nie wie się
- recenzja
Bakuman #04-06
Wszyscy jesteśmy mangakami
- recenzja
Bakuman #01-03
Zróbmy sobie mangę!
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.