» Blog » Back to the Neuroshima - Nowy Jork
17-12-2011 03:37

Back to the Neuroshima - Nowy Jork

W działach: neuroshima, inne, rpg, różne | Odsłony: 92

Back to the Neuroshima - Nowy Jork
Historia pewnego pliku
 
Dawno temu na którymś Wizkonie - chyba tym samym, na którym orgowie zamówili Trzewikowi pogodę na prelekcję o Monastyrze - zaczepiłem wspomnianą personę. Zaczepiłem w określonym celu - otóż miałem pomysł na Nowy Jork. Chwilę pogadaliśmy i zostałem odesłany do Blaszaka bo "on się tym zajmuje".
 
Jakiś czas później nadarzyła się okazja wymiany kilku zdań z Blaszakiem. Przedstawienie pomysłu, zaprezentowanie wizji, kilka opisów. Na koniec usłyszałem "Dobra, zbierz to do kupy i wyślij mi mailem". OK. Wróciłem po konwencie i zabrałem się do dziubania. Po jakimś czasie posłałem Blaszakowi taki oto plik.
 
Uprzedzając - wrzucam tak z przekory troszkę. NJ widać na horyzoncie i jestem ciekaw jaki będzie finalny efekt. Sam wiem, że swojej wizji nie opiszę tak dokładnie jakbym chciał, ale bazując na szkicu mozna uzyskać pewien obraz.
 
Zainteresowanych zapraszam. Niezainteresowanym dziękuję i życzę szerokości na trasie.
 
NOWY JORK
 

Wstęp

 

Opowiedzieć Ci synek o najpiękniejszym miejscu tego rozpieprzonego świata? Dobra, mogę to zrobić o ile zadbasz o moje gardło. Wiesz, od gadania potrafi zaschnąć i to porządnie, łapiesz? To świetnie!

 

Wyobraź sobie piękny wschód słońca. Niebo czyste, bez chmurek zwiastujących kwaśny deszcz czy też Czarny Opad. Bez chmur pyłu wzbijanych w powietrze przez mocny wiatr szalejący na Pustkowiach. Wiesz, taki prześliczny poranek, sprawiający że człekowi lepiej robi się na sercu i od razu ma chęć do życia. Wiem, wiem, w dzisiejszych czasach ciężko o takie poranki, ale jednak się czasem przytrafiają. Widzisz już to błękitne czyste niebo? Masz ten obrazek przed oczami? To teraz wyobraź sobie słoneczko powoli wyłaniające się z za linii horyzontu. No takie śliczne, nie niosące śmierci z pragnienia i nie wypalające Ci skóry na popiół. Masz już to przed oczkami?

 

To teraz wyobraź sobie promienie tego słoneczka powoli wydobywające świat z mroku. Pierwsze co widzisz to mieniące się w nich kryształowe wieże. Refleksy tańczące na gładkiej, lśniącej powierzchni, tworzące w porannej mgle tysiące małych tęcz opadających na miasto, a na końcu każdej z nich małego, śmiesznego ludzika z garnkiem złota. No poważnie mówię! Potem zobaczysz więcej szklanych budynków, różnej wielkości i różnych kształtów. Będą tam przysadziste prostopadłościany, ogromne wieżowce i wąziutkie strzeliste iglice. Będą tam przepiękne kopuły i surowe w swej konstrukcji proste dachy, z wybudowanymi na nich lądowiskami dla śmigłowców lub z basenami i ogrodami wypełnionymi egzotycznymi, kolorowymi roślinami. A wszystko jakby z szlifowanego przez najlepszych kryształu o nieskazitelnej powierzchni, lśniącego w słońcu niczym diamenty najwyższej jakości.

 

Potem możesz zobaczyć przestrzeń pomiędzy tymi budynkami. Chodniki wyłożone kostką brukową najwyższej jakości i ulice o gładkiej niczym pupcia niemowlaka nawierzchni. I mnóstwo roślin. Drzewa i krzewy posadzone w równych rzędach wzdłuż krawężników. Wszystkie zdrowe, dorodne obsypane zielonymi liśćmi i kolorowymi kwiatami. Wystawy sklepów, pełne towarów najprzeróżniejszej maści. Znajdziesz wszystko czego szukasz, od świetnych ubrań, przez dowolne odtwarzacze audio i video, aż po żywność najwyższej jakości. Dostaniesz tam części do swojego wozu, dostaniesz czystą wodę i dowolny alkohol jaki Ci się tylko zamarzy. Nieważne czy będziesz chciał czerwone czy białe wino, czy będziesz chciał Jacka Danielsa, Johnnego Walkera czy Malibu – tam to dostaniesz bez kłopotów. A swoim dzieciakom możesz kupić dowolną zabawkę jaka im się zamarzy – nieważne czy będzie to sterowany zdalnie transformer, wielki G. I. JOE z kompletem karabinów i granatów czy samochodzik na silnik elektryczny. Żonce możesz kupić świetne futerko i komplecik błyskotek – wiesz, babki są jak sroki, ale bardziej wybredne – dla nich nie wystarczy, żeby błyszczało, musi jeszcze dużo kosztować, nie? W tych sklepach dostaniesz to wszystko i jeszcze więcej. Za dobrą cenę, bo ludzie tam mieszkający nie są pazerni.

 

Widzisz ich? Patrz jak się uśmiechają ukazując pełne garniturki uzębienia – dziś to rzadkość, nie? Zdrowi, piękni i świetnie ubrani, uśmiechnięci i zadowoleni z życia. To widać po nich – brak stresu, brak zmartwień, po prostu pieprzona sielanka. Tam wszyscy są wobec siebie mili, nie robią sobie świństw i nie okradają się wzajemnie. A konflikty rozwiązują spokojną rozmową, nie siłą. Patrz tylko czym jeżdżą – cudeńka motoryzacji. Lśniące sportowe i terenowe autka, samochody ich marzeń. I wszystkie w doskonałym stanie, ekologiczne i niesamowicie wydajne. Popatrz tylko jak ich dużo i nie ma nawet zalążków smogu nad miastem. Chłopcy, którzy skonstruowali te zabawki znali się na swej robocie. Popatrz tylko...

 

Co?

A kto Ci powiedział, że ja o Nowym Jorku mówię? Ja?! Stary, prosiłeś mnie żebym opowiedział Ci o najpiękniejszym mieście w dzisiejszym świecie. Nic nie wspominałeś o Nowym Jorku. Czyli chcesz właśnie o Wielkim Jabłku posłuchać, tak?

 

Ehhhh...

 

To zapomnij o tym co powiedziałem.

Czemu?

Bo widzisz, Nowy Jork to zasrana dziura. I tyle.

Nie no, da się go lubić, jasne.

Ale ja wolę na odległość.

Dobra, pakuj się Dorotko, bo Kansas robi „pa pa”. Gdzie jedziemy? Jak to gdzie?

Do zasranego Nowego Jorku, synek. Pokażę Ci to całe bagno z bliska.

 

Krajobraz


Nowy Jork zaczyna się dużo wcześniej niż na terenach miasta. Bo dziś NJ to coś więcej niż miasto – to takie małe państwo, które stale rozszerza swe wpływy.

 

Pierwsze na co się natkniesz to niewielkie osady, kilkanaście, może kilkadziesiąt domów, których mieszkańcy bawią się w rolników. Wokół tych osad, gdzie się tylko da, są pola uprawne – porządnie zorganizowane, mające systemy nawadniania i nawożenia. Ludzie z osad dysponują maszynami i środkami zwiększającymi ich możliwość produkcyjną – plony zbiera się dwa razy do roku. Co rośnie na polach? Co tylko się da i gdzie się da – pszenica nie wyrośnie Ci na piachu, ale dla takiego jęczmienia to wystarczy. No, może lekko przesadzam, ale wiesz o co mi chodzi.

 

Społeczności w takich osadach są pokojowo nastawione i zadowolone z warunków egzystencji. Broń w tych miejscach posiadają tylko wojskowi z Posterunków Strażniczych. Bo widzisz, każda osada ma taki Posterunek. Jest tam od trzech do pięciu świetnie wyszkolonych nowojorskich żołnierzy, pilnujących spokoju. Chłopcy dysponują radiostacją i mogą bardzo szybko zdobyć wsparcie z najbliższych koszar. He, he, he... Zaskoczony? Widzisz, część Armii Nowego Jorku jest skoszarowana na terenach znajdujących się pod kontrolą Miasta i pilnują, żeby śmieci Pustkowi nie mieszały tam gdzie nie trzeba. Kto więc pilnuje samego Miasta? Dowiesz się o tym później.

 

Poruszać się można tylko po drogach – chłopcy się trochę postarali i lekko je odrestaurowali. Lepiej nie opuszczać asfaltówki, bo zdejmą Cię zbrojni za niszczenie gleby pod zasiew. A jak widzisz, ich patrole są raczej częste w tym regionie. I o to chodzi, nie? Widziałeś tych chłopaków – opancerzony samochodzik z podczepionym M60 i ekipką ludzi typu „ja tu tylko sprzątam”. To Wojsko Nowego Jorku, produkt Nowojorskiej Akademii Wojskowej – byle śmieć z Pustkowi im nie podskoczy.

 

Ale znowu się zapędziłem...

 

Walimy sobie asfaltówką, po obu stronach migają nam łany zbóż, pola ziemniaków, kukurydzy i innych roślinek uprawianych w okolicy. Co jakiś czas, wystarczająco często, aby nie wpadł Ci do głowy jakiś głupi pomysł, mija nas patrol wojskowych. I tak upływa czas na spokojnej podróży.

 

Aż do chwili kiedy to na horyzoncie zacznie majaczyć nam Miasto. Od tego momentu ten widok będzie rósł z każdym kilosem przebytym w tamtym kierunku. A dokoła nas będzie robiło się coraz gęściej – więcej osad, większe osady no i przyjezdni podążający w tym samym kierunku co my. Ale my nie przyjechaliśmy tu w poszukiwaniu lepszego świata – my wiemy, że nie ma czegoś takiego – oni jeszcze nie, ale już niedługo się dowiedzą.

 

Więcej też wojska na ulicach. Chłopcy pilnują, aby nikt nie przywłaszczał sobie własności Miasta rosnącej na poboczach. Pilnują też, żeby nikt się nie zabijał bez poważnej przyczyny – jak pojawi się poważna sami zabijają. Więc trzeba się pilnować i nie robić głupich rzeczy.

 

A Nowy Jork jest coraz bliżej...

 

Wjazd

 

Do samego Miasta prowadzi kilka wydzielonych, specjalnie przygotowanych do tego dróg. Z tego trzy zarezerwowane są wyłącznie dla karawan handlowych – Nowy Jork to potentat przemysłowy, prowadzący handel na wielgachną skalę. I transporty towarów, którymi się handluje, są olbrzymie. Nic więc dziwnego, że mają dla siebie osobne trasy – po co mają tłoczyć się z taką hołotą jak my?

 

No więc mamy do wyboru (wpisać nazwy czterech lub pięciu głównych dróg prowadzących do centrum).(tu nazwy trzech innych głównych dróg) zarezerwowane są dla konwojów handlowych, więc nawet nie próbujmy się na nie dostać. Owszem, tam nie ma kolejek i tłoku jak na pozostałych szlakach, ale nie ma szans żebyśmy się tam dostali. Nie, nie możemy udawać, że zabłądziliśmy – wojsko dba o to, aby nikt nie zabłądził, a jak będziesz robił problemy to zadba także o to, abyś ich więcej nikomu nie stwarzał. Nigdy.

 

To którą ścieżeczkę wybieramy, Dorotko? Nie ma żółtej – wszystkie są czarne, jak na asfaltówki przystało. Ale muszę Ci powiedzieć, że tak w gruncie rzeczy to jest nieistotne, który szlak wybierzemy – i tak wszystkie wyglądają tak samo i kończą się w taki sam sposób.

 

Ruiny są już blisko. Nie synek, to jeszcze nie jest Nowy Jork. To Ruiny, czyli coś co przed atakiem Molocha było Nowym Jorkiem. Dzisiejszy NJ jest schowany pośród Ruin i żeby się do niego dostać trzeba przez nie przejechać. A ta część podróży bywa najbardziej niebezpieczna. Zaskoczony? Synek, a Ty myślałeś, że te ściany pobudowane ze złomu, gruzu i innego śmiecia, stojące po obu stronach drogi to dla ozdoby? Nie, to nie jest wyjątek – każdy szlak wiodący do środka wygląda tak samo. Nie, przepraszam – te zarezerwowane dla konwojów mają prawdziwe mury. Wyższe i solidniejsze niż te tutaj. Jak widzisz, te mają około 4 metrów. Tam dochodzą do 10 metrów. I jeszcze drut kolczasty. Pod napięciem. Po co to? Ano po to, aby mieszkańcy Ruin za bardzo nie przeszkadzali. Jacy mieszkańcy? Cierpliwości, nie wszystko naraz. Wszystkiego się dowiesz, nie bój japy. Ale w swoim czasie – teraz podziwiaj to, co kiedyś nazywane było Nowym Jorkiem.

 

Te niskie sterty gruzów, które mijamy od jakiegoś czasu, to pozostałości po przedmieściach. Wcześniej to tu sporo było nawet nieźle zachowanych domków, ale wiesz, całe ściany to całe cegły, a cegły to budulec i tak oto z przedmieść zrobiły się gruzy. Nadal stąd czerpią budulec, ale już w tym momencie nie potrzeba go aż tak dużo. I dobrze, bo jak widzisz, tych cegiełek jest coraz mniej.

 

Nie zobaczysz bo murek za wysoki, ale teraz jesteśmy na terenach czegoś co przed wojną nazywane było slumsami. Nie wiesz co to? To taka najgorsza w mieście okolica, składająca się najczęściej z kilku lub kilkunastu bardzo znanych dzielnic. Tu najbardziej znane to Brooklyn i Bronx (czek pisownię), możliwe, że słyszałeś też o Queens – to sąsiadujące ze sobą dzielnice. Reszta jest nieistotna – istotne jest to, że ludziom żyło się tu różnie – raz lepiej, raz gorzej, ale nigdy wystrzałowo. Pełno było tu blokowisk i budynków o niezbyt solidnej konstrukcji. Takie, że tak powiem, „czynszówki”. Kiepskie lokale za kiepskie pieniądze. Owszem, ten i owaki potrafili urządzić się w takich miejscach, ale wierz mi, niewielu takich było. Wiesz, jak przytłacza Cię życie to nie zawsze Ci się chce. I to była zasada większości mieszkających tutaj ludzi.

 

Tak po namyśle to Ci synek powiem, że my teraz wszędzie mamy slumsy. Albo i gorzej.

 

Jak widzisz z blokowisk pozostało całkiem sporo – tak, to co wystaje ponad mur to taki przykład bloku mieszkalnego. Teraz nie ma już szyb, zieją tylko puste otwory pozbawione nawet pozostałości ram okiennych. Gdzieniegdzie zachował się jakiś balkon, ale ja bym na coś takiego nawet za górę gambli nie wlazł. Nie synek, nie wszystkie budynki są jednakowe. Były różne – wysokie i niskie, długie i krótkie, stare i rozsypujące się i nowe lub remontowane. A pomiędzy nimi pełno teraz śmieci, gruzu i odpadów. Co się dało juz dawno zostało zrabowane, a reszta wylądowała na ulicy. To właśnie jest esencja Ruin – cmentarzysko blokowisk.

 

Dobra, teraz zwolnij – zbliżamy się do Posterunku Granicznego. Nie, stąd go jeszcze nie zobaczysz, ale ci z przodu już zwalniają, a to oznacza, że kolejeczka jest dziś całkiem króciutka. Pytasz ile będziemy tak czekać? Pewnie z pół dnia. I tak dobrze trafiliśmy – kiedyś czekałem trzy pieprzone dni, a pomiędzy tymi dniami były dwie jeszcze bardziej popieprzone noce. Co tu się dzieje nocą? Dowiesz się, a tymczasem daj się człowiekowi zdrzemnąć. Obudź mnie za jakieś dwie godziny to Cię zmienię. A teraz powolutku wlecz się za tymi tu przed nami.

 

Welcome in Nowy Jork!

 

Wstawaj Dorotko, już czas. Powoli zbliżamy się do końca tego odcinka żółtej drogi. Popatrz sobie teraz na te Ruinki za murami. Widzisz różnicę? No, są takie jakby mniej zrujnowane, nie? I właśnie o to chodzi. Bo widzisz to tak zwana „strefa stabilizowana” – wiesz, Strażnicy każdego dnia walczą o nowy kawałek starego miasta. Kim są Strażnicy? Pilnują porządku w mieście, dbają o jego bezpieczeństwo, zdobywają nowe tereny i mają bordowe uniformy. Zaraz ich spotkamy – tu niedaleko jest ich Graniczny Posterunek. Po co?

 

Widzisz synek, Nowy Jork składa się z trzech stref. Nie liczę tych osad poza miastem i terenów podległych. Wszystkie trzy strefy znajdują się na terenach przedwojennego miasta. Pierwszą już minęliśmy – Ruiny. Jest najbardziej niebezpieczna bo nie wiadomo co na jej terenach się kryje. Druga strefa – tak zwana „stabilizująca” i właśnie jesteśmy w jej zasięgu – to obszar odbity przez Strażników i częściowo zamieszkały. Trafiają tu ludzie chcący dołączyć do społeczności Nowego Jorku, a to taki mały sprawdzian lojalności. Budynki na jej terenach są jako tako odremontowane, ale okolica jest nadal niebezpieczna. Zwłaszcza nocą. Trzecia strefa to Nowy Jork, że tak powiem, „właściwy”. Odgrodzona jest ona od strefy stabilizującej murem, z kilkunastoma przejściami pilnowanymi przez Strażników – to są właśnie Graniczne Posterunki. Musisz wiedzieć, że do miasta właściwego wchodzi się na pewnych warunkach – w skrócie wygląda to tak, że wszystko co się nie spodoba Strażnikom na Posterunku musisz zostawić w depozycie. Co to może być? Cokolwiek, na pewno wszelka broń i prochy. Dlaczego? Mnie nie pytaj, to nie ja ustalałem przepisy. Dowiesz się więcej jak będziemy w środku.

 

Tak synek, TO jest Graniczny Posterunek. Robi wrażenie, nie? Ja myślę – ma robić wrażenie, żeby ludziom nie przychodziły do głów głupie pomysły. Jak widzisz, to taka mini forteca.

 

Pierwsza brama i płot. Uzbrojeni Strażnicy wpuszczają małą grupkę do rewizji. Kilkadziesiąt metrów dalej druga brama i kolejna zapora z ludzi. Teren pomiędzy, oprócz drogi rzecz jasna, zaminowany i najeżony pułapkami przeróżnej maści. Kolejne kilkadziesiąt metrów dalej ufortyfikowany budynek, a w nim kilka pomieszczeń przeznaczonych na rewizje, kwatery, zbrojownia i depozyt. Oprócz tego biuro wystawiające przepustki dla nie – obywateli. I tak to z grubsza wygląda z obu stron – jak opuszczasz miasto procedura jest podobna. Ile tu jest osób? A bo ja wiem? Kilkanaście? Kilkadziesiąt? Pewne jest jedno – wystarczająco dużo aby poradzić sobie z dużym gangiem. Tak na prawdę to żaden gang nie ma szans tutaj się dostać – wcześniej zostanie rozbity przez wojsko. W każdym bądź razie Graniczne Posterunki są porządnie zorganizowane i prowadzone, a dodatkowo pełnią funkcje baz dla patroli.

 

Dobra synek, jak masz jakieś prochy przy sobie to najwyższy czas się ich pozbyć, bo Ci tam Bordowi Chłopcy mogą nie zechcieć nas wpuścić. No i mam nadzieję, że nie jesteś mocno przyzwyczajony do swoich klamotów? Znaczy tych metalowych, ostrych i huczanych. Pytasz czemu? Zobaczysz później, a teraz szykuj się – nasza kolej.

 

TERENY PODLEGŁE

 

Jak to się zaczęło...

 

Zaraz po tym jak pieprznął Moloch zrobiło się nieciekawie. Sam zresztą wiesz, dużo się o tym czasie mówi, ale tak naprawdę większość to tylko domysły. Jak było tego nie wie nikt, bo to dziwaczny okres.

 

Potem nastąpiło pewnego rodzaju rozprężenie. Ludzie ocknęli się z otępienia i zastali świat zmieniony na podobieństwo Molocha. Mniej więcej to co widzimy dziś, nie? No właśnie. Ludzie jak to ludzie zaczęli robić różne rzeczy. Część zapakowała się w to co nadal jeździło i ruszyli na poszukiwania Nowej Ziemi Obiecanej, część postanowiła złupić to co zostało, część stwierdziła, że nie warto robić cokolwiek, a Nowojorczycy postanowili odbudować swe miasto.

 

O tym co robił Collins, jak wszystko zorganizował i jako tako postawił na nogi dowiesz się z Rozdziału o historii miasta. Teraz rozmawiamy o Terenach Podległych.

 

Jak Nowy Jork już jako tako uniósł swą głowę ze zgliszczy, ludzie mieszkający w pobliżu, zobaczyli, że coś tam się dzieje, że tam ktoś coś robi. No i to, że to wszystko ma sens. Nic więc dziwnego, że wielu wpadło na pomysł aby się do tego dzieła przyłączyć. I wysłali do miasta delegacje z prośbą o objęcie ich parasolem ochronnym. Wiesz, w tamtym okresie działo się wiele niedobrych rzeczy. Gangów motocyklowych, band grabieżczych i dzikich stworzeń było od groma. A NJ miał już zorganizowane siły zbrojne, które miały środki do odpierania wszelkich zagrożeń. To był moment, w którym podjęto decyzję o rozdzieleniu Armii od Strażników – ale uprzedzam fakty. Jak już teraz nie możesz się doczekać tych informacji leć do „Historii”, a potem tutaj wróć, OK?

 

No więc, jak już mówiłem, NJ miał środki pozwalające na zorganizowanie ochrony dla okolicznych osad, a ludzie mieszkający w nich potrzebowali tej ochrony. Uzgodnili więc, że za pewną część uzyskanych przez osadę płodów rolnych miasto zapewni bezpieczeństwo. Umowy zostały zawarte, osady powiększyły swe pola uprawne i tak to się zaczęło. Początkowo były to osady leżące w pobliżu NJ, kilka z kilkunastu. Potem mieszkańcy innych, widząc, że te układy działają, postanowili postąpić podobnie. I z kilku osad zrobiło się kilkadziesiąt.

 

Ówczesna władza NJ stwierdziła, że się to opłaca i to jak diabli. Postanowili zwiększyć liczebność wojska i rozszerzyć działalność protekcji terytorialnej na dalsze obszary Stanów Pensylwania i Nowy Jork. Wysłano rzeczników z przygotowaną umową do wielu osad – w zamian za część uzyskanych rokrocznie produktów rolnych miasto zobowiązuje się zapewnić całkowite bezpieczeństwo mieszkańcom osady, jednocześnie nie ingerując zbyt mocno w zasady społeczności. Jak to wyglądało w praktyce? W takiej osadzie stacjonował mały oddział, który w razie potrzeby wzywał posiłki z baz wojskowych. O szczegółach tych operacji dowiesz się z innego Rozdziału, tak, tego poświęconego Siłom Zbrojnym. Ważne jest, że to „nie ingerowanie w wewnętrzne zasady społeczności” niezbyt dobrze wychodziło. Znaczy się, jeśli osada miała prawa podobne do praw NJ to nie było kłopotów, ale jeśli coś się nie podobało chłopcom z Wielkiego Miasta, to dokonywali zmian. Co najczęściej się nie podobało? Popatrz synek na obecne prawa Nowego Jorku i już wszystko wiesz – nic dodać nic ująć.

 

W taki oto sposób zaczęły rozrastać się Tereny Podległe. Podobno niektórym osadom w podjęciu decyzji „pomagali” sami Nowojorczycy, ale to tylko niesprawdzone pogłoski. Prawda jest taka, że nadal jest kilka takich miejsc, które nie życzą sobie obecności praw NJ u siebie i nie chcą tam ich chłopców, a znajdują się, przynajmniej teoretycznie, na Terenach Podległych.

 

Już wiesz jak się to zaczęło? To teraz opowiem Ci więcej o samych osadach, o tym jak funkcjonują i jak wyglądają.

 

 

Osady Terenów Podległych

 

            Pierwsza rzecz – jest ich dużo. Nie znam dokładnej liczby, ale zapewniam, że jest ona dwucyfrowa. I to raczej z tych powyżej połowy.

 

Tu tekst się kończy i zaczynają uwagi dodatkowe, plan dalszej pracy, szkice itd.

 

To wstęp do nationbooka, który proponuję. Można go jeszcze tu i ówdzie rozwinąć, ale ja osobiście nie widzę takiej potrzeby. Jak zauważyłeś, rzuca co nieco światła na to jaki jest Nowy Jork.

 

Teraz przedstawię Ci mój pomysł konstrukcji dodatku. Ogólna zasada: po kolei i od ogółu do szczegółu.

 

Proponuję następujące rozdziały:

 

Tereny Podległe – opis terenów podległych Nowemu Jorkowi, dokładny opis przykładowej osady, zaprezentowanie wyjątków (w rodzaju Buffalo – patrz Gwiezdny Pirat #13 „Mniej niż Nowy Jork...”). Jak działają patrole wojskowe, umiejscowienie baz i przykłady zagrożeń z zewnątrz.

 

Ruiny – najniebezpieczniejsza i nie doprowadzona do użytku strefa starego Nowego Jorku; Ruiny są zasiedlone przez mutki, degeneratów i inne paskudztwo, które jest bardzo niebezpieczne. Wiele opowieści krąży na temat tego co tam siedzi, możliwe, że część pogłosek rozsiewana jest na polecenia Rady Miasta – uzasadnienie dla Godziny Policyjnej. Tu można wrzucić cokolwiek się da, nawet historie o maszynach drążących tunele pod miastem.

 

Strefa stabilizująca – test dla tych, którzy chcą być pełnoprawnymi nowojorczykami. Uchodźcy starający się o obywatelstwo otrzymują lokale na tych terenach – maja je doprowadzić do stanu używalności i przyłożyć się do wielkiego dzieła odzyskiwania miasta. Strażnicy wspierają tych mieszkańców w razie napaści ze strony mieszkańców Ruin, ale zdarza się, że przybywają za późno – nie wiadomo tylko, czy to „za późno” nie bywa czasem na polecenia szefów. Część miasta, które zostało niejako odbite z rąk tałatajstwa i oczekujące na przyłączenie do właściwego Nowego Jorku. To tak z grubsza. No i opis życia przeciętnego mieszkańca.

 

Nowy Jork – zaczynamy od rozszerzonego opisu Granicznego Posterunku, praw obowiązujących na terenie Nowego Jorku (poddanie się rewizji i testom na „ludzkość” – aby stwierdzić, że to nie agenci Molocha; zakaz noszenia broni – do depozytu, w którym co ładniejsze egzemplarze podmieniane są na bardziej zużyte; rekwiracja prochów i substancji niebezpiecznych; podporządkowanie się godzinie policyjnej itd. bardzo wnerwiające zasady), wypisanie przepustek (imię, nazwisko, miejsce i data urodzenia, znak zodiaku i inne takie pierdoły – im więcej głupich informacji tym lepiej; w razie kontroli trzeba udowodnić, że to Twoja przepustka, a skąd taki gracz ma pamiętać jaki znak zodiaku podał, nie?; kilka rodzajów przepustek – dla tych co mieli prochy ze specjalna adnotacją, coby byli na oku, dla uprzywilejowanych inne, dla Sędziów inne, itd. Zakaz wstępu dla żebraków.). Także w tym miejscu opis patroli wzdłuż muru oddzielającego NJ od stabilizacyjnej.

 

Dzielnice NJ – po kolei. Trzeba wziąć mapę i zakreślić kawałek miasta; myślę, że tak z ¼ może z 1/5 dzisiejszego terenu – mogę to zrobić. Potem opisać dokładnie, podobnie jak w Detroit i Miami, charakterystyczne miejsca w każdej dzielnicy, ważne miejsca – jak Nowojorska Akademia Wojskowa czy Nowojorski Uniwersytet im. Starego Collinsa, Narodowy Bank Wodny, elektrownie (w tym jedna atomowa), itd.

 

Rząd – Rada Miasta złożona z kilku generałów wojska i strażników, jajogłowych z ośrodka naukowego (uniwerku) i ew. przedstawicieli innych ważnych ośrodków.

 

Burmistrz – Paul Collins. Dokładny opis czym się zajmuje (niby ma Rade pod sobą, a najchętniej to by się go pozbyli, ale nie mogą; głównie mit dla mieszkańców, sam gubi się i jest podatny na decyzje Rady Miejskiej), jak wygląda jego zwykły dzień (wszędzie porusza się opancerzonym wozem, publicznie do ludzi przemawia z za pancernej szyby, ma bardzo dobrze chroniony apartament, itp.). Opis jego ochrony (United States Secret Services – coś jak dzisiejsze służby ochrony prezydenta USA; dałbym tu oczekujący w pogotowiu oddział uderzeniowy, może nawet w Pancerzach Wspomaganych – tak na „just in case”). No, starego ubił Moloch więc normalne, że o młodego trzeba dbać – takie coś ocierające się bardzo mocno o silną paranoję. Gdzie się nie pojawi panuje nerwówa.

 

Ważne chwile – wszelkiego rodzaju święta, zwyczaje (godzina policyjna, defilady, marsze, prezentacje, wystąpienia i przemówienia, itd.) i tradycje. Opis miejscowej gazetki rozpowszechnianej na terenach NJ (jedna wersja) i obszarach podległych (druga wersja) – maksymalna propaganda („Nasi chłopcy w mieście zdobyli koleją dzielnicę!”, „Nasze odważne wojsko rozgromiło kolejny gang zagrażający naszej społeczności!” i w obu: „W Ruinach wykryto kolejne gniazdo mutantów” albo „Na Froncie piekło!”)

 

W NJ w ogóle wszędzie panuje napięcie, a wszyscy udają zadowolonych.

 

Historia – nic dodać nic ująć; rozdział chyba lepiej umieścić albo gdzieś pod koniec, albo gdzieś na początku.

 

Polityka, przemysł i gospodarka – czyli umowy z osadami podległymi (żarcie za ochronę), fabryki i ich rekonstrukcja (lokalizujemy nieczynną fabryczkę, wysyłamy ludzi, rozbieramy co się da, sprowadzamy do siebie, ładujemy do podziemnych stacji metra – wszak wielkie hale z niewykorzystaną przestrzenią, odcięte od reszty tuneli z odpowiednią strażą – i rekonstruujemy a potem uruchamiamy). Opis dolara, jego historia i rola. Opis samej struktury miasta (policyjno – socjalne), itd.

Oprócz tego umowy handlowe i układy z innymi ośrodkami – Texas, Federacja Appalachów, Las Vegas, Uranopolis, itd. Także tutaj niesnaski – konflikt interesów z Texasem (bo nie chcą wspierać działań na Froncie); zgrzyty z Federacją (chłopaki z NJ rabują fabryki z terenów okolic Filthydelfii, a Federacja uważa to za swoje – wszak co roku ruszają tam pielgrzymki), itp.

 

Koalicja z Posterunkiem – szczegółowo omówiona silna koalicja z Wędrownym Miastem; kontakty przez NJ. NJ dostarcza żywności i surowców, oraz wspiera siły korpusem ekspedycyjnym, w zamian jest technologia, wiedza, inżynierowie i cyborgizacje dla niektórych nowojorczyków; chyba nie muszę mówić dla jakich).

 

Siły zbrojne – szczegółowy opis wojska, korpusu ekspedycyjnego oraz rozlokowanie magazynów i baz; opis Strażników, zakresu ich działania, zasady rekrutacji itp. oraz przedstawienie zasobów ludzkich i sprzętowych obu formacji. Opis stosunków ludności do obu formacji (Bordowy jest znienawidzony w mieście – wścibscy Strażnicy, wszędzie pchający swe łapy; na zewnątrz mają świetną opinię – wszak odwalają kawał dobrej roboty! Z Wojskiem podobnie, ale na odwrót – na zewnątrz to wścibskie psy, z wielką chęcią kontrolujący życie, a w mieście to bohaterowie. Co tu dużo gadać – propaganda działa).

 

Pamiątki z NJ – standardowo.

 

Sekrety NJ – i tu co tylko dusza zapragnie, od kwestii Molocha, przez prawdę o Ruinach, Radzie, Collinsie i innych wszelkiego rodzaju ciemnych sprawkach.

 

 

Taka oto wizja NJ zrodziła mi się we łbie. Niestety nie doczekałem się od Blaszaka żadnej wiadomości zwrotnej. Na jakis czas projekt porzuciłem. Potem pomyślałem, że można by wyrzeźbić coś na kształt Nowego Jorku Alternative, czyli taki nationbook do fanowskiego dodatku mojego autorstwa. Po kilku zdaniach dałem sobie siana.

 

Plik leży i się kurzy. Wrzucam, może kogoś do czegoś zainspiruje?

Komentarze


38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Może pogadaj z tymi gośćmi co zrobili fanowski dodatek do Appalachów?
18-12-2011 12:16
de99ial
   
Ocena:
+1
Zigzaku - mam na koncie dwa fanowskie, jeden własny i jeden jako koordynator i współautor. Teraz mi się już nie chce rzeźbić ;)
18-12-2011 16:15

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.