Bachanalia Fantastyczne 2007
Kiedy na tegorocznym Białym Kruku, na prelekcji "dla tych, którzy pierwszy raz", rysowaliśmy z Miśkiem konwentową mapę Polski, nasza uwaga zwrócona była ku konwentom dużym i znanym. Swoje miejsce znalazły na niej Polcon, Falkon, Constary. Zdarza się jednak, że konwenty z założenia bardziej kameralne, lokalne, nie ustępują wcale swoim lepiej wypromowanym kuzynom. Taką właśnie reputację mają Bachanalia Fantastyczne w Zielonej Górze.
Dla osoby, która urodziła się i dorastała w Lublinie, a studia spędziła w królewskim mieście Krakowie, Zielona Góra jest tajemniczą mieściną na drugim końcu Polski. Miejscowy klub miłośników fantastyki – Ad Astra, ma jednak dwadzieścia pięć lat tradycji. Tegoroczne Bachanalia były, bagatela, dwudziestą drugą edycją tego ogólnopolskiego konwentu i, w związku z jubileuszem klubu, odbywały się pod hasłem "Zabawa z dawna oczekiwana".
Współpraca z miastem popłaca. Konwent odbywał się na terenach Uniwersytetu Zielonogórskiego. Nowoczesny budynek, w którym znajdowały się sale prelekcyjne, robi naprawdę dobre wrażenie. Jasne sale, przestronne korytarze, winda, automatycznie otwierane drzwi – żyć, nie umierać. W słoneczne dni końca września całość prezentowała się niezwykle okazale. Obrazu dopełniają humorystyczne obwieszczenia porozwieszane na terenie konwentu (w stylu "Winda zbrojona; nie używać blastera").
Jest coś takiego w akredytacjach, że większość z pracujących na nich osób nie czuje bluesa i jest generalnie niedoinformowana. Wiele da się im wcisnąć, a niewiele wycisnąć. Po krótkich perypetiach i pomijalnych nieuprzejmościach udało się nam w końcu uzyskać identyfikatory oraz siateczkę z konwentowymi gadżetami. Były wśród nich – niezbyt piękny plakat, badge z logiem Bachanaliów (co uważam za pomysł godny naśladowania) oraz informator.
Ten ostatni jest bardzo przydatnym narzędziem wspomagającym testy konwentowego surwiwalu. Jakoś tak się jednak składa, że na wielu imprezach traktowany jest zdecydowanie po macoszemu i zamiast ułatwiać, utrudnia zapełnienie wolnego czasu. W przypadku Bachanaliów mam mieszane uczucia. Co prawda autorzy nie poszli tropem tegorocznego Polconu i ogólna tabela zawierała personalia prelegentów (a nie tylko tytuły prelekcji), ale za to umieszczona była - nie wiadomo czemu - gdzieś w środku – ani na brzegach, ani dokładnie na zszyciu. Uważam też, że opisy prelekcji powinny być grupowane według godziny, a nie sali, w której się odbywają. Dopatrzyłem się też literówek w ksywkach prelegentów - nieładnie. Poza tym – standard.
Po wizycie na akredytacji warto rzucić swoje bagaże do wspólnych sal. Te - inaczej, niż dzieje się to w przypadku większości konwentów - umieszczone były nieopodal, w innym budynku uczelnianego campusu. Na szczęście mapka z informatora była czytelna, a organizatorzy pomocni. Tam czekało nas pierwsze pozytywne zaskoczenie.
Wiadomo było już wcześniej, że na Bachanaliach można było nocować w salach wspólnych lub wykupić pokój w akademiku. Z przymusu korzystaliśmy z tej pierwszej opcji. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że wspomniane wspólne sale to po prostu duże pokoje w akademikach. Na stanie były – cztery łóżka (z pościelą), wielki stół, lodówka (sic!) oraz kilka biurek. Pokój był zamykany, a klucz można było pozostawić na recepcji. Nie będziecie chyba zaskoczeni, jeżeli napomknę, że zdarzyło się słyszeć żart o nieszczęsnych polconowych łóżkach polowych?
W budynku było kilka pomieszczeń z prysznicami oraz wspólne toalety. Przy wejściu na dole cały czas znajdował się też ktoś z konwentowej ochrony. Od drzwi wejściowych budynku do konwentowej knajpy (o której więcej potem) była niecała minutka leniwym krokiem. Do budynku konwentu – jakieś trzy; do pizzerii, czy sklepu (słynna piekarnia połączona z monopolowym) - pięć. Można też było pokusić się o spacerek na śliczną zielonogórską starówkę, co zajęłoby kwadrans prostej drogi, na której nie sposób się zgubić. Ogólnie za lokalizację należą się Bachanaliom najwyższe noty.
Wiadomo jednak, że i najlepsze miejsce nic nie będzie znaczyć, jeżeli nie będą się w nim działy interesujące konwentowiczów atrakcje. W tej kwestii wiele się po Bachanaliach spodziewałem. Widziałem wcześniej zajawkę programu i muszę przyznać, że znalazłem w niej wiele naprawdę interesujących pozycji. Konwent miał coś dla każdego. Odbywały się turnieje gier bitewnych, liczne LARPy, spotkania z pisarzami oraz prelekcje ogólnofantastyczne i erpegowe. Widoczny był też dość rozbudowany blok mangowy.
Jak wyglądała całość w praktyce? Otóż rozmaicie. Jako erpegowiec czuję zdecydowany niedosyt. Wiele prelekcji było w istocie prezentacjami systemów (głównie Świat Mroku, ale też np. 7th Sea), a te zwykle traktuję jako zapchajdziurę programu. Odwiedziłem jedną z nich (o nMagu) i nie sprawiła, bym zmienił swoje przekonania. Prelegenci z wrocławskiego Wielosferu niezbyt się popisali. Słaba merytoryka, irytująca maniera wysławiania się i arogancka postawa (krytykowanie przekładu nWoDu zanim się ukazał) sprawiły, że będę w przyszłości unikał ich punktów programu. Nieco lepiej wypadła Karolina ‘Viriel’ Bujnowska, która opowiadała o wywieraniu wpływu na graczy. Co prawda prelekcja była nieco nie na temat, ale doprowadziła do interesującej dyskusji.
Z drugiej strony kilka punktów programu byłbym skłonny polecić. Moim zdecydowanym faworytem była "Historia Gier FPS" prowadzona przez Piotra ‘Entera’ Kaczyńskiego. Jest to prelekcja multimedialna z toną filmików, przywołująca zarówno klasykę gatunku jak i tytuły nieco mniej znane, choć równie ciekawe. Zdecydowanie – rzecz na dwie lub trzy godziny, nie tę jedną, przewidywaną przez program! Tuż za nią uplasowała się prelekcja "Niewiasta uzbrojona" Mikołaja ‘Wachona’ Wachowicza. Prelegent opowiadał o losach kobiet walczących ze swadą i znawstwem. Miła rzecz, choć możnaby nieco bardziej temperować zapędy co poniektórych, przemądrzałych członków publiczności.
Publiczność zazwyczaj dopisywała. Prelekcje, które odwiedziłem gromadziły po dwadzieścia, trzydzieści osób, to jest jakąś jedną dziesiątą wszystkich uczestników każda. Bloki programowe były trzy. Do tego odbywały się wspomniane wyżej LARPy oraz turnieje. W tych ostatnich przodował Warhammer Fantasy Battle. Skirmiszowej Konfrontacji nie udało się zgromadzić odpowiedniej liczby uczestników. Krótki wywiad środowiskowy ujawnił, że erpegowi uczestnicy byli generalnie zadowoleni. Wypada tu też wspomnieć o dość licznych zmianach w programie, ofiarnie łatanych przez orgów.
Stałym elementem każdego konwentu jest obecnie Games Room. Wyszedł on na Bachanaliach znośnie. Tytułów gier nie było zbyt dużo, znalazły się jednak wśród nich niemal wszystkie konwentowe pewniaki: Jungle Speed, Cytadela, Ticket to Ride, czy Osadnicy. Nie wiem jak to jest, że niektóre kluby (vide lubelska Cytadela Syriusza) są w stanie zbierać planszówki przez lata, podczas gdy inne przeżywają małe dramaty przed corocznym konwentem i muszą każdorazowo prosić o pakiet minimum od Rebela. W Games Roomie odbywały się też turnieje gier karcianych – Magica oraz rodzimego Veto.
Znam osoby, które wyprawiają się na konwent, by stać się postrachem miejscowych konkursów i wywieźć ze sobą obfite łupy. Na Bachanaliach trudno byłoby się obłowić. Konkursów było kilka, nagród nie za wiele. Odwiedziłem jeden – kalambury mangowe i srodze się zawiodłem. Myślałby kto, że zrobienie kalamburów, tego powszechnego przecież konkursu konwentowego, to bułka z masłem. Nic z tego! Prowadzący popełnił większość podstawowych błędów. Wspomnę chociażby zmianę i improwizację zasad w trakcie trwania konkursu oraz pięciominutowy czas pokazywania hasła. Nie robi się znanego konkursu, jeżeli nigdy wcześniej nie widziało się go w praktyce! Ten żenujący pokaz braku konwentowego obycia nie przeszkadzał jednak w dobrej zabawie dość licznie zgromadzonej mangowej publiczności.
Konwent miał, jak to jest w dobrym zwyczaju, kilka swoistych tylko dla niego pomniejszych atrakcji. Nie liczę tu stoisk sklepowych (w liczbie dwóch), czy konwentowej kawiarenki (w tym samym budynku, co sale prelekcyjne). Nie udało mi się co prawda trafić na sprawnościowy konkurs wiedźmiński ani strzelanie z łuku dla amatorów, ale nie ominął mnie już np. szalony wieczorny zombie walk nieopodal klubu "U ojca". I tu dochodzimy powoli do najmilszej memu sercu części Bachanaliów.
Organizatorzy omawianego konwentu nie udają bowiem, że knajpa jest piekielną czeluścią gdzieś na obrzeżach konwentowej rzeczywistości. Przeciwnie – wraz z zachodem słońca Bachanalia przenoszą się do pobliskiego klubu jazzowego "U ojca", gdzie punkty programu i dobra impreza tworzą iście szatański melanż. Jeszcze przed wejściem witają nas przemiłe zapachy. Uśmiech na twarzy znacznie się poszerza, gdy okazuje się, że pierwszego dnia ekipa grilluje dla konwentowiczów – każdy może uraczyć się miejscowymi specjałami. Wewnątrz czekają kolejne atrakcje. Pierwszego wieczora jest to oficjalne otwarcie konwentu, pokaz charakteryzacji oraz projekcja filmu (zajawka Polconu 2008, który odbędzie się właśnie w Zielonej Górze). Na następny dzień mamy przedstawienie teatralne, wręczenie Pucharu Bachusa oraz konkurs na giermka Bachusa, a po nich – koncert zespołu punkowego Rozkrock i finałowa balanga.
Jeżeli spuścimy zasłonę milczenia na wspomniany zespół, to poszerzony wieczorowy program konwentu uznać należy za prawdziwy hit sezonu. Znani pisarze, orgowie, prelegenci, zwykli uczestnicy – wszyscy oddają się przemiłej, radosnej zabawie. W zeszłym roku Bachanalia Fantastyczne zagarnęły drugie miejsce w konkursie na najlepszy konwent sezonu letniego (tuż za Constarem) – i powiadam – jak najbardziej zasłużenie! W tym roku byłem na wielu fandomowych imprezach, ale ta deklasuje je wszystkie.
Bachanalia można krótko podsumować w następujących słowach - wspaniała impreza towarzysząca całkiem niezłemu konwentowi. Rokuje to bardzo dobrze na przyszłoroczny Polcon. Korytarze uniwersytetu, które świeciły pustkami z powodu niezbyt wysokiego wskaźnika uczestnik/powierzchnia, powinny mu się dobrze przysłużyć. Nie mam też wątpliwości, że organizatorzy – na Bachanaliach nieodmiennie pomocni - staną na wysokości zadania. Oceniam konwent na czwórkę i dodaję pół punktu za wspaniałą atmosferę. Na mojej konwentowej mapie nigdy już nie zabraknie Zielonej Góry.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Dla osoby, która urodziła się i dorastała w Lublinie, a studia spędziła w królewskim mieście Krakowie, Zielona Góra jest tajemniczą mieściną na drugim końcu Polski. Miejscowy klub miłośników fantastyki – Ad Astra, ma jednak dwadzieścia pięć lat tradycji. Tegoroczne Bachanalia były, bagatela, dwudziestą drugą edycją tego ogólnopolskiego konwentu i, w związku z jubileuszem klubu, odbywały się pod hasłem "Zabawa z dawna oczekiwana".
Współpraca z miastem popłaca. Konwent odbywał się na terenach Uniwersytetu Zielonogórskiego. Nowoczesny budynek, w którym znajdowały się sale prelekcyjne, robi naprawdę dobre wrażenie. Jasne sale, przestronne korytarze, winda, automatycznie otwierane drzwi – żyć, nie umierać. W słoneczne dni końca września całość prezentowała się niezwykle okazale. Obrazu dopełniają humorystyczne obwieszczenia porozwieszane na terenie konwentu (w stylu "Winda zbrojona; nie używać blastera").
Jest coś takiego w akredytacjach, że większość z pracujących na nich osób nie czuje bluesa i jest generalnie niedoinformowana. Wiele da się im wcisnąć, a niewiele wycisnąć. Po krótkich perypetiach i pomijalnych nieuprzejmościach udało się nam w końcu uzyskać identyfikatory oraz siateczkę z konwentowymi gadżetami. Były wśród nich – niezbyt piękny plakat, badge z logiem Bachanaliów (co uważam za pomysł godny naśladowania) oraz informator.
Ten ostatni jest bardzo przydatnym narzędziem wspomagającym testy konwentowego surwiwalu. Jakoś tak się jednak składa, że na wielu imprezach traktowany jest zdecydowanie po macoszemu i zamiast ułatwiać, utrudnia zapełnienie wolnego czasu. W przypadku Bachanaliów mam mieszane uczucia. Co prawda autorzy nie poszli tropem tegorocznego Polconu i ogólna tabela zawierała personalia prelegentów (a nie tylko tytuły prelekcji), ale za to umieszczona była - nie wiadomo czemu - gdzieś w środku – ani na brzegach, ani dokładnie na zszyciu. Uważam też, że opisy prelekcji powinny być grupowane według godziny, a nie sali, w której się odbywają. Dopatrzyłem się też literówek w ksywkach prelegentów - nieładnie. Poza tym – standard.
Po wizycie na akredytacji warto rzucić swoje bagaże do wspólnych sal. Te - inaczej, niż dzieje się to w przypadku większości konwentów - umieszczone były nieopodal, w innym budynku uczelnianego campusu. Na szczęście mapka z informatora była czytelna, a organizatorzy pomocni. Tam czekało nas pierwsze pozytywne zaskoczenie.
Wiadomo było już wcześniej, że na Bachanaliach można było nocować w salach wspólnych lub wykupić pokój w akademiku. Z przymusu korzystaliśmy z tej pierwszej opcji. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy okazało się, że wspomniane wspólne sale to po prostu duże pokoje w akademikach. Na stanie były – cztery łóżka (z pościelą), wielki stół, lodówka (sic!) oraz kilka biurek. Pokój był zamykany, a klucz można było pozostawić na recepcji. Nie będziecie chyba zaskoczeni, jeżeli napomknę, że zdarzyło się słyszeć żart o nieszczęsnych polconowych łóżkach polowych?
W budynku było kilka pomieszczeń z prysznicami oraz wspólne toalety. Przy wejściu na dole cały czas znajdował się też ktoś z konwentowej ochrony. Od drzwi wejściowych budynku do konwentowej knajpy (o której więcej potem) była niecała minutka leniwym krokiem. Do budynku konwentu – jakieś trzy; do pizzerii, czy sklepu (słynna piekarnia połączona z monopolowym) - pięć. Można też było pokusić się o spacerek na śliczną zielonogórską starówkę, co zajęłoby kwadrans prostej drogi, na której nie sposób się zgubić. Ogólnie za lokalizację należą się Bachanaliom najwyższe noty.
Wiadomo jednak, że i najlepsze miejsce nic nie będzie znaczyć, jeżeli nie będą się w nim działy interesujące konwentowiczów atrakcje. W tej kwestii wiele się po Bachanaliach spodziewałem. Widziałem wcześniej zajawkę programu i muszę przyznać, że znalazłem w niej wiele naprawdę interesujących pozycji. Konwent miał coś dla każdego. Odbywały się turnieje gier bitewnych, liczne LARPy, spotkania z pisarzami oraz prelekcje ogólnofantastyczne i erpegowe. Widoczny był też dość rozbudowany blok mangowy.
Jak wyglądała całość w praktyce? Otóż rozmaicie. Jako erpegowiec czuję zdecydowany niedosyt. Wiele prelekcji było w istocie prezentacjami systemów (głównie Świat Mroku, ale też np. 7th Sea), a te zwykle traktuję jako zapchajdziurę programu. Odwiedziłem jedną z nich (o nMagu) i nie sprawiła, bym zmienił swoje przekonania. Prelegenci z wrocławskiego Wielosferu niezbyt się popisali. Słaba merytoryka, irytująca maniera wysławiania się i arogancka postawa (krytykowanie przekładu nWoDu zanim się ukazał) sprawiły, że będę w przyszłości unikał ich punktów programu. Nieco lepiej wypadła Karolina ‘Viriel’ Bujnowska, która opowiadała o wywieraniu wpływu na graczy. Co prawda prelekcja była nieco nie na temat, ale doprowadziła do interesującej dyskusji.
Z drugiej strony kilka punktów programu byłbym skłonny polecić. Moim zdecydowanym faworytem była "Historia Gier FPS" prowadzona przez Piotra ‘Entera’ Kaczyńskiego. Jest to prelekcja multimedialna z toną filmików, przywołująca zarówno klasykę gatunku jak i tytuły nieco mniej znane, choć równie ciekawe. Zdecydowanie – rzecz na dwie lub trzy godziny, nie tę jedną, przewidywaną przez program! Tuż za nią uplasowała się prelekcja "Niewiasta uzbrojona" Mikołaja ‘Wachona’ Wachowicza. Prelegent opowiadał o losach kobiet walczących ze swadą i znawstwem. Miła rzecz, choć możnaby nieco bardziej temperować zapędy co poniektórych, przemądrzałych członków publiczności.
Publiczność zazwyczaj dopisywała. Prelekcje, które odwiedziłem gromadziły po dwadzieścia, trzydzieści osób, to jest jakąś jedną dziesiątą wszystkich uczestników każda. Bloki programowe były trzy. Do tego odbywały się wspomniane wyżej LARPy oraz turnieje. W tych ostatnich przodował Warhammer Fantasy Battle. Skirmiszowej Konfrontacji nie udało się zgromadzić odpowiedniej liczby uczestników. Krótki wywiad środowiskowy ujawnił, że erpegowi uczestnicy byli generalnie zadowoleni. Wypada tu też wspomnieć o dość licznych zmianach w programie, ofiarnie łatanych przez orgów.
Stałym elementem każdego konwentu jest obecnie Games Room. Wyszedł on na Bachanaliach znośnie. Tytułów gier nie było zbyt dużo, znalazły się jednak wśród nich niemal wszystkie konwentowe pewniaki: Jungle Speed, Cytadela, Ticket to Ride, czy Osadnicy. Nie wiem jak to jest, że niektóre kluby (vide lubelska Cytadela Syriusza) są w stanie zbierać planszówki przez lata, podczas gdy inne przeżywają małe dramaty przed corocznym konwentem i muszą każdorazowo prosić o pakiet minimum od Rebela. W Games Roomie odbywały się też turnieje gier karcianych – Magica oraz rodzimego Veto.
Znam osoby, które wyprawiają się na konwent, by stać się postrachem miejscowych konkursów i wywieźć ze sobą obfite łupy. Na Bachanaliach trudno byłoby się obłowić. Konkursów było kilka, nagród nie za wiele. Odwiedziłem jeden – kalambury mangowe i srodze się zawiodłem. Myślałby kto, że zrobienie kalamburów, tego powszechnego przecież konkursu konwentowego, to bułka z masłem. Nic z tego! Prowadzący popełnił większość podstawowych błędów. Wspomnę chociażby zmianę i improwizację zasad w trakcie trwania konkursu oraz pięciominutowy czas pokazywania hasła. Nie robi się znanego konkursu, jeżeli nigdy wcześniej nie widziało się go w praktyce! Ten żenujący pokaz braku konwentowego obycia nie przeszkadzał jednak w dobrej zabawie dość licznie zgromadzonej mangowej publiczności.
Konwent miał, jak to jest w dobrym zwyczaju, kilka swoistych tylko dla niego pomniejszych atrakcji. Nie liczę tu stoisk sklepowych (w liczbie dwóch), czy konwentowej kawiarenki (w tym samym budynku, co sale prelekcyjne). Nie udało mi się co prawda trafić na sprawnościowy konkurs wiedźmiński ani strzelanie z łuku dla amatorów, ale nie ominął mnie już np. szalony wieczorny zombie walk nieopodal klubu "U ojca". I tu dochodzimy powoli do najmilszej memu sercu części Bachanaliów.
Organizatorzy omawianego konwentu nie udają bowiem, że knajpa jest piekielną czeluścią gdzieś na obrzeżach konwentowej rzeczywistości. Przeciwnie – wraz z zachodem słońca Bachanalia przenoszą się do pobliskiego klubu jazzowego "U ojca", gdzie punkty programu i dobra impreza tworzą iście szatański melanż. Jeszcze przed wejściem witają nas przemiłe zapachy. Uśmiech na twarzy znacznie się poszerza, gdy okazuje się, że pierwszego dnia ekipa grilluje dla konwentowiczów – każdy może uraczyć się miejscowymi specjałami. Wewnątrz czekają kolejne atrakcje. Pierwszego wieczora jest to oficjalne otwarcie konwentu, pokaz charakteryzacji oraz projekcja filmu (zajawka Polconu 2008, który odbędzie się właśnie w Zielonej Górze). Na następny dzień mamy przedstawienie teatralne, wręczenie Pucharu Bachusa oraz konkurs na giermka Bachusa, a po nich – koncert zespołu punkowego Rozkrock i finałowa balanga.
Jeżeli spuścimy zasłonę milczenia na wspomniany zespół, to poszerzony wieczorowy program konwentu uznać należy za prawdziwy hit sezonu. Znani pisarze, orgowie, prelegenci, zwykli uczestnicy – wszyscy oddają się przemiłej, radosnej zabawie. W zeszłym roku Bachanalia Fantastyczne zagarnęły drugie miejsce w konkursie na najlepszy konwent sezonu letniego (tuż za Constarem) – i powiadam – jak najbardziej zasłużenie! W tym roku byłem na wielu fandomowych imprezach, ale ta deklasuje je wszystkie.
Bachanalia można krótko podsumować w następujących słowach - wspaniała impreza towarzysząca całkiem niezłemu konwentowi. Rokuje to bardzo dobrze na przyszłoroczny Polcon. Korytarze uniwersytetu, które świeciły pustkami z powodu niezbyt wysokiego wskaźnika uczestnik/powierzchnia, powinny mu się dobrze przysłużyć. Nie mam też wątpliwości, że organizatorzy – na Bachanaliach nieodmiennie pomocni - staną na wysokości zadania. Oceniam konwent na czwórkę i dodaję pół punktu za wspaniałą atmosferę. Na mojej konwentowej mapie nigdy już nie zabraknie Zielonej Góry.
Galeria
Konwent: Bachanlia Fantastyczne 2007
Od: 21 września 2007
Do: 23 września 2007
Miasto: Zielona Góra
Strona WWW: www.bachanalia.zgora.pl
Cena: 30 zł
Noclegi: Wkrótce
Od: 21 września 2007
Do: 23 września 2007
Miasto: Zielona Góra
Strona WWW: www.bachanalia.zgora.pl
Cena: 30 zł
Noclegi: Wkrótce