» Relacje » Bachanalia Fantastyczne 2006

Bachanalia Fantastyczne 2006


wersja do druku
Bachanalia Fantastyczne 2006
Choć pochodzę z Głogowa, z którego do Zielonej Góry jedzie się pociągiem zaledwie godzinę, a Bachanalia Fantastyczne mają ponad dwudziestoletnią tradycję, ich tegoroczna edycja była dopiero moim trzecim zielonogórskim konwentem. Od czasu świetnego Polconu 2004 żałuję, że na organizowane przez klub Ad Astra imprezy nie zawitałem już wcześniej. Tym razem tematem przewodnim konwentu był Ziew Cthulhu, czyli bluźniercze, nieeuklidesowe i trochę zaspane koszmary rodem z opowiadań Howarda Phillipsa Lovecrafta.

Zielonogórski konwent po raz trzeci zagościł w campusie B Uniwersytetu Zielonogórskiego, co od czasu Polconu stało się już tradycją – w tym samym miejscu odbędą się zarówno przyszłoroczne Bachanalia, jak i Polcon 2008. Jego główna część odbywała się w budynku kolegium neofilologicznego – jedynie bitewniaki i jeden z trzech bloków prelekcyjnych znaleźć można było w budynku obok. Same budynki mają właściwie same zalety – ładne, duże sale wykładowe, w których spokojnie zmieścili się uczestnicy nie tylko Bachanaliów, ale również Polconu, to miła odmiana po często obskurnych konwentowych szkołach. W holu stało kilka komputerów z dostępem do Internetu, ale niestety żaden z nich, przynajmniej od Polconu dwa lata temu, nie widział oprogramowania antywirusowego, więc korzystanie z nich było prawie niemożliwe.

Jak zwykle, moja wizyta na konwencie zaczęła się od punktu akredytacyjnego. Po okazaniu dowodu osobistego i podpisaniu się otrzymałem torbę z konwentowymi materiałami. Oprócz plakietki, informatora, plakatu i temu podobnych rzeczy dostałem kawałek czerwonej włóczki, do której doczepiona była karteczka z dziwnym symbolem. Choć jej przeznaczenie nie było znane, po konwencie krążyła plotka, że chronią one przed Wielkimi Przedwiecznymi, więc wielu uczestników nosiło je zawieszone na szyi lub w innych widocznych miejscach. Pewna liczba konwentowiczów otrzymała również „packi na macki”, przeznaczone do bicia po wszędobylskich mackach przerażających istot z Mitów Cthulhu, pojawiających się tu i ówdzie na imprezie. Sporo uczestników zjawiło się na Bachanaliach w strojach pasujących do czasów Lovecrafta.

Po zaakredytowaniu się podążyłem do szkoły, w której, podobnie jak rok i dwa lata temu, mieściły się sale noclegowe. Niestety, dzieli ją od campusu spory dystans, ale nie można mieć wszystkiego – a budynki kolegium neofilologii to naprawdę świetne miejsce na konwent. Ci z konwentowiczów, którym mniej zależało na oszczędnościach, a bardziej na wygodzie, wykupić mogli noclegi w znajdującym się na terenie campusu B akademiku. Wspólnymi salami sypialnymi były dwie sale gimnastyczne, dzięki czemu zamiast na karimatach można było wyspać się na dużo wygodniejszych materacach.

Na konwencie nie zabrakło pisarzy – byli wśród nich nagrodzony w tym roku podwójnym Zajdlem Jarosław Grzędowicz, nominowani do tej nagrody Marek S. Huberath i Maja Lidia Kossakowska, a także Jacek Inglot i Jacek Komuda. Oprócz autorów spotkać tam można było również znanych tłumaczy - Piotra W. Cholewę i Andrzeja Sawickiego. Zabrakło Eugeniusza Dębskiego, który nie mógł zjawić się na Bachanaliach z powodów rodzinnych oraz Jacka Piekary, który z nieznanych przyczyn po prostu nie przyjechał na konwent. Ze względów zdrowotnych tegorocznej edycji nie odwiedził też szalony poeta, Tadeusz R. L. Duda, którego do tej pory spotkać było można na większości zielonogórskich konwentów. Oprócz spotkań z żywymi pisarzami odbył się również seans spirytystyczny, podczas którego można było pogawędzić z duchem samego Lovecrafta.

Dużą część konwentu spędziłem w konwentowym games roomie, gdzie znaleźć można było różnego rodzaju gry planszowe. Część z nich przysłał sklep Rebel, zaś część pochodziła ze zbiorów klubu Ad Astra i samych organizatorów. Jedyną wadą był mały rozmiar sali, która często była wypchana po brzegi graczami. W planszówki grałem również nocami w salach noclegowych w szkole – w piątek w przywiezioną przez siebie Cytadelę do piątej rano. W niedzielę sam zorganizowałem jeden z planszówkowych punktów programu – turniej Neuroshimy Hex, w którym cztery pierwsze miejsca zajęła reprezentacja Szczecina.

Poza graniem w games roomie i spotkaniami z pisarzami, chętnie brałem też udział we wszelkiego rodzaju konkursach. W przeciwieństwie do większości konwentów, nagrody nie były w nich przydzielane odgórnie, ale po konkursie można było odwiedzić green room i wybrać sobie którąś z książek lub gier przysłanych przez sponsorów. Dzięki temu dostałem książki, które z wielką chęcią przeczytałem, zamiast zupełnie niepotrzebnych mi piątych tomów dziesiątej sagi Dragonlance, do których nawet bym nie zajrzał. Oprócz wyżej wymienionych atrakcji, nie zabrakło też różnego rodzaju prelekcji, turniejów i warsztatów -powiązanych z RPG, mangą, komiksem, bitewniakami i karciankami oraz popularnonaukowych. Odbyło się również kilka LARPów, z których najważniejszy był oczywiście ten powiązany z Mitami Cthulhu, na którym wyjaśniła się wreszcie zagadka czerwonych sznureczków. Wbrew rozsiewanym przez kultystów plotkom, każdy, kto na LARPie zjawił się z jednym z nich przeznaczony był do... pożarcia przez Wielkich Przedwiecznych.

Budynek, w którym odbywała się zasadnicza część konwentu był na noc zamykany, zaś konwentowe życie przenosiło się wtedy w większości do pobliskiego klubu Zatem, na czas Bachanaliów przechrzczonego na Cthulhu Cabanę. Można było tam nie tylko wypić piwo ze znajomymi i nowo poznanymi konwentowiczami oraz gośćmi, ale także potańczyć w jednej z sal oraz obejrzeć występ kabaretu „Na żetony”, który nie był jednak niestety tak dobry, jak „Made in China”, który wystąpił rok temu. W „Cthulhu Cabanie” poznałem trochę lepiej polterowo-ŚBFową ekipę oraz część członków zielonogórskiej Ad Astry. W sobotę wieczorem pod Zatemem można było wziąć udział w konkursie grillowania, a potem upiec sobie dostarczone przez organizatorów kiełbaski poza konkursem.

Na odbywających się w czasie zielonogórskiego winobrania Bachanaliach nie obowiązywała modna ostatnio akcja „100% bez alkoholu”. Choć w samych budynkach Uniwersytetu nie wolno było spożywać alkoholu, nie brakowało go, co oczywiste, w Zatemie, oraz sporadycznie na wspólnych salach. Mimo że pijanych uczestników nie wyrzucano ze szkoły, nie zauważyłem w czasie konwentu żadnych pijackich ekscesów.

Konwent był dość kameralny – było na nim około dwustu osób, a jako że blok gier bitewnych miał miejsce w innym budynku niż reszta Bachanaliów, miało się wrażenie, że ludzi jest jeszcze mniej. Z jednej strony szkoda, że mimo dobrych recenzji poprzedniej edycji i Polconu do Zielonej Góry nie pofatygowało się więcej konwentowiczów, ale z drugiej dzięki temu na konwencie panowała przytulna, przyjazna atmosfera. Brak kolejek do akredytacji i pryszniców to również zaleta.

Podsumowując, niska frekwencja na Bachanaliach na pewno miała więcej wspólnego z położeniem geograficznym niż z jakością samego konwentu, którego organizatorzy jak co roku utrzymali wysoki poziom. Z czystym sumieniem mogę polecić zielonogórskie konwenty każdemu fanowi fantastyki, nie tylko tym mieszkającym w pobliżu Zielonej Góry. Sam nie mogę się już doczekać kolejnego września.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 5 / 6

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.