» Blog » BLAME!
29-12-2011 11:56

BLAME!

W działach: recenzje, komiksy, inspiracje | Odsłony: 136

BLAME!

 

BLAME!

by Nihei Tsutomu

 

Nie jestem otaku. W gruncie rzeczy anime i mangę uważam za morze tandety i kiczu, w dodatku absolutnie niestrawne dla ludzi zachodu. Dlatego ten wpis nie jest wpisem o mandze. To jest wpis o jednym z najlepszych komiksów, jakie miałem w życiu przyjemność czytać. Tak - BLAME! jest tak dobry, że nazywanie i rozpatrywanie go li tylko jako "jedną z wielu mang" byłoby po prostu niesprawiedliwe, bo albumy zasługują na to, żeby postawić je na jednej półce ze "Szninklem", "Thorgalem", czy komiksami Sandovala.

Nie piszę więc o mandze. Piszę o świetnym komiksie.

 

BLAME! jest stosunkowo nową produkcją. Dziesięć grubych tomów zaczęło powstawać w 98 roku. Była to pierwsza poważna produkcja Nihei Tsutomu, autora do tej pory nie wyróżniającego się z tłumu "młodych zdolnych" twórców.

 

MAYBE ON EARTH

MAYBE IN THE FUTURE

 

BLAME! wrzuca czytelnika od razu na głęboką wodę. Wciąga i nie odpuszcza, od pierwszej strony pierwszego albumu aż do samego końca.

Oto główny bohater. Małomówny (do ekstremum) Killy (japończycy wymawiają to jakoś tak: "ki-ri-ri"). Wędruje samotnie po zrujnowanym, opuszczonym Mieście (The City), gargantuicznym świecie-mieście, składającym się z niezliczonej liczby pięter. Żeby zdać sobie sprawę z niewyobrażalnych rozmiarów tej konstrukcji wystarczy powiedzieć, że ta nie tylko wchłonęła w pewnym momencie księżyc. Znajduje się w niej także m.in. "pokój" wielkości... Jowisza (ok. 143,000km).

 

Miasto jest nieustannie naprawiane i rozbudowywane według bezsensownego, chaotycznego planu Konstruktorów. Robotów wszelkich kształtów i rozmiarów których jedynym zadaniem jest wieczna konstrukcja Miasta.

 

Kolejne poziomy Miasta oddzielone są prawie niezniszczalną megastrukturą, przez którą teoretycznie nie da się przebić, a każdy, kto tego spróbuje musi przygotować się na atak tajemniczych istot zwanych Safeguards. Ich zadaniem jest m.in. nie dopuścić do migracji ludzi między kolejnymi poziomami.

 

Miasto jest puste. Toczy je zmutowane robactwo, odległe od siebie, mniejsze i większe ludzkie osiedla różnią się poziomem technologicznym i kulturowym a nawet cechami genetycznymi żyjących tam ludzi (można spotkać olbrzymów i karłów, a nawet klony). Gdzieniegdzie zakładają swoje gniazda "silikonowe istoty" - rasa wroga wszystkim innym mieszkańcom Miasta. Mutanci, potwory, tajemnicze, cyfrowe istoty potrafiące manifestować się w świecie fizycznym...

Świat BLAME! jest niesamowity i oryginalny i proste określenia jak cyber czy postapo nie wyczerpują nawet połowy jego potencjału.

 

GRAVITATIONAL BEAM EMMITER

 

Jednym z kluczy do fabuły jest mała, niepozorna ale niesamowicie potężna broń, w której posiadaniu znajduje się Killy: Gravitational Beam Emmiter. Promień energii wystrzelony z tego "małego pistolecika" wystarczy, żeby zdewastować otoczenie, zniszczyć setki i tysiące kilometrów Miasta i... przebić megastrukturę, pozwalając bohaterowi na wspinanie się na coraz wyższe piętra Miasta.

Postrzegany przez napotkanych osobników jako starożytny i wszechpoteżny artefakt GBE często staje się obiektem pożądania różnych grup, co zazwyczaj kończy się bardzo źle dla wszystkich zaangażowanych.

 

Killy podróżuje w poszukiwaniu ludzi posiadających mityczny Terminal Net Gene - genów pozwalających na wyświetlanie obrazów na siatkówce oka. TNG pozwoliłoby ludziom na dostanie się do Netsphere - wirtualnej rzeczywistości dzięki której można by znów kontrolować morderczych Safeguards i pogrążonych w wiecznej, milczącej pracy Konstruktorów.

 

MEGASTRUCTURES

 

O fabule można by pisać i pisać. To bardzo dobre science-fiction poruszające wątki trans-humanizmu. Jest tu też dużo cyberpunka doprowadzonego do punktu, gdzie czasami nie da się odróżnić człowieka od maszyny. Śmiało można powiedzieć, że chwilami Nihei stylizuje opowieść na sagę... fantasy. Wysposaża swoich bohaterów w potężne, elektroniczne różdżki i daje im moce równe czarnoksięskim, jednak zawze wywodzące się z technologii. Są zaskakujące zwroty akcji, są momenty poruszające wyobraźnię, jest miejsce na mowę obrazu - dialogów jest w BLAME! stosunkowo mało, są całe rozdziały (zresztą chyba najlepsze), w których nikt nie wypowiada ani słowa.

 

Ale głównymi zaletami komiksu jest jego styl graficzny i prawdziwy główny bohater: ogromne konstrukcje.

 

Styl BLAME! daleko odbiega od znanych wszystkim łagodnych, wycyzelowanych, sterylnych linii jakich pełno w mandze. Rysunki tuszem tworzone przez autora są często brudne, zamazane, dynamiczne, szkicowe. Niektóre koncepty przywodzą na myśl dzieła H.R.Gigera lub Beksińskiego.

Wiele kadrów wypełniają po prostu obrazy opuszczonego, gigantycznego Miasta. Budynki w budynkach, schody donikąd, oświetlone chodniki, wąskie korytarze, odległe sufity, kable prowadzące znikąd donikąd.

A za każdym zakrętem może czaić się odkrycie, jakaś nowa niesamowitość, może jakaś nowa, ciekawa społeczność, może morderczy wróg... Takiego klimatu prózno szukać we współczesnym komiksie.

 

MANGA CZY KOMIKS

 

Trudno szukać w BLAME! typowych, "japońskawych" zachowań bohaterów. Są oni tak odczłowieczeni, tak transhumaniczni, że nie ma żadnego problemu w odbiorze treści przez przeciętnego, nie znającego japońskiej kultury czytelnika. Konstrukcja fabuły jest wyzwolona ze schematów, jedynie czasami jakiś character concept, albo pojedyncze rozwiązanie przypomina nam, że autor jest japończykiem, co dla mnie jest ogromnym plusem.

 

Co ciekawe, BLAME! do cna pozbawiony jest jakiegokolwiek erotyzmu. Ciało to "mięso". Bohaterowie często tracą kończyny, albo nawet całe ciała i funkcjonują dalej. Ewentualna nagość jest naturalistyczna i wręcz nudna.

 

Całość - powala.

Wiele razy wracałem i będę wracał do historii o podróży Killy'ego. Zauważyłem, że nawet wśród zaprzysięgłych fanów mangi i anime seria BLAME! jest mało znana, co tylko potwierdza moje podejrzenia o epidemii kiczu i bezguścia szerzącej się wśród niektórych otaku.

 

BLAME! polecam nie tylko fanom mangi, nie tylko fanom cyberpunku i science-fiction. Polecam BLAME! wszystkim fanom dobrego komiksu, a szczególnie tym, którzy do tej pory pogardzali japońskim komiksem, nie wierząc, że znajdą tam coś dla siebie.

 

Komentarze


de99ial
   
Ocena:
0
Znam. Polecam.
29-12-2011 12:09
chimera
   
Ocena:
+1
A propos Sandovala - nigdzie nie mogę kupić "Trupa i sofy" :-(((((((((
29-12-2011 12:41
Ninetongues
   
Ocena:
+1
@Chimera
Mam dokładnie, identycznie, całkowicie ten sam problem. Lepiej kupuj Xinophixeroxa zanim też zniknie.
29-12-2011 12:44
chimera
   
Ocena:
0
@Nine

Zamówiony, dzięki! A na "Trupa..." będę polował na Allegro.
29-12-2011 12:53
Ninetongues
   
Ocena:
0
Dzięki, Imn.
29-12-2011 15:05
Dagome
   
Ocena:
+1
Dodam, że nieistniejąca już grupa skanlacyjna MangaPolis Platinium przetłumaczyła całą mangę na nasz ojczysty język. Kto zainteresowany to znajdzie.

"silikonowe istoty"
Krzemowe (krzem łac. silicium)

PS. Mangaka jest z wykształcenia architektem.

@ 9
Czytałeś NOiSE lub Blame Academy! ?
29-12-2011 23:33
bukins
   
Ocena:
+1
Byłem swego czasu zauroczony tą mangą dzięki Case, która jest wielką, wielką fanką "Blame!".

Dla mnie najwspanialsze były plansze przedstawiające ten niesamowity, wielki świat, przywodzący na myśl grafiki Gigera - coś niesamowitego.

30-12-2011 00:59
Case
   
Ocena:
+1
Ah Blame! - cieszę się, że ktoś pisze o moim ulubionym komiksie wszechczasów :)
Od 2002 roku kiedy znalazłam tą serię przez przypadek na stronie Omangi (niestety teraz już nieczynnej) przeczytałam całość z 5 razy i przyznaję, że tylko Blame! i Miasteczko Twin Peaks zmusiły mnie do wielogodzinnego przeszukiwania sieci, dyskusji na forach i szczegółowej analizy (dla dociekliwych polecam największe i najlepsze forum poświęcone Blame! - http://www.heeen.de/blame )
Seria jest niesamowita - z czystym sercem polecam! :)
30-12-2011 09:18
Ninetongues
   
Ocena:
0
NOISE, czyli krótki prequel do BLAME! jest dobry, choć zdecydowanie bardziej "mangowy". "Blame Academy" to taki żarcik autora bardziej, japońskość aż wycieka z kadrów.

Autor zrobił też (na zamówienie Marvela) mini-serię Wolverine: SNIKT! która jest generalnie kopią klimatu BLAME z rosomakiem w roli głównej.

Jest też kilkustronicowy BLAME!2, ale to bardziej taki teaser niż coś poważnego.

Po BLAME! Nihei zaczął jeszcze inne serie, ale żadna nie dorównuje pierwszej serii ani klimatem, ani rozmiarami. Warto wspomnieć o zarzuconej serii Biomega, która dzieje się w tym samym świecie co BLAME! jednak wiele, wiele lat wcześniej. Więcej tam cyberpunku.

Teraz Nihei robi Knights of Sidonia (ciekawostka: ktoś kojarzy kawałek Knights of Cydonia autorstwa Muse...?) i ponoć obiecuje, że skończy serię. Zobaczymy.
30-12-2011 09:48
Case
   
Ocena:
0
Dla mnie Knights of Sidonia to do tej pory największe rozczarowanie jeżeli idzie o twórczość Nihei ;p Zupełnie mi to nie podeszło.

A co do dzieł Nihei - jest jeszcze 2-tomowa Abara.
30-12-2011 09:57
CainSerafin
   
Ocena:
0
O! Miło przeczytać tak ciekawy wpis o jednej z moich ulubionych mang. Trudno spotkać równie oryginalny, nietypowy i wciągający komiks, który pomimo sporej liczby wad (dziwne rozwiązania fabularne, zakończenie w połowie historii) można czytać wielokrotnie, za każdym razem odkrywając coś nowego.

A skoro już coś napisałem to chamsko zareklamuję swój artykuł o autorze.
http://czytelnia.tanuki.pl/pokaz/2 716/tsutomu-nihei-charakterystyka-mangaki
30-12-2011 15:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.