» Recenzje » BBPO. Piekło na Ziemi. Tom 5

BBPO. Piekło na Ziemi. Tom 5


wersja do druku

Zupełnie fajny koniec cyklu

Redakcja: Daga 'Tiszka' Brzozowska

BBPO. Piekło na Ziemi. Tom 5
Jak każdy cykl, tak i BBPO zmierza ku finałowi. Zanim jednak przyjdzie przewrócić ostatnią kartkę, najpierw czytelnika czeka wielki finał. Czy to godne zwieńczenie serii? Sprawdziliśmy!

Wieńczący cykl album zawiera cztery opowiadania, dwa krótsze i dwa zdecydowanie bardziej rozbudowane, połączone wspólnym mianownikiem, jakim jest postać Johanna Krausa, ektoplazmy mogącej poruszać się pomiędzy ludźmi dzięki rozmaitym powłokom, w tym potężnemu ustrojstwu zwanemu Młotem. "Ojcem" scenariuszy jest ponownie John Arcudi, pracujący z Mikem Mignolą, zaś lwia część komiksu zilustrowana została przez Laurence'a Campbella, chociaż dwa pomniejsze utwory swoimi grafikami przyozdobili Julian Tedesco oraz Peter Snejbjerg.

Jak to bywa w zbiorach opowiadań, niezależnie od starań autora jedne teksty prezentują się nieco ciekawiej, inne mniej. Najważniejsze jest jednak, by żaden z utworów nie nudził ani irytował treścią lub formą. Udało się to w przypadku tego komiksu.

Album otwiera bardzo dobry Nigdzie, Nic, Nigdy, będący refleksją na temat zasadności oraz ograniczeń w wykorzystywaniu innych do osiągania celów. Arcudi nie usprawiedliwia wyborów postaci, mimo że w sposób oczywisty przyświeca im wyższa potrzeba ocalenia ludzkich istnień; nie ma znaczenia też fakt, że główny bohater jest raczej superherosem aniżeli człowiekiem. Wątpliwości i rozterki Johanna zaserwowane zostały w niezwykle przejmujący sposób, który jest wstanie poruszyć każdego odbiorcę.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Świetnie w kanon Hellboya wpisuje się kolejny komiks, Współczesny Prometeusz, opowiadający o odnalezieniu zbroi zwanej Młotem. Acurdi bardzo zręcznie poradził sobie z rozegraniem znanych motywów dotyczących wojennej genezy piekielnego chłopca i przed czytelnikami przewijają się Naziści, Alianci, tajemnicza broń oraz podróż do świata równoległego. Oczywiście pogłębia to wiedzę o Johannie, jednak bodaj największym atutem historii jest jej "hellboyowatość".

Kolejne dwa utwory: Koniec świata oraz Nadeszła godzina, wieńczą całą serię BBPO Piekło na Ziemi. Tym razem Acurdi zamiast grać na nostalgii i budować kameralny klimat zapadłej mieściny w USA lub ardeńskiego lasu, poszedł w iście hollywoodzkie rozwiązanie, stawiając na wielki finał z mnóstwem wybuchów i tytanicznymi zmaganiami pomiędzy ekipą biura a istotami pragnącymi unicestwienia ludzkości, zwanymi Ogdru Hem. I ta końcówka pozostawia niejednoznaczne odczucia.

Na pewno nie można odmówić jej epickości i rozmachu, bowiem z kart komiksu powiewa tytanicznymi zmaganiami, w trakcie których nie bierze się jeńców. Pod tym względem oba rozdziały czyta się fantastycznie; niestety, w scenariusz wkradł się chaos niekoniecznie pochodzący z kosmosu, lecz z próby rozwijania kilku wątków równolegle. W rezultacie historia nieco się rozmywa, zaś jedne strony są bardziej interesujące, a inne mniej. Prowadzi to nieuchronnie do sytuacji, kiedy czytelnik koncentruje się tylko na wybranych aspektach opowieści.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Natomiast dwa ostatnie opowiadania to majstersztyk graficzny. Co prawda Laurence Cambell to nie Mignola, co jest zresztą widoczne na pierwszy rzut oka, ale rysownik bardzo zbliżył się do jego klasycznej kreski. I przyznam, że już dawno brak unikalnego stylu nie cieszył mnie tak bardzo! Jest to niesamowity paradoks, ale taka konwencja idealnie spina Hellboya i BBPO, tworząc artystyczną, spójną całość, pełnymi garściami budując klimat, który przypadł do gustu tak wielu fanom. Dla odmiany dwie pierwsze opowieści od strony graficznej prezentują się zupełnie przeciętnie. Wisienką na torcie tego albumu jest jednak bogactwo materiałów dodatkowych. Kilkadziesiąt stron szkiców oraz okładek zadowoli każdego fana cyklu i jest pięknym domknięciem. To, że wielbiciele nabędą finałowy epizod, jest pewne. 

Warto jednak, z okazji zamknięcia serii, spojrzeć na BBPO z perspektywy całości i pewnego nawiązania do Hellboya, którego jestem oddanym fanem. Pierwsza myśl niestety jest taka, że BBPO to nie Hellboy, co dotyczy każdego aspektu: treści, klimatu, a często i oprawy wizualnej. Ostatni album co prawda prezentuje się w każdym z elementów bardzo przyzwoicie, ale nie z każdym tak się działo. Na przestrzeni poprzedzających tomów udane opowiadania  przeplatały się z nieprzyzwoicie wręcz słabymi, czego najlepszym przykładem jest czwarta część, poświęcona działalności biura. W rezultacie obcowanie z serią gwarantuje pełną sinusoidę emocji: od wybornej zabawy po nieprzebraną nudę. Fani przygód piekielnego chłopca, którzy dopiero rozważają nawiązanie znajomości ze spin offem, muszą być w pełni świadomi tych ograniczeń, co z pewnością zapobiegnie w kilku miejscach rozczarowaniom.

Żeby jednak nie marudzić aż nadto, warto przytoczyć pewne powiedzenie, które padło z ust polskiego polityka: "Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna". Cytat pasuje jak ulał do serii, bowiem duet Mignola-Arcudi pożegnał się z czytelnikami w sposób godny, tak pod względem treści, jak i formy.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram



Czytaj również

 BBPO. Piekło na Ziemi (wyd. zbiorcze) #4
Piekło bez pazura
- recenzja
BBPO. Znany diabeł
Apokalipsa i... może już starczy?
- recenzja
Abe Sapien: Mroczne i Straszliwe #1
Smutny koniec świata
- recenzja
Homar Johnson #1
Pomiędzy Hellboyem na Batmanem
- recenzja
Jenny Finn
Zbrodnia i kara według Mignoli
- recenzja
Raz & na zawsze (wyd. zbiorcze) #3: Sroczy sejmik
Nie można zatrzymać opowieści
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.