» Blog » Ava - Gramy! - Infusion
30-07-2012 11:16

Ava - Gramy! - Infusion

W działach: infusion, autorki, d20, game design, lans | Odsłony: 18

Ava - Gramy! - Infusion
Fajnie było poprowadzić w czwartek sesję na "Gramy!".
Miał być Goblin Jazz, ale nie wyrobiłem się, przez co postanowiłem spróbować sesji w "systemie, który znam najbardziej".

ZAŁOŻENIA

Żeby było szybko i sprawnie (sesja miała trwać 5 godzin) przygotowałem wcześniej kilka postaci rozpisanych na mini-kartach, pomijając różne mało istotne detale, jak atuty, skille, reputacje i takie tam socjalne bzdety.

Dostałem czwórkę doświadczonych graczy. Wybrali postacie i zacząłem krótki opis świata oraz "tego-co-macie-na-karcie".

Notki na przyszłość:
1 Da się opowiedzieć o świecie i klimacie Infusion w pół godziny;
2 Przy mini-kartach należy użyć fontu odręcznego w rozmiarze i formie czytelnej dla tzw. "normalnych ludzi".

Miało być krótko, treściwie (czytaj: rzeźnia) i z większością tego, co stanowi o wyjątkowości Infusion.

ROZGRYWKA

Po zawiązaniu akcji tradycyjnie - krótka podróż. I pierwsze momenty konfrontacji ze światem. Bohaterowie są głodni. Ale jak nasyceni, przyzwyczajeni do życia w mieście, do fastfoodów i kebabów, w dodatku bez żadnego doświadczenia lub choćby broni łowieckiej mają tradycyjnie upolować zwierzynę i tradycyjnie ją upiec na tradycyjnym Ognisku Drużyny Fantasy™?

Trzeba przyznać, że wszyscy szybko i sprawnie załapali, że to nie jest "zwykłe" fantasy.

Potem było już coraz ciekawiej.
Wejście nasyconych do miasta było fajne, co bardzo lubię, bo odgrywanie twardziela to element często spotykany na sesjach w Inf. Potem uliczne żarcie, bar, hotel, wszystko jak trzeba. Gracze szybko weszli w lekki nastrój, sporo było śmiechu, ale bez przesady. No i nawet dało się odegrać parę prostych interakcji.

Wreszcie zaczęła się akcja. Pierwsze rany, pierwsze rozczłonkowanie przeciwnika. I ten błysk w oku gracza, kiedy nagle łapie autentyczną frajdę z wywijania mieczem.

No i potem, moim zdaniem najlepszy, najbardziej klimatyczny moment sesji. Taka "esencja" Infusion. Spacer przez miasto w zakrwawionych ciuchach. Bohaterowie czują na sobie spojrzenia mieszkańców. Są gotowi na każde wyzwanie, znają swoją siłę, nie boją się niczego... Aż musiałem puścić kawałek. No i puściłem:Second to None.
Bardzo przyjemna chwila.

Notki na przyszłość:
1 Muzyka na sesji w 9 przypadkach na 10 zostanie przyjęta pozytywnie. Nie ma się co wahać, nawet jak sesja krótka;
2 Czarny rap jest czasem lepszy niż puszczony n-ty raz theme z Gladiatora. Sprawdź to!

Potem targ, tłum i kolejna, już całkiem grupowa rzeźnia. Odbijanie się od ścian, masakrowanie wrogów, spalanie Esencji... A ponieważ nie byłem szczególnie... delikatny przy ustalaniu potęgi przeciwników, jedna z postaci skończyła z nożycowym mieczem w płucu. "A co mi tam, jednostrzałówka". A mogłem kantować na kościach...

Nic to. Szybkie deus-ex machina i w zamian za trzyletnią służbę u pewnej wężycy nasz bohater został pozbierany z ziemi.

Znów chwila wytchnienia i... pojedynek szermierzy. Bo co to za sesja w Infusion bez pojedynku? Bardzo pięknie zagrany, bardzo efektowna końcówka, świetny "dialog przez walkę". Dialog? Ba, nawet flirt (z czym gracz zgodził się zresztą po sesji). Miodna scena.

A potem już spacer do walki z bossem. Parę komediowych scenek ze schwytanym przedstawicielem wroga, kolejne okaleczenie jednego z bohaterów (poszła lewa ręka w łokciu, ale zaraz poczuł się lepiej) i "zaskakujący" zwrot akcji.

A potem, jak wiadomo, rzeźnia i zakończenie w najciekawszym momencie. Koniec.

GRACZE

Jeden z graczy szybko, ale nie agresywnie zdominował sesję.
Nie dość, że miał ekstra rzuty (tylu 20 na jednej sesji już dawno nie oglądałem) to jeszcze wygrał wszystkie najlepsze sceny. Gdyby sesja trwała dłużej, trzeba by siłą przesuwać spotlight na pozostałych, którzy byli dobrzy, wszyscy, ale mieli mniejszą "siłę przebicia", albo mniej wierzyli we własne siły, bo nie mieli tak dobrych rzutów.

To był największy minus sesji - ta dominanta jednego gracza, ale ponieważ nie była agresywna a pozostali gracze nie stracili okazji do uczestniczenia w fabule, trudno nazwać to błędem. Gdyby to nie była jednostrzałówka, to musiałbym siłą przestawiać spotlight.

Na szczęście sesja była krótka, każdy zdążył "coś" zagrać. Mieliśmy i "głos rozsądku" (kobieta jako ogniwo spajające drużynę? coś w tym jest...) i fajnie "irytującą postać", która wszystko komplikowała i milczącego wojownika - askotę (szkoda, że nie popisał się w walce, ale zabrakło szczęścia).

FEEDBACK

Chyba polubię sesje Infusion z doświadczonymi graczami. Myślałem, że frajda płynąca z Inf trafia bardziej do "dzieciaków", a tu niespodzianka.

Wszyscy grający określili setting jako "świeży", jako "coś nowego". Na pytanie o to, czy byłoby lepiej, gdyby były tu elfy, orkowie i inne takie wszyscy odpowiedzieli zdecydowanie "nie".

Wspólnie też stwierdzono, że dominujący gracz miał za dobrą postać. Przeglądałem statsy jeszcze raz i wciąż uważam, że była to kwestia szczęścia i konkretnych, popartych szybkimi obliczeniami wyborów taktycznych bardziej, niż kwestii zbytniego dopakowania postaci, ale fakt, że postać zdominowała sesję na poziomie mechanicznym pozostawia lekki niesmak i jest nauczką na przyszłość.

Wszyscy gracze przyznali, że bardzo chętnie zagraliby "coś większego" w Infusion. A że byli wśród nich Warszawiacy to kto wie, może i tak będzie. Pojawiło się kilka ciekawych sugestii mechanicznych, które wziąłem sobie do serca.

Najważniejsze jest to, że sesja była dla wszystkich bardzo satysfakcjonująca. Mimo długiej przerwy prowadziło mi się naprawdę super, widać to jak z jazdą na rowerze.

GRAMY!

Sam konkurs na "najlepszego" gracza zawsze był dla mnie trudnym orzechem do zgryzienia. Jest tak wiele zmiennych, tak wiele rzeczy, których nie da się zobaczyć na jednostrzałówce... No bo np. czy ów gracz, których zdominował sesję, był dobrym graczem, czy nie? Grał świetnie, ale świadomie czy nie, jednak zabierał ten spotlight dla siebie. Według mnie dobry gracz potrafi użyć swojej dominacji do wskazania spotlightem innego gracza, żeby dać mu się wykazać. Tu tego zabrakło, czy z braku czasu, czy z niedostrzegania problemu - trudno powiedzieć. Ot, taki przykład, jeden z wielu. Najmniej aktywny z graczy był najmniej aktywny, bo jest najmniej aktywny, czy po prostu zabrakło jakiegoś momentu, w którym mógłby się wykazać...?

Kogoś trzeba było wybrać, a bez tłumaczenia kto i dlaczego przechodzi dalej (bo czasu zabrakło) taki wybór dwójki "pupilków MG" pozostawia lekki niesmak. Czyli klasyczne "coś bym zrobił inaczej, ale nie wiem do końca co". Może Urko, który wygrał (congratulations!), mógłby się podzielić wrażeniami z bycia pupilkiem Misiów Gry. ;) Ciekawe, czy rzuciłoby to więcej światła na sprawę.

Bardzo dziękuję moim graczom za sesję i dziękuję też Repkowi, który mi tę fuchę sprzedał.

Komentarze


Ezechiel
   
Ocena:
+12
Największym plusem Gramy była okazja do uczestnictwa w trzech świetnych sesjach z dobrymi współuczestnikami. Konkurs ma przy tym znaczenie drugorzędne.
30-07-2012 11:43
Rag
   
Ocena:
0
Dzięki za świetną grę!

I po przemysleniach, postać wcale nie była tak przepakowana mechanicznie. Pod tym względem większe możliwości miała postać irytująca ;)

Pozdro i mam nadzieję, że do zagrania :D
30-07-2012 17:37

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.