Atrofia - Lauren DeStefano

Miłość w czasach futurystycznej zarazy

Autor: Michał 'von Trupka' Gola

Atrofia - Lauren DeStefano
Trójka jest w wielu kręgach kulturowych liczbą o dużym znaczeniu. Również dla początkujących pisarzy zdaje się ona całkiem istotna, gdyż ostatnimi czasy rozpowszechniło się debiutowanie powieścią będącą pierwszym tomem planowanej trylogii – i tak też jest w przypadku Atrofii. Niestety, tym razem na pewno nie będę czekał z zapartym tchem na kontynuację.

Lepiej zapobiegać, niż leczyć. Wychodząc z tego założenia, naukowcy i lekarze przyszłości stworzyli ludzi pierwszego pokolenia, powstałych na skutek sztucznego zapłodnienia, długowiecznych i odpornych na choroby. Jednak konsekwencje zabawy ludzkim genomem bywaja czasem trudne do przewidzenia. Potomstwo tych pozornie idealnych osobników jest bowiem zakażone tajemniczym wirusem i przez to żyje niezwykle krótko – dziewczynki dożywają lat dwudziestu, chłopcy dwudziestu pięciu. Narratorka powieści, Rhine, obchodziła już szesnaste urodziny – a to oznacza, że jej czas pomału dobiega końca. Jeżeli dodać do tego fakt, że codziennie musi walczyć o przetrwanie na powojennym Manhattanie, a jej rodzice zginęli w zamachu bombowym, wydaje się, że sytuacja nie może się już pogorszyć. A jednak… Dziewczyna zostaje porwana, a następnie zmuszona do poligamicznego małżeństwa z arystokratą. Jeżeli nie chce zgnić w lochu, musi udawać posłuszną żonę, a także starannie ukrywać romans z jednym ze służących, Gabrielem. Czy uda jej się uciec z tej złotej klatki, czy też luksusy stłumią pragnienie wolności?

Literatura postapokaliptyczna często prognozuje, że po zagładzie ludzka cywilizacja cofnie się w rozwoju, zwykle lądując z powrotem w wiekach ciemnych. W powieści Lauren DeStefano regresja nie jest aż tak daleko posunięta – przedstawione przez nią powojenne i dręczone wirusem społeczeństwo przypomina raczej Anglię z końca XIX wieku. Bogaci opływają tam w luksusy i bawią się życiem, biedni zaś walczą o przetrwanie, dziesiątkowani przez głód i choroby. Również stroje, etykieta i prezentowany model kobiety doskonale pasują do tej epoki. Choć więc teoretycznie mamy do czynienia z romansem SF, nie bardzo daje się to odczuć podczas lektury.

Persony dramatu to wrażliwa, ale silna dziewczyna, wbrew woli zamknięta w świecie bogactwa i luksusu, troskliwy i niezbyt stanowczy mąż oraz przystojny, choć biedny "ten trzeci". Rhine wygląda i zachowuje się jak typowa bohaterka romansów wiktoriańskich – jest piękna, lecz skromna, zaradna, pomysłowa i dzielna, a także bardzo przyzwoita. Jeżeli dodać do tego typowe dla tamtej epoki stroje, rozrywki i podziały klasowe, bez trudu można zapomnieć o związkach powieści z fantastyką naukową. Jedyne, co przypomina czytelnikowi, że akcja toczy się w przyszłości, to sporadyczna obecność hologramów czy kart magnetycznych. Niekoniecznie musi to być wada, jednak osoby liczące na bardziej typowe połączenie SF i romansu mogą się rozczarować.

Tym bardziej, że również sam wątek romantyczny jest nieco inny niż w dominujących obecnie na rynku klonach Zmierzchu. Brak tu pikanterii, wszelkie akty bardziej namiętne niż pocałunek odbywają się za kulisami, a same myśli o nich wywołują u bohaterki zgorszenie, nie wspominając już o swoim w nich udziale. Atrofia to romans w starym stylu, kładący nacisk głównie na emocjonalną stronę miłości, fizyczność zaś spychający na margines. Próżno w niej również szukać ekscytacji innego rodzaju – autorka zupełnie nie radzi sobie z budowaniem napięcia. Mimo to, można tu jednak znaleźć sceny niosące ze sobą potężny ładunek emocjonalny, gdyż targana sprzecznymi uczuciami Rhine potrafi przejawiać niezwykłą dla większości bohaterów współczesnych powieści z tego gatunku głębię charakteru. Również pozostałe postacie są czymś więcej niż tylko płaskimi sylwetkami, toteż czytelnik z łatwością wczuwa się w ich sytuację i rozumie kierujące nimi pobudki. Choć więc powieść Lauren DeStefano nie wywoła raczej u nikogo wypieków na twarzy, to miłośnicy wzruszeń i nieco dojrzalszych romansów powinni być ukontentowani.

Zwolennicy logicznej konstrukcji świata będą za to musieli obejść się smakiem. Choć inspiracja minioną epoką jest w powieści bardzo widoczna, autorka wiele kwestii – jak choćby powrót systemu klasowego czy modę rodem z XIX wieku – wcisnęła do świata przyszłości na siłę i bez żadnego uzasadnienia. Wykreowane przez nią Stany Zjednoczone są pełne logicznych dziur i nieścisłości, tak dużych, jak i małych; dziur, które odbierają wiele przyjemności z lektury książki. Jedne z najbardziej uderzających dotyczą stanu społeczeństwa po apokalipsie. Choć bowiem autorka próbuje nakreślić jego obraz, to jest on niepełny i niezbyt wiarygodny – dziwi choćby niemal całkowity zanik religijności.

Rozczarowuje również podjęta przez DeStefano próba włączenia się do debaty odnośnie zapłodnienia in vitro i genetycznych modyfikacji człowieka. Choć jej stanowisko daje się bez problemu odczytać – tak z historii wykreowanego przez nią świata, jak i sposobu przedstawienia w powieści zajmującego się tego typu badaniami teścia Rhine, Mistrza Vaughna – nie przytacza ona na jego poparcie żadnych merytorycznych argumentów, a jedynie straszy niejasno zarysowanymi naukowymi demonami, niemającymi zwykle choćby cienia logicznego uzasadnienia. Szkoda, gdyż temat daje wiele możliwości do dyskusji, które w tym przypadku zostały zmarnowane.

Atrofia to w gruncie rzeczy nie najgorszy romans. Należy jednak pamiętać, że jest przy tym niezbyt logicznie skonstruowany i pozbawiony głębszego przesłania, do którego mógłby aspirować. Dla fanów gatunku może być przyjemną chwilą rozrywki, dla pozostałych będzie jedynie stratą czasu.