» Fragmenty książek » Assassin's Creed - czwarty fragment

Assassin's Creed - czwarty fragment


wersja do druku

W gabinecie ojca


Assassin's Creed - czwarty fragment
(…) Gabinet Giovanniego Auditore mieścił się na pierwszym piętrze; przez jego dwuskrzydłowe okna, które wychodziły na jeden szeroki balkon, widać było ogrody na tyłach palazzo. Pomieszczenie wyłożono ciemnym dębem ze zwijanymi ornamentami, którego ciężki styl w pewnym stopniu tonowało bogato zdobione, tynkowane sklepienie. Stały tam naprzeciw siebie dwa biurka, z których większe należało do Giovanniego, a wzdłuż ścian ciągnęły się regały pełne ksiąg rachunkowych i postrzępionych na brzegach zwojów, z których zwisały ciężkie czerwone pieczęcie. Pomieszczenie było urządzone tak, by goszczącemu w nim interesantowi mówić: to tu skupia się wielkie bogactwo oraz powszechne poważanie i zaufanie. Jako właściciel Międzynarodowego Banku Auditorich, specjalizującego się w pożyczkach dla księstw Germanii, pozostających w obrębie tworu, który przynajmniej w teorii był Świętym Cesarstwem Rzymskim, Giovanni Auditore był w pełni świadom doniosłości i odpowiedzialności, jakie kryły się za piastowanym przezeń stanowiskiem. Miał też nadzieję, że jego dwaj starsi synowie wreszcie się opamiętają i pomogą mu dźwigać ciężar, odziedziczony z kolei po jego ojcu… Nic na to jednak nie wskazywało.
Teraz, zza swojego biurka, patrzył gniewnym wzrokiem na drugiego syna. Ezio stał przy mniejszym biurku, które przed chwilą zwolnił sekretarz Giovanniego, by ojciec i syn pozostali sami na czas bardzo przykrej – jak obawiał się Ezio – rozmowy. Było wczesne popołudnie. Od samego rana bał się tego spotkania z ojcem, choć zdołał się zdrzemnąć na parę godzin i doprowadzić się do porządku. Przypuszczał, że ojciec chciał przekazać mu część obowiązków, ale po tym wszystkim teraz na pewno zmyje mu głowę.
– Czy masz mnie za ślepego i głuchego, mój synu? – grzmiał Giovanni. – Myślisz, że nie słyszałem o twojej bójce z Vierim Pazzim i jego bandą zeszłej nocy przy moście? Czasami myślę, że wcale nie jesteś lepszy niż on… W dodatku rodzina Pazzich sprzyja naszym niebezpiecznym wrogom.
Ezio chciał coś powiedzieć, ale ojciec powstrzymał go ostrzegawczym gestem.
– Pozwól łaskawie, że skończę!
Wziął głębszy oddech.
– Co więcej, jakby jeszcze tego wszystkiego było mało, zacząłeś się uganiać za Cristiną Calfucci, córką jednego z najznamienitszych kupców w całej Toskanii; oczywiście, nie wystarczyło ci to i wylądowałeś na koniec w jej łóżku! To niedopuszczalne! Czy za nic masz reputację naszej rodziny? – tu przerwał, a Ezio ze zdziwieniem ujrzał lekki błysk w jego oku.
– Czy ty w ogóle wiesz, co to wszystko znaczy? – ciągnął Giovanni. – Czy wiesz, kogo mi tym wszystkim przypominasz?
Ezio pochylił głowę, ale ku jego zaskoczeniu ojciec wstał zza biurka, przeszedł przez gabinet i gdy znalazł się przy nim, objął go ramieniem i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Ty mały diable! Przypominasz mnie samego, gdy byłem w twoim wieku!
W jednej chwili Giovanni znów przybrał poważny wyraz twarzy.
– Nie myśl jednak sobie, że nie spotkałaby cię surowa kara, gdyby nie to, że pilnie potrzebuję twojej pomocy. W przeciwnym wypadku – i zapamiętaj sobie dobrze moje słowa! – wysłałbym cię do wuja Mario, żeby zrobił z ciebie jednego ze swoich condotieri. To by ci z pewnością przywróciło trochę rozsądku! Tyle że ja muszę na was liczyć, bo choć najwyraźniej nie macie na tyle rozumu, by to spostrzec, nasze miasto przechodzi właśnie decydujący okres. A jak twoja głowa? Widzę, że zdjąłeś już opatrunek…
– O wiele lepiej, ojcze.
– Domyślam się więc, że nic ci nie stanie na przeszkodzie w wykonaniu zadania, które dziś dla ciebie przygotowałem?
– Nie, ojcze, obiecuję.
– Lepiej, żebyś dotrzymał tej obietnicy.
Giovanni powrócił za swoje biurko i z jednej z przegródek wyciągnął list ze swoją pieczęcią i podał go synowi, razem z dwoma zwojami dokumentów w skórzanej torbie.
– Chciałbym, byś niezwłocznie dostarczył te papiery Lorenzowi Mediciemu w jego banku.
– Czy mógłbym zapytać, czego dotyczą, ojcze?
– Jeśli chodzi o dokumenty, to nie. Z drugiej strony, dobrze by było, żebyś wiedział, iż list informuje Lorenza o bieżącym stanie naszych transakcji z Mediolanem. Pisałem go przez cały dzisiejszy poranek. To, co teraz powiem, nie powinno opuścić tych ścian, ale jeśli nie obdarzę cię zaufaniem, nigdy nie nauczysz się odpowiedzialności. Krążą plotki o spisku przeciwko księciu Galeazzo – koszmarny typ, to prawda – ale Florencja nie może sobie teraz pozwolić na destabilizację Mediolanu.
– Kto jest w to zamieszany?
Giovanni spojrzał badawczo na syna.
– Mówią, że główni spiskowcy to Giovanni Lampugnani, Gerolamo Olgiati i Carlo Visconti; wygląda jednak na to, że również i nasz drogi Francesco Pazzi macza w tym palce. Co więcej, dochodzą mnie słuchy o planie, który obejmuje kogoś więcej, niż tylko polityków tych dwóch miast-państw. Nasz gonfalonier przymknął na chwilę Francesca, ale Pazzim na pewno się to nie spodoba… – Giovanni przerwał. – No dobrze. I tak już powiedziałem ci za dużo. Teraz dopilnuj, by to wszystko szybko dotarło do Lorenza – podobno wyjeżdża do Careggi, by łyknąć trochę wiejskiego powietrza, a gdy kota nie ma…
– Zaniosę te dokumenty tak szybko, jak potrafię.
– Dobry chłopak. Idź już!
Ezio wyruszył, samotnie, korzystając, gdy tylko się dało, z bocznych uliczek, nie myśląc nawet o tym, że Vieri wciąż może być gdzieś w pobliżu i go szukać. Nagle ujrzał go, stojącego w jednej z cichych uliczek, kilka minut drogi od Banku Medicich, i zagradzającego mu przejście. Ezio zawrócił, lecz wtedy okazało się, że inni ludzie Vieriego blokują mu odwrót. Obrócił się więc znowu.
– Wybacz, mój mały prosiaku – krzyknął w stronę Vieriego – ale po prostu nie mam czasu po raz kolejny łoić ci skóry.
– To nie moja skóra zostanie złojona! – odkrzyknął Vieri. – Chodzi o twoją! Ale nie martw się! Wyślę ci na pogrzeb piękny wieniec.
Ludzie Pazziego zacieśniali obławę. Bez wątpienia Vieri wiedział już o uwięzieniu swojego ojca. Ezio rozejrzał się, szukając drogi ucieczki. Ze wszystkich stron otaczały go wysokie budynki i mury. Przewieszając torbę z cennymi dokumentami bezpiecznie przez ramię, Ezio wybrał najwygodniejszy do wspinaczki dom, jaki znajdował się w jego zasięgu. Wskoczył na ścianę i chwytając się obiema rękami grubo ciosanych kamieni, wspiął się na dach. Gdy już się tam znalazł, zatrzymał się na chwilę i spojrzał w dół, na wściekłą twarz Vieriego.
– Wiesz co, nie mam nawet czasu, by się na ciebie odlać – powiedział i pobiegł wzdłuż dachu tak szybko, jak tylko potrafił, po czym, uwolniwszy się od swoich prześladowców, zeskoczył na ziemię ze zwinnością, której się tak niedawno nauczył. (…)

(…) Późnym popołudniem, po obiedzie, Giulio podszedł do Ezia w pośpiechu (jak czynił to zawsze) i powiedział, że ojciec oczekuje go w gabinecie. Ezio udał się więc czym prędzej za sekretarzem, przechodząc przez wyłożony dębem korytarz, który wiódł na tyły domu.
– O, to ty! Wejdź, mój chłopcze.
Głos Giovanniego był poważny i zaaferowany. Stał za swoim biurkiem, na którym leżały dwa pokaźnych rozmiarów listy, zawinięte w cielęcą skórę i zapieczętowane.
– Słyszałem, że książę Lorenzo wraca jutro, najpóźniej pojutrze – powiedział Ezio.
– Wiem. Ale nie mamy czasu do stracenia. Chciałbym, byś doręczył to moim wspólnikom, tu, w mieście.
Pchnął listy przez biurko.
– Oczywiście, ojcze.
– Chciałbym również, byś odzyskał wiadomość, którą gołąb pocztowy miał zostawić w klace na piazza na końcu ulicy. Dopilnuj, by nikt nie widział, jak ją zabierasz.
– Postaram się.
– Dobrze. Wróć zaraz jak skończysz. Mam kilka ważnych spraw, które muszę z tobą omówić.
– Oczywiście.
– I tym razem zachowaj się jak należy. Żadnych bójek!
Ezio postanowił zacząć od klatki z gołębiem. Zbliżał się zmierzch, wiedział więc, że o tej porze nie będzie zbyt wielu ludzi w okolicy, i że za chwilę mały placyk wypełni się florentczykami, którzy wyjdą na swoją passeggiatę. Gdy dotarł do celu, na murze nad klatką zauważył napis. Zaintrygował go. Czy pojawił się tu niedawno? A może po prostu wcześniej nie zwrócił na niego uwagi? Starannymi literami wypisano sentencję, którą Ezio znał z Koheleta: A KTO PRZYSPARZA WIEDZY – PRZYSPARZA I CIERPIEŃ. Po spodem, już mniej starannym pismem, ktoś dopisał: GDZIEŻ JEST PROROK?
Wkrótce jednak jego myśli powróciły do zadania. Od razu spostrzegł gołębia, którego szukał – do jednej z nóg miał przywiązany rulonik. Szybko go odczepił i delikatnie posadził ptaka z powrotem na skalnej półce. Potem się zawahał. Czy powinien przeczytać wiadomość? Nie była zapieczętowana. Szybko odwinął rulonik; okazało się, że nie zawiera nic ponad nazwisko Francesca Pazziego. Ezio wzruszył ramionami. Domyślał się, że ta informacja oznacza coś więcej dla ojca niż dla niego samego. Dlaczego nazwisko ojca Vieriego, a zarazem jednego z domniemanych spiskowców dążących do obalenia księcia Mediolanu – o czym Giovanni już wiedział – miało mieć jakieś większe znaczenie – tego nie rozumiał. (…)

Oliver Bowden
Assassin’s Creed: Renesans
przekład: Tomasz Brzozowski
Copyright © for Polish edition Insignis Media, 2010.

Copyright © Ubisoft Entertainment. All Rights Reserved.
Assassin’s Creed, Ubisoft, Ubi.com and the Ubisoft logo are trademarks of Ubisoft Entertainment in the U.S. and/or other countries.
First published in Great Britain in the English language by Penguin Books Ltd. in 2009.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Assassin's Creed: Renesans - Oliver Bowden
Tajne bractwa w walce o panowanie nad światem
- recenzja
Assasin's Creed: Renesans - drugi fragment
Wyścig po florenckich dachach
Assassin's Creed: Renesans -  Oliver Bowden
Fragment 1: Nocne starcie
Assassin’s Creed. Podziemie
Zhańbiony Asasyn
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.