» Artykuły » 1. wrażenie » Assassin's Creed: Brotherhood multiplayer beta

Assassin's Creed: Brotherhood multiplayer beta


wersja do druku

Na imię mu Legion

Redakcja: Katarzyna 'Bagheera' Bodziony

Assassin's Creed: Brotherhood multiplayer beta
Serii Assassin’s Creed nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Dwie pierwsze odsłony zawojowały rynek gier, stając się jednymi z najbardziej rozpoznawalnych obecnie marek. Jak powszechnie wiadomo, nie zabija się kury znoszącej złote jaja – tak więc wydanie kolejnej odsłony było tylko kwestią czasu. I po owym czasie jedno słowo zelektryzowało wszystkich fanów: multiplayer. Możliwość rozgrywki w sieci spowodowała, że część z dopiskiem Brotherhood stała się jedną z najbardziej wyczekiwanych gier w tym roku. Udało mi się zdobyć dostęp do wersji testowej tejże gry i czas podzielić się pierwszymi wrażeniami.


Reguły ogólne

Po włączeniu gry i obejrzeniu wszystkich plansz, jakie postanowili nam pokazać ludzie z Ubisoftu, pojawia się dobrze znane z poprzedniej odsłony gry menu. Przejście do trybu sieciowego, które - jak to zwykle bywa - chwilę się uruchamia, odsłania już delikatnie inny wygląd. Nie on jest jednak najważniejszy, ale to, co oferuje. Mamy dostęp do dwóch trybów rozgrywki. Pierwszy to polowanie polegające na wytropieniu i zabiciu konkretnego gracza, równocześnie nie dając się zabić komuś innemu. Zasada jest prosta i zapowiada się na ciekawą. Drugim trybem jest polowanie drużynowe, które wygląda identycznie, pomijając drużynowość.

Za każdą ucieczkę lub zabicie kogoś otrzymujemy punkty doświadczenia, a w konsekwencji zdobywamy kolejne poziomy oraz umiejętności. W menu możemy wybrać/stworzyć kilka profili z różnymi umiejętnościami, gdyż nie możemy wykorzystywać wszystkich, jakie udało nam się odblokować. Tak więc musimy dobrze przemyśleć w jaki sposób chcemy grać. Mamy też do wyboru przydzielenie do losowej rozgrywki z wolnymi miejscem lub grę z przyjaciółmi. Niestety żaden z moich znajomych nie posiada bety, nie mogłem więc ocenić jak działa ta opcja.


Animus ma bugi

Skoro mamy za sobą wprowadzenie, czas na konkrety. Po pierwsze, żeby zacząć rozgrywkę musimy znaleźć sześciu innych chętnych, co nie jest takie proste. Pierwsza wersja bety miała z tym niesamowicie wielkie trudności. Po włączeniu szukania dostępnych gier ze spokojem można było pójść do kuchni i zaparzyć sobie kawy, czy herbaty, wrócić do pokoju i przy odrobinie szczęścia wejść do gry. Jeśli nie miało się szczęścia, to konsola została wyrzucona z sieci. Wszystko dlatego, że szukanie graczy generuje na tyle duży ruch sieciowy, że najprawdopodobniej został on uznany za atak lub po prostu przeciążał mój router. Na szczęście patch 1.3 poprawił ten błąd, choć nie wyeliminował go całkowicie.

Kolejną wielce irytującą rzeczą jest rozwiązanie dotyczące używania headsetów. Nie jest to błąd samej gry, ale założeń. Niestety podczas rozgrywki 1 na 1 zdarzało mi się trafić na kogoś używającego mikrofon i dostawać przez to szału. Wszystko przez to, że wypowiedzi słyszą wszyscy uczestniczący w meczu. Może przez to mocno skoczyć ciśnienie, szczególnie kiedy parokrotnie usłyszy się obelgi pod swoim adresem. Mam nadzieję, że twórcy bardzo szybko pójdą po rozum do głowy i zmienią tę opcję.

Na szczęście gdy uda się nam już zacząć mecz i nie trafimy na żadnego miłośnika głośnego złorzeczenia innym, wszystko chodzi płynnie. Chyba tylko raz zdarzył mi się jakiś zgrzyt i opóźnienie. Respawn następuje szybko, podobnie jak przydzielenie celu. Tutaj nie ma się do czego przyczepić.

Zabij biegiem, czyli koniec ze skradaniem

W samej grze mamy dostęp do kilku postaci różniących się wyglądem i animacjami egzekucji. Cała reszta wygląda już identycznie dla wszystkich i zależy od zdobytego doświadczenia i wybranego profilu - pod tym względem nie ma znaczenia, czy zagramy inżynierem, czy medykiem.

Po otrzymaniu zlecenia kieruje nami kompas, który wskazuje gdzie jest nasz cel oraz ostrzega, kiedy jest on w zasięgu naszego wzroku. Ma to znaczenie o tyle, że jeśli będziemy biegać, nasza niedoszła ofiara zostanie ostrzeżona, a nad nasza postacią pojawi się wskaźnik oznaczający „zabójca”. Wtedy zaczyna się pościg po dachach, uliczkach, murkach i wszystkim innym co znajdzie się na naszej drodze. Oczywiście uciekający może ukrywać się w ten sam sposób jak w trybie singleplayer i w ten sam sposób zgubić „ogon”.

Jeśli uda nam się tego uniknąć i podejdziemy blisko, możemy zaatakować. Tutaj jednak jest mały haczyk – musimy sami wypatrzeć i rozpoznać cel. Jest to o tyle trudne, że po planszy poruszają się boty wyglądające jak postacie graczy. Tak więc może się okazać, że w tym samym miejscu będzie np. dwóch szlachciców, ale tylko jeden z nich to cel i nam przyjdzie zdecydować, na kim wykonamy egzekucję. Oczywiście zabicie niewłaściwego celu anuluje zlecenie i nie daje doświadczenia. Dzięki temu jest jednak ciekawiej.

Tyle teorii, a teraz praktyka. O ile w poprzednich częściach najważniejsze było podkraść się i zabijać z ukrycia, to tutaj możemy o tym zapomnieć. Klimatyczne skradanie się i kluczenie w tłumie kończy się szybką śmiercią i zerowym dorobkiem punktowym. Wszystko przez to, że inni biegają i skaczą po dachach bez przerwy, więc nie robiąc tak samo nie ma szans zabić kogokolwiek. Oprócz tego samemu biegając i skacząc po dachach zmuszamy do tego naszego prześladowcę, co pozwala go wypatrzeć. Ta gra to niekończąca się, szalona wersja Wielkiej Pardubickiej, do której zasad albo się dostosujemy, albo nie pogramy.

Kłopot sprawia też ilość graczy i wielkość aren – jedno i drugie jest niewielkie. Przez to nie raz zgrzytniemy zębami, kiedy zaraz po respawnie dostajemy nożem w plecy i nawet nie wiemy od kogo i jak. Z drugiej strony istnieje możliwość otrzymania zlecenia na kogoś, kto akurat stoi niedaleko, a co za tym idzie łatwego nabicia punktów doświadczenia. Tylko kogo to bawi?


Nowe nie znaczy lepsze

Pomimo wielkiej ekscytacji i jeszcze większych obietnic wersja beta sieciowego Assassin’s Creed: Brotherhood wypada bardzo słabo i zupełnie do mnie nie przemawia. Widać dobitnie, że to, co sprawdza się w trybie dla pojedynczego gracza, nie zawsze można przenieść na grę wieloosobową. Zamiast ciekawej „skradanki” otrzymaliśmy dziwną „skakankę”, która zupełnie nie pasuje do tego, co Ubisoft tak skrupulatnie budował do tej pory. Patrząc na to, co dzieje się na arenach, możemy zacytować: Na imię mi „Legion”, bo jest nas wielu. A jaki był i jak skończył Legion - wszyscy wiemy.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Assassin's Creed: Brotherhood
Rzymskie wakacje
- recenzja
Przeznaczenie bogów
Nijakie oblicze mierności
- recenzja
Assassin's Creed Odyssey
W poszukiwaniu tożsamości
- recenzja
Assassin’s Creed: Herezja
Przepychanki w Abstergo
- recenzja
Assassin's Creed Origins – Tryb Wycieczki
Turysta w upale
- recenzja

Komentarze


Bagheera
   
Ocena:
0
No cóż, szczerze mówiąc brzmi to nieciekawie - mam bardzo podobne oczekiwania co autor recenzji, więc jeśli nic się nie zmieni do premiery, pewnie czeka mnie spory zawód w kwestii multi...
11-11-2010 07:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.