Artemis Fowl. Kompleks Atlantydy - Eoin Colfer

Romantyczny chłopiec

Autor: Kamila 'Honey' Zielińska

Artemis Fowl. Kompleks Atlantydy - Eoin Colfer
Historia o Artemisie Fowlu jest jedną z najbardziej znanych serii fantastyki młodzieżowej. We wrześniu 2011 roku wydano siódmą część zatytułowaną Artemis Fowl. Kompleks Antlantydy. Eoin Colfer już zapowiedział, że w najbliższe wakacje wyjdzie jeszcze jeden tom, który ma zakończyć cykl.

Tym razem główny bohater wraz z przyjaciółmi musi rozwiązać sprawę sondy kosmicznej, która nagle uderza w Atlantydę. Jednak nie to jest najgorsze bowiem chłopiec, który tak naprawdę jest już młodym mężczyzną, zapada na tajemniczą chorobę zwaną kompleksem Atlantydy. W wyniku tego rozszczepia się jego osobowość i pojawia się Orion, który postępuje zupełnie inaczej niż Artemis. Największa zmiana polega na tym, że staje się dla wszystkich miły! Ponadto zaczyna się zachowywać niezwykle romantycznie – co chwila wyznaje Holly swoją miłość, używając patetycznego stylu wypowiedzi, Ogierka nazywa szlachetną istotą, a siebie uważa za rycerza, który ma za zadanie bronić "uroczej damy". Chce szukać magicznych kamieni spełniających życzenia, rozbijać co chwila biwak oraz deklamować poezję, gdy centaur będzie zabawiał przechodniów cyrkowymi sztuczkami. Momentami dawna osobowość Artemisa dochodzi do głosu, ale na krótko. Świat stanął na głowie, a przyszłość Antlantydy zależy od chorego chłopca – czy da on radę?

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, gdy bierzemy tę książkę do ręki, jest to, że wydawnictwo nie trzymało się konwencji w tworzeniu okładki. Nagle siódmemu tomowi zrobiono twardą oprawę, do której dodano jeszcze obwolutę. Ponadto po otworzeniu książki okazuje się, że czcionka jest mniejsza niż w poprzednich tomach.

Artemis Fowl. Kompleks Antlantydy nie nadaje się dla osób, które nie czytały wcześniejszych części. Mimo że na początku przybliżono pokrótce dotychczasowe przygody, to te informacje są niewystarczające. Nowy czytelnik może mieć problem ze zrozumieniem niektórych sytuacji, a nawet samych dialogów, ponieważ swoją treścią nawiązują do poprzednich historii. Poza tym dawniejsi bohaterowie pojawiają się niespodziewanie, przez co taki odbiorca tym łatwiej pogubi się w powieści.

Co więcej, nawet wierny czytelnik cyklu może poczuć się zdezorientowany – przynajmniej z początku – jego najnowszą odsłoną. Zakończenie szóstej części stało się punktem wyjścia dla fabuły pierwszego tomu, można było więc odnieść wrażenie, że Colfer wszystko dokładnie przemyślał i stworzył misterną opowieść. Sięgając po Kompleks Atlantydy, wiemy, że nie może on być bezpośrednią kontynuacją poprzedniego utworu, i zapewne będziemy oczekiwali klarownego określenia miejsca i czasu akcji. Tymczasem irlandzki pisarz jedynie je sygnalizuje za pomocą pojedynczych szczegółów, przez co początkowe partie tekstu czyta się znacznie trudniej niż w poprzednich tomach.

Przechodząc do zalet, należy zwrócić uwagę na ciekawy świat przedstawiony, który jest w iście colferowskim stylu. W tej części przygód Artemisa Irlandczyk prezentuje krajobraz Islandii, Miami, a czasem i wnętrza Ziemi. Występują wszechobecne wynalazki, które Colfer dokładnie opisuje; dzięki temu poznajemy dokładniej technikę wróżek, a tym samym i ich lud. Ponadto pisarz nie zaniedbał częstych zwrotów akcji, które mogą czasem przyprawić o zawrót głowy. Można jednak niekiedy przewidzieć dalszy przebieg fabuły. Poza tym fani Artemisa mogą się lekko zawieść, ponieważ mimo powyższych cech historia nie została tak rozbudowana, jak we wcześniejszych tomach. Autor za bardzo się spieszy i kończy ją, zanim ta rozwinie się na dobre. Możemy więc poczuć niedosyt po przeczytaniu utworu, zwłaszcza że zakończenie ma charakter otwarty.

Colfer buduje napięcie już od pierwszej strony, choć nie z taką wprawą jak w poprzednich tomach. Wcześniej stosował większą liczbę sposobów stworzenia go – m.in. umiejscawiał akcję w tajemniczym otoczeniu, czasem odpowiednio opisywał przyrodę. W tej części wykorzystuje tylko miejsca, w których wszystko może się zdarzyć, przez co bohaterowie czują niepewność oraz strach. Często znajdują się w niebezpieczeństwie, co sprawia, że czytelnik zaczyna się bać o swoich ulubieńców, a chcąc poznać dalszy ciąg ich przygód, stara się szybciej przeczytać kolejne strony. Lekkiemu czytaniu dla rozrywki sprzyja łatwy w odbiorze język, pełen sarkazmu i ironicznego poczucia humoru.

W powieści nie ma postaci czarno-białych. Colfer pokazuje, że każdy posiada zalety i wady, co zwiększa realizm bohaterów. Na przykład wróg, który posuwa się do wielu zbrodni, byleby uciec z więzienia, potrafi kochać, a dobry bohater może zachowywać się okrutnie w stosunku do przyjaciół. Postacie są dopracowane pod kątem psychologicznym, co pozwala czytelnikowi na zrozumienie w pełni ich działań.

Narracja w utworze jest trzecioosobowa, a kolejne rozdziały opowiadają nie tylko o głównym bohaterze, ale także o jego przeciwnikach i sprzymierzeńcach – podobnie jak w poprzednich częściach. W Artemisie Fowlu. Kompleksie Antlantydy czytelnik czasem może zastanawiać się, dlaczego Colfer zaczyna opowiadać o czymś niezwiązanym z głównym bohaterem i najważniejszym wątkiem. Jednak w trakcie lektury okazuje się, że to były pozory i jest zupełnie odwrotnie – wystarczyło tylko uzbroić się w cierpliwość, by się o tym dowiedzieć.

W porównaniu z wcześniejszymi tomami siódmy jest najgorszy. Irlandzki pisarz zaczyna popełniać błędy – na razie niewielkie, ale można się obawiać, jak będzie wyglądała zapowiedziana ósma część… Rozumiem, że nie zabija się kury znoszącej złote jajka, ale dla dobra serii autor mógł nie pisać kolejnych części. Jej fani cieszą się z nich, jednakże poziom książek spada. Colfer powinien zaprzestać tworzenia dalszych przygód o Artemisie i skupić się na innych cyklach. Zwłaszcza że wydawało się, iż ta seria tak nietuzinkowo się kończy…