» Blog » Arrr, Ye Savy' Scallywag! - Piracenie...
23-09-2010 12:27

Arrr, Ye Savy' Scallywag! - Piracenie...

W działach: Wolnamyśl | Odsłony: 5

Arrr, Ye Savy' Scallywag! - Piracenie...

Czołem orkiestra! Dziś zarzucę mój ulubiony temat – kwestię internetowego piractwa. Na samym wstępie chciałbym zaznaczyć swoją pozycję. Jestem umiarkowanym wrogiem piractwa, co oznacza, że uważam je za raczej złe, choć rozumiem niektóre argumenty korsarzy przemawiające za ich wizją świata. Są jednak pewne argumenty, które wydaję mi się troszkę, ociupinkę nieprzemyślane, i z nimi chciałbym się dzisiaj zmierzyć.

 

                Pierwszą rzeczą, która gra mi na nerwach i która jest moją podstawą do nie cierpienia piractwa, jest postawa „Fana Na Niby”, najpopularniejszego i – mym zdaniem – najgłupszego pirata ze wszystkich możliwych. Jak to działa? Ano wyobraźmy sobie Gościa (lub Gostkinie, równość płci i tak dalej…) który krzyczy „Och, uwielbiam zespół Red Hot Chipotle Peppers, słucham ich nagminnie, kocham ich w pupala i w ogóle, oddałbym im swojego kota”. A gdy zapytasz takiego, ile ma ich płyt spojrzy na ciebie jak na idiotę (alternatywą jest Spojrzenie Niewiniątka) i powie, że nie ma wcale, bo przecież wszystko ma w EmPeTrójkach z Wielkiego Internetu. Mina mi rzednie od razu, na takich petentów – wielki fan? Tak wielki, że okrada swój ukochany zespół i nie wspomaga ich nawet marnym złociszem!

 

                Oczywiście, kiedy takiemu wygarniemy, że z niego dupa wołowa a nie fan, bo nie ma dyskografii swojego rzekomo ukochanego zespołu, natychmiast wyskoczy, że kasę z płyt robią koncerny muzyczne, a artysta prawie nic z tego nie zarabia! Więc on, wielki bojownik o wolność we wszechświecie, tak naprawdę ratuje cały przemysł muzyczny uszczuplając portfele Wielkich Złych Koncernów. A ja na to – Ekstra, super, bombastycznie, ale nawet jeżeli z każdej płyty twórca dostaje jednego dolara, to i tak zarabia więcej niż w momencie, kiedy nie kupujemy żadnej płyty, prawda? Your argument is Invalid! Dlatego proszę, miej swój honor, i nie nazywaj się FANEM zespołu/gry/filmu/czegokolwiek, jeżeli To Coś aktualnie okradasz.

 

                Druga sprawa, to walka o zabezpieczenia, na której cierpią jedynie uczciwi użytkownicy. Piraci ostro krzyczą, że producenci gier coraz bardziej szaleją i wypuszczają coraz to bardziej złożone środki kontroli swoich produktów, tak, by ograniczyć możliwość ich piracenia do absolutnego minimum. Owszem, niektóre z tych środków są wyjątkowo absurdalne (jak Assassin Creed II ze swoim wyłączaniem się wraz z odpięciem neta), ale powiedzmy sobie prosto w oczy – czemu producenci gier wznoszą kolejne mury, stawiają wieże z karabinami i ciągną drut kolczasty na mile? Przez piratów – tak, tak, wierzcie w co chcecie, ale gdyby Pirackie Kopie każdego tytułu nie pływały na tony w odmętach sieci, producenci gier nie byli by przymuszeniu do szukania coraz to bardziej wyszukanych środków kontroli. Gdyby od początku istnienia branży wszyscy uczciwie kupowali swoje gry, pewnie sytuacja z Assassin Creed II nigdy by nie zaistniała. BO niby po co producenci gier mieliby wydawać grubą kabonę na opracowywanie antypirackich systemów, gdyby piractwo nie istniało lub było marginalne? A tak, dzięki wam drodzy Netowi Korsarze, gry obwarowane są jak Fort Knox, a by móc wreszcie się w nią pobawić trzeba niejednokrotnie rejestrować się na kilku serwisach, wpisać dziesięć numerów seryjnych i wysłać próbkę uryny do Bazy Danych. Dziękuję wam z całego serca za wasz wkład w branżę gier!

 

                Dalej, jeżeli jestem już przy Grach, pojęczę jeszcze odrobinkę, czystą Gdybologią – mam bowiem takie naiwne przekonanie, że gdyby producenci gier zarabiali więcej (z powodu braku piractwa), ceny gier byłyby niższe a samych gier byłoby więcej! Zasada jest prosta – Skoro firma musi zarobić powiedzmy Milion Złotych, to musi sprzedać  10 000 gier po 100 zł. Jednak jeżeli z tych 10 000 gier powiedzmy 3 000 nie będzie kupione, lecz spiracone, to by firma zarobiła swoją upragnioną kwotę cena gry dla Uczciwego Klienta będzie wynosić już 143 zł. Fajnie, prawda?

 

                I tutaj pojawia się niezłe błędne Koło! Piraci piracą bo, według nich, gry są za Drogie! A jak mają być tanie, skoro producenci muszą uwzględnić, że znaczny procent potencjalnych klientów nie kupi ich produktu, tylko zwyczajnie załatwi sobie kopię! Muszą więc dawać takie ceny, które zgodnie z ich wyliczeniami przyniosą zyski. Dodatkowo, argument z Wysoką Ceną uważam za wyjątkowo paskudny – gry drogie? To proszę uzbroić się w cierpliwość! Gra za kilka miesięcy, maksymalnie rok wpadnie do Kolekcji Klasyki (czy innej, podobnej serii) i będzie tania jak Barszcz w Domu Studenta. A ostatnio tak się dzieje, że wcale dobre i świeże gry tanieją w oczach – Mass Effect 2 za 49 zł? Tak samo Dragon Age! Słowem, można pograć dobrze, i tanio. (CO oczywiście nie oznacza, że nie należy kupować gier w czasie premier – czasem parcie jest tak duże, że człowiek się szarpnie. Ale ponownie, jeżeli jakiś tytuł uważamy za na tyle smerfa styczny, by mieć go w momencie premiery, to czemu nie wynagrodzimy trudów twórców ów tytułu?).

 

                Jak jednak napisałem na wstępie, nie jestem Fanatycznym wrogiem Piractwa, bo nieraz podwaliny rozumowania stojącym za procederem są całkiem słuszne. Dla przykładu, piractwo uważam za sensowne, kiedy nie mamy innego wyboru – jest coś, czego pragniemy, a jest niedostępne w szerszej skali. Film, który nie pojawił się w naszych kinach, muzyka nie do zdobycia w polskich sklepach… Okej, kontrargument jest prosty: Nie żyjemy na końcu świata, kup sobie za granicą. Rozumowanie słuszne i uczciwe, ale jest pewien problem natury Buntowniczej – dlaczego nie ma tego w Polsce? Ignorują nasz kochany kraj? Mają go gdzieś? No to ja mam ich gdzieś, spirace sobie, a co! Jest to jakieś wyjaśnienie i jak dla mnie, całkiem solidne uzasadnienie piracenia w tych skrajnych przypadkach.

 

                Tak czy owak, poza tymi nielicznymi przypadkami, Piractwo szkodzi wszystkim – Piratom, bo syfią sobie kompy, narażają się na wpad na chatę (nie śmiać się – sąsiada skasowali na 50 tysięcy za nielegalne oprogramowanie!). Producentom, bo tracą kasę, zwalniają ludzi, robią mniej rzeczy i wymyślają absurdalne metody walki z piractwem. I oczywiście, uczciwym, solidnym, wzorowym obywatelom, którzy cierpią z powodu wysokich cen ulubionych produktów oraz wzmożone kontroli producentów. Słowem, cały proceder jest o kant dupy rozbić.

 

Oto moje zdanie. Macie odmienne? Walcie, byle nie w twarz!

Komentarze


Dark_Archon_
   
Ocena:
0
Powinieneś dodać, że przez piractwo coraz częściej twórcy robią gry na konsole, zamiast na PC-ty.
23-09-2010 12:51
nimdil
   
Ocena:
+5
Trochę kulawa logika:

1. Lubimy twórczość, nie twórców (tak z zasady). Dotowanie Wielkich Firm Fonograficznych jest irytujące. Fanostwo można wspierać łażąc na koncerty (bardziej bezpośrednie wsparcie zespołu niż płyta). Poza tym - zwłaszcza w przypadku bardziej niszowych twórców - piracenie jest sposobem spróbowania. Nie raz zdarzyło mi się nabyć płytkę właśnie takich startujących twórców po tym jak dostałem od kogoś wersję elektroniczną. I naprawdę jak pojawiają się rozbicia co stoi za ceną płyty (twórca, wydawca, marketing, grafik, ktoś tam, ktoś tam, babcia prezesa) to niechęć do kupowania płyt jest zrozumiała.

Jeżeli mógłbym paypalnąć moich ulubionych wykonawców 1$/płytkę - chętnie :)

2. Piractwo wyrosło na gruncie drogich gier. Przynajmniej w Polsce. Poza tym ostatnio -zdaje się - trudno dostać wersję demonstracyjną gry. Więc skąd gracz ma wiedzieć, że gra jest fajna? Ma zapłacić te 100+ (konsola 200+) za grę, która okaże się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto?
Poza tym statystyki budowane w oparciu o wyliczenie strat producentów liczone jako "ilość pirackich kopii x cena = strata" to jakieś maksimum demagogii.
23-09-2010 13:04
Yrkoslaw
   
Ocena:
+1
1. Lubimy twórczość nie twórców, ale gdyby nie twórcy, to nie było by twórczości - dlaczego więc ich okradać? Dalej, nie mówiłem o ściąganiu "do spróbowania", ale o wypadku "Jestem wielkim Fanem Zespołu A, okradam ich!". Sam najpierw miałem zassane mp3'ki zespołów DCD czy Apocalyptica, ale kiedy mi się spodobało, kupiłem płyty. Czujesz o co chodzi?

2. Nie ma wersji demonstracyjnych? Gdzie niby? ;) Na XBOX Market i PLaystation Network zawsze są dema do zassania za frykesa do spróbowania. Dema na PC również, szczególnie kiedy korzysta się platformy dystrybucyjnej STEAM czy LIVE.
23-09-2010 13:08
de99ial
    HTRZ!!!
Ocena:
+6
Scobin
   
Ocena:
+6
Ekstra, super, bombastycznie, ale nawet jeżeli z każdej płyty twórca dostaje jednego dolara, to i tak zarabia więcej niż w momencie, kiedy nie kupujemy żadnej płyty, prawda?

W takich sytuacjach można się też wywiedzieć, czy nie istnieje możliwość bezpośredniego przelania kasy na konto twórców. To bardziej konsekwentna postawa niż "nie zapłacę X-owi, bo musiałbym też zapłacić firmie Y".
23-09-2010 13:27
~Wit Witkowski

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kolejna notka i kolejny pseudo temacik w wykonaniu Nienawidzącego Piractwa Bufona Co To Kiedyś Mieszkał W Wielkim Mieście A Teraz Więdnie Gdzieś Na Jakimś Zadupiu i Czuje Sie Z Tym Źle. Pograj sobie w RPG jak ci się nudzi a te pseudosocjologiczne wywody wsadź sobie w [moderacja] pod poduszkę :)
23-09-2010 13:35
Yrkoslaw
   
Ocena:
+1
Haha :) Wicie, twój cięty humor zrobił mi dobrze! Wyjaśnisz czemu "psuedo", czy wolisz docinać osobiście z powodu braku jakichkolwiek argumentów?
23-09-2010 13:38
Rapo
   
Ocena:
+3
Jestem przekonany, że nawet bez piractwa gry byłyby zabezpieczane różnymi "wynalazkami", takimi jak ograniczona liczba możliwych instalacji. Te bowiem skierowane są nie przeciwko piratom, a rynkowi wtórnemu. Niektórzy uważają, że odsprzedawanie gier też powinno być uważane za nielegalne.
23-09-2010 14:17
dzemeuksis
   
Ocena:
+4
Zasada jest prosta – Skoro firma musi zarobić powiedzmy Milion Złotych, to musi sprzedać 10 000 gier po 100 zł. Jednak jeżeli z tych 10 000 gier powiedzmy 3 000 nie będzie kupione, lecz spiracone, to by firma zarobiła swoją upragnioną kwotę cena gry dla Uczciwego Klienta będzie wynosić już 143 zł. Fajnie, prawda?

Błędne założenia, ergo błędne wnioski (tu i w kilku innych miejscach notki). Nie uwzględniasz siły marketingu poprzez popularyzację dzieła, jaką niesie ze sobą piractwo. Kilka skrzętnie zmiecionych po dywan badań dowiodło absurdalności założeń, które poczyniłeś. Co więcej - koncerny, organizacje, stowarzyszenia, które głoszą poglądy podobne do cytowanych nie przedstawiły nigdy żadnych badań, które by potwierdzały takie rozumowanie.

Nota bene nie tylko niezależne badania (które oczywiście mogą być zmanipulowane przez siły zła) dowodzą, że jest inaczej, ale również trzeźwa obserwacja rzeczywistości. Przykład:
http://prawo.vagla.pl/node/7679

Żeby nie było - co do kilku innych przemyśleń z Twojej notki (jak np. to o pseudofanach), to pełna zgoda z mojej strony. Ponadto z ogólnym przesłaniem również się zgadzam.
23-09-2010 14:22
dzemeuksis
   
Ocena:
+6
Niektórzy uważają, że odsprzedawanie gier też powinno być uważane za nielegalne.

Niektórzy uważają, że open source należy zdelegalizować bo psuje rynek i hamuje postęp technologiczny:
http://www.benchmark.pl/aktualnosc i/Uzywasz_Open_Source._Wg._RIAA_to_ p iractwo.-27107.html
23-09-2010 14:41
ram
   
Ocena:
0
Nie ma wersji demonstracyjnych? Gdzie niby?

Zdaje się, że wersje demo wydawane są coraz rzadziej.
23-09-2010 14:56
dzemeuksis
   
Ocena:
+4
@up
A co więcej, tendencja jest taka, żeby za dema płacić:
http://www.grasz.org/publicystyka/ platne-wersje-demonstracyjne-gier,1,1,826

Aczkolwiek, żeby była jasność, akurat mi to wisi. Uważam, że każdy może sobie wydawać swój produkt w zupełnie dowolny sposób (byle przejrzyście i jasno określony) a ludzie powinni głosować portfelem. Nawet pomysły z zakazem odsprzedaży mi powiewają - po prostu nigdy nie kupię produktu wydanego na takiej licencji. Obejdzie się.
23-09-2010 15:10
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
@Dzemeuksis: Plusik. Dla takich komentarzy pisze się notki na blogu. Popularyzacja to rzecz piękna, jeżeli rzeczywiście działa tak w każdym przypadku. W wypadku książek wydaje mi się to bardziej prawdopodobne - książka nie jest medium cyfrowym, i wielu użytkowników wciąż znajduje czytanie z monitora za uciążliwe. Chcąc nie chcąc, kiedy im się spodoba, mogą męczyć się dalej lub kupić i czytać jak trzeba. W wypadku gier, filmów, muzyki, programów, gdzie nośnikiem jest komputer, nikogo raczej nie pcha do zakupu oryginału, skoro mają już pełną wersję w piracie. Czy rozumuje tutaj błędnie?

@ram: Jakoś tego nie odczułem. Kiedy siedzę na Xboxie to praktycznie do każdego nieco większego tytułu na Markecie można pobrać demonstracyjkę. Wszystkie gry połączone z platformą STEAM również oferują Demiacze lub Darmowe Weekendy (jak chociażby w ostatnim tygodniu demo RUSE czy Civilization V).

CO do Rynku Wtórnego, to troszkę odmienny temat, ale point taken - rzeczywiście producenci nadal wymyślali by kolejne bzdury, by uniemożliwić sprawne funkcjonowanie rynku gier używanych.
23-09-2010 15:17
de99ial
   
Ocena:
+2
STEAM jest lipne. Tak samo jak DRMy trzeciej generacji i inne badziewia bijące w legalnego usera. Bo pirat i tak ominie, a problemy będzie miał legalny nabywca.
23-09-2010 15:23
dzemeuksis
   
Ocena:
+5
@Yrkoslawie
Zgadzam się, że w przypadku gier może zachodzić inna proporcja niż w przypadku książek. Jednak uważam, że mechanizm działa tak samo. Jeśli w jakąś grę zagrało 100 000 osób to jest wokół niej o wiele mniej szumu (na wszystkich możliwych płaszczyznach) niż wokół gry, w którą zagrało milion osób. I dla powstawania takiego szumu nie ma większego znaczenia, jaka część z tego miliona graczy zakupiła oryginał. Ważniejsze jest to, że szum napędza dajmy na to kolejny milion, z którego niechby tylko jedna osoba na dziesięć kupi oryginał, to i tak okaże się, że sprzedaż wzrosła dwukrotnie i jest sprzedanych 200 000 egzemplarzy zamiast stu. Oczywiście liczby to tylko przykłady, na których próbuję wytłumaczyć sam mechanizm popularyzacji.

Czy nigdy nie zdarzyło Ci się kupić oryginału gry/książki/płyty dopiero po tym, jak zobaczyłeś dany produkt u kolegi? Czy nigdy nie zdarzyło Ci się kupić w prezencie komuś produkt, który poznałeś dzięki pirackiej wersji i spodobał Ci się tak bardzo, że uznałeś za wart kupna?
23-09-2010 15:33
de99ial
   
Ocena:
0
@Up

Wielokrotnie. Czasami mnie pytają nawet - czytałeś to po co kupujesz? Bo do dobrej gry/książki/muzyki człowiek z przyjemnością wraca.
23-09-2010 15:39
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
@Up & Up

Oczywiście, że kupiłem "z polecenia" ;) Takie są odwieczne prawa natury! Mimo wszystko, skoro odpowiednie organizacje (dobre, złe, paskudne, masonerskie, whatever) ostro walczą z piractwem czy rynkiem wtórnym, to ktoś tam u góry uważa to za problem. Jeżeli uważa to za problem, to pewnikiem z tego powodu, że ów problem gryzie go w portfel, bo nie widzę innego sensownego powodu wzniecania burzy i przyzywania szturmowców! Nie chcę pisać bajek, bo nie siedzę w radzie nadzorczej takiego EA dla przykładu, ale skoro jęczą i kombinują, to w ich wykresikach piractwo wszelkiej maści musi jednak być solą w ich oku.

@De99ial: Czytałem twój Manifest, i o ile mogę zrozumieć nienawiść do zabezpieczeń trzeciej generacji i do konieczności rejestrowania się na dziaberdziesiątkach różnych serwisów, by móc pograć, to niechęci do STEAM'a jakoś nie obejmuje moim małym umysłem ;) Co cię mierzi w platformie, która daje łatwy i intuicyjny dostęp do wersji demo, patchów, DLC, zgrabnie pozwala na zarządzanie grami a co najlepsze, pozwala ci na zabawę w twoje gry z każdego komputera?
23-09-2010 15:51
dzemeuksis
   
Ocena:
+2
Jeżeli uważa to za problem, to pewnikiem z tego powodu, że ów problem gryzie go w portfel,

Słowem kluczem jest tutaj uważa. Poza tym przecież zwalczanie piractwa to dla nich dodatkowe źródło dochodu (kary) oraz szumu marketingowego (darmowa reklama produktu w mediach).

Ja może jeszcze uściślę zanim ktoś mi przypnie jakąś łatę: uważam, że piractwo jest nieetyczne, niemoralne i brzydzę się nim. Jednocześnie jestem przekonany, że piractwo nie powoduje strat finansowych u wydawców/autorów/innych zainteresowanych - uważam, że jest wręcz przeciwnie. Tego, że jedno nie wyklucza drugiego, z uporem godnym lepszej sprawy zdają się zazwyczaj nie zauważać zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy piractwa.
23-09-2010 15:55
de99ial
   
Ocena:
+1
Przykład - jestem na Mount Everest. Mam lapka. I grę - wrzucam i chcę móc grać. DRM ostatniej generacji uniemożliwia mi to. STEAM także ;]

Przykład jaskrawy ale obrazuje to o co mi chodzi. Dla mnie to kolejne narzędzie bijące w rynek wtórny, przywiązujące klienta do internetu, inwigilujące go itd. DLC można instalować nie mając dostępu do sieci (przykład Fallout 3). Wszelkie udogodnienia STEAM dla mnie to pretekst dla wprowadzenia mechanizmów kontroli.

Nie dla mnie. Wolę serwis GOG.COM
23-09-2010 15:58
Szczur
    @Yrkosław
Ocena:
+1
Pogooglaj za sprawami, kiedy wyszło, że jedne z pierwszych materiałów pirackich umieszczanych w sieci dla paru produktów pochodziły bezpośrednio od wydawcy. Oczywiście jeśli chodzi o gry komputerowe to okazało się że 'przypadkiem' były uszkodzone - również 'przypadkiem' po tym jak gracz obejrzał wszystko co chciano mu pokazać i się nakręcił ;)

Koncerny muzyczne również miały tego typu wpadki, któraś zakończyła się nawet w sądzie.
23-09-2010 16:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.