» Fragmenty książek » Arkadia - Iwona Michałowska

Arkadia - Iwona Michałowska

Arkadia - Iwona Michałowska
W  tajniki więziennego, przepraszam, zakładowego życia wprowadzają mnie trzy towarzyszki z celi, to znaczy z pokoju. Na dolnych pryczach, zwanych łóżkami, śpią Sonia i  Paula. Sonia jest krótkowłosą, krępą brunetką. Paula ma włosy dłuższe, jaśniejsze, a do tego jest wyższa, szczuplejsza, z niewinną buźką słodkiego dziecięcia. Sonia i Paula są parą, więc zaznaczyły, że wara od nich i że jeśli zacznę się przystawiać do którejś, to będę mieć przesrane. Parskam śmiechem. Mówią, że były razem już za murami. Wiola mruga do mnie z  górnego łóżka. Jest jeszcze szczuplejsza od Pauli, wręcz chuda, i do tego długaśna, z burzą czarnych loków. Wdrapuję się na górną pryczę nad Paulą, jedyną wolną. W celi śmierdzi stęchlizną, ale to nawet dobrze, bo dzięki temu nie czuć nic z kibla, który zresztą jest całkiem porządny, spłukiwany. Obok mała umywalka z kawałkiem mydła i ręcznik, nawet dość czysty. Może i faktycznie to zakład, a nie więzienie.
— Pod prysznice chodzimy co wieczór  — wyjaśnia Wiola. — Obowiązkowo. Jak się kto miga, dostaje szlaban na wszystko, prócz pracy oczywiście. Bo tu się pracuje. Codziennie przed ósmą rano, po zbiórce w holu i śniadaniu w stołówce, każdy oddział wymaszerowuje do hali produkcyjnej, by robić pudła.
— Czasem zamiast tego pracujemy w ogrodzie — mówi Wiola. — Ale teraz, zimą, nie ma tam nic do roboty. Szkoda, bo praca na świeżym powietrzu to coś całkiem innego niż ten syf tutaj.
— Macie tu ogród? — pytam. — Z czym?
Parska śmiechem.
— Nie macie, tylko mamy. Ze wszystkim: owoce, warzywa, nawet trochę kwiatków dla estetyki. Latem i jesienią to wszystko ląduje na naszych stołach. No, może nie wszystko, bo część zabiera ukochane państwo. Ale na szczęście daje coś w zamian. Wiola ma bordową tunikę, taką jak moja. Sonia i Paula noszą niebieskie. Pytam, co to znaczy.
— W bordowych chodzą te, które popełniły ciężkie przestępstwa — wyjaśnia Wiola. — Ja na przykład, co z dumą podkreślam, jestem morderczynią. Zerkam na nią, sprawdzając, czy nie żartuje. Mruga do mnie.
— Ja też, ale jakoś mnie to nie cieszy.
— Wiola się popisuje — informuje z dolnej pryczy Paula. — Uwielbia robić wrażenie na nowych. Nie miej jej tego za złe. Jest najlepsza z nas.
Pytam, dlaczego nie rozmieszczają nas w konkretnych celach zależnie od kalibru popełnionego przestępstwa. Odpowiada mi cisza.
— Durum wierzy w  resocjalizację  — mówi w  końcu Wiola. — Myśli, że skoro wymazała nam pamięć, możemy zacząć wszystko od nowa.
— Po co w takim razie dwa kolory tunik?
— Bo wierzy też w  instynkt  — podpowiada Sonia.
— Według jej pokrętnej logiki w niektórych nas tkwi coś tak wrednego, że nawet ciemnia tego nie wymaże. Dlatego Bordowe Tuniki nie mogą używać w pracy ostrych narzędzi. Ale poza pracą — pełna integracja.
Kiedy zapada noc i gaśnie światło, usiłuję poskładać siebie z miliona strzępów. Zniosłabym jakoś więzienie i utratę wspomnień, ale nie mogę sobie poradzić z utratą tożsamości. Musieli mi nawet powiedzieć, jak mam na imię, bo nie pamiętałam. To, co mi się kołacze w głowie, nie jest bardziej namacalne niż sen. Może był jakiś Adam, a może nie. Może popełniliśmy zbrodnię, a ci Wapończycy nas wydali. A może to wszystko po prostu przyśniło mi się w ciemni.
Nie mam starego życia, a  nowe muszę dopiero zbudować. Wyciągam przed siebie ręce w ciemnościach i patrzę na ich ledwo widoczne zarysy. Jak mam się za to zabrać? Te dziewczyny, które tu są, zbudowały już sobie jakiś świat. Ulepiły tożsamość, choć pewnie przyszły tu równie
odmóżdżone jak ja. Ile w nich zostało sprzed ciemni, trzeba by spytać kogoś, kto je wcześniej znał. Tyle że nikt zza murów nie ma tu wstępu, a personelowi nie wolno z nami rozmawiać o takich rzeczach. Po chwili widzę już ręce trochę wyraźniej. Może po dniu, tygodniu, miesiącu będzie lepiej. W celi przyjęto mnie nadspodziewanie dobrze, jeśli wziąć pod uwagę specyfikę
miejsca, w którym się znajdujemy. Wciąż jednak nie wiem, co czeka mnie jutro i czy ta dzisiejsza sielanka nie jest tylko ciszą przed burzą.
— Śpij — słyszę nagle głos Wioli. Musiałam się wiercić, choć wydawało mi się, że leżę bez ruchu.
— Łatwo ci mówić. Pamiętasz swoją pierwszą noc? Wzdycha.
— Pamiętam, jak mnie przyprowadzili do celi. Soni i  Pauli jeszcze tu wtedy nie było. Mieszkałam z  innymi dziewczynami. Martę poznasz, a pozostałych już nie ma. Były w porządku. Tu jest tak nudno, że gdy przychodzi nowa, robi się święto. Nie mówię, raz po raz trafia się
jakaś czarna owca, ale ogólnie da się żyć. Poza tym miejscem praktycznie nic nie znamy, więc za czym miałybyśmy tęsknić?
— Nic sobie nie przypomniałaś?
Milczy chwilę.
— Niewiele. Zresztą nie chcę pamiętać. Olać przeszłość.
Zastanawiam się, czy ja też będę tak myśleć po paru latach. Na razie czuję się, jakbym siedziała okrakiem na płocie. Z jednej strony wszystko spowija mgła, którą z rzadka rozdmuchuje wietrzyk, z  drugiej  — rysuje się długi klaustrofobiczny tunel. Czuję wdzięczność wobec Wioli, Soni i Pauli. Za to, że są. Czuję nawet wdzięczność wobec starej Waponki, bo jest człowiekiem. Zastanawiam
się, jaką historię opowiadają bruzdy na jej twarzy. I czy chce ją pamiętać.
— Wiola? — rzucam w ciemność. Odpowiada pytającym pomrukiem. — Dzięki. Dzięki za wsparcie.
— Odrobisz w polu — mamrocze.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Arkadia
Zapomnieć i zacząć od nowa
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.