» Magic: the Gathering » Talie » Architektura Decku cz. 5 - Esper Aggro

Architektura Decku cz. 5 - Esper Aggro


wersja do druku
Redakcja: 27383

Architektura Decku cz. 5 - Esper Aggro
Witam Na początku chciałem przeprosić za opóźnienie - związane jest to z innymi projektami, w których biorę udział, a także różnymi pracami na uczelni, które raczej nie cierpią zwłoki. Jednakże, mimo natłoku zajęć, udało mi się w końcu dobrać do kolejnego decku zasługującego na opis w naszym skromnym cyklu artykułów. Co ciekawe, sporo osób życzy (lub życzyło) sobie tego tekstu, najprawdopodobniej zaciekawieni tym, co opartego na Esperze mogę złożyć. Cóż, jest to z jednej strony motywujące, ale z drugiej strony nieco tremujące. Dzisiaj będzie w końcu talia naporowa. Dzięki niej powróciłem do Magica (w wakacje) i mam ją kompletnie złożoną. Początkowo myślałem, że zmieszczę się w budżecie 40 zł, ale wyszło gdzieś ok. 100 zł (głównie przez zaledwie cztery karty). Wyglądało to mniej więcej tak, że spojrzałem na krainy z bloku Shards of Alara i uznałem, że - jako staremu graczowi Affinity - najbardziej pasuje mi koncepcja oparta na artefaktach, choć tym razem nie ma między nimi aż takiego powiązania. Są za to kolory - w Alarze artefakty nie są już szare (czy brązowe, jak w starszym stylu graficznym) lub bezkolorowe. Stwarza to oczywiście dodatkowy problem z rozkładem mana base'u, zwłaszcza w decku budżetowym, ale stanowi pewne novum, na które szybko przystałem, gdyż jak najszybciej chciałem zaprzyjaźnić się z nowymi dodatkami i odświeżyć kontakty z Magiciem. Nie chciałem koniecznie tworzyć konstrukcji rywalizującej na turniejach wszelakich, ale coś, co mógłbym spokojnie złożyć w domowych warunkach. Jak już wspominałem, początkowo budżet talii wynosił ok. 30-40 zł. Dla uwidocznienia postępu, jaki przeszedł deck, podam jeden z jego pierwszych spisów - niestety, nie pamiętam dokładnego rozkładu, jednak wyglądało to mniej więcej tak: 7 Island 5 Swamp 6 Plains 3 Terramorphic Expanse 2 Esper Panorama 4 Court Homunculus 4 Etherium Sculptor 4 Glaze Fiend 4 Puppet Conjurer 4 Windwright Mage 4 Sanctum Gargoyle 4 Sludge Strider 3 Esperzoa 3 Arsenal Thresher 3 Glassdust Hulk SB: 4 Zombie Outlander SB: 4 Ethersworn Shieldmage SB: 4 Parasitic Strix SB: 1 Esperzoa SB: 1 Arsenal Thresher Jak widzicie, w pierwotnej wersji deck był bardzo mocno budżetowy - większość z tych kart to commony i uncommony kosztujące nie więcej niż kilka (naście) groszy. Bodajże najdroższa była jedna Ekspansja, którą akurat miał sprzedawca - wyniosła mnie dokładnie złotówkę. Generalnie pomysł na talię był taki, żeby powoli punktować przeciwnika Striderem, który korzysta z operowania artefaktami: Esperzoą i Puppetem (zwanym też przeze mnie Muppetem) oraz popychania Hulka i Fienda. Jak możecie się domyślić, był to stosunkowo powolny mechanizm i niczego nie zmieniał tu Sculptor. Balansowałem pomiędzy powolnym nabijaniem sobie życia (i umniejszania go) a "wchodzeniem w ciacho" za pomocą Hulka i Fienda. Po pewnym czasie uznałem w końcu, że sam Hulk jest o wiele skuteczniejszym win condition i przerobiłem talię w taki sposób, aby jak najlepiej go wykorzystywać. Niestety, również ta wersja miała swoje minusy - w żadnym wypadku nie przyspieszyłem decku. Wtedy uznałem, że wypada w końcu zainwestować w choć troszkę droższe karty. Podstawą stał się Master of Etherium. Wersja, którą obecnie gram i za chwilę zacznę rozkładać na czynniki pieewsze, widnieje poniżej. Jeszcze jedna uwaga - praktycznie wszystkie (albo prawie wszystkie) budżetowe karty z bloku Alary, które miałyby szansę znaleźć się w Esperze Aggro (albo które były w kolejnych wersjach budowy talii), opiszę w dalszej części artykuły (fajne te nawiasy, prawda?). 7 Island 5 Plains 4 Swamp 3 Arcane Sanctum 2 Fieldmist Borderpost 2 Mistvein Borderpost 4 Etherium Sculptor 4 Glaze Fiend 4 Tidehollow Strix 4 Tidehollow Sculler 4 Esperzoa 4 Master of Etherium 4 Sanctum Gargoyle 3 Ethersworn Shieldmage 4 Kaleidostone 1 Vizzerdrix 2 Scourglass SB: 4 Dispeller's Capsule SB: 4 Oblivion Ring SB: 4 Glassdust Hulk SB: 1 Sharding Sphinx SB: 1 Inkwell Leviathan SB: 1 Ethersworn Shieldmage Jak widać, konstrukcja jest kompletnie inna - mój Esperek stał się typowym naporem, który całą swoją siłę wykorzystuje w stwarzaniu przeciwnikowi dosyć sporego zagrożenia. Oczywiście, nie jest to ultraszybka talia ani też jakoś specjalnie wybitna - wtedy wydałbym więcej pieniędzy i zbudował Nayę czy Junda. Jak na deck Aggro jest tu sporo sztuczek - może nie o wszystkich uda mi się powiedzieć, ale pewnie o paru wspomnę (choć i tak wydają się oczywiste). Na początek rozkładu spisu na części pierwsze, czyli Opis Składowych Części Decka (OSCD), odcinek piąty [klaps]. ZSOCŹM (Zarządzanie Surowcami Odnawialnymi, Czyli Źródła Many) Co ciekawe, "baza many" jest według mnie najsłabszą częścią tej talii - często mamy color screw na początku. Cóż, nie wsadzę tutaj fetchy (to deck budżetowy), "duali" z Magic 2010 (wspominałem, że to deck budżetowy?), ani niczego mądrzejszego. Co ciekawe, zrezygnowałem też z Ekspansji, które mogą się wydawać moim totemem, przy którym co wieczór mruczę mantry, gdyż wkładam je do niemalże każdego decku. Cóż, zauważcie, że mamy aż siedem źródeł many, które wchodzą tapnięte, co dla aggrodecku jest sytuacją nie do pozazdroszczenia. Niestety – budżetowość przemawia sama za siebie. Nie jest jednak tragicznie - zwykle mamy to, co chcemy, a pierwszoturowych dropów i tak nie posiadamy, więc spokojnie możemy wystawić na rozpoczęcie Sanctuma czy Borderposta bez plucia sobie w brodę, że "jakbym miał Wyspę, to mógłbym wystawić od razu stworka". Jeszcze tylko mała uwaga - dlaczego gram na Borderpostach? Pakują dodatkowo Mastera. CBTPP,CPAA (Czym By Tu Przeciwnika Popieścić, Czyli Przegląd Artefaktycznych Agresorów) PK (Po Kolei) Absolutna konieczność, karta, której prawie nigdy nie wyjmuję - przyspiesza nas niesamowicie. Pozwala wystawić wcześniej Esperzoę, Mastera, redukuje (nawet do zera) koszt Kaleidostone'a, daje Borderposty za darmo z alternatywnego kosztu, a sam ma 2 w plecach, co czasami bywa przydatne w bezpośredniej walce z wrogimi potworami. Muszę przyznać, że w tej konstrukcji jest nieco słabszy - prawdziwą swoją potęgę pokazuje, gdy zbudujemy specjalnie pod niego deck (Springleaf Drum, więcej Borderpostów, Sculptor, artefaktów za 1 many). W początkowej fazie gry jest jednak głównym napieraczem, a później bardzo przydaje się jego umiejętność latania, dzięki której potrafi czasami powstrzymywać rozbudowany napór latających kreatur, choć zwykle ginie wtedy śmiercią męczeńską. Jedynym podpakiem, jaki możemy dać Fiendowi w turze przeciwnika, jest Shieldmage - w gruncie rzeczy nie mamy tutaj wiele możliwości, ale też nie o to chodzi. W pierwszej chwili można pomyśleć, że ten stworek jest żałosny - tylko 2/1, koszt niewygodny i nie wynagradza nam tego latanie. Ale za to ma deathtouch. I za jego sprawą narodził się w mojej głowie szalony plan, aby Strix oprócz napierania był dosyć uniwersalnym removalem na wrogie stworki przeciwnika. W dodatku, istnieje możliwość jego reanimacji za pomocą Gargulca. Nie jest to może szczyt marzeń (zwłaszcza w talii opierającej się na naporze), ale stanowi jakąś ewentualność. Sam Strix, najlepiej podpakowany Masterem, jest też całkiem zadziorny i potrafi narobić sporo szkód przeciwnikowi. Teoretycznie kiepski napieracz - co prawda 2/2, ale nie ma żadnego latania, deathtoucha, lifelinka... Co to w ogóle jest? Ano właśnie - podobnie jak Strix, Sculler jest nieco bardziej kontrolnym dodatkiem i pozwala wyrwać nam przeciwnikowi jedną kartę z ręki, przez co możemy go nieco opóźnić, a samemu dać sobie więcej czasu na ominięcie największych zagrożeń. Muszę jednak uczciwie przyznać, iż na wszelkie Burny ta karta się nie nadaje - zabierzemy jedno spalenie to dostanie drugim. Zwykle 1-2 sztuki są kandydatem do wyside'owania, ale Tidehollow daje sporo możliwości od drugiej tury, więc raczej jest tu potrzebny. Boska karta. Na tyle boska, że przeciwnik w pierwszej kolejności darzy removalem właśnie ją. Pozwala nam na wszelkiego rodzaju combat i noncombat triki - cofa Kaleidostone'a, Gargulca, Shieldmage'a, dostarcza stałe źródło zasilania Fiendom i Hulkom. Ma do tego wspaniałe ciało (4/3), skrzydła i uzębienie. A nie, uzębienia nie ma. W każdym razie, jest świetnym napieraczem, a moim ulubionym zagraniem w tym decku jest Zoa wracająca Kaleidostona przy 1-2 Sculptorach na stole. Mamy wtedy niemalże jednostronnego Howling Mine'a. Ponadto, o czym już zdążyłem wspomnieć, wraca nam Gargulca (wracającego z kolei inne karty z grobu) oraz Shieldmage'a (chroniącego nasze kreatury przed obrażeniami). Żyć nie umierać - chyba, że nie mamy innych artefaktów poza Esperzoą na stole. Warto też pamiętać o jednej sztuczce - gdy zagramy Scullera i okaże się, że nic możemy przeciwnikowi zabrać (albo nie dostaniemy tego, czego chcemy), można go wrócić Zoą i zagrać ponownie. Właśnie decyzja o zainwestowaniu w tą kartę (a raczej komplety tych kart) popchnęła deck w kierunku bardziej typowego aggrodecka. Nie jest ona niestety tania (około 10-12 zł w momencie, gdy piszę te słowa), ale jeśli to jedyna taka karta w talii, to można zaszaleć, gdyż daje naprawdę dużo. Pozwala podpakować nasze stwory, sam staje się całkiem duży i przeciwnik najczęściej zaczyna grać koło niego albo wręcz traci cały removal tylko po to, aby zniszczyć Etheriuma. Wraz z Strixem i Sculptorem jest najczęściej wracaną kartą za pomocą Gargulca i praktycznie jedyną, która pozwala na niemal równą walkę z dużymi stworami przeciwnika. Szkoda, że jeszcze nie lata. Nie polecam też wrzucanie Mastera do gry jako jedynego artefaktu – wtedy zostaje bardzo szybko ściągnięty. Był taki czas, kiedy chciałem tą kartę wyrzucić - nie jest świetnym naporowcem, są także tańsze stwory, które mogą uderzać już od drugiej tury. Jednakże po większym namyśle i rozegraniu wielu gier, doszło do mnie, że Gargulec jest jedną z najbardziej uniwesalnych odpowiedzi na zagrożenia przeciwnika - zwykle do czwartej tury przeciwnik już nam coś usunie czy skontruje i dziwnym trafem zwykle będzie to Sculptor, Strix, Master czy też Sculler. Sam w sobie Gargulec ma dwie ważne cechy - lata i ma 3 w plecach, co daje mu przewagę w walce z lataczami 2/2, a z Etherium na stole jesteśmy jeszcze bardziej do przodu. Stworek stosowany jako typowy combat trick - atakujemy naszymi stworkami wiedząc, że przy normalnych warunkach większość stworów zginie - zarówno po naszej stronie jak i po stronie przeciwnika. Rywal oczywiście ochoczo blokuje, ale wtedy wrzucamy naszego Shieldmage'a, który pozwala naszym stworkom przeżyć, a ponadto zwykle podpakuje Glaze Fienda. Jest to jedna z kart, którą bardzo często wrzucam na koniec tury, często tylko po to, aby Esperzoa nie musiała wracać samej siebie. Świetny prevent - zawsze warto zostawić te trzy many przy wyprowadzaniu ataku i czekać na odpowiedź przeciwnika. Przydaje się też wtedy, gdy przeciwnik niczym niepokojony atakuje swoimi maluszkami, a my wrzucamy naszego blokera z ręki. Szkoda tylko, że poza elementem zaskoczenia, ta karta nic wielkiego nie prezentuje, a ponadto na niektóre talie jest bezużyteczna - głównie dlatego gram kombinacją 3+1. PM,CJIA (Pomocnicza Maszyneria, Czyli Jeszcze Inne Artefakty) Niektórzy pewnie zastanawiają się, dlaczego w tym miejscu nie ma chociażby Courier's Capsule, która daje dwie karty. Powodów jest parę, a głównym jest Esperzoa - Kaleidostone możemy dzięki niej wrócić na rękę, co daje nam stały, coturowy dociąg. Kolejnym powodem jest bezkolorowość - pisałem już o tym, że mana base w tej talii to jej największy problem, a za Stone'a możemy płacić dowolnym kolorem. Ponadto wyobraźcie sobie, co się dzieje, gdy na stole mamy rzeczoną Meduzę i dwa Sculptory - jednostronny Howling Mine. W te dwa miejsca mogą wejśc dowolne karty, które najlepiej spisują się w środowisku, w jakim gramy. Grając na serwerach Magic Workstation bardzo często Scourglass ratował mi skórę w kryzysowych sytuacjach i po zresetowaniu stołu wygrywałem przegrane gry. Jego ciemną stroną jest koszt, a dokładniej podwójna biała mana, którą i tak musimy "zdobyć" bez pomocy Sculptora. Jest to jednak nasza jedyna odpowiedź na masowy wysyp stworów po drugiej stronie stołu - niestety, Scourglass może być uaktywniony dopiero w następnym upkeepie, co zabiera mu element zaskoczenia, ale coś takiego musimy mieć - oczywiście jeśli nie chcemy wydawać dużo pieniędzy na Day of Judgment. DJMCWZ,CK (Dobrze Jest Mieć Coś W Zanadrzu, Czyli Kredens) Nasza jedyna odpowiedź na wszelkiego rodzaju irytujące umagicznienia i artefakty - po wyjściu Zendikara ta karta nabrała nawet nieco na wartości ze względu na karty questowe w rodzaju Bloodchief Ascension. Kapsuła jest troszkę powolna, ale w miarę skuteczna - a przynajmniej nie widzę innej drogi odpowiedzi na wrogie karty (może z wyjątkiem Solemn Offering). Można też sobie zadać pytanie, po co w ogóle hate na artefakty w obecnym środowisku? W moim przypadku to akurat ma znaczenie - często mam do czynienia z talią Affinity kolegi. Bardzo uniwersalny removal planeswalkerów, dużych stworów, wrednych dla nas permanentów. Można by się zastanawiać, czy nie lepszym pomysłem byłby Journey to Nowhere, który jest trochę tańszy, ale jednak możliwość pozbycia się Ajaniego czy Chandry jest bardzo potrzebna. Zwłaszcza, że całkiem niedawno pojawiły się decki oparte głównie na planeswalkerach. Troszkę z sentymentu, a troszkę na decki, które nie wysypują się szybko i w ogóle nie mają gigantycznej ilości stworków. Ponadto Hulk ma jedną ciekawą rzecz - Cycling, który przyspiesza nas na samym początku. Później Gargulcem wyciągamy naszego Golema i wstawiamy do gry. Te karty znalazły się w sidzie na stosunkowo wolne talie, ale nie są aż tak efektywne jak Hulk. Skoro jednak jakoś do mnie przyszły w paczkach, to wypadało je przygarnąć - oba stwory to typowe finishery (zwłaszcza Leviathan), których będzie się starała pozbyć każda talia. Dodatkowa karta do combat tricków na walkę z naporami - wtedy ta karta jest nieoceniona i naprawdę konieczna. Zwłaszcza na wszelkie Jundy czy Naye, które starają się atakować do utraty tchu. To całość kart z obecnego spisu. Oczywiście sideboardu nie należy traktować zbyt poważnie, gdyż w dużej mierze zależy on od lokalnego meta. Przykładowo, wśród moich kolegów często pojawiają się talie oparte na artefaktach (z moją na czele), więc jeden z graczy włożył do swojego decku aż 12 removali na ten typ (4x Shatter, 4x Smash, 4x Solemn Offering) - być może to dużo, ale Affinity (nawet budżetowe) rzeczywiście mocno bije. Jeśli chodzi o inne opcje sidowe - muszę dokładniej przetestować Hindering Light (być może w logach w drugiej części artykułu już się ta karta gdzieś pojawi), które ratuje nasze punkty życia przed jakimiś sztuczkami przeciwnika (chociażby Soul's Fire we wspomnianym już Affinity kolegi). Można się też zastanawiać, dlaczego wśród kart nie ma żadnego graveyard hate'u (chociażby Relic of Progenitus). Odpowiedź jest prosta - tego typu decki nam specjalnie nie zagrażają. Zwykle opierają się one na naporze (jak niektóre wersje Uneartha, które spotykałem), a z tym umiemy sobie poradzić. Jak? Jeszcze większym naporem. Wróćmy jednak do opisywanego spisu. Pewnie niektórzy zapytają, dlaczego nie ma tutaj takich zabawek jak Ethersworn Canonist, czy inne ciekawe stworki. Odpowiedź jest oczywista - cena. Jednak są też karty w stylu Magister Sphinx, które nie kosztują majątku, a jednak też z nich zrezygnowałem. Zauważcie, że najdroższa karta z całej talii to Glassdust Hulk (który jednak ma jednomanowy Cycling) oraz Scourglass, który jest bardzo sytuacyjny. Takie zabawki jak Magister są świetne i pozwalają znacznie przybliżyć się do wygrania gry, ale jednak będę trzymał się idei Aggro - małe stworki dopakowane przez Mastera wrzucone szarżą w przeciwnika. Powstaje jednak kolejne pytanie - dlaczego w takim razie zrezygnowałem z Court Homunculusów, Esper Stormblade'ów (które również trzymały się jakiś czas w decku), mimo ich szybkości? Nasz Esper jest deckiem naporowym, ale nie kompletnie bezmyślnym - wspominałem o wielu sztuczkach, które ułatwiają nam napieranie za pomocą kart wybitnie nienaporowych (Sanctum Gargoyle, Ethersworn Shieldmage). Cóż, przyznaję uczciwie, iż nigdy nie czułem się dobrze w konstrukcjach nastawionych na atak, choć miałem kilka takich talii. O wiele lepiej czuję się w kontrolowaniu stołu, ale to są już moje osobiste preferencje. Myślę, że możemy teraz przejść do opisu niektórych gier, które udało mi się rozegrać. Uważam, że wniosą one pełniejszy obraz mechanizmu działania tej talii, który został już troszkę zakreślony przy opisie poszczególnych kart. Będę stosował notację (życie_przeciwnika-moje_życie), aby odzwierciedlić postęp wzajemnego wykańczania się w rozgrywce. Gra pierwsza - Cervantes kontra SceNtriC Jak się okazało, mój przeciwnik grał czerwono-zieloną talią opartą na wyszukiwaniu lądów i paleniach, a zwłaszcza chętnie łączył te dwie rzeczy i zabijał Valakautem. Na początku oboje wyrzuciliśmy cztery na kostce, aby potem powtórzyć losowanie - mi wyszła jedynka, jemu dwójka. Cóż, może przynajmniej w grze będę miał szczęście. Partia nr 1 Rękę dostałem następującą: 2x Scourglass, Sanctum Gargoyle, Island, Kaleidostone, Master of Etherium, Ethersworn Shieldmage. Po krótkim zastanowieniu uznałem, iż nie ma co ryzykować - po mulliganie dostałem znacznie lepszą kombinację sześciu kart. Niestety, zawiódł mnie refleks, pamieć i wszystkie czynniki mózgowe i zapomniałem zrobić screena, przez co nie mogę teraz odtworzyć w całości mojej ręki - przepraszam. Ale musiała być niezła, skoro ją zostawiłem. Przeciwnik zaczął bojowo od rzeczonego Valakut, the Molten Pinnacle. Ja równie odważnie zagrałem Arcane Sanctum, które miało spokojnie czekać do drugiej tury. Cervantes dołożył Mountaina i nie zrobił nic innego - uznałem zasady savoir vivre'u za słuszne i również dograłem tylko Islanda. Ze strony rywala kolejny Mountain, z mojej strony Island i Master of Etherium, który spotkał się z Volcanic Falloutem pod koniec tury (stan żyć: 18-18). Po drugiej stronie stołu znowu zobaczyłem tylko Mountaina - szybko dochodził do progu, po osiągnieciu którego Valakut zaczynał działać. Za szybko. Dlatego dołożyłem Islanda i zagrałem Sanctum Gargoyle, wyciągając Etheriuma z grobu. Niestety, Gargulec nie zdążył się nawet otrzepać, gdyż zaraz dostał z Lightning Bolta. Przeciwnik zagrał Forest, którego zaraz poświęcił dla Harrowa wyszukując sobie dwie Góry. Ja z kolei zagrałem Glaze Fienda, który - o dziwo - nie spotkałem się z odpowiedzią rywala. W kolejnej turze Cervantes położył Foresta i zagrał Khalni Heart Expedition, co miało wkrótce owocować kolejnymi lądami i zemstą Valakauta - niedobrze. Na szczęście, miałem mojego czasoumilacza w garści, czyli Shieldmage'a, którego zagrałem pod koniec następnej tury przeciwnika, gdy uraczył mnie Forestem i counterkiem położonym na Ekspedycji. W swojej kolejce dołożyłem jeszcze Esperzoę i zaatakowałem Fiendem oraz Magiem (14-18). Cervantes z kolei zaserwował mi kolejny ląd (i counterek na Ekspedycji), a także Volcanic Fallouta, który posłał Fienda i Maga do grobu (12-16). Chcąc nie chcąc, musiałem cofnąć Esperzoę na rękę i oddałem turę - nie było sensu znowu go zagrywać, żeby potem cofać. Rywal dołożył Mountaina, który uruchomił Valakuta, zadając mi trzy obrażenia (12-13) i dodając trzeci znacznik na Ekspedycję. Ja z kolei zagrałem Tidehollow Scullera (przeciwnik miał jedną kartę w ręce), na którego jednak rywal odpowiedział Burst Lightningiem (to była właśnie ta karta - 12-9) i poświęcił Ekspedycję dla dwóch Mountainów, zostawiając mnie na 3 życiach. Długo nie musiałem czekać na egzekucję - po chwili pokazał mi Lightning Bolta i zapytał, czy gramy drugą grę. Side Out: -2 Scourglass -1 Tidehollow Sculler -2 Tidehollow Strix Side In: +4 Glassdust Hulk +1 Ethersworn Shieldmage Uznałem Scourglassy za mało przydatne w walce z talią Cervantesa - nie miał zbyt wiele permanentów. Strixy nie miały czego zabijać w tym matchupie, natomiast Scullery często okazywały się bezużyteczne, gdyż przeciwnik tracił karty z ręki w zastraszającym tempie. Hulki miały generować draw oraz opierać się wrogim paleniom, natomiast dodatkowy Mag wyznaczony był do chronienia naszych drogocennych kreatur. Partia nr 2 Moim oczom ukazała się następująca ręka - Fieldmist Borderpost, Island, Tidehollow Sculler, Sanctum Gargoyle, Esperzoa, Ethersworn Shieldmage, Glaze Fiend. Teoretycznie byłem skłonny ją zostawić, jednak nauczony doświadczeniem z pierwszej gry (brak stworka w drugiej turze) nie chciałem ryzykować i wziąłem mulligan. Glassdust Hulk, 2x Island, Glaze Fiend, Arcane Sanctum i Sanctum Gargoyle - takim czymś już zagram. Z mojej strony Arcane Sanctum, z jego - Mountain. Dograłem Islanda i Glaze Fienda, a przeciwnik kolejnego Mountaina i Howling Mine'a, który mnie tak naprawdę ucieszył - więcej kart w ręce to więcej stworów do wystawienia i pakowania Fienda. W następnej turze zcyclowałem Hulka, dostawiłem Plainsa i Tidehollow Scullera - z ręki przeciwnika szybko zabrałem największe zagrożenie, czyli Volcanic Fallouta (oprócz niego mój oponent miał Oracle of Mul Daya, Howling Mine, 2x Mountain i Khalni Heart Expedition). Atak Fiendem zostawił przeciwnika na 18 życiach. Po drugiej stronie stołu zobaczyłem trzeciego Mountaina i drugiego Howling Mine'a - po prostu bajecznie. Dograłem Islanda i Gargulca (wrócił mi Hulka) i zaatakowałem Fiendem oraz Scullerem (14-20). W kolejnej turze przeciwnik dał mi popalić - Bolt w Scullera oraz świeżo odzyskany Fallout, który wyczyścił mi cały stół oprócz Gargulca (12-18). Po dograniu Plainsa wystawiłem Glassdust Hulka i szarżując Gargulcem sprowadziłem licznik Cervantesa do dziesięciu. Pisałem wcześniej, iż Hulk wytrzymuje większość paleń. Właśnie - większość. Burst Lightninga z kickera nie wytrzymał i musiał zejść do grobu przy akompaniamencie kolejnego lądu po stronie rywala - tym razem Foresta. Nie przejąłem się tym zbytnio, zagrałem Mistvein Borderposta cofając Islanda (i zagrywając go ponownie), wystawiłem Kaleidostone'a i Esperzoę, czyli nasze minikombo. Oczywiście, Gargulec nie próżnował (8-18). W swojej turze przeciwnik zagrał Harrow, zamieniając jednego Foresta na dwa jego odpowiedniki i dołożył Oracle of Mul Daya wraz z kolejnym Forestem i Valakutem. Brakowało mi czegoś, co dopakuje moją Esperzoę i Gargulca na tyle, aby wygrać drugą grę w tej turze. I co zobaczyłem dociągając karty? Master of Etheriuma - stan gier 1-1. Niestety, w tym momencie zerwało nam połączenie. Szkoda, ale myślę, że widać pewną technikę gry z deckiem opartym na Valakucie i landfallu - zbyteczny okazał się tu removal, a i małe stworki nie dawały za bardzo rady z obliczu wielu spalarek przeciwnika. Należało postawić na karty o dużej wytrzymałości, ale które w miarę szybko by zadziałały. Nie od parady była też ochrona w postaci Shieldmage'a. Gra druga - ILY kontra SceNtriC ILY zagrał czymś w rodzaju Burna - zobaczyłem strasznie dużo czerwonych spalarek po drugiej stronie stołu, co automatycznie sprawiło, iż gra zaczęła nabierać ogromnego tempa - a właściwie ogromnego tempa zrzucania kart na cmentarz. Przynajmniej w porównaniu do rozgrywki z Cervantesem. Wygrałem rzut kostką stosunkiem 17 do 4 - przynajmniej raz mi się udało. Partia nr 1 Dostałem następujący zestaw: 2x Island, Plains, 2x Master of Etherium, Ethersworn Shieldmage, Sanctum Gargoyle. Nie jest to może ręka-marzenie, gdyż nie mamy drugoturowego dropa, ale za to dostaliśmy trzy lądy i aż trzy trzecioturowe stworki z dwoma Etheriumami na czele. Co więcej, pasują nam kolory - zatem zaczynamy. Uradowany zacząłem od Islanda i czekałem na to, co mi pokaże ILY. Nie skusił się na zagranie zaklęcia i zobaczyłem jedynie Mountaina - oho, znowu czerwony. W międzyczasie dostałem Arcane Sanctum, które od razu zagrałem, gdyż i tak nie miałem drugoturowego stworka. Po drugiej stronie stołu zobaczyłem kolejną górę i Punishing Fire wycelowane we mnie (20-18). Ja zagrałem Plainsa i byłem już bliski wystawienia Etheriuma, ale uznałem, że skoro przeciwnik ma palenia, to niezbyt dobrym pomysłem jest włożenie Mastera z jedynką w plecach. Oddałem zatem turę i dobrze zrobiłem, bo ILY powtórzył akcję z drugiej tury - Mountain i Punishing Fire (20-16). Pod koniec zaskoczyłem go wystawiając Shieldmage'a i dostawiając Arcane Sanctum i Master of Etherium w swojej kolejce, godząc przeciwnika za trzy (17-16). Sielanka jednak nie trwała długo, gdyż po wystawieniu kolejnego Mountaina rywal zagrał Volcanic Fallouta niszczącego wszystkie moje stworki (15-14). Jak dobrze, że miałem Gargulca w zapasie - wrócił mi Mastera i pozwolił spokojnie zakończyć turę, dogrywając Islanda w międzyczasie. Nasz latacz jednak znowu nie zagrzał miejsca na stole - kolejna góra i Seismic Strike przeciwnika posłał go do grobu. Widząc jednak, iż ILY'emu kończą się karty w ręce (a co za tym idzie - nie powinien mieć wielu zagrożeń w najbliższym czasie), zagrałem Etheriuma 1/1 i dołożyłem Swampa. Rywal dostawił Górę i zagrał Spire Barrage uderzającego mnie za 6 (15-8), ale pod koniec tury dograłem jeszcze Shieldmage'a, a w swojej kolejnego Etheriuma i zaatakowałem przeciwnika za 7 zostawiając go na ośmiu życiach (8-8). Niestety, ILY zorientował się, że zaatakowałem dwoma stworami, a do tego ma Inferno Trapa w garści - jeden Etherium poszedł do grobu. W swojej kolejce Lightning Boltem załatwił drugiego Mastera, a potem rzucił na mnie Banefire za 4 (8-4). Nie ma to jednak jak szczęście - dostałem trzeciego Master of Etherium z biblioteki i szybko go zagrałem, szarżując Shieldmage'em za trzy (5-4). Przeciwnik miał pecha i po dostawieniu świeżo pociągniętego Mountaina zapytał się, czy zagramy drugą grę. Jak się okazało, nie miał sideboardu, więc uznałem, iż też nie będę wymieniał kart. Partia nr 2 Znowu obyło się bez mulliganu, gdyż dostałem: Tidehollow Sculler, Plains, 2x Esperzoa, Arcane Sanctum, Ethersworn Shieldmage i Master of Etherium. Nie dość, że mam drugoturowego dropa (i manę na niego), to jeszcze od trzeciej tury mogę wystawić bardzo duże i/lub ciekawe stwory - żyć nie umierać. ILY jednak zaczynał. Po drugiej stronie stołu zobaczyłem Mountaina i odpowiedziałem przy pomocy Arcane Sanctum. Przeciwnik zagrał podobnie jak w pierwszej grze - Góra i Punishing Fire w moją osobę (20-18). Urzeczywistniłem jednak mój plan i po dołożeniu Plainsa wystawiłem Scullera, po którym zobaczyłem mnogość removalu u przeciwnika - Volcanic Fallout, Inferno Trap, Quenchable Fire i dwa Mountainy. Uznałem, iż najbardziej boli mnie masowe palenie, więc zabrałem Fallouta wiedząc dobrze, że i tak mój Sculler długo nie pociągnie. Nadzieją był fakt, iż zarówno Q-Fire jak i Trap wymagają więcej many lub określonej sytuacji na stole. Po chwili przekonałem się jednak, że nadzieja matką głupich - kolejny Fallout doszedł do przeciwnika i po formalnościach (dograniu Mountaina) odzyskał swojego kolegę, zabijając mi Scullera (18-16). Niezrażony tym niepowodzeniem dograłem Islanda i świeżo pozyskanego Etherium Sculptora, który dawał mi nadzieję na szybkie wysypanie się z stworów - o ile przeciwnik nie będzie mnie dalej ściągał paleniami. Quenchable Fire został wycelowany w mój licznik życia (18-13), więc w następnej turze wystawiłem Islanda i zagrałem jedynie Master of Etherium - chciałem zachować niebieską manę, żeby zapłacić warunek Q-Fire. Po ataku podpakowanego Sculptora (16-13) oddałem więc turę, płacąc jedną niebieską manę na ochronę przed Quenchablem. Nie na wiele mi się to zdało, gdyż za chwilę zobaczyłem trzeciego Volcaninc Fallouta usuwającego całą moją menażerię (14-11). Jedynym dobrym sygnałem, jaki daje zagranie Fallouta przez przeciwnika jest fakt, iż zmniejsza mu się ich ilość w decku. Nie chcąc wystawiać samej Esperzoi (która musiałaby wrócić samą siebie), dołożyłem jedynie Swampa, a ILY kolejnego Mountaina, po czym wystawiłem Shieldmage'a. Ethersworn jednak nie pociągnął długo, gdyż przy ataku dostał Inferno Trapem (płaconym normalnym kosztem - tzw. "hardcastowanym"), ale miałem dwa Jellyfishe w łapie i manę na ich wystawienie. Jednak jak pech to pech - przeciwnik trzymał dwa Pyroclasmy, które teraz zagrał. W międzyczasie dostałem Fieldmist Borderposta, więc wystawiłem go wraz z kolejną Esperzoą - nie czułem się jednak teraz zbyt pewnie i tylko czekałem na Bolta przeciwnika. Na szczęście przeciwnik przeszedł to tak zwanej fazy "ssania" albo "topdeckowania" - nie miał kart w ręce i tylko dostawiał to, co dociągał. W tej turze był to Moutain, więc mogłem powrócić Borderposta dla mojej Zoi, zaatakować nią (10-11), położyć z powrotem Fieldmista z w połączeniu z Fiendem i zakończyć turę. Burst Lightning z kickerem skutecznie ostudził moje zapały, usuwając mi Esperzoę. Nie mając nic do zagrania czekałem na ruch przeciwnika - ujrzałem czwartego Fallouta, który zrzucił mi Fienda (8-9). Ja również zacząłem "topdeczyć" - z mojej strony Strix, ILY agresywnie Mountain. Zaatakowałem Sową (6-9) i dostawiłem kolejną. Przeciwnik nadal agresywnie niszczy mnie psychicznie Mountainami. W obliczu zagrożenia zaszarżowałem jedną i drugą Sową (2-9) i dostawiłem Arcane Sanctum. Przeciwnkowi zabrakło jednak szczęścia - Moutain w ręce i przegrana. Wygrałem 2-0, ale nie było lekko. Trzeba przeczekać, aż przeciwnikowi skończą się regularne palenia i przejdzie do topdeckowania kart i zagrywania tego, co aktualnie dostanie. Do tego czasu nie powinniśmy zagrywać stwory bez żadnej ochrony - trzymajmy naszych Magów w garści i starajmy się przepchnąć Esperzoę. Dopiero jak przeciwnik nie będzie miał kart w ręce, powinniśmy zacząć wystawiać nasze kreatury. Inna sytuacja jest wtedy, gdy przeciwnik nie stara nam się usuwać zagrożenia, ale celuje bezpośrednio w nas - wtedy musimy jak najszybciej sprowadzić życie przeciwnika do zera i sprawić, żeby zaczął się interesować naszymi napieraczami dając nam czas na dociągnięcie kolejnych zagrożeń. Gra trzecia - Player kontra SceNtriC Piszę "Player", gdyż przeciwnik nie miał wybranego nicka i używał standardowego - okazał się jednak całkiem sympatycznym człowiekiem (choć gry do końca nie rozegraliśmy). Sterował talią, którą można nazwać GBW Aggro - deck opierał się na dość dużych stworach. Wygrałem rzut kostką stosunkiem 17 do 11 - coś siedemnastka jest dla mnie szczęśliwa. Partia nr 1 Moim oczom ukazał się Glaze Fiend, Tidehollow Sculler, Island, Etherium Sculptor, Fieldmist Borderpost, Esperzoa, Master of Etherium. Uznałem, że warto zagrać - mam dwa źródła many i Sculptora, który będzie mi przyspieszał wstawienie kolejnych potworów. Przeciwnik w tym czasie mulliganował się do sześciu i tak zaczęliśmy grę. Zacząłem oczywiście od Islanda zamienionego na Borderposta. Przeciwnik ledwo położył Terramorphic Expanse i zamienił je na Plainsa. W następnej swojej kolejce dołożyłem Islanda oraz Etherium Sculptora. Po drugiej stronie stołu zobaczyłem tylko Gargoyle Castle i nic więcej. Dograłem Swampa, Glaze Fienda i Master of Etherium, dzięki czemu zadałem dwa obrażenia Sculptorem (18-20). Warto wspomnieć, że już w trzeciej turze Master był stworem o parametrach 4/4 - całkiem sporo. Player jednak nie przejął się tym zbytnio i po dołożeniu Plainsa oddał mi turę. Rozochocony pomyślnym kształtowaniem się rozgrywki dołożyłem Bagno i zagrałem Tidehollow Scullera, na co w odpowiedzi rywal dwoma Path to Exile usunął mi Mastera i Sculptora, co już nie było takie miłe. Wyszukałem sobie Plainsa i Islanda z biblioteki, a przeciwnikowi zabrałem Garruk Wildspeakera (miał jeszcze Tidehollow Scullera i dwa Sign in Blood). Po takiej czystce pozostało mi tylko atakowanie Fiendem (16-20). Przeciwnik nie pozostał dłużny - również dołożył Bagno i zagrał Scullera, przez co pozbyłem się jednej z dwóch Esperzoi, które trzymałem w ręce. Drugą zagrałem w następnej turze i ponownie zaatakowałem Fiendem (14-20). Rywal kolejną Ekspansją wyszukał sobie Foresta i oddał mi turę. Zoą wróciłem Fieldmist Borderposta, którego zagrałem za wystawionego przed chwilą Islanda doprawiając to Gargulcem, którym niestety nic nie mogłem wyciągnąć z grobu. Atak Fiendem i Zoą dopełnił dzieła zniszczenia w tej turze (6-20). Przeciwnik dobrał Swampa, zagrał Sign in Blood (4-20), dołożył Harrowa zamieniając jednego Swampa na dwa inne i wystawił Vampire Nighthawka. Ja z kolei cofnąłem Borderposta, zagrałem go ponownie z użyciem Swampa, dołożyłem znowu tego Swampa (gra tą talią nie należy do normalnych) i zaatakowałem wszystkimi stworkami, co zmusiło przeciwnika do poddania gry. Side out: -2 Scourglass -2 Tidehollow Strix Side in: +4 Oblivion Ring Prawdę mówiąc, nie wiedziałem czego się spodziewać, choć podejrzewałem, że podczas rozgrywki ujrzę duże stwory sprawiające mi problem - na coś te duże ilości many musiał przeciwnik przeznaczyć. Dlatego prostym zadaniem było określenie co włożyć (O-Ring), natomiast wyside'owałem Scourglassy i Strixy, które nie są zbyt elastycznymi kartami. Rozważałem włożenie ich z powrotem przed ewentualną trzecią grą. Partia nr 2 Dostałem 2 Islandy, Arcane Sanctum, Oblivion Ringa, Tidehollow Scullera, Glaze Fienda i Ethersworn Shieldmage'a. Taki zestaw gwarantuje dobre rozpoczęcie partii i odpowiedź na ewentualne zagrożenia ze strony przeciwnika, więc zostawiłem rękę. Przeciwnik zresztą też. Ponownie zaczął od Ekspansji, którą wyszukał Foresta. Ja odpowiedziałem wystawiając Arcane Sanctum. Przeciwnik Marsh Flats wyszukał sobie (19-20) Swampa i zagrał Putrid Leech. W międzyczasie dostałem Plainsa i mogłem zagrać Scullera, aby zorientować się, co rywal trzyma za pazuchą. Okazało się, iż miał Vampire Nighthawka, Maelstrom Pulse, Harrowa, Gargoyle Castle i Path to Exile. Miałem mały dylemat pomiędzy Wampire, Pulsem i Pathem, ale uznałem, że najszybciej przeciwnik zagra Pulsa, czego bym bardzo nie chciał i go zabrałem. Rywal dograł Gargoyle Castle, które poświęcił dla Harrowa, wyszukując Swampa i Plainsa, po czym oddał turę. Dostałem kolejnego Scullera, którego czym prędzej zagrałem i zdobyłem drugiego Pulsa, którego dostał przeciwnik. Po dograniu Islanda oddałem turę, w której Player wystawił Wampira i przypuścił atak Leechem, którego nie blokowałem (przeciwnik użył zdolności Leecha - 17-16). Ja z kolei zagrałem Oblivion Ringa na Wampira i zaatakowałem obydwoma Scullerami (13-16). Rywal Pathem zniszczył jednego z moich Tidehollowów, odzyskał jednego Pulsa (ja wyszukałem Swampa), dostawił kolejnego Nighthawka i w podobny sposób jak poprzednio zaatakował Leechem (11-12). W następnej kolejce dołożyłem Fieldmist Borderposta i Glaze Fienda. Zrobiło się nieprzyjemnie, gdy w następnej turze zobaczyłem po drugiej stronie Knight of the Reliquary o gabarytach 5/5 oraz atak Leechem i Nighthawkiem (11-6). Od tej pory Player mógł używać zdolności Leecha bez straty życia, gdyż odrabiał to Wampir. W następnej turze jednak zaszalałem - Kaleidostone, Plains, drugi Glaze Fiend, Esperzoa i atak pierwszym Fiendem za 6 (5-6). Zapomniałem jednak o jednym fakcie - przeciwnik odzyskał Maelstrom Pulse'a, którego szybko wykorzystał na moje Fiendy, jednak było to wszystko, co począł w swojej turze. Ja z kolei wróciłem Kaleidostone'a Esperzoą, wystawiłem ją ponownie, potem dograłem drugiego Stone'a, Islanda i skończyłem turę. Rywal jednak nie próżnował - Path to Exile w Zoę (Swamp z mojej biblioteki) i atak Leechem, Wampirem oraz Knightem. Całe szczęście, że miałem jeszcze Shieldmage'a na podorędziu (tak coś przeczuwałem, że będzie niedługo potrzebny), którego wystawiłem i zablokowałem Knighta oraz Leecha (przypominam, że na stole jest jeszcze jeden Sculler - 7-4). W kolejnej turze dostałem Scullera, którego wystawiłem i z zestawu Ob Nixilis, the Fallen oraz Baneslayer Angel wybrałem Oba (nie oba, tylko Oba). Uznałem również, że nie ma na co czekać i zaatakowałem Scullerem i Magiem (3-4). Player dostawił Swampa, zamienił Knightem Foresta na Plainsa i wystawił Baneslayera. Pamiętajcie - zawsze, gdy pojawia się ten Aniołek, zaczyna robić się gorąco. Uznałem więc, iż Kaleidostone i Sculptor to za mało, aby liczyć na powodzenie w tej partii i zapytałem o grę trzecią. Niestety, przeciwnik poinformował mnie, że musi już iść, podziękował i pożegnał się. Przynajmniej tym razem nie było problemów technicznych. Gra czwarta i ostatnia - Leik kontra SceNtriC Znowu czekała mnie przeprawa z naporem - tym razem był to Boros, który po wyjścia Zendikara pojawił się w światowym meta. Niestety, udało nam się rozegrać tylko jedną grę, ale za to nie najkrótszą. Leik wygrał rzut kostką 12-8 i zdecydował, że zacznie. Nie dziwię mu się. Zacząłem z ręką: Scourglass, Arcane Sanctum, Plains, 2x Tidehollow Sculler, Ethersworn Shieldmage i Kaleidstone. Uznałem, że skoro od drugiej tury mamy dostęp do każdego koloru many, a w garści są już dwa Scullery, to wypada zagrać. Tak samo pomyślał przeciwnik, z tym że szybciej przeszedł od słów do czynów. Zagrał Mountaina i Goblin Guide, które wkroczyło zadając dwa obrażenia (20-18) i odsłaniając z wierzchu biblioteki trzeciego Scullera. Naprawdę niezłe rozpoczęcie i masakra ręki się szykuje. Póki co jednak zagrałem Arcane Sanctum, przyjąłem kolejny atak Guide'a (Glaze Fiend na wierzchu - 20-16) i ujrzałem Arid Mesa'ę. Zagrałem Plainsa i jednego z moich Scullerów - ujrzałem 3x Ajani Vengeant, Chandra Nalaar oraz Lightning Bolta, którego zresztą wziąłem - nie chciałem brać się jeszcze za Planeswalkerów, gdyż wejdą oni dopiero za kilka tur, a zostawiony Bolt i tak zniszczyłby mi Scullera. Dowiedziałem się też jednej ważnej rzeczy - przeciwnik ma mana screw i przy względnie małej ilości lądów, na której grają Borosy, powinienem dosyć dużo ugrać w tej fazie rozgrywki. Tak też się zaczynało dziać - przeciwnik nie wystawił lądu, za to dalej napierać Guidem pokazując u mnie Sanctum Gargoyle (20-14). Ja jednak również nie miałem lądów - wystawiłem więc drugiego Scullera zabierając Chandrę (z braku laku - liczyłem na większą zdobycz po drawie przeciwnika), a pierwszym zaatakowałem (18-14). Leikowi się poszczęściło, wystawił Teetering Peaks, zaatakował Goblin Guidem (ukazał się Mistvein Borderpost), który jednak został zablokowany przez Scullera trzymającego Chandrę - i tak mi na niej za bardzo nie zależało. Przynajmniej pozbyłem się szarżującego Goblina. Przeciwnik poświęcił jeszcze Mesę (17-14) i po wyszukaniu Mountaina oddał turę. Ja niemalże powtórzyłem ostatnią turę - doszedł jedynie Mistvein jako trzecie źródło many, ale trzeci Sculler na Chandrę (znowu nic ciekawego się nie pokazało) - bez zmian. Tak samo atak pierwszym Tidehollowem (15-14). W międzyczasie pojawił się Plains u przeciwnika i Ajani, które zdobyło counterek tapując mi Mistveina. Postanowiłem jak najszybciej pozbywać się Planeswalkerów - dwoma Scullerami zaatakowałem Vengeanta i posłałem go do grobu, zagrywając przed tym Plainsa. Ponieważ historia lubi się powtarzać, po drugiej stronie stołu znowu ujrzałem Ajani, które tym razem zatapowało mi jednego ze Scullerów. Na szczęście, w ręce miałem Shieldmage'a, którego wystawiłem z końcem tury i który z drugim Tidehollowem zabił Ajani. Oprócz tego, zagrałem jeszcze Kaleidostone'a i Glaze Fienda. W następnej turze jednak nastąpiła reakcja łańcuchowa - przeciwnik dociągnął Lightning Bolta, zabił mi Scullera trzymającego drugiego Bolta, którego również zagrał i zabił drugiego Scullera. Jakby tego było mało, dostawił jeszcze Plated Geopede. Ja jednak też nie próżnowałem - Kaleidostone i Tidehollow Strix podpakowały Fienda, który wraz z Magiem zaatakował Leika (9-14). Przeciwnik zaatakował Geopedą (9-13) i wystawił kolejnego Ajani, który zabił mi Fienda drugą zdolnością (12-14). Ja dograłem Islanda, Strixem zabiłem Planeswalkera, dostawiłem Sculptora i Gargulca, który wrócił Glaze Fienda. Leik miał jednak jeszcze Ranger of Eosa, którym wyszukał dwa Steppe Lynxy. W swojej turze wystawiłem odzyskanego Fienda, zaatakowałem moimi stworkami (8-14) i wystawiłem Scourglassa, który w następnej turze miał posprzątać stół. Nie zdążył - przeciwnik pociągnął kartę, uznał, że nie da sobie rady z latającymi napieraczami i poddał grę i - jak się okazało - cały mecz, gdyż musiał iść. Jak widać, w pierwszej chwili starałem się pozbyć zagrożeń w postaci spalarek, a Planeswalkerów starałem się zabijać od razu jak wejdą, aby za bardzo się rozpanoszyły. Na pewno miałem dużo szczęścia (jak przy wszystkich grach zresztą), ale mam nadzieję, że nie tylko to sprawiło, iż prowadziłem w pojedynku 1-0. Cóż, tylko cztery gry, ale widać mniej więcej technikę gry. Generalnie jest tak:
  • Nie należy wystawiać Esperzoi jako jedynego artefaktu na stole. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja podbramkowa, gdy jesteśmy zepchnięci do defensywy i na gwałt potrzebujemy blokera.
  • Staramy się uderzać w Planeswalkerów przeciwnika - zwykle one stanowią największe zagrożenie, gdy tylko będą miały na sobie dużo counterków.
  • Boimy się mass removalu - w miarę możliwości starajmy się go zabierać przeciwnikowi za pomocą Scullerów.
  • Trzymajmy Shieldmage'a na wszelki wypadek, ale jeżeli chcemy szybko napierać - zagrywajmy go z końcem tury, zawsze będzie zaskoczeniem.
  • Master of Etherium, zagrany jako jedyny artefakt, jest niemal bezużyteczny - bardzo szybko stanie się obiektem ataków przeciwnika. Opłaca się go jednak wystawiać przed fazę ataku, dzięki czemu nasze małe stworki zadadzą więcej obrażeń.
  • Po wystawieniu Fienda warto się wstrzymać z "niepotrzebnymi" artefaktami na rzecz kolejnej tury - Glaze się ucieszy i odwzajemni się dużymi obrażeniami. Chyba że przeciwnik znajdzie jakieś remedium.
  • Sculptory warto wystawiać jak najwcześniej, dzięki czemu szybciej będziemy mogli wysypać się ze stworków.
  • Scourglassy często są wyrzucane, na rzecz bardziej potrzebnych kart - czasami mass removal na nic nam się nie zda. W dalszej kolejności (ale nie we wszystkich kopiach, lecz w jednej, góra dwóch) są Strixy (na małe stworki przeciwnika się nie opłaca), Scullery (napory zwykle szybko pozbywają się kart), Kaleidostone'y (czasami stworek w tym miejscu jest lepszą opcją) oraz Fiendy (same z siebie nie są zbyt dobre).
To chyba tyle na dzisiaj. Tak naprawdę gra tą talią jest dosyć prosta, choć wymaga nieco doświadczenia w kontekście kolejności wystawiania stworów. Jak pewnie się domyśliliście, gra tym deckiem sprawia mi najwięcej przyjemności - łączy się z moim powrotem do Magica i mam ją złożoną w wersji "żywej". Dlatego też, jeżeli macie jakieś pomysły, jak małym kosztem usprawnić tą talię (nie liczy się Ethersworn Canonist i podobne - pamiętajcie, że omawiamy talie budżetowe) piszcie śmiało. Pozdrawiam, dziękuję, zachęcam do komentowania, życzę miłej gry oraz przepraszam za zwłokę związaną z artykułem. SceNtriC
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Xolotl
   
Ocena:
+1
A co tam robi w spisie Vizzerdrix?:P
08-11-2009 15:55
27383
   
Ocena:
0
Wygrałeś :P Taki easter egg SceNtriCa, chciał zobaczyć, czy czytacie dokładnie ;)
08-11-2009 16:16
Zephyel
   
Ocena:
0
Najbardziej wyczekiwana przeze mnie część Architektury.
Brawo!
08-11-2009 17:51
srodax
   
Ocena:
0
Ja także na to czekałem. I z radością mogę stwierdzić, że było na co czekać! Deck mi się bardzo spodobał, a autorowi należą się ogromne gratulacje. Artefakty mocno ze sobą współgrają i deck sobie nieźle radzi jak na budżetową konstrukcję. Grać, nie umierać!

PS Mnie także zaciekawił ten Vizzerdrix xD, ale to, że nie był opisany w dalszej części artykułu i nie zgadzała się liczba kart przesądziło o tym, że jest zupełnie niepotrzebny ;P.
08-11-2009 20:56
Xolotl
   
Ocena:
0
A co wygrałem?:P Artykuł sam w sobie bardzo ciekawy:) Ale ja szczerze na Espera nie czekałem za bardzo. Ciekawi mnie co bedzie dalej;>
09-11-2009 12:48
SceNtriC
   
Ocena:
0
Xolotl - gratulacje. W ramach nagrody możesz zaproponować deck (albo jego ideę, tytuł, kluczową kartę - cokolwiek), który zostanie opisany w jednym z następnych odcinków Architektury Decku. Może to mało, ale w sumie nie przewidywałem nagrody - po prostu lubię robić easter eggi.

Dziękuję za miłe słowa, choć czekam również na krytykę - zarówno odnośnie talii jak i artykułu. Tym niemniej - cieszę się, że tekst się podoba.

Pozdrawiam
09-11-2009 14:28
Xolotl
   
Ocena:
0
Chciałbym zobaczyć skuteczny, pomysłowy i co najważniejsze budżetowy Bant:) W którym nie byłoby takich kart jak Rafiq, Noble Hierarch, czy Dauntless Escort i mimo to, grałby dobrze. I obojętnie czy aggro, czy control:)
10-11-2009 17:57
Zephyel
   
Ocena:
0
Dziś miałem przyjemność grać z tym deckiem, który koledze udało się skompletować za 160 zł (80 złociszy pociągnął komplet Masterów) i powiem jedno: jeżeli ktoś się zastanawia nad kupnem, odradzam - deck jest powolny, bardzo łatwo zbić mu szybko życie, nie ma żadnej kontroli nad stołem, więc pokonują go talie za 40-60 zł (Nightsky stworzony przez Gizmoo np.)
20-11-2009 19:42
27383
   
Ocena:
0
Albo kolega nie potrafi grać. Nasz redakcyjny kolega, Arthas Verley złożył jakiś czas temu doskonały deck na Esperze. Sporo talii miało z nim problem, a teraz mają jeszcze większe, gdyż dokupił Tezzerety i porządny mana base. Nie generalizuj :P
20-11-2009 20:08
Zephyel
   
Ocena:
0
Chodzi mi generalnie o ten, konkretny deck opisany w architekturze. Esper potrafi być dobry, ale tutaj wystarczy średnia kontrola czy cokolwiek średniego, aby to położyć.
MOże i deck nie jest aż tak tragiczny, ale za 160 złotych wymagałbym czegoś więcej...
20-11-2009 20:54
27383
   
Ocena:
0
Opisany wyżej deck można złożyć za około 80 zł.
23-11-2009 19:09
Zephyel
   
Ocena:
0
Prawda taka różowa nie jest, jeśli musisz kupować w Internecie, bo na zatyłku mieszkasz.
Raczej wierzę kumplowi, kupowal chyba z 3-4 sklepów jak najtaniej sie dało i zaplacił 160
25-11-2009 14:36
SceNtriC
   
Ocena:
0
Powiem tak - kupowałem wszystko przez Internet i wydałem łącznie ok. 90-100 zł (nie licząc kosztów przesyłki oraz kart, które w ostateczności się nie przydały (a także Vizzerdrixa)). Jakbym całość miał podliczyć, to wyszłoby pewnie coś w okolicach 120-130 zł. Kupowałem bodajże z 3-4 źródeł (sklepy i osoby prywatne). I tak wiem, że troszkę przepłaciłem - część z tych kart to crapy, które mógłbym dostać od bardziej doświadczonych i zasobnych graczy, jak bym ładnie poprosił.

Najdroższe tu są oczywiście Mastery (10 zł za sztukę), a dalej Scullery (2-3 zł), Arcane Sanctumy (2-3 zł), Scourglassy (3 zł), dwa rary w sideboardzie (1-2 zł). Czyżby karty do Espera aż tak podrożały?

A jeśli chodzi o samą grę - zgadzam się, nie jest to mistrzostwo świata. Aczkolwiek przyznam, że zanim nauczyłem się naprawdę dobrze grać tym deckiem, minęło trochę czasu - nie tydzień, dwa, ale co najmniej miesiąc. Dopiero wtedy można było kontrolować wszystkie sztuczki, analizować rozkład kart, prawdopodobieństwo wygrania na podstawie startowej ręki (co tu jest bardzo ważne). Dlatego proponuję koledze dać jeszcze troszkę czasu na ogarnięcie decku ;)

Pozdrawiam

29-11-2009 11:59

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.