Autor:
Bartosz 'Zicocu' Szczyżański
Po przeczytaniu tej książki mam jeden zasadniczy problem: czy godzi się reprezentowaną przez nią science-fiction nazywać "nową"? Nie jestem tego pewien: z jednej strony obok autorów uznanych pojawiają się młodsi twórcy, ale z drugiej – same teksty swą "nowością" nikogo nie porażą.
Pisarze pozornie poruszają bardzo szeroką tematykę: od kosmicznych morderców i tropienia ich (
W jego oczach,
Jeśli najpierw…), przez kontakt z Obcymi (
Osobisty Jezus,
Klatki), aż do prób kontrolowania ludzi przy pomocy najnowocześniejszych wynalazków (
Efekt Bowdlera,
Trzecia Osoba). Jeśli dorzucić do tego jeszcze katastroficzny
Ostatni kontakt i zalatującą pastiszem
Meduzę można stwierdzić, że autorzy zbioru zajęli się każdym aspektem kosmicznego życia. Ale, jak to zwykle bywa, pozory mylą. Brakuje w
Antologii Nowej Science Fiction opowiadań naprawdę odkrywczych, zaskakujących, poruszających problemy, o których zwykle się nie pisze. W niedawno recenzowanych przez mnie
Krokach w nieznane każda kolejna opowieść była szansą na przeżycie czegoś nowego – pisarze co prawda nie byli ograniczeni wymogami fantastyki naukowej, ale i w zakresie tej konwencji kilku popisało się prawdziwą innowacyjnością. W
Antologii Nowej Science Fiction natomiast mało który autor wychyla się przed szereg – większość tekstów to dobre pochłaniacze czasu, bardzo porządna, ale klasyczna do bólu science-fiction. Tytuł obiecuje całkiem inne doznania.
Peter F. Hamilton uraczył nas krótkim kryminałem, w którym wprawdzie zastosował interesującą wariację na temat wehikułu czasu, ale nie oszukujmy się – względem ostatnich powieści spod ręki tego pisarza wydanych w Polsce (
Gwiazdy Pandory i
Judasza Wyzwolonego) opowiadanie
Jeśli najpierw... jest strasznie wtórne. Odrzuciły mnie
Biostatek i
Klatki – wygląda na to, że autorzy mieli zamiar obdarzyć teksty gęstym, erotycznym klimatem, ale po prostu niezbyt wyszło. Szczególnie zawiodłem się na tekście Neala Ashera – wydawało mi się, że będę mógł porównać jego rozważania na temat przyszłej ludzkiej seksualności z tym, co proponował w
Ludziach piasku i popiołu Bacigalupi, ale nic z tego nie wyszło, gdyż
Biostatek okazał się zwykłą powiastką awanturniczą. I skąd w takiej antologii miejsce na
C-Rook City, w którym tłem wydarzeń są niewolnicze kopalnie na Marsie? Przecież ten ograny temat poruszany był już tyle razy na tyle sposobów, że "nowość" najzwyczajniej w świecie do tej idei nie pasuje.
Ta fabularna wtórność sprawia, że i pod względem merytorycznym większość opowiadań wydaje się nudna. Ciężko znaleźć w
Antologii Nowej Science Fiction próby spojrzenia na ludzkość w nowy sposób, szczyptę wizjonerstwa, prawdziwie oszałamiające wizje istot z przyszłości. Jeśli nawet któryś autor subiektywizuje swoją opowieść, robi to raczej w zakresie fantastyki bliskiego zasięgu, jakby pisarze panicznie bali się zmierzyć z wykreowaniem ludzi przyszłości z prawdziwego zdarzenia. George Mann we wstępie pisze o tym, że dla autorów science-fiction opowiadania są gatunkiem naprawdę wdzięcznym: pozwalają zaserwować maksimum treści w krótkiej formie. Wygląda jednak na to, że autorzy części tekstów po prostu tej treści do przekazania nie mieli – i stworzyli proste historyjki, które co najwyżej próbują ująć czytelnika wzruszającymi momentami. A przecież nie tego oczekujemy po fantastyce naukowej!
Niegodziwością byłoby jednak nie wspomnieć o najmocniejszych elementach zbioru:
Trzeciej Osobie,
Efekcie Bowdlera i
Kwintesencji Łaski. Te opowiadania rzeczywiście zostały oparte na pomyśle ciekawym nie tylko fabularnie, ale i merytorycznie. Doskonale prowadzona historia Ballentyne'a (który świetny tekst zaserwował także w
Krokach w nieznane) wydaje się prostą opowieścią z ogarniętego technokratyczną wojną świata – ale okazuje się, że czerpie z głębokich tradycji Orwellowskich, dotyka problemu inwigilacji i kontroli społeczeństwa. Podobne treści znaleźć możemy w tekście Lovegrove'a, choć jest on raczej żartobliwy. Natomiast
Kwintesencja Łaski to oparte na bardzo solidnych podstawach hard science-fiction, które na tle lekkich opowiastek z kosmosem w tle wypada naprawdę świetnie.
Szczerze mówiąc trochę mnie ta antologia zawiodła. Miała być nowa fantastyka, a wyszła raczej klasyczna, tyle że (w większości, gdyż na liście współautorów widnieją także Mike Resnick i Ian Watson) spod piór autorów pokolenia młodszego niż Fritz Leiber czy Robert Silverberg. Warto, jeśli jesteście bardzo spragnieni typowych opowieści z gwiazd; jeśli jednak pragniecie spojrzenia na to, co naprawdę oryginalne, polecałbym raczej
Kroki w nieznane.