» Blog » Another glorious day in the Corps
07-04-2012 09:22

Another glorious day in the Corps

Odsłony: 12

Another glorious day in the Corps
Militarna fantastyka, zwłaszcza militarna fantastyka sci-fi, to dział, z którym jak do tej pory zapoznana byłam jedynie za pośrednictwem filmów i seriali. Nie tyle jednak zapoznana, co oczarowana. Jak większość dziewczyn, mam słabość do mężczyzn w mundurach, ale akurat w produkcjach takich jak Aliens, Space Above and Beyond, czy Battlestar Galatica wzdychałam przede wszystkim do wojskowej struktury. Uwielbiam przyglądać się tej specyficznej kulturze, hierarchii, procedurom (choć mundury oczywiście też się liczą). Może to przez świadomość, że wojsko, choć składa się z indywidualnych osobników, działa jako jedność? A może po prostu lubię przejrzystą organizację (na swoim biurku i w torebce też). Nawet przy Mass Effectach to właśnie "wojskowość" była pierwszą rzeczą, która wciągnęła mnie w trylogię. Tak czy inaczej, na całe moje szczęście niedawno przekonałam się, jaka głupia byłam, że nie czytałam wcześniej militarno-fantastycznych książek.

Ostatnio, tzn. po przeczytaniu Ja, Jedi, narzekałam, że w starwarsowym universum brakuje mi książek, w których główną rolę odgrywa postać kobieca. Niedługo później, zupełnym przypadkiem, natknęłam się na cykl Valor Confederation (albo Confederation of Valor) niejakiej Tanyi Huff. Żeby było śmieszniej - najpierw wpadła mi w oko bardzo obrazowa okładka. Słowa "przygoda w kosmosie" biły od niej na kilometr. Opis znaleziony na Wikipedii kupił mnie mnie od razu: "Staff Sergeant Torin Kerr's aim is to keep both her superiors and her company of space marines alive as they deal with lethal missions throughout the galaxy". Z miejsca przeczytałam pierwszą część, Valor's Choice, i od teraz przy każdej możliwej okazji będę bić autorce pokłony aż do samej ziemi. Oczywiście, ze Star Wars nie ma to nic wspólnego - poza tym, że tak, jak sobie wymarzyłam, główne skrzydła w kosmicznych przygodach gra nie byle jaka kobieta.

Od razu uprzedzam w jednej sprawie - cyklu tego nie ma w języku polskim. Czytałam w oryginale, stąd też pozwalam sobie wstawiać treści po angielsku. Niektóre po przetłumaczeniu brzmiałyby jak małe, krwiożercze potworki...

Valor Confederation to spaceoperowa seria osadzona w dość dalekiej przyszłości, w której kilka zjednoczonych ras toczy wojnę z tajemniczym przeciwnikiem zwanym Innymi (the Others). Seria liczy aktualnie pięć książek i opowiada o Torin Kerr, twardej pani sierżant, dla której nic nie liczy się bardziej niż zapewnienie bezpieczeństwa swojemu oddziałowi. O swoich ludzi troszczy się jak matka o pisklęta, a wrogów bez mrugnięcia okiem posyła w piach. Gdzie trzeba, jest oschła i bezkompromisowa, kiedy indziej potrafi nawet poklepać po ramieniu. Nie patyczkuje się z problemami i nie ma iluzji, czym jest służba w korpusie piechoty. Przede wszystkim ma jednak świetne poczucie ironii otaczającej ją rzeczywistości. I abstrahując od konstrukcji świata i przedstawianych wydarzeń - właśnie ta ironia i to poczucie humoru wyzwoliło we mnie takie uwielbienie do owego cyklu.

Najpiękniejszym elementem w serii o Torin Kerr - elementem, który zrobił na mnie tak duże wrażenie, że piszę właśnie te słowa - nie jest bowiem ani fabuła (choć ta nie jest wcale taka prosta jak się wydaje), ani nawet główna bohaterka (choć bez wątpienia ma duże znaczenie). Jest nim przede wszystkim humor. Kąśliwy, cięty i ostry jak brzytwa, jest dla mych oczu czym muzyka dla uszu. Nie przesadzam pisząc, że w trakcie czytania nie raz i nie dwa wybuchałam gromkim śmiechem zwyczajnie dlatego, że rozbawił mnie do łez jakiś fragment narracji czy dialogu. Złośliwe odzywki pomiędzy członkami oddziału i trafne komentarze Torin wprost wylewają się z kolejnych stron, niesamowicie ubarwiając całą lekturę. Autentyczna radość. Dawno nie czytałam powieści, która zapewniła mi tak szczerą, zwyczajną rozrywkę. Chociażby dlatego, dla tych licznych momentów, w których autorka wykazuje się nieskrywanym dowcipem, polecam sięgnąć po serię.

Pomimo humoru, nie ma się jednak co oszukiwać - to opowieść o wojnie, a na wojnie nie wszyscy wracają do domów. Kontrast pomiędzy humorem a gorzką rzeczywistością jest bardzo wyraźny, a na pewno staje się taki w momencie, kiedy umiera pierwszy członek oddziału. Przez cały cykl przewija się mnóstwo postaci, jedna fajniejsza od drugiej, ale przywiązywanie się do nich nie jest wskazane. Przekonałam się o tym na własnym przykładzie, niemniej jednak jest to dla mnie zdecydowany plus serii. Wbrew pozorom, nie jest to opowieść wesoła i niepoważna - jest w równym stopniu brutalna i brudna. Co więcej, z racji tego, że Tanya Huff sama służyła w wojsku, kwestie militarne (żargony, procedury, taktyka, etc.) wypadają bardzo żywo i realistycznie. Nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie, jak opisywane sceny wyglądałyby np. w filmie - dynamiczne dialogi i celne opisy tworzą barwny obraz wydarzeń, nie wykorzystując zbędnego owijania w bawełnę.

Jak wspomniałam, cykl składa się z pięciu książek; są to: Valor's Choice (2000), The Better Part of Valor (2002), The Heart of Valor (2007), Valor's Trial (2007) i The Truth of Valor (2010). Choć każda z nich skupia się na odrębnym wątku, wydarzenia są ze sobą na tyle połączone, że zdecydowanie polecam czytać w kolejności. Intryga obmyślona przez autorkę jest na pierwszy rzut oka całkiem niewidoczna, ale z każdą częścią elementy układanki zaczynają coraz bardziej do siebie pasować. Również świat odkrywa w ten sposób swoje kolejne tajemnice - a w tym temacie powiem tylko, że wymyślone rasy mają czasem dość nietypowe właściwości ;)

Szczerze polecam Valor Confederation. Nie tylko jako egzemplarz militarnej fantastyki sci-fi, ale jako naprawdę przyjemną lekturę, która potrafi wzbudzić w czytelniku wyraźne emocje. Ja najbardziej cenię cykl za ironiczne spojrzenie na rzeczywistość - gorzką i nie zawsze przyjazną. Bawiłam się świetnie. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że jakakolwiek inna seria militarnego s-f zapewni mi równie pozytywne wrażenia - cieszę się jednak, że mogłam zacząć zapoznawanie się z nim właśnie poprzez twórczość Tanyi Huff :)

[Wpis oryginalnie opublikowany na domwiedzmy.blogspot.com]

Komentarze


g0trrI
   
Ocena:
0
Polecam Honor Harrington.
07-04-2012 10:48
Jade Elenne
   
Ocena:
+1
Nigdy wcześniej o Valor Confederation nie słyszałam, ale wygląda na to, że trzeba będzie się zainteresować.
A ze swej strony, podobnie jak g0trrI, polecam Honorcię. Fajna bohaterka, wojsko i koty - czego chcieć więcej? :)
07-04-2012 10:58
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Muszę kiedyś się temu przyjrzeć, choć "SFy o kobietach w wojsku" jakoś nigdy mnie nie pociągały. Alieny są tu jedynym wyjątkiem :)
Jak na razie w kwestii militarnego SF pozostaję na poziomie "Kawalerii Kosmicznej", "Wiecznej Wojny" i cyklu "Dorsai!".
07-04-2012 11:31
Tyldodymomen
    hmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm
Ocena:
+4
A gdyby tak zrobić trylogie o kocie-wampirze podróżującym po galaktyce i paczącym na nowe światy? Pięcioksiąg Edwarda byłby zagrożony;p
07-04-2012 13:28
Kot
   
Ocena:
+1
Jak do tej pory nie miałem okazji zapoznać się z tymi bardziej znanymi cyklami. Całkiem dobre wrażenie zrobił na mnie pierwszy tom jakiegoś cyklu tego typu, zatytułowany "Być Bohaterem", ale było to już w okresie, w którym militarna s-f atakowała mnie z zasadzki w każdej bibliotece i księgarni z półką na fantastykę.

Zauważyłem, że wielu panów stroni od książek z militarnych kręgów w których bohaterami są kobiety, ale to zrozumiałe, biorąc pod uwagę testosteron i brak kobiecych tradycji w naszym wojsku. Mnie to nie przeszkadza - skoro kobiety świetnie sobie radzą w wojsku chociażby USA (a szczególnie w marynarce wojennej - z niej wywodzi się większość autorów militarnej S-F z okresów boomu na ten gatunek), to dlaczego nie miałoby być tak samo w 'odległej przyszłości'?

Era dominacji mężczyzn w fantastyce jak dla mnie skończyła się z debiutem Ursuli K. Le Guin...
07-04-2012 13:43
Tyldodymomen
   
Ocena:
0
Akurat debiutanckie nowelki były fatalne...
07-04-2012 15:31
g0trrI
   
Ocena:
0
Ja tam lubię jak bohaterami książek są kobiety. Chociaż fantastyka pisana przez kobiety nie za bardzo przypada mi do gustu(vide menstrual fantasy w wykonaniu Andre Norton i jej Świata Czarownic albo Trudi Canavan, brr...) to zdarzają się wyjątki(jak Magdalena Kozak czy Kossakowska). Jeszcze raz polecam wszystkim miłośnikom military sf serię o pani Harrington. Ja właśnie czytam Rising Thunder i jest jak zwykle świetnie.
07-04-2012 16:15
Eva
   
Ocena:
0
@T-men: kotołaku chyba :P
To by była taka trochę Achaja :D
07-04-2012 17:37
Kot
   
Ocena:
0
Ja swego czasu zaczytywałem się powieściami Mecedes Lackey, gdzie jedyni mężczyźni będący głównymi bohaterami też gustowali w mężczyznach. Ale same książki były zaskakująco dobre, dzięki nim moje wymagania co do świata przedstawianego w fantasy i fabuły jako takiej mocno się podniosły...
Było też kilka innych cyklów z kobietami w rolach głównych, które naprawdę mile mnie zaskoczyły - np. trylogia o 'czynach' postaci, której imienia (zaczynało się na P) z pamięci nie przytoczę, jako że strasznym łamańcem językowym było. Też autorki powieści z rodzaju militarnej space opery, zaskakująco dobre w porównaniu do standardów rynku nasyconego koszmarkami do dedeków...

Co do Andree Norton, napisała kilka naprawdę niezłych książek, niektóre nawet ze świata czarownic. Niestety, toną one w zalewie masowo pisanych książek z tego cyklu. Ale i tak się je czytało, bo wybór na prowincji był niewielki... :P

O Honor Harrington nasłuchałem się sporo i możliwe, że nawet sięgnę po tą serię w miarę możliwości.

@Jade: A te koty w jakiej formie? Pokładowe zapewniacze bonusów do morale i szczęścia, czy łapią kosmiczne szczury? :P
07-04-2012 17:38
g0trrI
   
Ocena:
0
Koty w formie podobnego do kota inteligentnego obcego obdarzonego mocami telepatycznymi. Powiedziałbym, że w niektórych momentach koty mają dość duże znaczenie dla fabuły.
07-04-2012 19:16
Jade Elenne
   
Ocena:
+2
trylogia o 'czynach' postaci, której imienia (zaczynało się na P) z pamięci nie przytoczę, jako że strasznym łamańcem językowym było. Też autorki powieści z rodzaju militarnej space opery, zaskakująco dobre w porównaniu do standardów rynku nasyconego koszmarkami do dedeków...
Podejrzewam, że chodzi Ci o "Czyny Praksenarion". Nie czytałam jeszcze, ale ludzie chwalą, więc kiedyś zapewne sięgną.

Koty - a w zasadzie treecaty - to w HH inteligentna, diablo inteligentna rasa. A jeden z jej przedstawicieli jest niezwykle istotny dla fabuły. No i jest po prostu uroczy:)
07-04-2012 19:21
Tyldodymomen
   
Ocena:
0
Czyli przepis na "kobiecą książkę" to : żołnierki (pozdro dla ministry M.), koty, samoloty?:P
07-04-2012 19:39
KRed
   
Ocena:
0
"Fajna bohaterka, wojsko i koty" - brzmi raczej jak przepis na porno, "ale to zrozumiałe, biorąc pod uwagę testosteron i brak kobiecych tradycji w naszym wojsku". Chyba, że ktoś mówi o prawdziwych kotach.
07-04-2012 19:59
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Kobiety, Koty, Kosmoloty".
Trzy K.
W przeciwienstwie do "Wampiry, Wilkołaki, Wszetecznice"
07-04-2012 20:00
g0trrI
   
Ocena:
0
Nie jestem pewien, czy Honor Harrington to "kobieca książka"( a ja raczej w takich nie gustuję), ma po prostu kobietę jako głównego bohatera. Tak samo nie wydaje mi się, że opisywana seria jest "kobieca". Feministki czytając jedno i drugie pewnie podniosłyby larmo(jak zwykle).
07-04-2012 20:49
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Feministki podnoszą larmo już za nazywanie ich feministkami, więc nic w tym dziwnego :)
07-04-2012 20:51
Kot
   
Ocena:
+1
@G0trrl: Telepatyczne koty? Mnie się kojarzy z tym komiksem: http://www.alpha-shade.com/ Ale że koty są wyższą rasą to już od dawna wiadomo. Homo Sapiens zostali wspomożeni* w celu uzyskania wielofunkcyjnego otwieracza do konserw...
  • w oryginale - 'uplifted'
07-04-2012 21:08
g0trrI
   
Ocena:
0
Bardzo fajny komiks. Dzięki za linka.
07-04-2012 23:21
38850

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kocie, mylisz się - to tylko słabsza część ludzkości dała sie zmanipulować tą kociarską propagandą. My silni, ruch oporu wyhodowaliśmy psy, by ścigały waszych kosmicznych bogów na drzewa. ;)
07-04-2012 23:53
Kot
   
Ocena:
0
Psy zostały wyhodowane jako czynnik wzmacniający i rozrywka na nudne dnie. Właściciele psów to ci, którzy nie nadawali się do otwierania konserw... :P
08-04-2012 13:18

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.