W dniach 25–28 stycznia, odbył się 34. Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Angouleme. Jest to pewnie jedno z największych wydarzeń, jeśli chodzi o świat komiksu. I choć tegoroczny festiwal toczył się nieco na uboczu miasta, a pogoda nie była zbyt sprzyjająca, to i tak tłumy rozkomiksowanych żabojadów i masa turystów wszelakiego autoramentu stawiły się na miejscu dość dużą gromadą. Najbardziej oblegane były namioty wydawców, choć i u, tak zwanych, "młodych twórców" ciężko było się przepchnąć. Masy mitomanów oczekiwały godzinami na autograf mocno znudzonych autorów, a nieliczni naiwniacy (w tym niżej podpisany) próbowali robić interesy z wydawcami.
I tu pierwsza wskazówka dla osób, które chciałyby coś "pokazać" we Francji - nie przedstawiajcie im krótkich komiksów. Choćby nie wiem jak były dobre, oni i tak nie wiedzą, co to i jak to się je. Zdaje się, że w IV Republice nie istnieje coś takiego jak "krótka forma komiksowa". Interesują się jedynie pełnymi albumami - mogą być nudne, odtwórcze i kalkowane. Nie ma co się dziwić. Większość (około 80% publikacji) to klony pojawiające się we wszystkich wydawnictwach. Można śmiało powiedzieć, że największe "stajnie komiksowe" mają takie same "konie". Chcecie komiks w klimacie heroic fantasy, XIX-wiecznej adventure, średniowiecznego hiperrealizmu? Każde wydawnictwo wam go sprzeda. Co więcej, większość tych produkcji będzie prawie identyczna i różnić się będzie tylko listą płac.
Oglądając stoiska wielkich wydawców, odniosłem wrażenie, że widzę wszędzie takie same komiksy, w takim samym układzie. Ba, nawet okładki były podobne. A może jestem przewrażliwiony? Może te setki, tysiące tytułów uderzyły mi do głowy? Eee… raczej nie, bo na małych, "undergroundowych" stoiskach można było znaleźć rzeczy oryginalne i całkiem udane. Więc może "choroba filmowców" dotknęła również komiksiarzy? Wielkie wytwórnie trzepią kasę na komercyjnych badziewiach, które różnią się tylko tytułami, a małe, offowe (ceniąc każde euro) wydają tylko dobre komiksy? Może… Ja tego nie wiem, bo na komiksach się nie znam, ale wiem, jak odróżnić szmirę od naprawdę dobrego dziełka.
Wracając do festiwalu. Jeżeli ktoś jest fanatycznym wyznawcą wszystkiego, co ma rysowane kadry, chmurki, dymki i ramki z jakimiś tam "krzaczkami", to polecam gorąco, choć bez znajomości francuskiego będzie ciężko. Otóż ci wspaniali ludzie, burzyciele Bastylii, pogromcy Europy, dzielni obrońcy linii Maginota, nie wpadli na to, żeby materiały promocyjne były również w języku szerzej stosowanym i częściej używanym niż ich rodzimy (hmm… a może wpadli? Tylko są takimi tępymi i zadufanymi w sobie bufonami, że tego nie zrobili?). Dlatego, jeżeli komuś komiks miły, do nauki francuskiego marsz!
Mi tam średnio zależy, więc sobie daruję, co pewnie na zdrowie wyjdzie tak mnie, jak i Francuzom.
Więcej o festiwalu oraz galerię zdjęć z imprezy znajdziecie na oficjalnej stronie pod tym adresem.