Gdy wraz z moim odziałem przekroczyliśmy wschodnią granice Agarii niepokój wśród żołnierzy wyraźnie wzrósł. Kraj to zaiste mało nam znany i zapewne różne rzeczy o nim słyszałeś, lecz nikt nie powiedział ci tego, co teraz usłyszysz i być może nie uwierzysz w moje słowa. Otóż Agaria wygląda... normalnie. Za jej wschodnią granicą toczy się najzwyklejsze życie mieszkańców Dominium. Ludzie uprawiają ziemię, gromadzą majątki, a wieczorami w gwarnych karczmach prowadzą dysputy o polityce i dworskim życiu.
Twoja droga, panie, zapewne będzie wiodła wprost do Terestu, podobnie jak droga każdego nowego rekruta. Ze mną, jak wiesz, było podobnie, wyruszyliśmy z naszym wojskiem w stronę stolicy tego pełnego nizin i dzikich koni kraju. W podróży przez morza traw towarzyszyły nam nieustające wichry.
Już dzień drogi od stolicy będziesz mógł panie dostrzec wielki zamek warowny, tak, tak, panie, nie ma się co śmiać, może w Dominium takie budowle są już przeżytkiem, lecz tutaj nasz wróg nie dysponuje prochem, jego bronią są łuki i strzały, i paskudna, czarna oczywiście, magia. Przeciw dwóm pierwszym ta budowla sprawuje się doskonale. Co się zaś tyczy magii, to obroną przed nią jest, jak wszędzie - ludzka wiara.
Samo miasto jest ogromne jak na tą część Dominium. Niestety, jego wygląd pozostawia dużo do życzenia. Terest jest brudnym i szarym skupiskiem domostw zbudowanych dokoła twierdzy. Jedynie dzielnica rycerstwa wydaje się żyć własnym życiem, jakoby oderwana od wszelkich trosk tego świata. Znajdziesz tam, panie, kolorowe sztandary każdego z państw Dominium biorącego udział w wojnie. Co więcej, panie, na sztandarach się nie kończy, przechadzając się ulicami nie będziesz do końca pewien, gdzie się znajdujesz. Spotkasz bowiem Kordyjczyków zawsze z gwardia przyboczną, spotkasz wspaniale odziane Matranki i ludzi wszystkich innych narodowości próbujących swoim strojem i zachowaniem stwarzać pozory życia we własnym kraju.
Spędzisz tam, panie, zapewne trochę czasu zanim zostaniesz wysłany dalej na zachód, już do walki z devira. Jest to czas na nawiązanie nowych znajomości i poznanie tutejszych obyczajów. Ja tych parę miesięcy danych mi przez los wykorzystałem do granic możliwości. Podzielę się z tobą, panie, tym, czego nauczyłem się o Agaryjczykach. Ludzie tu mieszkający nie są podobni do nikogo innego w Dominium, są niczym sfora wilków, panie. Mogą się cofnąć przed przeciwnościami, mogą długo nie wychodzić z obronnych zamków, wyglądając na przegranych i uśpionych, lecz możesz być pewien, że gdy tylko znajdzie się okazja do odwetu zaatakują z całą zaciekłością na jaką stać człowieka.
Po wiosennych roztopach przyszło mi ruszyć na front, podobnie będzie i z tobą, panie. Na zachodzie zobaczysz Agarię, jaką przeciętny mieszkaniec Dominium zna z opowieści. Agarię śmierci i pożogi. Im dalej w stronę pogranicza tym rzadziej będziesz spotykał ludzi, a częściej zwiadowcze odziały okrutnych orków. Nieustannie będą towarzyszyć ci watahy wygłodniałych psów czekających tylko na śmierć twoją i twoich towarzyszy, jest to jedyny pokarm jaki mogą tu zdobyć.
Na samym froncie jest już spokojniej niż przed parędziesięciu laty, nie ma walnych bitew, są za to nieustające potyczki małych patroli. Nie sądź jednak, panie, że w związku z tym nie wyruszysz w pole. Nie będzie to co prawda walka, jakiej cię uczono, jest to raczej wojna szczurów. Podchody, czołganie się w błocie, podrzynanie gardeł i ucieczki na spienionym od galopu koniu – to wojna jakiej będziesz się musiał nauczyć, panie. Wojna, gdzie taktyka spalonych mostów jest wliczona do kanonu, a ziemie pomiędzy Agarią a Valdorem nigdy nie przestają dymić i śmierdzieć krwią. Wojna totalna.
Szczęściem, obie strony często biorą zakładników, zamiast skazywać ich na śmierć – dzięki temu jest jeszcze dość żołnierzy, by prowadzić tę wojnę. Nie mów panie, że wolałbyś zginąć niż być więźniem, nie znasz jeszcze Agaryjczyków. Oni nie zostawiają towarzyszy w potrzebie. Razu pewnego jeden z naszych oddziałów zwiadowczych został wzięty do niewoli. Przez tydzień goniliśmy orki w głąb frontu ryzykując życiem ponad setki ludzi, tylko po to, by odbić czwórkę zakładników. Wtedy zrozumiałem skąd w Agaryjczykach tyle odwagi, oni po prostu wiedzą, że dopóki żyją ich dowódcy zrobią wszystko, by odbić swoich podopiecznych z rąk potworów. Od tego czasu zacząłem odczuwać ogromny szacunek do tych ludzi, z którymi spędziłem ładnych parę lat ryzykując życie. Niejednokrotnie potwierdzali położone w nich zaufanie wyciągając mnie z licznych opresji.
A skoro o zaufaniu mowa, pozwól, panie, że szepnę jeszcze krótkie słowo, między nami żołnierzami. Pamiętaj, że tam, na froncie, wszystko jest inne, niż ci się do tej pory wydawało. Nie zawsze należy o każdej sprawie meldować przełożonemu czy inkwizytorowi i… nie każda magia jest zła. Ale o tym, panie, sam dowiesz się w swoim czasie.
Tak tez przedstawia się życie w Agarii. Jest to nieustanna wojna, w której człowiek ma zaszczyt, sam o tym nie wiedząc, zyskać sobie w oczach swoich współtowarzyszy miano bohatera, a co chyba jeszcze ważniejsze, może o sobie usłyszeć, że jest przyjacielem.
A teraz już czas, abyś wracał do domu, do ojca. Wierz mi, panie, może być on z ciebie dumny, że ruszasz ryzykować swym życiem w obronie wiary i całego Dominium. Wiele zim minie nim wrócisz (bo wraz z tym ojcem wierzymy w twój powrót), lecz gdy to nastąpi będziesz mógł spojrzeć wstecz na swoje życie i powiedzieć młodym ludziom, tak jak ja mówię teraz tobie - "Tam w Agarii zostawiłem część siebie, w każdym z moich przyjaciół".