Achievement unlocked
Odsłony: 63Oczywiście do przeczytania również na Mojszej, którą kocham bardziej, bo jest mojsza.
Pomysł zrodził się w trakcie prowadzenia pbfa (tak, gram w pbfy, to mój mroczny sekret) w uniwersum Dragon Age i na mechanice DA RPG (którą wszystkim polecam bo jest prosta, elegancka oraz, za przeproszeniem, brawurowa i grywalna). W sesjach na żywo może być dość uciążliwy, bo wprowadza mnóstwo modyfikatorów sytuacyjnych, na które trzeba mieć miejsce na karcie i o których trzeba pamiętać. W pbfach na mechanikę i ogarnianie sytuacji ma się więcej czasu, no i miejsce na KP jest nieograniczone. Z drugiej strony modyfikatory te ze swej natury są takie, że wpadają w pamięć, no i można ograniczyć ich ilość ewentualnie. Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Ekipa grająca w większej części (z MG, czyli mną na czele) bardzo lubi komputerowego DA, toteż wokół sesji unosi się rzeczonej komputerówki „klimat”. Głównie objawia się to w komentarzach do sesji i takich tam – i ten pomysł też się zaczął od tego. Konkretnie od tego, że w sesji padł pierwszy trup z ręki gracza i pomyślałam sobie „achievement unlocked: first blood”. I – trochę dla jaj – wpisałam to graczowi w kartę.
Sytuacja powtórzyła się kilkakrotnie – gracz robił coś... Wyraźnego, co zwracało moją uwagę, a ja uznawałam, że achievement. To często były strasznie absurdalne rzeczy (ostatnio na przykład wpisałam jednemu achievement „Jacob”, za pierwsze publiczne zdjęcie koszuli w sesji – kto miał nieszczęście/frajdę oglądać „Zmierzch”, ten wie), głównie dlatego, że achievementy w grach zawsze mnie rozwalają. Znaczy, nie sprawdzam ich wcześniej, bo mnie kompletnie nie obchodzą, więc zawsze atakują z zaskoczenia. I z reguły są bzdurne, bo na litość, co to za osiągnięcie przejść prolog do gry. Albo zamontować pułapkę. Jedną. Ktoś mi kiedyś opowiadał, że w jakiejś grze na PS achievementem jest włożenie płyty do konsoli.
No, ale wracając. Popatrzyłam kilka dni temu na te karty moich graczy, zobaczyłam, że mają trochę tych osiągnięć i postanowiłam coś z nimi zrobić. Ponieważ wiążą się one z jakimiś charakterystycznymi wydarzeniami w czasie sesji, czymś czym postać się wyróżniła, uznałam, że fajnie będzie jeśli rzeczone osiągnięcia będą dawały bonusy do sytuacji podobnych do tych, w których padły. W ten sposób wojownik, który położył pierwszego trupa w sesji, ma większe szanse na kładzenie pierwszego trupa w każdej walce. Kiedy zdarzy mu się to, powiedzmy, pięć razy pod rząd, dostanie nowy „poziom” achievementa, bonus wzrośnie i w ten sposób po kilku sesjach dostajemy nie tyle „Comama Nieustraszonego Wojownika”, co było do przewidzenia od momentu kiedy gość sobie stworzył postać, a „Comama Szybką Pięść”, znanego z tego, że w potyczce zawsze jest pierwszą osobą, która kogoś zabija. W wypadku Jacoba po jakimś czasie dostaniemy człowieka wampira.
Strasznie mi się podoba to rozwiązanie, z kilku powodów. Głównym jest ten, że pomaga to tworzyć historię bohatera w czasie sesji, a nie przed nią (który napisał, że prawdziwa historia postaci zaczyna się na sesji, bo nigdy nie pamiętam? Nine?), co jest ważne zwłaszcza w pbfach, w których niejednokrotnie historia postaci bywa dla gracza bardziej interesująca niż sama sesja. Poza tym – „legendę” tworzy się wspólnie – inicjatorem osiągnięcia jest zawsze MG, ale to gracz decyduje czy będzie dalej generował sytuacje, które to osiągnięcie podniosą do rangi cechy, po której postać jest rozpoznawana. No i wreszcie jeśli ktoś stworzył sobie na początku niewyraźną postać (albo po prostu zaczynamy grę jakimiś żółtodziobami), pomaga to nadać BG charakteru, a oglądanie jak BG zyskują charakter i renomę jest po prostu fajne. Znaczy, dla mnie zawsze było.
No, tyle. Jak mi się uda skroić jakąś kampanię to sprawdzę jak to się sprawdza na żywo i Wam powiem ;)
A, no i wszystkich, którzy odgadli moją tajną tożsamość z pewnego forum pbf proszę o dyskrecję :P