Ach, ten fantastyczny Mordimer!
W działach: absurdalia | Odsłony: 1335Kilka dni temu skończyłem pierwszy tom opowiadań o Mordimerze. Jestem pod gigantycznym wrażeniem. Madderdin to prawdziwy fenomen. Nie jest to jednak dobre wrażenie – choć z opowieści o inkwizytorze można wyciągnąć (tzn. przez erpegowców) nieco fajnych patentów, to niesamowity gniot. W dodatku oparty na jednym, prościutkim pomyśle.
Jak wyglądałby James Bond w świecie Warhammera? Ano właśnie tak. Wredny, brutalny, pogardliwie odnoszący się do kobiet, ale jednocześnie ostatnia nadzieja ludzkości. Zawsze ma rację, za każdym razem trafia, jego droga to pasmo sukcesów. Laski mdleją na jego widok, odliczają sekundy do momentu, kiedy będą mogły wyskoczyć z majtek by dzielny Mordimer zrobił im dobrze. Przeciwnicy? Prymitywy. Statyści. Szare tło.
Ciekawe jest to, jak wyglądają przygody Madderdina. To sesje RPG! Idź do podziemi, przerwij heretycki kult i zgarnij nagrodę. Rób za przynętę dla ważniejszych od siebie (obowiązkowe Deus ex Machina!). Zdaj test Spostrzegawczości i odnajdź ukrytą komnatę. Takich przygód rozgrywało się w WFRP dosłownie setki. Proste, przyjemne w obsłudze, z masą okazji do rozegrania jakiejś walki, przetestowania zastraszania albo spostrzegawczości. Różnica między Warhammerem a Mordimerem jest zasadniczo jedna – ten pierwszy ma zdecydowanie wyższe statystyki, niż początkujący bohater.
W fenomenie Madderdina nie rozumiem w zasadzie jednego. Choć nie, patrząc przez pryzmat ulubionych postaci statystycznych erpegowców, niezależny, przypadkowany, zaliczający panienki tuzinami koleś, który ma w zasadzie immunitet na wszystko i nadnaturalne moce to ideał. Silny, sprawny, czujny, inteligentny, przystojny, żywotny i wytrzymały, pomysłowy… Nic dziwnego, że mu się wszystko udaje. Na dodatek żyje w świecie, gdzie sługa kościoła może być najemnikiem, bandytą czy nawet gwałcicielem. W wielu erpegowych głowach Mordimer reprezentuje to, co chcą osiągnąć swoimi postaciami.
OK, czas na te pozytywy. Fajna byłaby gra fabularna, z której autorzy wycięliby Mordimera i jego cwaniactwo. Niskie fantasy z silnym akcentem na monoteistyczny kościół – kurczę, brzmi trochę jak Monastyr… Niestety, innych pozytywów brak.
Być może jestem ślepy, być może w historiach o inkwizytorze kryje się jakieś drugie, głębsze dno. Jeśli tę notkę przeczyta ktoś, kto je widzi, będę ogromnie wdzięczny za komentarz i wyjaśnienie fenomenu Madderdina 007.