» Teksty » Relacje z imprez » A zwycięzcą jest…

A zwycięzcą jest…


wersja do druku

Czyli o tym, jak przestałem się bać i pokochałem Puchar

Redakcja: Tomasz 'kaduceusz' Pudło

Czternastu mężczyzn zgromadzonych w sali konferencyjnej. Za oknem noc. Choć różnią się posturą i strojami - wśród których odnaleźć można eleganckie marynarki, sportowe bluzy, czy nawet rycerskie szaty – już na pierwszy rzut oka widać, że łączy ich jedno. Blade, wyczerpane twarze i ochrypłe głosy wskazują na skrajne zmęczenie. Gdy do pokoju wchodzi ona, mężczyźni powoli mitygują się i zaprzestają krzyków. Zegarki mówią nieubłaganie – zostało mało czasu, trzeba podjąć decyzję.

Powyższy opis wcale nie dotyczy jednego z wielu LARPów, które odbyły się na Polconie. Wręcz przeciwnie – jego bohaterowie, choć z grami fabularnymi mieli wiele wspólnego, musieli podjąć bardzo ważną i bardzo realną decyzję. Decyzję, kto otrzyma Puchar Mistrza Mistrzów.

Podpisanie cyrografu

Wszystko, przynajmniej dla mnie, zaczęło się niepozornie. W zeszłym roku byłem na Falkonie, gdzie również odbywał się PMM, i obserwowałem przebieg Pucharu. Zagrałem nawet jedną sesję u tegorocznego zwycięzcy. Wiedziałem, że Puchar przeżywa swe trudne chwile (wynikające z niezbędnej reorganizacji), ale jednocześnie miałem wrażenie, że jest to wspaniałe wydarzenie, które warto przynajmniej obserwować (choćby z perspektywy gracza), a najlepiej – uczestniczyć w nim. Opinie ówczesnych sędziów utwierdziły mnie w tym przekonaniu.

Dlatego też nie wahałem się zbyt długo, gdy Michał 'Furiath' Markowski, szef działu RPG serwisu Poltergeist, zaproponował mi reprezentowanie Poltera jako sędzia. Zdawałem sobie sprawę, że może być ciężko – sędziowanie oznacza stratę prawie całego konwentu i męczącą pracę z niewielkimi tylko przerwami (na posiłki i sen). Dlatego też doceniam fakt, że Puchar postarał się w tym roku o sponsoring połowy kosztu akredytacji dla każdego sędziego. Na konwencie, na którym wejściówki płacą nawet organizatorzy, był to szczególnie miły prezent.

Choć stare, prasowe powiedzenie mówi, że dobre wiadomości to nudne wiadomości, nie wypadałoby mi nie wspomnieć, że od etapu powiedzenia prawie sakramentalnego "tak", aż po przekroczenie progu sali sędziowskiej, nie spotkały mnie żadne trudności. Absolutnie, zero. Co więcej, gdy zgłosiłem organizatorce Pucharu, Jagodzie 'Ailén' Jackiewicz, że posiadam zastrzeżenia co do regulaminu, okazało się, że nie ma problemu, by spotkać się w parę tygodni przez konwentem i omówić wszystkie kwestie osobiście. Owa rozmowa okazała się na tyle produktywna, że zainspirowała Ailén do napisania półfinałowego scenariusza. Zatem to w rzeczywistości na mnie powinny spaść baty, wymierzone przez tych, którym scenariusz się nie spodobał. Wspomnę o tym w dalszej części relacji.

Majestic 14, czyli o tym jak masoni Skałę wybierali

Spora liczba sędziów zaskoczyła mnie. Rok temu był ich zaledwie sześciu (jak podaje strona PMM), w tym roku aż czternastu. Jest to absolutny rekord Pucharu. W dodatku, z tego co mi wiadomo, tylko jeden sędzia został zastąpiony przez drugiego z przyczyn losowych. Nie doszło więc do sytuacji, że ktoś nie dotarł. Z pewnością obecność autorytetu, jakim jest dr Jerzy Szeja, który reprezentował Polskie Towarzystwo Badania Gier, podnosi rangę Pucharu. Nie wolno jednak zapominać o tym, że każdy z sędziów reprezentował liczący się portal lub klub fantastyki. Z jednej strony zgromadzenie takiej „śmietanki towarzyskiej” wpływa korzystnie na popularność Pucharu, z drugiej – motywuje serwisy, by mogły dostać się do tego zaszczytnego grona.

Autorytety i popularność to jednak nie wszystko. Liczy się też doświadczenie, obiektywizm i profesjonalizm – a tych sędziom nie brakowało. Choć nie mogę ocenić, czy wszyscy sumiennie obserwowali sesje (spotkałem się z zarzutami, iż niektórzy pojawiali się na nich rzadziej, niż inni), postawa w pokoju sędziowskim była godna pochwały. Dyskusje, które się tam toczyły, były merytoryczne, a ich uczestnicy potrafili odłożyć na bok swoje gusta i osobiste preferencje, by ocenić warsztat danego Mistrza Gry. Było to dla mnie miłym zaskoczeniem. Nie znalazły potwierdzenia zasłyszane wcześniej plotki, które mówiły o licznych kłótniach pomiędzy sędziami i – nie bójmy się tego słowa użyć – kolesiostwie, kiedy to sędziowie z (dajmy na to) Pcimia Dolnego bronili swego kandydata z zapałem godnym lepszej sprawy. Na Polconie sędziowie umieli przyznać się wprost: "Moim faworytem jest Igrecki, ale uważam, że warsztat Iksińskiego jest lepszy". Jasne, powyższa opinia może brzmieć jak klepanie po plecach kolegów-sędziów i tworzenie kółeczka wzajemnej adoracji. W rzeczywistości jednak zależy mi by podkreślić, jak wielkie znaczenie dla przebiegu całego konkursu ma właściwa postawa sędziów. To do nich, jeśli zaniedbali swe obowiązki – nie do organizatorów – uczestnicy mogą kierować swe zarzuty. Mam szczerą nadzieję, że za rok sędziować będzie skład równie udany, co tegoroczny. Nie ma powodów, by któremuś z sędziów wlepić wilczy bilet, przewidziany w nowym regulaminie.

Krwiożercza konkurencja

Mistrzów Gry, którzy postanowili stanąć do naszego wyścigu, było czternastu – tylu, co sędziów. Ze względu na długi czas eliminacji, mogli wstrzelić się w jedno z 4 okienek, w których chcą prowadzić. Rozpiętość systemów była całkiem spora – od Burning Empires po Wilkołaka: Apokalipsę, od Beszamelu po Wojnę Zimową (dwa ostatnie na mechanice FATE). Niestety, na etapie eliminacji nie dopisali gracze – trzeba było ich szukać na terenie konwentu. Nieco lepiej było podczas półfinałów, natomiast przed finałem mieliśmy wręcz wysyp kandydatów na sesje. Przez eliminacje przebrnęło czterech MG, którzy uzyskali najwyższą ilość punktów (zliczono oceny z kart sędziowskich). Można by powiedzieć, że trzech weteranów (Tomasz 'kaduceusz' Pudło, Piotr 'Skała' Jurgiel i Wojtek Rzadek) oraz jeden czarny koń – nie kto inny, jak nasz redakcyjny kolega, Krzystof 'Szczur' Hryniów. Szczur debiutował w Pucharze jako Mistrz Gry, a jednak podołał zadaniu. Zakasował sędziów między innymi doskonałą znajomością realiów (Wojna Zimowa) oraz świetnymi rekwizytami. Pozostałych trzech Mistrzów zaprezentowało doskonałą formę znaną ze wcześniejszych sesji (również pucharowych). Po półfinale, sędziowie uczestniczący w sesjach opowiedzieli o swych wrażeniach (wszyscy MG zostali bardzo pozytywnie ocenieni). Następnie jurorzy, oprócz wystawienia ocen, mieli możliwość wytypowania na forum sędziowskim swych dwóch kandydatów do finału. Ku memu zaskoczeniu, niemal jednomyślnie wskazano dwóch finalistów – Piotra 'Skałę' Jurgiela i Wojtka Rzadka. Decyzje zostały podparte przez wypełnione wcześniej karty ocen, więc trudno mówić tu o ulegnięciu presji kolegów. Wybór Mistrza Mistrzów odbył się już w głosowaniu tajnym, po przedstawieniu opinii każdego z sędziów-graczy. Skała wygrał 6:4, a więc niewielką przewagą głosów.

Szara (bo niewyspana) eminencja

Za jakość Pucharu odpowiadają jednak nie tylko sędziowie, ale również organizator. Ailén podjęła się ciężkiego zadania odbudowania prestiżu Pucharu; zreformowania zasad, by dostosować je do nowej, erpegowej rzeczywistości.

Czy to się udało? Z pewnością Polcon był konwentem idealnym, by wylansować Puchar. Warunki do grania były świetne – ciche skrzydło zarezerwowane dla PMM, osobny pokój dla każdego MG, woda i szklanki w standardzie, nie wspominając już o toalecie. Nareszcie sędziowie nie musieli szukać sal z Mistrzami Gry, a ci drudzy mieli warunki prawie jak w domu. Brakowało tylko nagłośnienia. Niewielkim utrudnieniem był też wymóg niezamykania drzwi w pokojach (zamek zatrzaskiwał się automatycznie). Jest to z pewnością wielki skok naprzód, w porównaniu z Pucharem na Falkonie, gdzie MG musieli nieraz prowadzić w hałasie, a sędziowie szukali ich po całym terenie imprezy. Być może niekorzystnie na dostrzegalność imprezy wpłynęły tablice z ogłoszeniami i zapisami, które podobno były kiepsko widoczne i nie przyciągały uwagi potencjalnych zawodników. Ten element z pewnością można na następnym PMMie poprawić – reklama i promocja to niezbędne elementy, by Puchar odzyskał popularność. Samo wręczenie nagrody podczas gali zakończenia Polconu nie mogło jednak pozostać niezauważone, a Skale towarzyszyły brawa równie gromkie, co laureatom Zajdla.

Storytellingowy beton, czy puchar przyszłości

Jeśli chodzi o zmiany regulaminu, te najbardziej rzucające się w oczy dotyczyły kryteriów oceniania. W chwili obecnej punktowane są cztery szerokie kategorie, z czego w dwóch noty mnożona jest przez dwa. Mowa oczywiście o "Przedstawieniu Świata / Komunikatywności MG" oraz "Samopoczuciu Graczy". System ten wzbudził wiele kontrowersji. Popularną linią ataku była opinia, iż "system oceniania wspiera opowiadanie historii, a nie wciąganie graczy do rozgrywki". Rzeczywiście, stopień współuczestnictwa graczy w tworzeniu fabuły mieści się w mniej ważnej kategorii, jaką jest "Elastyczność/Obiektywizm". Pojawiły się głosy, że to ona powinna być wyżej punktowana. A może wszystkie kategorie, poza „Samopoczuciem graczy”, powinny być drugorzędne? W dyskusjach na forach, które pojawiły się po Pucharze, poruszany jest również (po raz pierwszy) temat gier Indie, które ze względu na niekonwencjonalne rozwiązania nie przystają do obecnych kryteriów PMM. Pomysłów jak rozwiązać te problemy jest wiele. Należy jednak pamiętać o tym, że Puchar ewoluuje. Nagłe, drastyczne, rewolucyjne wręcz zmiany doprowadziłby do powstania wielu kontrowersji i stanowiły wodę na młyn dla tych, którym nie podoba się konkurs lub osoba, która stoi za jego organizacją. Podsumowując drażliwy temat kryteriów, należy wspomnieć o tym, że sędziowie, wedle mych obserwacji, kierowali się bardziej zdrowym rozsądkiem niż literą prawa. Myślę, że wyszło to Pucharowi na dobre.

Więc, co zrobiłem źle?

Najważniejszą ze zmian, która wydłużyła nieco procedurę oceniania, było opracowywanie informacji zwrotnych dla poszczególnych Mistrzów Gry. Każdy z nich mógł otrzymać tzw. feedback – dowiedzieć się, czym zabłysnął, a nad czym powinien popracować bardziej. Był w tym przede wszystkim jeden cel – zmotywować uczestników do tego, by dalej doskonalili swój warsztat i wystartowali w przyszłorocznej edycji. Spragnieni informacji MG mogli również porozmawiać z sędziami w pokoju organizacyjnym i poprosić ich o porady, co poprawić w swym stylu prowadzenia. Niestety, informacje zwrotne, choć cel ich wprowadzenia jest szczytny, mogą też stać się podstawą do zarzutów ze strony MG niezadowolonych ze swej porażki. Nie uważam, by był to argument na niekorzyść feedbacku, co najwyżej mogę polecić wszystkim zbyt emocjonalnie podchodzącym do pucharowych wydarzeń – więcej luzu!

Scenariuszowe cierpienie

Skoro powiedziało się A, trzeba też powiedzieć B. Scenariusz z półfinałów na Falkonie nie zdobył sobie sympatii uczestników, co zaowocowało decyzją o napisaniu na Polcon szkicu, którego będzie można użyć do poprowadzenia sesji w dowolnym systemie. Sam proponowałem, by oprzeć scenariusz na jednym motywie, toposie, narzędziu narracyjnym. W moim przekonaniu miało to uczynić scenariusz możliwie najbardziej elastycznym, odartym z tzw. koloru, którego występowanie zarzucano jego poprzednikowi. Okazało się, że Ailén postanowiła wykorzystać ten pomysł. Skończyło się na tym, że trójka psychologów stworzyła potworka, opartego jak się zdaje na toposie Raju. Obietnica "na tym scenariuszu da się poprowadzić wszystko" została przez wiele osób zripostowana prostym "a wcale, że nie". Moim zdaniem problem rozbija się nie tyle o kwestię tego, czego wymaga scenariusz – a raczej o to, że jego forma (brak wyraźnych wytycznych, sporo sugestii lub luźnych pomysłów) sprawiała, że można było go interpretować na różne sposoby. Prowadzący w półfinale mógł nie wiedzieć, czego tak naprawdę będą wymagać sędziowie. Jeśli ktoś potraktował tekst niczym bezwzględne ramy, których należy się trzymać, mógł mieć problem ze zrealizowaniem go w praktyce. Wnioski? Scenariusz na rok 2008 powinien być z góry zaplanowany tak, by odpowiadał najpopularniejszym podejściom do grania (można przy tym kierować się GNS). Jednocześnie musi być na tyle przejrzysty, by nie było wątpliwości, co jest w nim naprawdę ważne, a co stanowi garść porad, jak scenariusz wcielić w życie.

Dla najwytrzymalszego

Długi czas przeznaczony na eliminacje (od czwartku, godziny 19 do piątku, 24), i wymóg wręczenia nagrody na zakończeniu konwentu sprawiły, że uczestnicy półfinałów i finału stanęli przed nie lada wyzwaniem – poprowadzić swą drugą (lub trzecią) sesję praktycznie bez snu, z niewielkim przygotowaniem, pod presją i do tego nieznanym graczom. O ile półfinały wyszły rewelacyjnie, o tyle w przypadku finałów powtórzyło się niestety hasło z Falkonu: "finałowe sesje rozgrywane są w półfinałach". Po prostu Mistrzowie Gry, choć dysponujący doskonałym warsztatem, byli zbyt zmęczeni by w pełni wykorzystać swój talent. W praktyce wygrał ten, który mimo zmęczenia potrafił trzymać fason do końca, i choć na jego sesji obyło się bez fajerwerków, to była poprowadzona równo i dobrze. Chyba wszyscy, co do jednego (nie wyłączając sędziów i organizatorki) zgadzają się, że nie tak powinno wyglądać to "decydujące starcie". Miejmy nadzieję, że finaliści na następnym Pucharze będą mieli nieco więcej możliwości odpocząć i przygotować się do swej wielkiej sesji.

Rewanż wiosenną porą

Gdy na Polconowej gali Puchar został wreszcie wręczony, cieszyłem się, że to już koniec. Plan dalszego działania miałem prosty - dom, prysznic, łóżko, spać. Nie przewidziałem jednak, że pomimo zmęczenia, dam się porwać euforii związanej ze świętowaniem wręczenia nagrody i jako jeden z ostatnich klientów opuszczę wraz ze znajomymi lokal, w którym Skała opijał swe zwycięstwo. Czy może być lepsza ocena, wystawiona sportowej, bądź co bądź, rywalizacji?

A w międzyczasie, przygotowania do następnego Pucharu trwają. Póki co Ailén zbiera informacje zwrotne od sędziów i uczestników, bez których wyeliminowanie błędów nie byłoby możliwe. Następny PMM prawdopodobnie już na wiosnę, na Pyrkonie. Przed konwentem stoi trudne zadanie przebicia Polconu, jeśli chodzi o warunki zaoferowane Mistrzom Gry. Wierzę jednak, że jest to możliwe.

I być może przekonam się o tym osobiście. Jako sędzia, gracz, kto wie, może nawet Mistrz Gry. Wiem już teraz, że chce tam wrócić, przeżyć całe to wydarzenie jeszcze raz. I was też namawiam – do wystartowania, do zagrania u świetnych Mistrzów, do przyjrzenia się, jak naprawdę wygląda Puchar. Do zobaczenia przy sesyjnym stole!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Edycja 2009 okiem gracza
Nie grymaś, opisuj
PMM okiem polterowego sędziego
czyli kilka słów o PMM 2008

Komentarze


996

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Słuszna idea z tym tekstem :)
12-09-2007 22:21
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Fajny tekst, ładnie opisuje całe przedsięwzięcie.
12-09-2007 22:36
ivilboy
   
Ocena:
0
sam text daje tylko pobieżny obraz tego jak wygląda PMM dla osób nieozrientowanych w temacie jest to wciąż wielka niewiadoma
13-09-2007 08:12
JoAnna
   
Ocena:
0
Super recka :)
13-09-2007 10:19
Fungus
   
Ocena:
0
Ja bym jeszcze dodal ze scenariuz polfinalowy po napisaniu powinien byc przynajmniej raz jeszcze przeczytany. Ten wyraznie nie byl :>
13-09-2007 10:19
Morphea
   
Ocena:
0
Dobrze, że napisałes tą recenzję. Teraz wszyscy nieobeznani z ideą PMM będą wiedzieli na czym to poleca i co ich czeka w razie ewentualnego bycia w ten czy inny sposób w konkursie.
13-09-2007 16:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.