» Opowiadania » A potem była cisza

A potem była cisza


wersja do druku

A potem była cisza...



Turn your head and see the fields of flames

Welcome to the end
Watch your step, Cassandra
You may fall
As I've stumbled on the field
Sister mine
Death's a certain thing
Find myself in darkest places
Find myself drifting away
And the other world
The other world appears

The ferryman will wait for you
My dear

And then there was silence
Just a voice from other world
Like a leaf in an icy world
Memories will fade

Blind Guardian


A gdy już będę Twym kochankiem
Na względzie miej, że ja
Ja jestem Diabłem na dnie szklanki
Trzeba mnie pić aż do dna

Michał Bajor

Gdy koń już dawno w murach Troi
Nadziejo, nie opuszczaj mnie!

Michał Bajor






- Po raz kolejny pragnę państwa przywitać na naszej autokarowej podziemnej wycieczce, tuż u bram punktu docelowego - przewodnik, zwany Bożydarem Karczochem, poprawił dostojne okulary na mniej dostojnej twarzy - Pragnę również przypomnieć kilka ważniejszych uwag z regulaminu. Po pierwsze, uprzedza się wszystkich wchodzących, by nie przyjmowali jakichkolwiek tabletek, proszków czy kropel od eksponatów. W zeszłym roku pewna staruszka nawąchała się sztyftów od Maryśki Curie i połowa przedstawicieli płci męskiej z grupy oskarżyła nas o molestowanie seksualne. Wracając do tematu... Przypomina się o zakazie karmienia eksponatów oraz wnoszenia na teren ośrodka jakichkolwiek przedmiotów związanych z konkurencją - rzekł dobitnie, po czym wskazał chłopaka stojącego obok mnie - Pan z tym krzyżykiem na koszulce nie wejdzie.

- Jeeezu - naznaczony uniósł wzrok ku niebu (gdziekolwiek by ono nie było) i zaczął zakładać bluzę.

- Proszę nie wzywać imienia konkurencji nadaremno - dodał twardo przewodnik i powrócił do swego piekielnie (!) nudnego wykładu na temat wycieczki. - Jeżeli ktoś z państwa na własne życzenie pragnie zostać eksponatem, należy podpisać stosowną umowę w kasie oraz w tym samym miejscu uiścić opłatę abonamentową. Zanim dotrzemy do punktu kontrolnego przypomnę cennik...

Ceny mnie nie interesowały, więc przestałam słuchać tego starego przewodnika - pierdoły. By rozruszać się po kilkugodzinnej jeździe windą i autokarem, zaczęłam spacerować, a mój wzrok spoczął na ogromnym afiszu, zajmującym całą ścianę z litej skały. Krwistoczerwone litery o przerażającej, gotyckiej czcionce głosiły:



PIEKŁO
HELLFIRE IND.
CZYNNE:
800-2400
WSTĘP TYLKO OSOBY DOROSŁE I POCZYTALNE
!PROSZĘ NIE DRAŻNIĆ I NIE KARMIĆ EKSPONATÓW!


- ... jako wasz przewodnik, co za tym idzie: przyjaciel, informuję, że nie bierzemy odpowiedzialności za wszelkiego rodzaju poparzenia, zranienia i utraty kończyn.



***

Przy punkcie kontrolnym, umieszczonym w głębi ośrodka za kasami, , stała szeroko uśmiechnięta blondynka w kusym fartuszku z czerwonym napisem: welcome to the real world. Można by ją wziąć za człowieka, gdyby nie ostre różki wystające zza jasnych kosmyków włosów. Owe spiczaste elementy oraz długi ogonek z kruczym pędzelkiem na końcu zdradzały demoniczne pochodzenie dziewczyny.

- Tutaj właśnie uniemożliwiamy wnoszenie na nasz teren wszelkich przedmiotów kultu religijnego - powiedziała słodko i uprzejmie wskazała drzwi kontrolne, które mieliśmy pokonać - Życzę państwu miłego zwiedzania. W razie poparzeń magmą lub ogniem piekielnym należy zgłosić się do punktu sanitarnego. Znajduje się on...

Uśmiechnęłam się do blondynki. Zabezpieczenia w piekle znane były ze skuteczności, ale przygotowałam się porządnie. Mój skarb, nielegalnie spisany chwiejną łaciną przez heretyckiego klechę za wysoką cenę, spoczywał głęboko w mej torebce. Dla kontrolerki i osób postronnych wyglądałby jak list.

Ja niosłam go jednak dla potępionego człowieka, który zasłużył na wolność.

***

- Oto i nasz pierwszy eksponat - Bożydar Karczoch szerokim gestem wskazał oszkloną kabinę, opatrzoną numerem jeden. W środku, w otoczeniu wszelkiego rodzaju map, przy starodawnym biureczku, siedział mężczyzna o czerwonych włosach. Zdawało się, iż intensywnie myślał, studiując owe mapy i wykresy. Prócz sowieckiego munduru uwagę zwracały kolczyki, w wielu miejscach zdobiące twarz mężczyzny - Ten oto okaz pochodzi z początków XXI wieku. Michał Wiśnia, gdyż tak nazwano go na powierzchni, zmarł z powodu przedawkowania kiczu i tandety, zostawiając żonę i nieznaną liczbę dzieci.

- Skąd ten sowiecki mundur? - zapytała blondyna; stała tuż przy szybie i z pogardą patrzyła na Wiśnię.

- Ach, już wyjaśniam - przewodnik uśmiechnął się paskudnie - Nasi najlepsi programiści opracowali piekielny system komputerowy, udający prawdziwą rzeczywistość. Coś w stylu symulatora. A mundur... Wiśnia za życia domagał się zniesienia wszystkich granic: świat bez flag, żadnych granic. Teraz męczy się, jako przywódca, z buntami, anarchią, wojnami religijnymi i nielegalną hodowlą bylin doniczkowych.

***

- A oto i przykład wpływu kultury masowej na młodzież - Karczoch znów zatrzymał wycieczkę przy szeregu stalowych krat. Zwiedzanie musieliśmy przerwać na chwilę, bo blondyna, która z niesmakiem patrzyła na poprzedni eksponat, wpadła do kotła z lawą i doznała ciężkich poparzeń. Cóż, ostrzeżenie, albo telepatyczna zemsta Wiśni.

Za masywnymi kratami, na starej, przeżartej rdzą, pryczy, siedział chłopiec. Mógł mieć najwyżej szesnaście lat. Na jego bladą twarz co i raz spadały niesforne kosmyki włosów, które chyba nigdy nie spotkały fryzjera. Eksponat, obdarzony wielkimi szmaragdowymi oczami i zagadkową blizną na czole, stukał różdżką w klatkę sowy. Ptak gniewnie pohukiwał. Na czarnej szacie chłopaka zauważyłam białe plamy, więc chyba na pohukiwaniu się nie skończyło. Nagle sowa przeszła do kontrofensywy i z szybkością karabinu maszynowego wysłała w stronę eksponatu salwę swych odchodów.

- To Brudny Harry - przewodnik, uprzednio starłszy z garnituru odłamek ptasiej amunicji, spojrzał w notatki i kontynuował - Niech państwa nie zwiedzie jego miła powierzchowność. Chłopak siedzi za nielegalne uprawianie czarów i czarodziejskich roślin oraz przemyt magicznych zwierząt. Cóż, Harry wpadł w złe towarzystwo. Gobliny i inne takie. Nie polecam. Proszę pomachać Harry'emu, bo czas iść dalej.

Większość uczestników wycieczki uniosła dłonie w pożegnalnym geście, co chłopak skwitował wianuszkiem słów, które przez zwykłego śmiertelnika zaliczane są do nieprzyzwoitych. Sowa natomiast wyraziła swe zdanie, opróżniając jelita wprost na twarz młodego czarodzieja-recydywisty.

***

Bożydar Karczoch nazkazał wycieczkowiczom ruszyć za sobą. Doszłam do wniosku, że czas odłączyć się od grupy, bowiem zwiedzając piekło według planu organizatorów można było zobaczyć jedynie eksponaty budzące miech, rzadko strach. Innych: morderców, psychopatów i potępionych przetrzymywano głęboko w podziemiach. To właśnie tam musiałam skierować swe kroki.

Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, przy celi Harry'ego, znajdował się korytarz, którego szukałam (dawno temu, niejednokrotnie, szłam tą samą drogą). Dla środków bezpieczeństwa obłożono go czarem - powodował on, że zamiast mrocznego korytarza odwiedzający widzieli ścianę. Ale ja zobaczyłem go od razu. Jestem przecież wieszczką.

Ścisnęłam skarb w mej torebce i zagłębiłam się w ciemności piekielne.

***

Wiedziałem, że wrócisz, pomyślał Antychryst, stojąc w punkcie obserwacyjnym, ponad trasą wycieczkową.

Z łatwością cię rozpoznałem w grupie tego walniętego przewodnika.. Mimo iż obcięłaś włosy, zmieniłaś ich kolor z naturalnego błękitu na kruczą czerń. Im skutecznej pragnęłaś wtopić się w otoczenie, w tłum, tym prościej mogłem cię dostrzec. Sądzisz zapewne, że zapomniałem; dlatego tu wróciłaś. Wróciłaś po Fausta, twojego przeklętego przyjaciela.

Kiedy wiele lat temu szukałaś mnie w ciemnościach, gotowa odstąpić duszę za odrobinę ciepła, czułości, pokazałem ci inne światy. Odeszłaś z domu, w którym cię potępiono, choć zawsze miałaś rację. Pamiętam ten dzień, gdy z podciętymi żyłami miotałaś się w świątyni swych bogów, wieszcząc Troi śmierć przez kobietę. Byłaś taka samotna, a ja pokazałem ci drogę ucieczki. Pomknęłaś w przestrzeń wprost w ramiona Fausta. Ach, Kassandro...

Utkwił wzrok w jej torebce.

Chciałaś mnie oszukać, moja droga. Co tam przemycasz...? Skarb. Hmm... Dusza? Tak! Nowa dusza dla tego twojego przyjaciela. Prawie mnie oszukałaś, ale w głębi mojego piekła to ja mam władzę.

Diabeł skupił wzrok na torebce dziewczyny, pomyślał o minionych wakacjach z Belzebą nad morzem i klasnął w dłonie.

Miał dar zmiany przeznaczenia.

***

Korytarz był mroczny, u jego sklepienia krwiożercze nietoperze syczały gniewnie, czując, że idzie tędy ktoś obcy. Lękliwie stawiałam kroki wśród zastygłej lawy i dziwnych kamieni. Robiło się coraz cieplej, wnioskowałam więc, iż zbliżam się do celu.

Istotnie - chwilę później korytarz rozgałęział się. Nad sklepieniem środkowego tunelu rozpoznałam Z trudem odwrócony krzyż, wyrzeźbiony w czarnej skale. Ten znak pamiętałam dokładnie - korytarz prowadził do Kazamat Potępionych. Dziękowałam w duchu, że nikt tędy nie przechodził, bo to zapewne skończyłoby się dla mnie raczej nieprzyjemnie.

***

Po długim marszu tunelem dotarłam do Kazamat. Prze ostatnie metry prowadziły mnie jęki więźniów. I śmiech strażników. Teraz nie prześlizgnęłabym się do interesującej mnie celi za nic. Pozostała mi ostatnia deska ratunku: nielegalnie zakupiony, u tego samego klechy od skarbu, najnowszy model czapki - niewidki. Wcisnęłam więc owy przedmiot na głowę i od razu poczułam błogą lekkość, ogarniającą moje ciało, tak delikatnie jak puchowa kołdra. Nie byłam przyzwyczajona do niewidzialności, dlatego ruszyłam powoli, lewą ręką opierając się o ścianę.

Kazamaty zawsze wlewały w me serce nienazwany lęk. Wysokie sklepienie, naznaczone przedziwnymi pentagramami, oświetlał ogromny żyrandol w kształcie trupiej czaszki. Tkwiące w nim świece lśniły nikłym, błękitnym blaskiem. Na ścianach, zbudowanych z masywnego kamienia o lekko złotym odcieniu, wisiały ciężkie pochodnie. Ciągnący się przez całą salę dywan w kolorze krwi prowadził do schodów, które zapewne wiodły na niższe pokłady Piekła. Gdy lata temu po raz pierwszy zakradłam się tu, owego przejścia pilnował szaman. Teraz też tak było. Czart, o obwisłym brzuchu, wymachiwał jakimś berłem i spacerował od kolumny do kolumny.

Ściany Centrum Kazamat, po obu stronach, zdobiły ujścia pomniejszych tuneli. Każdego przejścia pilnowała para czartów.

Niepewnie ruszyłam przed siebie. Drgnęłam na dźwięk słów pewnej sprośnej piosenki. Okazało się, że wylotu mojego tunelu również strzeżono.

Ostrożnie stąpając, weszłam do Centrum. Przy moim lewym ramieniu, bardzo blisko, stał diabeł. Miał okropną czerwoną cerę, którą pokrywały ropiejące wrzody. Jednak tym co spowodowało, że się zatrzymałam była cmentarna mucha. Obrzydliwy, owłosiony owad pełzł po górnej wardze czarta niczym przedstawicielka jego gatunku w smole. Gdy swymi, długimi, włochatymi odnóżami dosięgła wnętrza nosa diabła, ten zakrztusił się i kichnął potężnie. Zobaczyłam wielki zielony glut, lecący niby strzała z napędem atomowym wprost na moją twarz. Wstrzymując wymioty, chciałam usunąć się z drogi radioaktywnej substancji. Nie udało mi się, jak łatwo zgadnąć - rozciągnęłam się jak długa na śliskiej posadzce.

Gardła wypluwające z siebie sprośną piosnkę umilkły. Zauważono mnie.

Czarty, strzegące przejść poczęły rozglądać się niespokojnie i zbliżać do siebie, zacieśniając krąg, w którym byłam uwięziona.

- Ktoś tu jest! - wrzasnął diabeł odkrywczo, wywijając trójzębnymi widłami - Szamanie! Jakaś wiedźma się tu wkradła, wyśledź ją. Dalej, chłopcy! Skombinować mi tu mąkę zaraz! Albo bitą śmietanę w spray'u!

Krąg zacieśniał się. Najciszej jak potrafiłam podniosłam się na nogi. Nie widziałam żadnych szans na ucieczkę. Gorączkowo myśląc, rozglądałam się i spostrzegłam tunel, prowadzący do celi mojego przyjaciela.

Bogowie!

- Tam jest, dziwka! - wrzasnął szaman, wskazując miejsce oddalone ode mnie o co najmniej dziesięć metrów. Czyżby...?

Obok mnie śmignęło kilku diabłów, biegnąc do wskazanego miejsca. Bita śmietana poszła w ruch.

Ochłonęłam i ruszyłam do wybranego wcześniej tunelu. Gdy byłam już bezpieczna, czarty otaczały jakiś biały kształt, prychający i rzucający klątwami na wszystkie strony.

- Chłopcy, to ja!

Szaman zerwał z przybyszki brudną pelerynę-niewidkę, a naszym oczom ukazała się zgrabna dziewczyna z szerokim uśmiechem. Miała na sobie intensywnie zielony gorset, takież kabaretki, wysokie buty i takiż cylinder, okalający zielenią potargane, ryże loki.

- Miss Sajgon! - wykrzyknął szaman - A ty co tu?

- Powariowaliście? - wstała, otrzepała ubranie i poprawiła nakrycie głowy - Chciałam wam zrobić niespodziankę, bo niosę informacje od szefa o wyjeździe na Pola Elizejskie, a wy do mnie z widłami.

- Przestraszyłaś nas.

- Ciekawe - mruknęła z udawaną złością. Dałabym głowę, że puściła mi dyskretne oczko. Nie zastanawiając się jak mnie widzi, skoro mam na głowie czapkę - niewidkę, pomachałam Miss Sajgon i ruszyłam ku swemu przeznaczeniu.

- Chłopcy, nie zabawię u was dłużej. Duszno tu. A propos, i tak nic na mnie nie macie, pelerynę kupiłam od Brudnego Harry'ego zupełnie legalnie.



Interludium Pożegnalne



- Faust.

Nic nie zmieniło się w jego celi. Wciąż zajmował pomieszczenie przypominające starą katedrę, z trzech stron ogrodzoną szarym kamieniem, a z czwartej - kratami, za którymi stałam. Ściany zdobiły dziesiątki zawieszonych krzyży, o najróżniejszych kształtach i barwach. Na posadzce klęczał Faust, jeszcze chudszy, jeszcze bledszy, w starej brudnej szacie. Modlił się przed olbrzymim lustrem.

Za paktowanie z Diabłem i odejście od Boga, musiał za karę, modląc się, patrzeć na swą twarz.

Oblicze zdrajcy.

Teraz, gdy pojrzał na mnie, widziałam w jego oczach pogodzenie się z własnym losem. Tak mu współczułam.

- Wybacz... wybacz, że nie klęknę by cię powitać - wyszeptał, uśmiechając się ze smutkiem, był coraz słabszy - Kassandro...

- Jestem tu - opięłam palcami, grubą kratę.

- Lękam się o ciebie. Nie widział cię?

- Już pewnie o mnie nie pamięta. Ma tyle spraw na tej swojej rogatej łepetynie. Zresztą zmieniłam się.

- Widzę - przyznał i popatrzył głęboko w lustro. Moje zamazane odbicie zaczęło się zmieniać. Włosy przybrały błękitny odcień, a oczy... - Wolałem cię z niebieskimi tęczówkami. Taką cię pamiętam - wskazał na powstający obraz, który teraz zamglił się zniknął.

- Trzymasz się?

- Chciałbym mieć czego, Kassi - uśmiechnął się do własnego, leciwego żartu. Wiedział, że lubię, gdy nazywa mnie tym zdrobnieniem. - Tęskniłem.

- Faust...

- Tylko nie waż mi się płakać, Kassi. Co cię sprowadza?

- Niosę ci odkupienie.

Uniósł wzrok z niedowierzaniem:

- Nie chcesz chyba powiedzieć...

- Tak - kiwnęłam głową - Spisałam ją dla ciebie.

- Cóż za wzruszające spotkanie!

Nie musiałam się nawet odwracać by wiedzieć do kogo należy ten niski, a zarazem zmysłowy głos. Uczyniłam to jednak i przy ścianie korytarza, również obwieszonego krzyżami, stał Diabeł. Patrzył na mnie tymi swoimi czerwonymi ślepiami, uśmiechając się paskudnie. Też się nie zmienił.

Nosił nieodłączny, idealnie dopasowany garnitur. Z jego dostojnie sklepionego czoła wyrastały dwa czarne, ostre rogi.

Piekielne.

Gdyby nie one jego twarz mogłaby być uznana za delikatną. Dawno temu doszłam do wniosku, że tp z powodu owłosienia, a raczej jego braku, gdyż całe ciało Antychrysta było łyse jak kolano. W innych okolicznościach stanowiłoby to śmieszny ewenement, ale tu...

- Kassandra - wyszczerzył spiczaste kły i począł przemierzać korytarz. Czarny garnitur stapiał się z mrokiem - Kochanica Apollina, wzgardzona wieszczka, której nikt nie słuchał, choć zawsze miała rację. Witam ponownie, moja droga - stanął tuż przede mną, dygnął lekko i przeniósł upiorny wzrok na Fausta.

- Faust - skrzywienie ust - oddałeś mi duszę wbrew woli twego Boga w zamian za wiedzę. Ty był chyba dobry układ, rzekłbym - sprawiedliwa wymiana. Mam nadzieję, że dobrze się tu czujesz, bo ten... hmm... apartament to był mój pomysł.

Faust milczał.

- Kassandro - znów spojrzał nam nie. Nienawidziłam tych jego filozoficznych wywodów, ale nie mogłam się odezwać. Nie umiałam. - Charon już na ciebie czekał, jego łódź wśród powarkiwań Cerbera dobiła do twego brzegu. Wtedy cię uratowałem, dałem nowe życie, w świecie, który sama mogłaś wybrać. Nie musiałem tego robić, ale obudziłaś we mnie nieznane mi uczucia, polubiłem cię. Byłaś taka czysta, nieskalana. I miałaś dar, widziałaś, tak jak ja.

- Prawdziwie widzi się tylko sercem - wysyczałam, spostrzegłam Fausta, powoli osuwającego się na ziemię - Ty jesteś ślepcem.

- Ach, Kassandro - Antychryst uśmiechnął się - Odwróć się zatem, spójrz za siebie i powiedz mi, co widzisz.

Jego głos hipnotycznie wgryzał się w mój umysł. Wbrew sobie powoli odwróciłam twarz. Zamiast wilgotnych ścian i krzyży korytarza, zobaczyłam widok, który zapamiętam na zawsze, bo co noc wyrywał mnie ze snu.

Za mymi plecami płonęła Troja.

Ogromne snopy krwawych iskier bez litości lizały masywne mury miasta. Kwik tratowanych koni mieszał się z jękiem mordowanych Trojan. Widziałam przerażone twarze, tych, w których moje przepowiednie budziły strach i zgorszenie, teraz okolone ogniem piekielnym.

Troja umierała setki razy, ciągnąc za sobą swych mieszkańców, tam, gdzie słońce nie wschodzi nigdy, zastąpione przez dwa księżyce. Cień i Płomień napoiły serca obrońców lękiem, a w napastliwych wrogów wlały odwagę.

Troja ginie.

Przeze mnie...?

Z piekielną wizją, spływającą z powiek, upadłam na kolana. Łkając zagarniałam dłońmi kamyki i pył. Winna! Winna tysiącom śmierci w mieście greckich bogów! Potępiona zdrajczyni! Zasługuję na jeszcze gorsze cierpienie. Niech gnije, przeklęta wróżbitka, która nie mogła przekonać nas o prawdzie swych słów!

Bogowie...Umieram?

Nie.

Nie!

Widzę twarz, nie znam jej. Jest miła, pełna cierpienia, ale i miłosierdzia. Głosem Fausta wkłada w me usta słowa proroctwa.

- A gdy dopełni się tysiąc lat, wypuszczony zostanie "Szatan z więzienia swego! I wyjdzie by zwieść narody, które są na czterech krańcach ziemi, Goga i Magoga, i zgromadzić je do boju; a liczba ich jak piasek morski! - mój głos, tak nienaturalny, biegnie korytarzem, twarz Antychrysta blednie, znika z niej paskudny uśmiech. Przepowiednia Przenajświętszego Boga płynie wraz z mą myślą. Moc drży w powietrzu, czuję, że moje rany na przegubach zaraz się otworzą. - I ruszyli na ziemię jak długa i szeroka, i otoczyli obóz świętych, i miasto umiłowane! I spadł ogień z nieba, i pochłonął ich. A Diabeł, który ich zwodził, został wrzucony do jeziora z ognia i siarki, gdzie znajduje się też zwierzę i fałszywy prorok, i będą dręczeni dniem i nocą, na wieki wieków!

Ostatnie słowa, wykrzyczane w mrok, zatrzęsły posadami Piekła. Masywne krzyże poczęły pękać, by po chwili ich ostre jak brzytwa kawałki przecięły powietrze, mknąc z przerażającą prędkością w stronę Diabła, którego niepomiernie zaskoczył obrót sytuacji. Obły odłamek drzewa na moich oczach wbił się w bladą szyję Demona. Krew z przerwanej tętnicy szkarłatnym strumieniem zbryzgała wszystko wokół.

Powoli dochodziłam do siebie. Dziwna Moc wlała w moje umęczone ciało nową siłę. Wstałam, u mych stóp Diabeł, rzężąc, oddawał ducha Piekłu.

Wiem jednak, że nie umierał. Zło jest wieczne. Zmienia tylko powłoki.

Faust.

Wyrwałam z torebki drogocenny papier. Teraz! Teraz mogłam ocalić tak drogiego mi człowieka. Jedno spojrzenie wystarczyło bym zorientowała się, że mnie oszukano. Zobaczyłam paskudny uśmiech Antychrysta.

- Zapomniałaś, że mam dar zmiany przeznaczenia...? - wychrypiał, zalewając się krwią.

Zamiast niewinnej duszy w dłoni trzymałam bezużyteczne wakacyjne zdjęcie Diabła z diablicą z punktu kontrolnego, na tle Morza Ognia.

- Wszędzie cię znajdę, Kassi. Nie uciekniesz mi.

A potem była cisza...




Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


~Merigold

Użytkownik niezarejestrowany
    podziękowanie
Ocena:
0
Bardzo dziękuję całej redakcji Poltergeista i Shpaqowi za wszystko
28-10-2004 18:35
~Kivrin

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Twoje opowiadanie jest naprawde wciągające:) Kilka rzeczy bym zmieniła (drobiazgi), mogło by być też troszkę dłuższe, w sumie motyw jest ciekawy - co więcej z tą Troją? ... Całość godna jest pochwały. Pozdrawiam!
31-10-2004 22:40
~An-Nah

Użytkownik niezarejestrowany
    ciekawe...
Ocena:
0
interesujacy i ładnie napisany tekst, choć ten parodystyczny początek nie pasuje do poważnej reszty. Możnaby z tego spokojnie dwa osobne opowiadania zrobić.
28-11-2004 12:51
~Yayso Qrawskey

Użytkownik niezarejestrowany
    nice...
Ocena:
0
To opowiadanie jest super!! chociaż zgadzam się z An-Nah!! wstęp trochę nie pasuje do reszty!! Chciałbym się doczekać kontynuacji tego opowiadania:)!! pozdrawiam, Yayso
30-08-2005 18:21
zirael
   
Ocena:
0
musze przyznac, ze calkiem niezle! oby tak dalej
08-09-2005 20:40
~Yayso Qrawskey

Użytkownik niezarejestrowany
    Kurde!!
Ocena:
0
Hey Merigold!! ja tu czekam czekam czytam czytam a tu kurde nic!! ja czekam na jakieś nowe opowiadanko!! ile można?? ja wiem że artystów sie nie pogania ale no wiesz jak to jest!! a tak powaznie to opewiadanie super jest i poważnie czekam na następne!! pozdrawiam, Yayso!!
31-10-2005 19:19
Joseppe
    super opowiadanie!!!
Ocena:
0
Przejście nastroju, odwołania kulturalne, genialne.

Tylko za tę straszną, nieprzystającą niezgrabność stylistyczną wielki minus: " Diabła, którego niepomiernie zaskoczył obrót sytuacji."
12-11-2005 14:26
~Miłka

Użytkownik niezarejestrowany
    jejku.
Ocena:
0
Dobrnęłam tylko do połowy.
09-07-2007 16:21
~Nam

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Opowiadanie niezłe, choć jakoś nie przypadły mi do gustu groteskowe wstawki, patrząc na to, co było pod koniec. Jest też trochę literówek (co dziwi, skoro tekst jest na stronie). Jest też trochę chaosu, ale da się ogarnąć. To oczywiście moja opinia :).
21-01-2011 09:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.