A.D. XIII. Tom 2 - antologia

Autor: Marcin 'malakh' Zwierzchowski

A.D. XIII. Tom 2 - antologia
"Z życia aniołów i demonów", część druga. Co najważniejsze, w niczym poprzedniczce nie ustępująca. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że A.D.XIII, tom II przewyższa tom I, głównie dlatego, że ogólnie opowiadania stoją na wyższym, a do tego bardziej wyrównanym poziomie.

Co mi się niesamowicie spodobało - i z całego serca pragnąłbym, aby weszło to w zwyczaj twórcom antologii tematycznych - to zamieszczanie wstępu, który zawierałby skondensowaną wiedzę na temat myśli przewodniej zbioru. Szlak ten przecierają Dominika Repeczko i Jacek Piekara. Ich Piekło i niebo, jedna z największych ozdób tej książki, to publicystyka na najwyższym poziomie zawierająca wszechstronną wiedzę na temat wizji życia po życiu ze wszystkich największych religii ludzkości. Spora część czytelniczej braci wszelkie wstępy omija szerokim łukiem, z góry zakładając, iż nic ciekawego tam znajdować się nie może, ale w tym wypadku każdy, kto tylko przekartkował to przydługie preludium, ma czego żałować. Chylę czoła przed parą autorów, i uprzejmie proszę o więcej!

Cóż, antologia to jednak nie tylko świetny wstęp, ale i przede wszystkim opowiadania.
Większa część tekstów zamieszczonych w A.D.XIII, tom II utrzymane jest w tonie humorystycznym - problemy Skrzydlatych i Rogatych przedstawione są w nich z przymrużeniem oka.
Prym wśród nich wiedzie Każdy ma swoje niebo Iwony S. Nowak. Przesympatyczny, lekki i przede wszystkim zabawny tekst, w którym Niebo i Piekło przedstawione są jako rywalizujące ze sobą quasi-kurorty. Problem aniołów polega jednak na tym, że ich "ośrodek wypoczynkowy" jest po prostu nudny. Coraz więcej dusz decyduje się na piekielne tropiki, niezbyt ochoczo podchodząc do perspektywy wiecznych spacerów po zielonych łąkach Raju.
Dużą rolę odgrywa tu sposób, w jaki autorka opisuje rzeczywistość, jak chociażby realia życia urzędniczki. Główne "role" w opowiadaniu osadziła barwnymi postaciami, co wyjątkowo podrasowało smak serwowanego przez nią dania.

Ciekawie prezentuje się również opowiadanie Cezarego S. Frąca, który także skupia się na rywalizacji istot nadprzyrodzonych o ludzkie dusze. Wolna konkurencja nie jest jednak już utrzymana w tak lekkim klimacie, jak dzieło pani Nowak. Sporo tutaj ironii, a i atmosfera tekstu zdecydowanie odróżnia go od Każdy ma swoje niebo. Centralną postacią historii jest biznesmen, który w sprytny sposób sprawia, że z przedmiotu targu staje się stroną dyktującą warunki. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie w tym dziele zasmakował, ale też nie oceniam go źle. Wolna konkurencja to dobre - i choć nie wyśmienite - ale warte uwagi opowiadanie.

Wśród tekstów humorystycznych znalazł się też i short. Człowiek znikający Krzysztofa Kochańskiego ma niecałe dziesięć stron, ale braki objętościowe zdecydowanie nadrabia ciekawym pomysłem. Jeżeli komuś wydaje się, że w kwestii ludzi znikających, tudzież niewidzialnych powiedziano i napisano już wszystko, mile zaskoczy go to opowiadanie. Czy to w filmie, czy to w literaturze (jak chociażby Lustro dla znikającego człowieka Jerzego Rzymowskiego), zwykle sam fakt zniknięcia jest poniekąd winą znikającego. Ale Kochański miał inną wizję… Ciekawy przerywnik, bez zbędnych fajerwerków, ale za to ze świetną stroną językową.

Jak anioły, to i oczywiście Mai Lidii Kossakowskiej zabraknąć nie mogło. Pierwsza dama polskiej angelologii fantastycznej po raz kolejny przenosi nas do świata Królestwa i jego mieszkańców, tym razem jednak podchodząc do tematu z innej strony. Gringo skupia się na demonie. Wezwany on zostaje na Ziemię przez pewnego młodzieńca, aby pomóc mu osiągnąć sukces. Duży plus dla pisarki za umiejscowienie akcji w Ameryce Łacińskiej oraz za bardzo dobry finał (że o wyśmienitym warsztacie językowym już nie wspomnę). Zaskoczeni będą jednak ci, którzy – podobnie jak ja – spodziewali się tekstu zbliżonego do Beznogiego tancerza, czy Żaren niebios. W największym stopniu Gringo przypomina opowiadanie Kosz na śmieci pochodzące ze zbioru Obrońców Królestwa, w którym pewien człowiek tworzy komiks o Damienie Frey’u. A jak oceniam ten tekst? Raczej średnio, ze wskazaniem na dobrze.

Nicaron Evy Mroczek to zdecydowanie najsłabszy tekst tej antologii. Zaczyna się wyśmienicie – pewna kobieta kupuje duszę na Allegro - ale potem jest już tylko gorzej. Jedyne emocje jakie to opowiadanie u mnie wywołało, to irytacja (denerwujący bohaterowie) i znudzenie (akcja się wlecze, a jej zwroty są mało zaskakujące). Autorka nie trafiła w moje gusta.

W fabrycznym zbiorze nie zabrakło także i sztandarowego bohatera polskiej fantastyki, czyli Jakuba Wędrowycza. Cyrograf Andrzeja Pilipiuka – o dziwo – mi się podobał. A dlaczego: "o dziwo"? Bo jakoś nigdy specjalnie nie przepadałem za przygodami egzorcysty amatora. Z wcześniejszych tekstów, z tym jegomościem w roli głównej, dobrze oceniam jedynie Czarownika Iwanowa, a tymczasem zostałem mile zaskoczony. Może to zasługa połączenia wątku Wędrowycza ze szlachecką Rzeczypospolitą? Może to przez fakt, iż mało w tym opowiadaniu było totalnego absurdu, jakim zwykle naszpikowane są opowieści o szurniętym alkoholiku? Tak, czy siak, Cyrograf, jako tekst antologię zamykający, stanowi jej bardzo przyjemny finał.

Jednak oprócz opowiadań humorystycznych, A.D.XIII, tom II to także pięć opowiadań utrzymanych w już nie tak lekkim klimacie. Trzy z nich oceniłbym jako bardzo dobre, jedno jako genialne, a jedno z aspiracjami na "wyśmienicie", ale z zepsutym zakończeniem.
Do pierwszej grupy zaliczam Szczęścia i wszelkiej pomyślności Anny Kańtoch, Newegwasu’u Jakuba Ćwieka oraz Który patrzy z wysoka Janusza Cyrana.
Opowiadanie jedynej damy w tym trzyosobowym gronie wyróżnia się przede wszystkim specyficzną atmosferą, budowaną wokół przedstawionej historii. Jest to zasługa oszczędnego, ale mimo to wyśmienitego języka. Tekst pozbawiony jest zbędnych szaleńczych przyśpieszeń akcji, wszystko toczy się powoli, a wisząca w powietrzu atmosfera tajemniczości przenika czytelnika i przykuwa do lektury.

Nie zawodzi również pan Ćwiek, któremu należą się słowa uznania za osadzenie akcji wśród Indian z plemienia Shorouki. Wiem, że kwestia ich języka sprawiła autorowi trochę trudności, ale było warto. Tak jak u pani Kańtoch, tak i w Newegwasu’u urzeka styl pisarza, a w szczególności otwierająca opowiadanie scena.

Którzy patrzy… to tekst oryginalny, głęboko zapadający w pamięć. Świat widziany oczyma demona ma swój urok, jest nieco melancholijny, ale niekiedy budzi także grozę – podobnie zresztą jak i główny bohater. Ten typ opowiadań określam jako teksty z głębią, gdzie nie tyle liczy się historia, ale to, w jaki sposób jest opowiadana. Przemyślenia bohatera, sposób, w jaki patrzy na świat, a także język budują atmosferę, w której na pierwszy plan nie wychodzi fabuła, ale właśnie bohater. Wszystko inne jest jakby dodatkiem do wyjątkowej postaci.

Z kolei Na skalnym ostańcu Krzysztofa Piskorskiego ma zdecydowanie najlepiej wykreowany świat. Opisane w tym opowiadaniu uniwersum budzi czytelniczą ciekawość i pobudza apetyt na dzieło, które w większym stopniu zagłębiałoby się w historię konfliktu ludzi z demonami. Niestety, pan Piskorski zaprzepaścił szanse na napisanie tekstu genialnego, dodając straszne zakończenie. Doprawdy, aż korci, żeby wyrwać ostatnią scenę, w której – nie mam pojęcia, po co – autor zawarł okropny, do bólu patetyczny i sztuczny finał. Jedna z postaci wypowiada coś na kształt przemówienia okolicznościowego – ku pokrzepieniu serc, - i w ten sposób w kilku zdaniach grzebie w gruzach cały klimat, tak urzekający w Na skalnym ostańcu. Trzeba było nie dopisywać tych ostatnich trzech i pół strony, bo akurat ten tekst aż się prosił o klasycznego cliffhangera.

Na koniec zostawiłem sobie prawdziwy diament. Tak jak ozdobą pierwszego tomu był W odcieniach szarości, tak w części drugiej jest nią Cichy Dom Łukasza Orbitowskiego. Jak zwykle u tego autora – trochę ciemno, trochę straszno, ale przede wszystkim klimatycznie. Bardzo dobra, wciągająca historia, z oryginalnym potraktowaniem tematyki antologii (jedyny skrzydlaty to trup), urzeka i nie sposób oderwać się choćby na moment. Pisarz ten to solidna firma. Gdy widzę jego nazwisko, każdorazowo spodziewam się tekstu na bardzo wysokim poziomie i co ważne, zawsze spełnia on moje oczekiwania. Tym razem było jeszcze lepiej, bo osobiście uważam, że zajdlowska nominacja dla tego działa nie byłaby dla nikogo zaskoczeniem.

Podsumowując, A.D.XIII, tom II dokonało niełatwej sztuki, a mianowicie jest zdecydowanie lepsze od swego poprzednika, tomu I. W dwóch częściach anielsko-demonicznego zbioru otrzymałem dwa teksty zasługujące na burzliwe oklaski, zaledwie dwa słabe, oraz całą gamę opowiadań na wysokim poziomie. Czego chcieć więcej?