„Alfheim Daily nie umarł”
W działach: RPG, Alfheim Daily | Odsłony: 4Zmobilizowany lekturą „Lyonesse” zatęskniłem za pisaniem do Wolsunga. Całe szczęście, że taka tęsknota jest zaraźliwa, dzięki temu możecie cieszyć się kolejnym numerem. Dodam, że i następny numer jest w przygotowaniu, ale nie pojawi się zapewne za tydzień lecz za dwa, gdyż cotygodniowe publikowanie jest wyjątkowo męczące i stresujące. Raz jeszcze zapraszam do lektury „Alfheim Daily”.
W tej części notki zaś chciałbym zawrzeć swoje wrażenia z „Lyonesse”. Jednak na wstępie polecanka muzyczna idealnie komponująca się z niziołczymi rodzinami mafijnymi. Tę minirecenzję, a właściwie bardzo subiektywny zachwyt, piszę na blogu z racji tego, że krytykowanie gry, która Cię uwiodła jest bez sensownym procederem. Nieistotne są literówki, powtórzenia, dziwne zdania. Wtedy liczy się tylko zatopienie i pławienie w świecie tętniącym na kolejnych stronach.
„Lyonesse: Miasto, Mgła, Maszyna” to dodatek , jak dla mnie, genialny. Widać, że to jest miasto stworzone po to, by to wokół niego obracał się świat. To serce systemu, to jego esencja.
Każdy miłośnik Wolsunga znajdzie tu coś dla siebie. W dodatku przemyślana konstrukcja i odpowiednie rozparcelowanie materiału ułatwia korzystanie z tej książki. Dostajemy podręcznik dodatkowy, który – co się rzadko zdarza – kreuje świat pełen powiązań, ale i modułowy. Chcemy coś wyrzucić? A proszę bardzo: nie jest to przecież jedyna słuszna wersja. W dodatku podręcznik zapewnia sporo miejsca na własne pomysły, ale nie zostawia niedosytu. Brzmi trochę jak: zabija komary na śmierć, dlatego spieszę z wyjaśnieniami. Dostajemy kilkanaście świetnie opisanych dzielnic wraz z antagonistami, jakich mogą tam spotkać gracze, organizacjami w nich działającymi, klimatem, jaki w nich panuje (oczywiście tak samo barwnie i trafnie przedstawione jak w podręczniku) i z czego najlepiej czerpać, by było jeszcze lepiej. Do tego zasady plotkowania i wyciągania informacji w dzielnicach, przykładowe motywy przygód, atuty powiązane z rewirami... Czegóż chcieć więcej? Po przeczytaniu tego rozdziału miałem naprawdę żywą wizję perły w koronie, miasta nad miastami. Tętniące życiem ulice, dzielnice powiązane ze sobą, ale równocześnie mocno się różniące. Dziwnym trafem bardzo naturalnie zapamiętało się sporo informacji o dzielnicach i można po jednokrotnej lekturze poprowadzić naprawdę genialne sesje. Pomijając fakt, że każda z dzielnic jest na tyle barwna, że akcja nie musi wcale poza nią wykraczać.
Ponadto w podręczniku znajdziemy opisy organizacji magicznych i klubów oraz różnej maści towarzystw. Jest kilka przykładów na to, by móc łatwiej stworzyć własne. Opis ogromnej maszyny różnicowej, która zarządza miastem oraz cały przekrój historii miasta: wszak miasto bez historii nie mogłoby wydawać się żywe. Z każdego wymienionego do tej pory elementu kapią pomysły, w dodatku autor sam dopisał kilka na wykorzystanie danego elementu w grze. Tu wszystko ma swoje miejsce i przeznaczenie i jest to nadmienione. Nie ma elementów, które byłyby dla samej istoty bytu albo na zasadzie „wsadzimy to, nie wiem po co, ale brzmi zachęcająco, odbiorca wykoncypuje po co mu to”.
Na koniec – scenariusze, całkiem przyzwoite, kampania z rzeźnikiem rzeczywiście zapowiada się na epicką batalię, z której można wyciągnąć długie godziny gry. Tylko warto by była ona przeplatana innymi motywami, ale to nie problem w tak barwnym mieście.
Tak, Lyonesse to miasto, gdzie ścierają się Matrix, Wojownicze Żółwie Ninja, Sherlock Holmes, Kuba Rozpruwacz, niziołcze mafie... Cała popkultura odpowiednio zebrana i połączona w jedną, wielką wystawną ucztę. To uczta prostych i sytych dań, podanych w odpowiedniej kolejności...