Wyjątkowy smak castilliańskich świąt

Autor: Magdalena 'laza' Mamaj

Wyjątkowy smak castilliańskich świąt
Corrida – tradycja walk byków


Walki byków, jak zapewne wiecie, wywodzą się z Castille. Krążą plotki, że ich korzenie sięgają piaszczystych wybrzeży Tiurcji, a na grunt Thei zaszczepiły się wraz z przybyciem najeźdźców z południa i po dziś dzień są częścią kultury castilliańskiej. Jest to zwyczaj zwany narodowym sportem Castillian, jednak dla nas samych to coś więcej niż sport - to sztuka. Zaczęło się w roku 1133, w mieście Tarago, na ziemiach rodziny Aldana. Wtedy, w imię koronowanego tego roku władcy, króla Guadalupe IX, miał miejsce pierwszy spektakl. Początkowo corrida miała być rozrywką przeznaczoną dla nowego monarchy, jednak szybko stała się wytchnieniem pomiędzy zbrojnymi demonstracjami i okresami wojen, które nękały Castille w tamtych czasach. Aż do dnia dzisiejszego, areny, na których odbywają się walki byków stały się miejscem spotkań dla wszystkich okolicznych Donów - posiadaczy ziemskich, a także dla tych, którzy chcą dowieść swej odwagi i zapału.

Jaki jest stosunek Castillian do corridy? Traktujemy ją bardzo poważnie. To wydarzenie kulturalno - artystyczne jest zmaganiem na śmierć i życie z potężnym zwierzęciem, podczas którego człowiek ma do dyspozycji tylko broń białą. Wszyscy myślimy o walkach byków jak o wzruszającym i rzadko spotykanym połączeniu piękna i heroizmu, i, proszę uwierzcie, wielu będzie potrzebować białej chusteczki - nieodzownego wyposażenia widza corridy - nie tylko do wymachiwania nią przy akompaniamencie krzyków Ole!, ale również do otarcia łez. Podobno walki byków to jedyne widowiska, na które Casttllianie nie mają w zwyczaju się spóźniać. I, jak każdy, ja też przestrzegam tej reguły.

Przejdźmy do samej ceremonii. Rozpoczyna się ona tak zwanym paseillo - na arenie pojawiają się torreadorzy dosiadający koni oraz ich pomocnicy. Jest to czas prezentacji. Publiczność ma szansę przyjrzeć się wszystkim, którzy staną do zawodów. Widzowie podziwiają jaskrawe, błyszczące w słońcu stroje jeźdźców, ich dumne twarze i postawy. Poprzez zdjęcie monter - dużego kapelusza o szerokim rondzie, przypominającego sambrero - torreadorzy pozdrawiają gospodarza widowiska, a także całą wysoko urodzoną część widowni zasiadającą na specjalnie wyznaczonym balkonie. Gest ten nazywany jest brindis. Naturalnie, damy mają pierwszeństwo i mogą liczyć na szczególną uwagę ze strony męskiej części torreadorów. Bo należy pamiętać, że kobiety również uprawiają tę piękną sztukę, jaką jest ujarzmianie byków i przyznam, że uwielbiam oglądać je przy pracy.

Dawniej corrida była podzielona na trzy tercje - etapy, podczas których dokonywano całej ceremonii. Tak, tak - z rozmysłem użyłem czasu przeszłego. Dziś ta ostatnia część jest prawnie zakazana i na żadnej arenie w Castille nie można już zobaczyć pełnego widowiska. No z pewnym małym wyjątkiem.

Na arenie zostaje jeden matador i rozpoczyna się pierwsza tercja. Zwierzę, zwykle zdezorientowane i lekko wystraszone okrzykami tłumu, wprowadzone zostaje na sam środek okrągłej sceny. Aby sprowokować byka na arenę wjeżdża kilku pikinierów - mają oni jedynie rozzłościć bestię nie robiąc mu żadnej krzywdy. Po kilku chwilach torreador zostaje sam na sam z ogromnym i, już teraz, wściekłym bykiem. Używając swej czerwonej peleryny zwanej la capota, która wyraźnie drażni zwierzę, matador zmusza je do ataku. Powtarza się to cyklicznie, ponieważ kiedy tylko byk zbliży się do wyzwalającej w nim wściekłość czerwieni, zręczny poskramiacz usuwa się z jego drogi. W ten sposób torreador poznaje siłę, temperament i zwinność przeciwnika. Poznaje też jego szybkość, uczy się przewidywać następne posunięcia przeciwnika i prezentuje widowni swoją odwagę.

Na arenę po kolei wchodzą wszyscy torreadorzy i, starając się umilić publiczności czas oraz zrobić na nich jak największe wrażenie, przedstawiają swe umiejętności A opłaca się to, opłaca. Ich starania zostają bowiem sowicie nagrodzone. Na sam koniec spektaklu seniorzy, prawdziwi mistrzowie areny, wybierają najlepszego. Ten, który wykazał się największą odwagą, pomysłowością, i którego występowi towarzyszyło najwięcej aplauzów i wzruszeń, zostaje okrzyknięty el Valiente - Nieustraszonym. Tytuł ten zostaje przy nim do czasu, aż nie znajdzie się ktoś, kto przewyższy jego umiejętności zademonstrowane na arenie. Torreadorzy są często nagradzani podarkami w różnej postaci. Może to być broń, taka jak szpady czy rapiery, lub też bardziej popularne ? bicze. Zdarza się, że nagrodą jest ziemia i tytuł szlachecki. Każdy z obecnych na widowni ma prawo wybrać swojego faworyta i obdarować w sposób jaki tylko uzna za stosowny. Czasem uśmiech pięknej damy jest najcenniejszą nagrodą.

Ale wróćmy do samej corridy. Torreador dostaje lancę i piki i rozpoczyna się druga część spektaklu, zwana tercia de varas. Ma on za zadanie jak najefektowniej zmęczyć zwierzę. Muszę dodać, że broń jakiej się używa w tego typu przedstawieniach nigdy nie jest ostra. To znaczy podczas legalnych ceremonii.

Walki byków są niezwykle niebezpieczne. Podczas pojedynku trzeba unikać rogów i kopyt rozwścieczonej bestii. Ten niezwykły rodzaj sztuki bazuje na intuicji i wyczuciu, to zmaganie dwóch charakterów. Zanim nazwie się kogoś matadorem, musi on przejść długi i żmudny trening pod doświadczonym okiem mistrzów tego rzemiosła. Na arenę śmiałkowie wychodzą dopiero wówczas, kiedy zostaną uznani za gotowych, nigdy wcześniej. Pomaga to zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi, chociaż czasem zdarzają się wypadki. Krąży opinia, że dobry torreador jest w stanie zmęczyć byka samemu pozostając bez żadnego draśnięcia.

Co z trzecią tercją pytacie? No cóż, nie ma jej - oficjalnie. Z jednym małym wyjątkiem. Podobno można spotkać się czasem z tradycją tak zwanego Zakonu Muleta. Corrida w jego wykonaniu wiąże się z zabijaniem zwierząt, działalność ta jest więc nielegalna i zakazana przez kościół; na jeden z takich spektaklów można trafić jedynie przypadkiem. Jesteście zainteresowani? Ponoć tego typu widowiska zdarzają się często na ziemiach rodziny Gallegos. Na koniec matador używa swej broni - specjalnego rapiera, zwanego muleta - do zabicia zwierzęcia. Śmierć byka jest zazwyczaj dedykowana i wiążą się z nią rozmaite przesądy, ale popieram decyzję kościoła i jeśli chcecie wiedzieć coś więcej, musicie to zobaczyć na własne oczy. Ostrzegam, nie będzie to łatwe. A może okazać się niebezpieczne.


La Tomatina - tradycja pomidorowych kąpieli


Śmiejecie się?! Ale ja wcale nie żartuję. La Tomatina to najprzyjemniejsza bitwa, w jakiej miałem okazję brać udział, a wcale nie było ich mało. Nikt nie wie gdzie leżą początki tej niezwykłej tradycji. Bardzo dawno temu, bo musiało to być dawno, skoro moja prababka pamiętała jeszcze opowieści swego dziadka na temat pomidorowych wojen; grupka przyjaciół zupełnie bez powodu, na głównym placu w San Teodoro, na ziemiach rodziny Zepeda, zaczęła rzucać pomidorami. Nie wiadomo też czy specjalnie, czy zupełnie przypadkowo, na drodze jednego z nich stanął oficer straży miejskiej. Zapowiadały się straszliwe kłopoty dla młodzieńca, który miał czelność ubrudzić mundur przedstawiciela władz. Nagle z drugiego końca placu poleciał kolejny pomidor ponownie trafiając oficera. Po nim kolejny, i jeszcze jeden i jeszcze... Z początku celem był tylko pechowy oficer, jednak szybko fakt w kogo rzuca się pomidorem stracił na znaczeniu. Przypadkowa zabawa stała się początkiem wielkiej bitwy, w której brali udział wszyscy mieszkańcy miasta, czy tego chcieli czy nie. Nazajutrz sprawca miał zostać złapany i ukarany, jednak nic takiego się nie stało. Mieszkańcy uznali, że świetnie się bawili, i, mimo początkowych sprzeciwów władz miasta, La Tomatina stała się miejscowym świętem - tradycją, która do dziś jest wciąż żywa.

Bitwę poprzedza tydzień przygotowań, który w istocie jest niczym innym jak nieustającą zabawą. Ulice wypełniają się straganami z warzywami i owocami, oraz ubraniami i błyskotkami. Wszędzie wokół roznosi się zapach przyrządzanych niemal w każdym domu sals, czyli sosów, oraz paelli. Każda gospodyni ma swój własny przepis na nasze narodowe danie, więc wyobraźcie sobie moi drodzy, jaka jest później uczta, gdy wszystkie kobiety urządzają na ulicach "mały" poczęstunek. Oczywiście nie obywa się bez konkursu, podczas którego wyłoniona zostaje najlepsza spośród miejscowych kucharek. Zdarza się, że specjalnie na tę okazję do San Teodoro przyjeżdżają kobiety z bardzo daleka i to tylko po to by pozyskać tytuł i pochwalić się oryginalnym daniem.

Podczas tygodnia wyczekiwań mieszkańcy i przejezdni, bo jest wiele osób, które do San Teodoro wabi szczególne święto pomidorów, wypełniają sobie czas spotkaniami towarzyskimi na placu. Kosztują przysmaków regionu oraz wyśmienitych trunków, a musicie wiedzieć, że castilliańskie wino uchodzi za jedno z najlepszych w Thei. Tradycje innych nacji, które przesiąkły naszą ziemię wykorzystywane są czasem przez odważniejszych. I tak właśnie, na ziemiach Zepeda, można czasem wypić wino aromatyzowane goździkami. Muszę przyznać, że jest doskonałe.

Ulicami tego urokliwego, południowego miasta codziennie przechodzą strojne parady. Od ścian budynków odbijają się echem dźwięki gitar i kastanietów oraz ciągłe oklaski i aplauzy. Co jakiś czas rozbrzmiewa śpiew. Damski lub męski głos intonuje wesołe pieśni do tańca, bądź też romantyczne ballady. Trzeba mocno zaznaczyć, że tutaj, w Castille, piosenka jest lekarstwem na wszelkie zło. Kiedy trzeba bawi i pociesza, innym razem przynosi wspomnienia. Podobnie jak poezja. Kto nie zna castilliańskiej poezji może nie pokazywać się w towarzystwie. Oczywiście cudzoziemcom udziela się pewnej dyspensy. Ale raczej niewielkiej.

Noce należą do sztucznych ogni, które rozlewają na niebie lawę złocistych kolorów. Trwają ciągłe rozmowy, śmiech i zabawa. Mogłoby się wydawać, że podczas festiwalu w San Teodoro nikt nie śpi. I właściwie tak jest. Nocami odbywają się pokazy taneczne, czasem można zobaczyć także sztuki teatralne. Atmosfera przesiąka pasją i niespokojnym oczekiwaniem przed wielkim finałem.

Rano, przed samym rozpoczęciem bitwy, właściciele sklepów w trosce o swoje towary, a przede wszystkim witryny sklepowe, zasłaniają wystawy materiałami. Później będzie mniej czyszczenia. Na ulice wjeżdżają wozy wypełnione po brzegi pomidorami, a wkrótce potem schodzi się tłum, gotowy do bitwy. I zaczyna się. Wszyscy atakują wszystkich: przyjaciół, sąsiadów, nieznajomych. Ulice spływają sokiem pomidorowym. Można powiedzieć, że wtedy robi się największe gazpacho jakie świat widział. Wszystko maluje się w czerwonych barwach, włosy kleją się do głowy. Jeśli ktoś ma pecha może zostać oślepiony przez te zdradliwe warzywa i zanim się spostrzeże pływa już po pas w pomidorowym sosie. Możecie sądzić, że przesadzam, ale gdybyście kiedykolwiek próbowali, wiedzielibyście, że moje słowa to święta prawda.

Batalia trwa cały dzień, aż do zachodu słońca. Pomimo zmęczenia, bo wierzcie mi, może to jest najprzyjemniejsza bitwa jaka można stoczyć, ale wyczerpuje jak każda inna, zaczyna się sprzątanie. I o ile podczas walki wszyscy byli twoimi wrogami, teraz stają się przyjaciółmi. Tworzą się grupy wzajemnej pomocy - polewanie wodą, czyszczenie pleców. Jest to bardzo dobra okazja do zawiązania nowych znajomości. Sam jestem tego przykładem.


Gdzie miłość pachnie różami


Dzień zakochanych - El dia de Enamorados, ma tutaj, w Castille, jedyny i niepowtarzalny charakter. Ulice każdego z miast zasypywane są niesamowitą wręcz ilością róż. Białych, żółtych, no i oczywiście czerwonych; niczym gorąca krew, krążąca w sercach zakochanych mężczyzn. W powietrzu unosi się różany zapach, który połączony z wiosenną atmosferą, pobudza w każdym chęć do flirtów i zabawy. Jednak nie tylko do tego. Castillianie, jako nacja, są niezwykle impulsywni i mają skłonność do poświęcania się uczuciu bez reszty. Wierzą, że miłość potrafi przetrwać wszystko i nie pokona jej nawet śmierć. Poza tym miłością rządzi temperament, a jak wiadomo tutaj wszyscy mają go aż nadto, nic więc dziwnego, że w tych stronach uczucie to nigdy nie gaśnie.

Mężczyźni zasypują swe wybranki różami, pojedynczymi, bądź całymi bukietami misternie ułożonymi w koszach, ale też wazonach czy nawet wozach. Tak, tak - nie przesadzam. Wszelkie inne podarunki, takie jak słodycze, biżuteria, a nawet szczenięta, to zwyczaj zaczerpnięty z innych zakątków Thei, lecz kwiaty to typowo castilliańskie dowody miłości. Wieczorem, kiedy zajdzie słońce, słychać dźwięki instrumentów oraz głosy pieśniarzy, którzy opowiadają kobietom o nieskończonej miłości. Tak więc: kwiaty, prezenty i serenady. I wszystko byłoby proste gdyby nie rola dam w całym wydarzeniu.

Duma rozpiera mnie na myśl o castilliańskich kobietach. Pełne pasji, jednak w żadnym razie nie można nazwać ich rozpustnicami. Odważne i gotowe na wiele poświęceń, ale przede wszystkim skromne. Ze względu na bliskość Kościoła i głęboką wiarę, charakterystyczną na naszych ziemiach, godzimy się na znacznie mniej swobody niż inne nacje. Tradycja dnia zakochanych w Castille mówi, że kobietom nie wolno wyznawać uczuć wprost. Dlatego stosują zagadki i fortele; dają wskazówki i powoli, jak po sznurku, prowadzą płonącego ciekawością mężczyznę, ku sobie. Jednak nikt nie powiedział, że jest to proste. Pomysłowość płci pięknej nie ma granic. Myślicie sobie: cóż może być trudnego w odczytaniu zwykłej zagadki? Powiem wam: wiele. Podchody nie ograniczają się do jednego jedynego liściku -Kocham Cię. S.. Jest to znacznie bardziej skomplikowane. Może to być pusta koperta spryskany charakterystycznymi perfumami, których zapach podąża za mężczyzną jak cień, nie pozwalając myśleć o niczym innym i zmuszają go do odkrycia tajemnicy. Mogą to być fragmenty wierszy, wysyłane oddzielnie, które przy ostatnich wersach składają się na opis wyglądu kobiety. A co powiecie na płatki ulubionych kwiatów? W odpowiedniej chwili pojawia się nadawczyni pachnących przesyłek w sukni, zręcznie haftowanej tym szczególnym kwieciem. Jak widzicie myśl kobieca nie jest łatwa do odgadnięcia, a Castillianki są mistrzyniami w sztuce przekazywania jej w jak najbardziej oryginalny sposób.

Oczywiście, powiecie, że mężczyźni, którym już niedługo pisane jest stanąć na ślubnym kobiercu, nie mają problemów z dopasowaniem wskazówek do swojej narzeczonej i mogą swobodnie zrezygnować z poszukiwań. Mielibyście rację, jednak nikt nie powiedział, że w mężczyźnie zaręczonym nie można się zakochać. Zawsze istnieje możliwość, że wyznanie pochodzi od kogoś innego niż aktualna narzeczona. Mężczyźni dwoją się i troją, by ich przyszłe żony nie dowiedziały się o takich przypadkach. Wiecie co się mówi o castilliańskiej zazdrości? Że zamienia człowieka w płonącą pochodnię. I dodam tylko, że ten kto wymyślił to powiedzenie miał głowę na karku.
Aby poczuć czar miłości unoszącej się w powietrzu w połączeniu z odrobiną tajemniczości koniecznie odwiedźcie Castille wiosną. Uważajcie tylko komu kupujecie róże ? przysłowie o zazdrości nie odnosi się tylko do kobiet. Działa również w przypadku mężczyzn.


El Semana Lleno del Milagros - Tydzień pełen cudów


Dlaczego powinniście spędzić ten wyjątkowy czas akurat tutaj, w Castille? Otóż dlatego, że nigdzie indziej nie będzie takiej zabawy. Gwarantuję. Jeśli znudziły się wam bale w towarzystwie, najmocniej przepraszam za sformułowanie, nadętych snobów to Castille jest miejscem, w które powinniście się udać. Poczujecie tu magię, której próżno szukać gdziekolwiek indziej w całej Thei. Oczywiście nie magię dosłownie!!

Gdy w Desimusie na niebie ukarze się pełnia, to znak, że rozpoczynają się obchody największego i najbardziej celebrowanego w tych okolicach święta La Noche Divinos - Boskiej Nocy. Z uwagi na to, że Castille jest stolicą Kościoła Watycyńskiego w Thei, do upamiętnienia narodzin Proroków, tak, nawet Tego, który ma dopiero nadejść, podchodzi się tu z niezwykłym zaangażowaniem. Nie ma miejsca na rozłamy, kłótnie i rozbieżności ? wszyscy oddają hołd Prorokom, każdemu w równej mierze, odkładając na bok swoje przekonania. Kiedy w innych zakątkach kontynentu jest to tylko kolejny powód do hucznej zabawy, tutaj każdy przeżywa ten okres cudów w swoim sercu. Jest to czas przemyśleń oraz wybaczania win. W Castille na własne oczy można ujrzeć co znaczy słowo "pojednanie".

Bardzo ciekawym wydaje się fakt, że w każdym zakątku Castille La Noche Divinos wygląda zupełnie inaczej. Może się zdarzyć, że na ziemi należącej do jednej rodziny będzie tyle różnych ceremonii, ile jest wiosek co oznacza, że tutaj trudno się nudzić. Oczywiście, są pewne stałe elementy, bez których obejść się nie godzi. Dokładnie o północy tłumy ludzi zbierają się w domach Theusa by uczestniczyć we mszy, ceremonii oczyszczenia. Ponadto, na większych placach i rynkach miast, odbywają się przedstawienia religijne. Kobiety i mężczyźni przywdziewając odpowiednie kostiumy, przedstawiają publiczności historie wszystkich Proroków. Nie ma wyznaczonej liczby takich teatrów ulicznych, więc jeśli tylko jest miejsce, każdy, ku uciesze pozostałych mieszkańców i przejezdnych, może zorganizować swój własny.

Ci ostatni największej przyjemności doszukują się w obserwowaniu specyficznego dla Castille tańca danza, wzniosłego i powolnego. Castillianie traktują go bardzo poważnie, a można nauczyć się go tylko w specjalnych akademiach, rozrzuconych po całym kraju. Sekret kroków przekazywany jest przez nauczycieli potomstwu, z pokolenia na pokolenie. Uważany teraz za taniec klas wyższych, jest coraz częściej spotykany w przedstawieniach sponsorowanych przez ciężkie sakwy rodzin szlacheckich. Teatr danza jest teatrem dramatycznym i na co dzień jego repertuar może dotyczyć właściwie każdej sprawy, nawet najbardziej błahej. Jednak w Boską Noc, każdy z nich prezentuje tę samą sztukę, i zarówno przygotowania jak i wykonanie olśniewają nawet najbardziej wybrednych widzów.

Jedna z miejscowych legend mówi o wypalaczu węgla, który opuścił swe schronienie wysoko w górach po to, by przynieść ludziom z dolin dobrą nowinę o nadejściu Proroków. Tę tradycję kultywuje się do dziś, posyłając po gawędziarza pochodzącego z gór, by słuchać jego opowieści o przeszłości i przepowiedniach. Starsi znają rozmaite historie, także te traktujące o cudach czynionych przez Proroków i wysyłanych przez nich wiadomościach. Podczas gdy dorośli pogrążają się w zadumie nad jego słowami, dzieci zajmują się zabawą; próbują rozedrzeć, okładając kijami, wypchanego po brzegi słodyczami, wykonanego ze szmatek osiołka, by później z przyjemnością uraczyć się jego zawartością. Uwierzcie mi, patrząc na te zmagania można się uśmiać do łez.

Po tygodniu, wypełnionym festiwalami i strojnymi paradami, nadchodzi ostatni dzień roku, a zaraz po nim El Ano Nuevo - Nowy Rok. Po zachodzie słońca w całej Castille zapalane zostają ogromne ogniska. Wrzucane do nich suche gałęzie i szyszki sosen, strzelają w górę tysiącem iskier. Tutaj mówi się, że symbolizuje to odrodzenie, a sosny są symbolem długowieczności. Aby pozbyć się kłopotów z przeszłości, oraz poprawić swoją, zbliżającą się szybkimi krokami, przyszłość, Castillianie zapisują na papierze noworoczne postanowienia, tajemnice, których nie chcą pamiętać oraz swe żale i pretensje za wszystkie doznane krzywdy. Czasami takie karteczki zawierają marzenia bądź wyrażają nadzieje na powodzenie przedsięwzięcia, na którym autorowi szczególnie zależy. Tradycja głosi, że taką notatkę należy oddać swojemu najlepszemu przyjacielowi, który dochowując sekretu, przechowa ją do przyszłej ceremonii El Ano Nuevo, podczas której spłonie ona w jednym z sosnowych ognisk.

Na tę szczególną okazję, nasz Dobry Król Sandoval, często rozdaje różnego rodzaju prezenty. Są to choćby tytuły szlacheckie dla szczególnie wyróżniających się ludzi, którzy przyczynili się do dobrobytu Castille. Dużo by wymieniać, ale przecież nie jesteśmy tu po to by rozmawiać o polityce, nieprawdaż? Często również zdarza się, że Król okazuje swą łaskę więźniom, którzy przeżyli w zamknięciu dziesięć lat. Czasami, ale tylko niekiedy, wolność otrzymują więźniowie o zaledwie pięcioletnim "stażu".

Może tego mówić nie powinienem, ale ku waszej przestrodze zdradzę tę tajemnicę. Kiedy jeszcze istniało więzienie La Bucca, to, w którym większość więźniów stanowili piraci, łaska Króla ich nie dotyczyła. Nigdy żadnemu z nich nie było dane opuścić murów twierdzy przed końcem wyroku. Plotka głosi, że kilkorgu udało się zbiec, a uwierzcie mi, była to nie lada sztuka. Ich wściekłość spowodowana surowością królewskich sądów względem piratów sprawiła, że każdego pierwszego dnia Primusa, podczas pierwszej godziny Nowego Roku, oblegają castilliańskie porty, szerząc spustoszenie na brzegach mojego pięknego kraju.

Do was, szanowni rozmówcy, należy decyzja o odwiedzeniu Castille, mego umiłowanego kraju. Po błysku w waszych oczach widzę jednak, że chęci już są. Pozwólcie jedynie, że podzielę się z wami moim zdaniem na ten temat: jeśli zrezygnujecie z podróży, będzie to wasz największy błąd. Miłej zabawy!

Przy korzystaniu z informacji zawartych w tekście podczas sesji może być użyteczny pewien Bohater Niezależny - Byk