» Blog » 40:1 Organizacje przestępcze i terrorystyczne
20-01-2013 20:06

40:1 Organizacje przestępcze i terrorystyczne

W działach: 40 do 1, Savage Worlds | Odsłony: 756

40:1 Organizacje przestępcze i terrorystyczne

Tym razem do obejrzenia jest nowa wersja tekstu o bandytach. Zastępuje ona wcześniejsze, rozrzucone po podręczniku opisy organizacji przestępczych.

 

Piąta Kolumna:


Piąta Kolumna to określenie używane przez obydwie strony na wywrotowców działających w krajach Europy Środkowej aktywnie wspierających Nazistowskie Niemcy. Próby jej utworzenia weszły w życie już kilka miesięcy po dojściu do władzy NSDAP. Pierwsze z nich były raczej nieudane. Polegały na próbach rekrutacji lokalnych mniejszości niemieckich, co zakończyło się klęską. Niemcy „z przyszłości” okazali się równie niechętni nazizmowi, jak reszta społeczeństwa, a co więcej (z uwagi na jednolitą strukturę narodową państw Środkowej Europy) nieliczni. Dopiero późniejsze kontakty z organizacjami nacjonalistycznymi, zwłaszcza radykalnymi neonazistami przyniosły efekty.


Obecnie Piąta Kolumna jest wyjątkowo groźna organizacją. Zrzesza tylko kilkuset członków, pochodzących ze wszystkich narodów Europy Środkowej. Niewielka liczebność nie świadczy jednak o niczym. Jej członkowie to najradykalniejsi z radykalnych zwolenników nazizmu, totalnie zaślepieni wiarą w swą ideologię i gotowi za nią nie tylko zginąć, ale też zabijać innych. Wsparci zostali przez zachodnich zwolenników faszyzmu, zwłaszcza podszywających się za zbiegów Anglików i Francuzów oraz legalnie przekraczających granicę Włochów i Hiszpanów.


Członkowie organizacji aktywnie wspierani są przez Abwehrę, która aktywnie dostarcza im środków do działania: złota na zakup broni i materiałów wybuchowych oraz specjalistów niezbędnych do szkolenia bojowników. Organizacja wykorzystuje Piątą Kolumnę też jako część swojej sieci intryg. Jej członkowie więc gromadzą dane historyczne, mogące posłużyć do ujawnienia „wrogów Rzeszy” lub przeciwnie: szantażowania nazistów, śledzą wspierających partyzantów, uprawiają szpiegostwo przemysłowe oraz rekrutują inżynierów, lekarzy i inne, wartościowe osoby, które mogłyby być chętne do współpracy z rządem III Rzeszy lub któregoś z zaprzyjaźnionych państw. Dość często służą też do likwidacji „zdrajców” czyli agentów posłusznych raczej wobec Himmlera, niż Cannarisa.


Prawdziwy cel Piątej Kolumny to jednak rzucenie Środkowej Europy na kolana za pomocą terroru i przemocy oraz złamanie jej ducha walki. Członkowie organizacji przeprowadzili już kilka zamachów na ważne osoby: oficerów wojskowych, lokalnych polityków, dyrektorów fabryk i biznesmenów, podejrzewani są też do przygotowywania zamachu terrorystycznego na dużą skalę (prawdopodobnie celem będzie któryś z dużych dworców kolejowych). Znani są z uprowadzeń członków rodzin ważnych osobistości, którymi próbują skłonić je do współpracy.


Poparcie elit:


Powiedzmy sobie szczerze: nie każdy Polak to patriota, a nawet patrioci muszą pamiętać, jak skończyła się poprzednia wojna. I tym razem nie ma szans, żeby nas uratowali Ruscy albo Amerykanie... Tak więc w Europie Środkowej żyje całkiem spora grupa ludzi, którzy, gdy Niemcy przystąpią do realizacji Generalnego Planu Wschodniego chcieliby znaleźć się wśród tych 20% Polaków, którzy ocaleją. Kolaborują więc z wrogiem, by jeszcze przed faktem zabłysnąć w jego oczach. W odróżnieniu od szeregowych żołnierzy Piątej Kolumny, którzy najczęściej są zaślepionymi fanatykami i podkupionymi za złoto bandytami są to inteligentne, patrzące realistycznie na życie, a przy tym bardzo często wpływowe postacie. Wnoszą one do organizacji spryt i przebiegłość, zapewniają też wielu jej członkom protekcję polityczną. Nie do końca wiadomo kim są ci ludzie. Mówi się o przynajmniej jednym wojewodzie, trzech posłach różnych partii, sędzim, dwóch prokuratorach i kilkunastu biznesmenach różnego szczebla.


Frakcja Armii Republikańskiej:


Po przegranej Republiki w Hiszpanii wielu jej zwolenników trafiło do Europy Środkowej. Powitano ich tam jak bohaterów, którzy walczyli z faszystami, a pośrednio z Hitlerem. Uwielbienie dla nich sprawiło, że zapomniano im, kto palił kościoły, mordował księży i zakonnice, a nawet fakt, że to komuniści... Ludzie ci bardzo szybko zaprzyjaźnili się z lokalnymi lewakami, trafili też pod skrzydła lokalnych służb specjalnych, które zadały im pytanie: czy chcą dalej walczyć? A kto jak kto, ale dziedziczące tradycje Układu Warszawskiego tajne służby Europy Środkowej potrafiły terrorystów edukować. Komuniści dostali więc semtex, nowoczesną broń oraz szkolenia, w trakcie których poznali metody walki czeczeńskich bojowników, Al Kaidy, IRA, ETA, Hamasu, Frakcji Czerwonej Armii i im podobnych. Ich pomysł na życie poparła też pewna ilość miejscowych, co pozwoliło im rekrutować specjalistów w zasadzie od wszystkiego.


Frakcja Armii Republikańskiej jak się nazwali początkowo działała pod auspicjami wywiadu wojskowego państw Europy Środkowej. Komuniści jednak szybko doszli do wniosku, że nie będą wysługiwać się takim zgniłym kapitalistom i zdrajcom rewolucji, więc się uniezależnili. Jako, że mieli wielu radykalnych koleżków na całym zachodzie ich organizacja w ciągu kilku lat rozlała się na Włochy i Francję. Jej członkowie łączą stary, rewolucyjny zapał z nowoczesnym terroryzmem. Na razie Frakcja walcząc o rewolucje wysadziła kilka posterunków policyjnych w dość losowych krajach i jeden bankomat. Plany mają jednak ambitniejsze: pierwszy duży atak ma być napadem na szkołę. Jeszcze nie do końca wiedzą gdzie go zrealizują: w Rzeszy (bo nie lubią Niemców), Włoszech (mniej obstawione esesmanami) czy w gdzieś w Europie Środkowej (bo nie trzeba jechać daleko).


Haktywiści:


Obie organizacje mają swoje korzenie w Europie Środkowej, w rezultacie czego znają się na nowoczesnej technice. Potrafią wykorzystywać sieć, pojazdy sterowane i inne tego typu rzeczy. Wspiera je w necie wielu zwolenników, w tym liczni hakerzy atakujący wrogie strony i potrafiących wykradać dane z komputerów ich wrogów oraz robić szereg innych nieprzyjemnych rzeczy.


Grupa Grodzisk”


Przed Kataklizmem Polska stanowiła dla przestępców kraj tranzytowy. Z jednej strony przemycano przez nią prostytutki i narkotyki na zachód, z drugiej strony kradzione samochody na wschód. Kataklizm był dla przestępców równie przykrą niespodzianką, jak dla reszty społeczeństwa. Na wschodzie i zachodzie nagle zaczęło ziać wielkie nic, zmienił się charakter prostytucji, samochody kradziono tylko lokalnie, a moda na narkotyki jeszcze nie nadeszła. „Na szczęście” na ratunek bandytom przyszły kraje Europy Zachodniej oraz nałożone przez nie embargo. Bardzo szybko okazało się, że przynajmniej niektóre technologie są szeroko poszukiwane. W pierwszej kolejności: lekarstwa i wiedza medyczna. W drugą stronę szmuglowano głównie paliwo, na którym w naszym kraju można było bardzo dobrze zarobić oraz szereg nielegalnych substancji, które na zachodzie nie zostały jeszcze zabronione. Po drugie: rozpoczęło się systematyczne grabienie Zony, skąd pozyskać można było wiele cennych przedmiotów.


„Grupa Grodzisk” utworzona na strukturach dawnych grup przestępczych z okolicy Warszawy opanowała właśnie te rynki. Skupiają się w niej szemrani biznesmeni polskiego pochodzenia. Nikt nikomu nie zabraniał eksportu leków i importu benzyny. Metody pracy już nie. Grodzisk posiada liczne delegatury w całej Polsce, a jego wpływy docierają do państw Skandynawskich, Włoch i są silne w całej Zonie. Gangi nie lubią konkurencji i często używają broni. Ich rola to jednak głównie hurt i pośrednictwo, naprawdę niebezpieczne zadania, takie, jak przemyt towarów do odbiorców czy eksplorację Zony wolą zlecać detalistom. Porażka w wykonaniu zlecenia zwykle nie wchodzi w grę. W Polsce inwestują głównie w lichwę, czyli nielegalne pożyczki pieniędzy.


W ostatnich czasach rynek na jakim działał Grodzisk zmienił się, co nie oznacza, że stał się mniej dochodowy. Wzrósł popyt na broń, a Niemcy poszukują elektroniki. Sprzedaż uzbrojenia jest monitorowana przez Ministerstwo Obrony Narodowej, ale jego przewóz odbywa się rękoma prywatnych specjalistów. Niestety wielu z nich ma powiązania z wiadomą grupą przestępczą. Gangsterzy, publicznie podający się za uczciwych biznesmenów przekonują, że ich ładunki trafiają w ręce Francuskiego i Skandynawskiego Ruchu Oporu. Powszechnie jednak wiadomo, że wojskowi państw Osi płacą lepiej. Spora część z nich pozostaje też niestety w kraju. W drugą stronę szmuglowani są natomiast najczęściej uciekinierzy. Nie wszyscy znajdują szczęście w nowym domu. Wielu z nich, w szczególności młode kobiety staje się ofiarami handlarzy żywym towarem.


Przemyt z Zony doprowadził do tego, że Grodzisk posiada bardzo silne powiązania ze światem biznesu Wrocławia. Faktycznie ogromna część tamtejszych firm tak naprawdę stanowi własność lub współwłasność przestępców spod Warszawy, albo korzysta z ich patronatu. Niektóre powstały tylko po to, by np. produkować antybiotyki na przemyt. Dość często wykorzystywane są jako pralnie brudnych pieniędzy. Inne to po prostu dobre inwestycje pieniędzy, które mają się zwrócić.


Zaznaczyć należy, że duża część działalności Grodziska, taka jak pozyskiwanie artefaktów z Zony, dostarczanie leków do szpitali na zachodzie oraz broni dla partyzantów nie jest nielegalna z punktu widzenia polskiego prawa. Nielegalna jest sprzedaż leków i uzbrojenia w ręce Państw Osi oraz wprowadzanie ich do obrotu w Polsce, a także przemyt do niej artefaktów nie posiadających koncesji, handel narkotykami oraz bronią na terenie państwa czy też wreszcie stręczycielstwo. Karalne są też metody biznesowe wykorzystywane przez mafię. To znaczy: wymuszenia, zastraszenia i likwidacja konkurencji.


Większość gangsterów Grodziska osobiście nie jest zaangażowana w żadną, karalną działalność. To biznesmeni, a nie bandyci. Prawdziwą działalnością zajmują się inne gangi, zorganizowane podobnie jak legalne firmy. Mafiozi wyłożyli tylko pieniądze na ich powstanie i rozwój, lub zlecają im zadania. Jako inwestorzy pobierają też procent wypracowanego przez nie dochodu. Większość wyżej postawionych przestępców (żołnierzy rzadko to dotyczy) ma też zupełnie legalnie działające firmy maskujące ich przestępczy proceder.


„Grodzisk” w Polsce zachowuje się bardzo kulturalnie, dość rzadko dochodzi do ekscesów. Gangsterzy uznają, że nie ma powodów, by denerwować Policję czy CBŚ. Sprawa wygląda jednak inaczej poza jej granicami. Zasadniczo każdy, kto próbuje robić interesy na przemycie i „handlu zagranicznym” musi liczyć się z Grodziskiem i przynajmniej mu się opłacać. Gangsterzy bardzo nie lubią konkurencji. Mają też prawdopodobnie największe zasoby broni w Polsce.


- Edward S. znany głównie pod pseudonimem „Turysta”. Oficjalnie absolwent Technologii Żywności i Żywienia Człowieka oraz właściciel floty kutrów oraz firmy dostarczającej świerzych ryb do restauracji i supermarketów w całej polsce. Oraz oczyście klubów nocnych, barów, lokali z „automatami do gier” i szeregu innych działalności. Nieoficjalnie jeden z głównych szefów Grodziska. Jeszcze mniej oficjalnie: „nielegał” SWW. Według początkowych zamysłów służb Edward S. miał utworzyć tajną sieć przerzutową środków materialnych na zachód. Miała ona podkopywać autorytet mocarstw zachodnich oraz stanowić drogę ewakuacji agentów w razie wojny. Pomysł sprawdził się, ale z jednym drobnym mankamentem: szybko okazało się, że Edward S. więcej zarabia jako szef mafii, niż szpieg. SWW toleruje jego osobę, gdyż mafię z Grodziska postrzega jako przydatne narzędzie. W szczególności ceni zwłaszcza jej zabójców.


Edward S. swój przydomek zawdzięcza sposobowi w jaki pozbywa się wrogów. Otóż: mierząc do nich z pistoletu proponuje im „wycieczkę statkiem” na środek Bałtyku, z której to wycieczki mało kto wraca.


Wietnamczycy


Duża liczba nielegalnych emigrantów z państw azjatyckich została po Katastrofie uwięziona w Polsce. Wielu z nich musiało odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nie wszyscy zrobili to w sposób legalny. Niektórzy utworzyli niebezpieczne gangi nazywane „gangami wietnaskimi” choć nie w pełni oddaje to ich naturę. W skład organizacji wchodzą bowiem też przedstawicielem innych narodowości (w tym Chińczycy i Koreańczycy).


Mafia ta jest w bardzo małym stopniu zrozumiała dla Policji, jednak uchodzi za jedną z najniebezpieczniejszych. Jej członkowie zajmują się trzema, głównymi dziedzinami życia: stręczycielstwem (przy czym większość z ich podopiecznych wywodzi się z Polski, niektóre to emigrantki z państw okupowanych i Zony), wymuszaniem haraczy i handlem narkotykami. Do Wietnamczyków należy kilka dużych gospodarstw rolnych, w których jak podejrzewa się produkowana jest heroina. Posiadają też silnie umocnione plantacje i laboratoria w Zonie i na Rusi, współpracują też z przemysłem chemicznym Morloków oraz przestępczymi grupami Miasta Matki.


Mafia wietnamska jest bardzo brutalna, ceni sobie też specyficznie pojmowany honor. Ten ukształtował się w wyniku zmieszania kodeksów etycznych z kultury licznych krajów i pozostaje niepojęty dla kogokolwiek. Zasadniczo jednak obrazić „wietnamca” to umrzeć. Co dokładniej ich obraża nie wiadomo, jednak często wściekają się o nic. Nie tolerują też jakiejkolwiek konkurencji, ani jakichkolwiek zdrad.


Mafia wietnamska w Polsce ma dwóch przywódców. Są to:


- „pułkownik” Kim Chi, dawniej agent północnokoreańskiej Bezpieki zatrudniony w ambasadzie w Warszawie. Początkowo miał sprawować nadzór nad jej pracownikami i pilnować, by żaden z nich nie uległ pokusie kapitalizmu. Po Kataklizmie stał się bezrobotny. Kim Chi jest wyszkolonym zabójcą, który terrorem i przemocą podporządkował sobie polskie podziemie, a zwłaszcza świat sutenerów. Jego imperium stale się rozrasta, od kilku miesięcy inwestuje w ryzykowne firmy elektroniczne Wrocławia. Powszechnie wiadomo, że pan Chi nie rozumie specyfiki rynku, ale bardzo, bardzo nie lubi porażek. Oraz konkurentów. Każdy, kto nie chce być jego konkurentem powinien podzielić się z nim zyskiem. Filozofia ta grozi konfliktem z Grodziskiem.


- Banh Mi przez podwładnych tytułowany przez mistrzem lub lordem. Ten władca narkotykowego podziemia na pierwszy rzut oka wygląda jak czcigodny chiński mędrzec z filmu karate dla dzieci. Jest stary, siwy i mówi zagadkami, które potrafią interpretować tylko jego podwładni. Należy jednak do ludzi wyjątkowo niebezpiecznych, nie tylko dzięki armiom swych zawodowych drani. O Banh Mi powszechnie wiadomo bowiem, że nie jest zwykłym gangsterem, ale też potężnym, konfucjańskim magiem oraz uznanym mistrzem sztuk walki. Posiada też sieć restauracji, stanowiących oficjalne źródło jego zamożności. To jednak sporty walki stanowią jego główną pasję. Stary dziadyga organizuje nawet nielegalne turnieje sztuk walki, w których dozwolone są wszystkie chwyty. Można w nich wygrać doprawdy bajeczne nagrody, lecz przegrani często kończą w jednej z jego restauracji jako cielęcina pięć smaków. Jednym z najgroźniejszych zawodników jest równie piękna, co okrutna Pho, ulubiona konkubina i zabójczyni lorda Mi.


Ruscy”


Nazywani (błędnie) mafią rosyjską. Prawdziwe struktury tej ostatniej faktycznie jednak przepadły w mrokach dziejów zdezintegrowane przez Kataklizm. Ich miejsce zajęli głównie Polacy i Wietnamczycy. Na przestępczy rynek pracy trafili jednak tzw. „ruscy” czyli byli żołnierze z Obwodu Kaliningradzkiego. Są jak ich państwo: dysponują zasobami ludzkimi, ale brakuje im zaplecza. Ich organizacje pełnią więc rolę przestępczych agencji pośrednictwa pracy. U „Ruskich”, działających zwykle na targowiskach można kupić i wynająć wszystko: ochroniarzy, żołnierzy gangów (zwykle byłych żołnierzy zawodowych), zabójców, komandosów, saperów, łącznościowców, pilotów, wojskowe helikoptery, czołgi, wyrzutnie rakiet... Nie jest tajemnicą, że najwięksi pośrednicy to żołnierze czynnej służby, odpowiadający bezpośrednio przed admirałem Novogrodowem. „Ruscy” obsługują większość legalnych i nielegalnych przedsięwzięć wymagających użycia siły. Są posłuszni natomiast każdemu, kto płaci. A dokładniej: temu, kto płaci najwięcej.


Lojalni są jednak tylko matuszce Rosji. Kilka razy zdarzyło się więc, że „Ruscy” czmychnęli z tym, czego mieli pilnować lub kropnęli kogoś, kogo mieli chronić, bo ktoś inny zaproponował im więcej. Pewien właściciel wpływowej firmy elektronicznej z Wrocławia był ponoć więziony i torturowany przez własnych ochroniarzy tak długo, aż nie zdecydował się przekazać im interesu. Znana jest też sprawa hiszpańskiego złota...


Wydaje się, że sytuacje takie będą się powtarzać. Pułkownik Kazański, nieformalny przywódca „ruskich” i bliski przyjaciel admirała jest zdania, że jego „żołnierze” byliby w stanie samodzielnie kierować polskim podziemiem. Jest też pewien, że przed tym szykują się wielkie perspektywy, po tym, jak Polska wygra wojnę. Uważa też, że obecna chwila, gdy władze zajęte są Nazistami jest dogodnym momentem do sięgnięcia po władzę. To, że jego ludzie pełnią często kluczowe stanowiska w konkurencyjnych grupach przestępczych tylko ułatwia mu zadanie.


„Ruscy” są bardzo bitni, dobrze wyszkoleni, wszyscy to byli żołnierze, często z jednostek specjalnych. Dysponują dużą ilością broni, często specjalistycznej i sprzętem. Jedyne, czego im brakuje, to finezji i dyskrecji. Określenie „wojna gangów” traktują w pełni dosłownie, a prowadzą ją według reguł wyniesionych ze szkół oficerskich. Charakteryzują się też własnym, pełnym rozmachu i grubej przesady stylem.


Gitowcy”:


Zwani też „grypsującymi” to jeden z najważniejszych gangów więziennych Nowej Europy. Jego wpływy obejmują większość zakładów karnych środkowej części kontynentu, a częściowo także Włoch i Hiszpanii. Rozciągają się też na ulice, żulernie i meliny większości miast. Nie spotyka się ich jedynie na terenie Okupowanej Europy, gdyż Niemcy z recydywistami manifestującymi swoją aspołeczność radzą sobie w bardzo prosty sposób.


Grypsujący to najczęściej osadzeni, należący do specyficznej subkultury wyróżniającej się bardzo barwnym, wewnętrznym językiem oraz zdobiącymi ich ciała tatuażami. Najczęściej odsiadują wyroki za przestępstwa związane z przemocą. W przeszłości znani byli z tego, że bili i terroryzowali słabszych fizycznie i psychicznie więźniów dla czystej przyjemności, często zmuszając ich do różnych, upokarzających czynności. Potem do więzień zaczęli trafiać biznesmeni skazani za przestępstwa gospodarcze i „gitowcy” zorientowali się, że mogą sporo zarobić.


Gangi więzienne głównie pobierają haracze od innych więźniów, grożą torturami i śmiercią im oraz ich bliskim. Wbrew pozorom grypsujący mogą bowiem dosięgnąć także osoby znajdujące się na wolności. Zwyczajnie co jakiś czas osobom ważnym w ich strukturze zdarza się wychodzić (zwykle na krótko). Nie są oni szczególnie subtelni ani wyrafinowani, nadrabiają jednak brutalnością. Jak wspomniano: najczęściej są to osoby skazywane za przestępstwa związane z przemocą, zwykle całkowicie zdemoralizowani recydywiści, pobyt na wolności traktujący jak przerwę między odsiadkami.


- pan „Twardy”: Więzienna legenda. Pan „Twardy” kiedyś został skazany za zabójstwo na dożywocie. Wyszedł po 25 latach, trzy miesiące chlał, pieniądze mu się skończyły, znowu zabił i teraz odsiaduje dożywocie drugi raz. Cały pokryty prymitywnymi dziarami na pierwszy rzut oka przypomina bardziej półdzikiego orka, niż człowieka. Nie jest szczególnie elokwentny, a jego słownictwo jest raczej ubogie, jednak każde zdanie, jakie padnie z jego ust jest prawem w więzieniach połowy kontynentu. Boją się go wszyscy, a w szczególności strażnicy. Temu człowiekowi bowiem zabić przychodzi łatwiej, niż podpisać się i to nie tylko dlatego, że jest wtórnym analfabetą. Otacza go zawsze kilku podobnych mu osobników. Nie wszystko w „Twardym” jest złe. Człowiek ten na przykład jest wielkim patriotą który nienawidzi zdrajców, komunistów i Niemców.


Grupa trzymająca władzę”:


Nazwa została użyta po raz pierwszy użyta przez polityków PiS na krótko przed „Restartem” i pierwotnie opisywała inne zjawisko. Członkowie „Grupy” częściowo przyjęli ją z przekory, a częściowo zostali nim ochrzczeni. Generalnie w jej skład wchodzą osoby wysoko postawione, zajmujące najczęściej stanowiska w administracji i samorządach. W ich szeregach znaleźć można burmistrzów, starostów i wicestarostów, prokuratorów i sędziów. Zwykle są to ludzie średniego szczebla: te najniższe nie mają dość władzy, by kraść. Najwyższe natomiast są zbyt wnikliwie obserwowane przez media i służby.


Główny biznes „grupy” to ustawianie przetargów oraz (przede wszystkim) pośredniczenie przy praniu pieniędzy. Generalnie w Polsce oraz reszcie Środkowej Europy należy wykazać się źródłem dochodów. Każda transakcja bankowa powyżej 5.000 złotych jest odnotowywana i trafia do Urzędu Skarbowego. Należy też od niej zapłacić podatek. Jeśli źródło dochodu jest nieujawnione (bo np. wiąże się z przestępstwem) stawka podatkowa wynosi aż 75%. Co więcej w razie wykrycia takiego zjawiska oskarżony może łatwo zostać skazany za przestępstwa gospodarcze, które często łatwiej udowodnić, niż morderstwo czy handel narkotykami. Wyroki w prawdzie też są niższe, ale nikt nie zajmuje się zorganizowaną przestępczością, żeby trafić do paki i stracić wszystko na rzecz fiskusa...


„Grupa” zajmuje się więc legalizacją dochodów za pomocą różnego rodzaju kruczków prawnych, fikcyjnych firm i innych metod. Ochraniają też swoich klientów, utrudniając pracę organom ścigania na różne sposoby.


- Zbigniew Z. komendant straży miejskiej jednego z miast wojewódzkich w Polsce oraz wielki zwolennik fotoradarów. Do tego zajmuje się płatną protekcją, macza palce w ustawianiu przetargów, wyłudzaniu odszkodowań za zniszczenia wojenne, legalizacją pieniędzy oraz przemytem. Należące do straży miejskiej samochody zaopatrują dobrze ponad połowę dealerów w mieście, a czasem wożą narkotyki i broń do innych regionów Polski. Co ciekawe Zbigniew Z. dość często gości w mediach, przedstawiany jako „Polski Szeryf” znany głównie z oczyszczania swego miasta z handlarzy narkotykami. Jak łatwo zgadnąć: zwalcza konkurencję. Spora część jego podkomendnych dobrze wie, co robią dla swego szefa. Nie są to szczególnie dobrze opłacani ludzie, więc nielegalne biznesy traktują jako sposób dorobienia do pensji.


Włoska Mafia


Mafia to umowne określenie dla grup kryminalnych z Włoch. Zorganizowana przestępczość posiada w tym państwie bardzo długie tradycje sięgające ruchów narodowo-wyzwoleńczych z XIII wieku. Faktycznie nie jest to jednolita organizacja, a kilka lokalnych grup, z których najważniejsze są Cossa Nostra (władająca Sycylią i Południowymi Włochami), Camorra (okolice Neapolu) i Stowarzyszenie Św. Trójcy (Północne Włochy). Organizacje są stricte lokalne, a co więcej wzajemnie wrogo nastawione do siebie.


Organizacje mafijne są bardzo rozbudowane. Przykładowo szacuje się, że Camorra może liczyć około 30 klanów zrzeszających blisko 100 rodzin co daje łączną siłę około 5 000 osób. Pozostałe dwie organizacje są równie liczne. Przedstawicielom mafii brakuje w prawdzie wyrafinowanego sprzętu swych kolegów z Europy Środkowej, jednak nadrabiają to liczbą. Mafia włoska jest prawie dwukrotnie liczniejsza, niż „Wietnam”, „Grodzisk” i „Rosja” razem wzięte.


Organizacja mafii jest hierarchiczna. Podstawowa komórka mafii zarządzana jest przez Caporegime czyli „dowódcę” lub „oficera”. Zwykle prowadzi on jakiegoś rodzaju legalny lub nie interes, w którym zatrudnia pewną ilość „Soldato” czyli żołnierzy. Ci ostatni to zaprzysiężeni i wprowadzeni w szeregi organizacji ludzie, którzy przysięgli bronić jej interesów i strzec własnym życiem i honorem jej sekretów, jednak zbyt nisko postawieni, by zezwolić im na posiadanie własnych interesów. Na czele grupy stoi zwykle „Don” czyli ojciec chrzestny, osoba ciesząca się wielkim szacunkiem. Zwykle kontroluje on działania całego rodu mafijnego i posiada pod sobą kilku do kilkunastu Caporegime. Wszyscy Donowie uważani są za dżentelmenów i zwykle się znają. Razem tworzą organ nazywany Cupolli („kopuła”) w trakcie narad regulujący kwestie wewnętrzne organizacji.


Model biznesowy włoskiej mafii różni się dość poważnie od znanego z końca XX wieku. Mafia czerpie dochody z trzech głównych dziedzin: wymuszeń haraczów i danin od legalnie działających przedsiębiorców za „ochronę”, z prostytucji oraz z nielegalnych kasyn. Czwartą, bardzo ważną dziedziną jest legalny biznes prowadzony za pomocą kryminalnych środków. Członkowie organizacji zwyczajnie prowadzą normalne firmy: restauracje, przedsiębiorstwa usługowe czy budowlane. Jednak pomagają sobie w tym na różne sposoby, bądź dzięki korupcyjnym układom we władzach lokalnych pozwalających pozyskać intratne zamówienia publiczne bądź po prostu likwidując konkurencję za pomocą zastraszeń, szantażu i zabójstw.


Stosunkowo małą rolę w interesach posiada natomiast narkobiznes. Włochy produkują duże ilości narkotyków, jednak większość z nich trafia na rynki zewnętrze. Wynika to z odmiennej struktury narkomanii w kraju. O ile w Europie Środkowej narkomania jest głównie problemem młodych, tak we Włoszech postrzega się ją jako chorobę 50 letnich i starszych lekarzy, wojskowych i artystów. Najczęściej jest wynikiem przedawkowania lekarstw przeciwbólowych. Narkomania rekreacyjna jeszcze się nie rozwinęła. Jednak na skutek importu mód z Polski we Włoszech i na południu Francji stopniowo rozkwita i ten problem społeczny.


Mimo liczb obecnie włoska mafia przeżywa jeden z najtrudniejszych okresów w swojej historii. Sprawiła to jonkurencja z przestępcami ze wschodu, których metod działania często Włosi nie potrafią objąć rozumem oraz polityka Mussoliniego, który bardzo mocno docisnął jej śruby. Niesie to za sobą szereg następstw. W prawdzie organizacja nadal jest relatywnie potężna, ale wiele rodzin utraciło płynność finansową. Zdarza się, że gangsterzy są zmuszeni płacić barterem i zamiast pieniędzy oferują heroinę, prostytutki czy prawo do ściągania haraczy... Z drugiej: wielu zdecydowało się na wyprowadzenie w bardziej obiecujące regiony. Obecnie więc wszystkie państwa Koalicji jak i Bloku Faszystowskiego mają więc włoskie delegatury mafijne.


Mafia z Alexanderplatz


Mieszczący się w Berlinie Alexanderplatz słynie z dwóch rzeczy: mieści się na nim kwatera główna KRIPO oraz największy, czarny rynek Starej Europy. Jest on też siedzibą prężnej organizacji przestępczej. „Mafia z Alexanderplatz” zaczęła powstawać w roku 1939, gdy, po wybuchu wojny z Francją w Niemczech wprowadzono kartki żywnościowe. Intratny interes przyciągnął pracowników przymusowych, wszelki element przestępczy, zwykłych spekulantów oraz agentów służb specjalnych państw Koalicji. Ci ostatni w rozwoju czarnorynkowych kanałów handlowych widzieli szansę na stworzenie źródeł dostaw dla partyzantów. Z ich pomocą handlarze z Alexanderplatz dotarli więc do krajów okupowanych oraz wprowadzili do swej oferty także pochodzącą z Polski elektronikę (głównie radia przenośne), narkotyki, broń palną i materiały wybuchowe.


Mimo, że handel czarnorynkowy jest oczywiście nielegalny bliskość kwatery głównej KRIPO bynajmniej nie zniechęca spekulantów. Przeciwnie: przynajmniej połowa policjantów to stali klienci wszelkiej maści bazarów. Pozostali natomiast sami uczestniczą w spekulacjach na rynku żywnościowym. Wielu funkcjonariuszy jest przekupionych przez handlarzy lub stanowi ich cichych wspólników. Oczywiście notują liczne zatrzymania, lecz zwykle ich ofiarami pada konkurencja wywodzącej się z Berlina mafii. Nie są oni zresztą wyjątkiem. Czarnorynkowy handel jest bowiem działalnością bardzo dochodową, w którą zamieszana jest sama wierchuszka III Rzeszy. Wśród największych protektorów Mafii z Alexanderplatz wymienić należy Wilhelma Frick'a, Bernharda Rust'a, Walthera Darre (ministrowie Rzeszy), Walthera von Brauchitscha (głównodowodzący Wehrmachtu na Bałkanach) oraz Ericha Raedera (Grossadmirał Kriegsmarine). Ważnym klientem jest natomiast naczelny dowódca Luftwaffe Herman Goring.


Dawna, a współczesna przestępczość


Przestępczość zorganizowaną ze Środkowej i Starej Europy dzieli wiele barier. Najważniejszą z nich jest oczywiście model biznesowy. Tak więc o ile nowoczesne organizacje przestępcze stawiają głównie na przemyt, handel narkotykami i żywym towarem, kradzież samochodów i napady na ciężarówki tak głównymi źródłami finansowania tych ostatnich są: nielegalny hazard, „ochrona” lokali gastronomicznych i prostytutek, porwania dla okupu oraz kradzieże. W Polsce raczej nie zdarza się, by bandyci z prawdziwego zdarzenia zajmowali się włamaniami do mieszkań czy zorganizowaną kradzieżą kieszonkową pozostawiając to zwykłym menelom. Zwyczajnie handel narkotykami jest mniej ryzykowny i bardziej dochodowy. W Niemczech, Rumunii, Francji, Wielkiej Brytanii jest to jedno z bardziej lukratywnych zajęć przestępców. Popularne też są napady na banki i konwojentów, pociągi, porwania i inne zbrodnie rodem z filmów i komiksów.


Bardzo ważnym elementem światka przestępczego są kasiarze, czyli bandyci wyspecjalizowani we włamaniach do sejfów, choć nawet pospolici kieszonkowcy zarabiają nieźle. Intratność interesu spowodowana jest kilkoma czynnikami. Głównym z nich są bardzo słabe zabezpieczenia. Alarmy nie są zbyt czułe i raczej mało wyrafinowane. Nie ma kamer, czujników czy fotokomórek. Często jedyną barierą chroniącą pieniądze jest sejf lub kasa pancerna. Co więcej: transakcje bezgotówkowe prawie nie istnieją, a pieniądze nie są przelewane na indywidualne konta pracowników, tylko przekazywane do ich rąk w zakładowej kasie. Tak więc nawet w kieszeni zwykłego robotnika często chodzi nie tylko bezwartościowy pasek plastiku, który łatwo zastrzec, ale cała jego miesięczna wypłata.


Celem kasiarzy wbrew pozorom zwykle też nie są banki. Najczęściej atakują oni praktycznie niezabezpieczone kasy zakładowe w niewielkich firmach, fabrykach, lokalnych pocztach, dworcach kolejowych czy w prowincjonalnych urzędach. Wszystkie one zwykle zatrudniają po kilkadziesiąt osób, a zakładowy sejf w noc poprzedzającą wypłatę (kiedy zdarza się najwięcej napadów) dosłownie pęka w szwach.


Apasze:


Słowo początkowo odnosiło się do specyficznej subkultury z ulic Paryża, obecnie często jednak używane jest ogólnie jako „bandyta ze starej Europy”. Nie całkiem zresztą bez sensu. Jak wiadomo bowiem Paryż jest stolicą mody, także przestępczej. Apasze wyróżniają się mową i wyglądem podobnym do łotrzyków z bajek. Na bandycki szyk składają się eleganckie lakierki, czapka-oprychówka, pasiasta koszula i szal lub apaszka mogąca posłużyć do zasłonięcia twarzy. Nazwa subkultury pochodzi od brutalności jej członków, porównywanej przez gazety do amerykańskich Apaczów.


Specjalności bandytów są dwie. Pierwsza z nich to przestępstwa przeciwko mieniu i brutalne napady. Wyspecjalizowani są zwłaszcza w rabunkach popełnianych na klasie średniej i burżuazji, porwaniach dla okupu i włamaniach. Druga to czarnorynkowe transakcje, ongiś głównie polegające na odsprzedaży złodziejskich łupów i oferowaniu usług prostytutek, a obecnie także handlu wszelkimi, deficytowymi dobrami i (od niedawna) narkotykami. Członkowie subkultury często łączą obie te działalności zwyczajnie wabiąc ofiary ofertą w ciemny zaułek i tam okradając.


Metody „Apaszów” są zdumiewająco prymitywne: dźgnąć kogoś nożem, walnąć pałką w głowę, nastraszyć pistoletem, zabrać portfel... Daleko im do tego, czym dysponuje nowoczesna przestępczość zorganizowana. Sukcesy opierają głównie na swej liczebności: w wielu miastach na jednego policjanta przypada pięciu bandytów. Faktycznie jednak ich epoka odchodzi w niebyt. Za kilkanaście lat zniszczyła ich policja wyposażona w środki komunikacji i łączności w postaci telefonów, rowerów i samochodów. Ostateczny cios natomiast zada im pojawienie się nowych form przestępczości w latach 70-tych.


- August Nothling: w Berlinie znany jako „August z torbami”. Z zawodu cukiernik, oficjalnie prowadzi delikatesy. Nieoficjalnie jest przywódcą jednej z największych siatek przemytników i handlarzy czarnorynkowych w Okupowanej Europie. Sprowadza mięso z bawarskich wsi, szampana z Francji, tytoń z Grecji, czekoladę z Włoch... Bezkarność gwarantują mu znajomości w samej, nazistowskiej wierchuszce. Nothling jest osobistym dostawcą Ribbentropa, Helldorfa (prefekta berlińskiej policji) oraz Frick'a.


Maminsynki”


Nieliczna, ale dobrze trzymająca się grupa przestępcza. Generalnie Miasto Matki należy do jednych z najbezpieczniejszych miejsc świata. Typowy przechodzień może zapuszczać się nawet w najciemniejsze zaułki, pewien, że najgorsze, co może go spotkać to obrzucenie wyzwiskami. Nie zmienia to oczywiście faktu, że przestępczość istnieje, choć jest znacząco zredukowana. Terytorium Matki stanowi obszar działania przynajmniej kilku dużych, rodzimych gangów. Te skupiają się jednak głównie na tzw. „przestępstwach białych kołnierzyków”. Główne zainteresowania „maminsynków” to nielegalne zabiegi medyczne (w tym cyborgizacje), przestępczość elektroniczna, handel produktami wysokiej technologii (głównie bronią) oraz produkcja bardzo wyrafinowanych narkotyków jak np. syntetyczna endorfina rozprowadzanych potem po mieście i reszcie Nowej Europie przez lokalne gangi.


Mimo, że nieliczne „Maminsynki” są bardzo niebezpieczną mafią. Dysponują ogromnymi wręcz ilościami sprzętu, o którym konkurentom często się nie śniło. Do swojej dyspozycji posiadają broń o wielkiej sile ognia, roboty, pancerze wspomagane, różnego rodzaju wszczepy... Przywódcy to najczęściej średniego kalibru biznesmeni wywodzący się z Miasta i prowadzący biznes w krajach Europy Środkowej. Żołnierze natomiast najczęściej wywodzą się z różnego rodzaju grup abnegatów zbuntowanych przeciwko jego nadzorowi komputera oraz odwrotnie: grup cyberafirmacyjnych, dążących do maksymalnego upodobnienia się do maszyn.


Szaraszkowcy:


W odróżnieniu od Miasta Matki, gdzie władza oparta jest na oświeconych rządach superkomputera, który zbiera dane, określa trendy i na ich podstawie ustala problemy, które stara się asertywnie rozwiązywać, Szaraszka rządzona jest przez klikę akademicką. Największy wkład w życie obywateli ma ekspercki zespół złożony z profesorów socjologii, urbanistyki i inżynierii społecznej, który zwyczajnie wie lepiej, co doskwiera społeczeństwu bez potrzeby konsultowania się z gorzej wykształconą tłuszczą. W efekcie miasto obfituje w szereg mniej lub bardziej kuriozalnych przepisów takich, jak zakaz sprzedaży alkoholu do celów konsumpcyjnych (powód: „koszta społeczne”), posiadania noży dłuższych niż 20 centymetrów (przestępstwa), wyrobów tytoniowych (rak), sprzedaży czerwonego mięsa (cholesterol), ziemniaków (nadwaga) i innych. Zważywszy na licznych w mieście, nie mających nic do roboty, lub pracujących na niskich stanowiskach psionów oraz obciążone nadmiernymi podatkami „beztalencia” rozwój szarej strefy był nieunikniony.


Generalnie lokalna mafia jest strukturą niejednorodną, którą łączy jedynie wspólnota terytorialna. W jej skład wchodzą lewicujące organizacje „beztalenci” wywodzące się z Ruchu Normalnych, trudniące się rabunkami, napadami z bronią w ręku i wymuszaniem haraczy. Zajmują się one też handlem bronią i dystrybucją narkotyków wewnątrz miasta. Psioni natomiast to najczęściej „silnoręcy” organizacji. Zwykle pracują dla gangów wywodzących się z innych grup. Zajmują się oni działaniami „detektywistycznymi”, takimi jak szpiegostwo przemysłowe i pozyskiwanie wiadomości in-siderskich z firm, ochroną innych gangów, sutenerstwem i wymuszeniami. Zdominowali też zawód „windykatorów” oraz płatnych zabójców.


Pracownicy naukowi zajmują się dwojaką działalnością. Pierwszą grupę stanowią osoby związane z tajnymi badaniami prowadzonymi w niektórych laboratoriach w mieście. Te są jednymi z głównych klientów mafii, płacących jej najczęściej za dostarczanie obiektów do badań (i biorącymi tym samym udział w handlu ludźmi) oraz opłacających zabójców, którzy likwidują zbyt ciekawskich i szantażystów. Druga grupa to ludzie zwyczajnie usiłujący dorobić do pensji. Ci najczęściej trudnią się nielegalnymi zabiegami medycznymi (między innymi wczepiając bionikę) oraz produkcją narkotyków egzotycznych (głównie sztucznie syntetyzowanej kokainy).


Co współcześnie znaczy „mafia”?


Trudno to dokładniej opisać. Generalnie jednak, w momencie, w którym pojawia się skuteczny gang lub grupa przestępcza, o której robi się głośno i która zarabia na swojej działalności większe pieniądze bardzo szybko pojawiają się osoby, które również chciałyby być sławne i bogate jak tamci. Zaczynają więc naśladować „model biznesowy” swoich kolegów i zakładają własne gangi. Bardzo często też, by zastraszyć ewentualnych przeciwników wykorzystują nazwę pierwowzoru. Jako, że organizacje te są bardzo bliskie do siebie biznesowo (ktoś, kto handluje np. heroiną ma więcej wspólnej płaszczyzny zarówno do interesów jak i konfliktów z kimś, kto robi to samo niż z np. ekspertem od prostytucji) szybko wchodzą ze sobą w relacje: słabsi zostają podporządkowani lub (jeśli próbują stawiać opór) zabici, silniejsi natomiast zagarniają takie terytorium, jakie potrafią utrzymać. Właśnie taki konglomerat gangów nazywany jest mafią.

Komentarze


~Gry psujący

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Temu człowiekowi bowiem zabić przychodzi łatwiej, niż podpisać się i to nie tylko dlatego, że jest wtórnym analfabetą."
A zabił raptem dwa razy.Naciągane toto jak i reszta.
20-01-2013 20:24
zegarmistrz
   
Ocena:
0
Za dwa go skazali.
21-01-2013 18:55
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
"Wielki zwolennik fotoradarów" - dobre nawiązanie do sytuacji na naszych drogach.
A co właściwie jest z drogami samochodowymi oraz z portami lotniczymi i morskimi?
21-01-2013 22:51

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.