4 pory mroku - Paweł Paliński

Autor: Łukasz 'Ludmo' Dymek

4 pory mroku - Paweł Paliński
Polski horror jaki jest, każdy widzi. Nie możemy pochwalić się wybitnymi dziełami z tego gatunku, jednak z roku na rok ukazuje się coraz więcej pozycji wpisujących się w ten klimat. Wielu młodych pisarzy − jak chociażby Jakub Małecki − już swoimi debiutanckimi tekstami potrafili zaintrygować i zaciekawić czytelnika. Tym razem do moich rąk trafił zbiór opowiadań Pawła Palińskiego, 4 pory mroku.

Na wstępie chciałbym chociaż trochę przybliżyć sylwetkę autora. Ten trzydziestoletni mężczyzna, z wykształcenia lekarz medycyny, swoją przygodę z pisarstwem rozpoczął już w czasie studiów. Na szczególną uwagę zasługuje rok 2005, w którym otrzymał tytuł naukowy, a na wiosnę w periodyku Fahrenheit ukazała się pierwsza jego publikacja − Trwoga w Starachowicach. Rok później opowiadanie Ukochane maleństwa w konkursie Nowej Fantastyki Przestrasz siebie i nas zajęło trzecie miejsce. Jego teksty trafiły również do antologii: Pokój do wynajęcia i Trupojad. Nie ma ocalenia.

Jak już wspomniałem na samym początku, 4 pory mroku to zbiór dziesięciu opowiadań utrzymanych w klimacie horroru. Jeszcze kilkanaście lat temu gatunek ten był prawie zupełnie pomijany przez polskich prozaików. Bez wątpienia postać Stefana Grabińskiego może posłużyć jako przykład, że styl ten w polskiej literaturze był obecny, jednak jest to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Zazwyczaj polskiemu czytelnikowi słowo "horror" kojarzy się niestety wyłącznie z dwoma nazwiskami: Stephen King oraz Howard Philips Lovecraft. Pierwszy z nich uznawany za niedoścignionego "króla" gatunku, stał się też niejako jego ikoną. Nazwisko Kinga pada nie bez powodu. Na odwrocie okładki Łukasz Orbitowski, zachęcając czytelników do lektury zbioru Palińskiego, również przywołuje amerykańskiego mistrza. To żadna nowość, gdyż wielu początkujących autorów jest z nim porównywanych; najczęściej porównanie to wypada wyjątkowo blado. Jednak w tym wypadku twórca Świętego Wrocławia ma trochę racji.

Jak to często ze zbiorami bywa, wielką sztuką jest napisanie opowiadań trzymających równy, dość wysoki poziom. Reguła ta dotyczy także 4 pór mroku. Oprócz tekstów dobrych, z morałem i zaskakującym zaskoczeniem, znajdziemy również typowe średniaki. W moim odczuciu książkę możemy podzielić na dwa mniejsze podzbiory: jeden zawierający opowiadania realistyczne, w których autor przedstawia sytuacje bardzo prawdopodobne, z którymi możemy zetknąć się w rzeczywistości oraz drugi zawierający znacznie więcej fantastycznych odniesień. Narracja w zależności od tekstu jest zarówno pierwszo- jak i trzecioosobowa. Autor sprawnie nimi operuje i nie można mieć w tej kwestii większych zastrzeżeń.

Zacznę od pierwszej wyróżnionej grupy, do której można zaliczyć: Fair Play, Zapłacz, a ja cię ukoję, rzekła Śmierć oraz Judasza z krwi i kości. Te trzy przykładowe historie łączy jedno – Paliński trafnie ukazał zło jakie tkwi w każdym człowieku. Zło, o którym część z nas nie zdaje sobie nawet sprawy do momentu, gdy nie znajdziemy się w nadzwyczajnej sytuacji, w której ukaże się nasze prawdziwe oblicze.

Floyd Remington, bohater Fair Play to niedawno zwolniony pracownik wielkiej firmy. Przeżuty i wypluty przez korporacyjną machinę, pełen narastającej frustracji, powoduje wypadek samochodowy, w efekcie którego, wraz z poszkodowaną przez siebie kobietą, zostają uwięzieni w swoich autach. W tym kulminacyjnym momencie ukazuje swoją prawdziwą, mroczną twarz. Tym, co najbardziej poruszyło mnie w tym tekście jest prawdopodobieństwo sytuacji w jakiej znalazł się Remington. Być może warto sobie zadać pytanie, jak ja sam bym się zachował; co bym zrobił w momencie, gdy wszystkie narzucone normy moralne przestałyby mieć jakiekolwiek znaczenie. Wnioski wyciągnięte przez autora budzą zaniepokojenie. Paliński świetnie ukazuje, jak niewiele potrzeba, aby znienawidzić drugiego człowieka, chociażby ze względu na sposób zachowania czy płeć.

Zapłacz, a ja cię ukoję, rzekła Śmierć to historia ludzi bezdomnych − kilku kloszardów, którzy po prostu znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, stając się świadkami morderstwa. Często zapominamy, że żyjący na marginesie społeczeństwa to również ludzie, którym należy się szacunek oraz równe traktowanie w obliczu prawa. Niestety w rzeczywistości, podobnie jak w tym opowiadaniu, jest zupełnie inaczej. Z podobną wymową i przesłaniem można się było również zetknąć przy okazji sztuki Janusza Głowackiego Antygona w Nowym Jorku.

Judasz z krwi i kości dla odmiany bazuje na utartym schemacie. Szaleniec mieniący się artystą, tworzący rzeźby z ludzkich ciał, w poszukiwaniu doskonałej formy posuwa się do coraz ohydniejszych morderstw. Z tym wszystkim mieliśmy już wcześniej styczność, chociażby w Milczeniu Owiec Thomasa Harrisa. Nie zmienia to jednak faktu, że historia − mimo swojej wtórności − opowiedziana jest całkiem ciekawie.

Drugą grupą, do której zaliczają się na przykład Krótka historia o przemienieniu i Wiele lat, wiele przyszłości temu, są opowiadania wykorzystujące zjawiska paranormalne. Pierwsze z wymienionych to na pozór niezobowiązująca opowieść o czających się wśród nas wilkołakach. Jednak pod tą formą, kryje się tęsknota za wolnością oraz rozważania na temat asymilacji w nowym otoczeniu. Z kolei głównym bohaterem drugiego z nich jest nieśmiertelny wampir, który nie potrafi dostrzec sensu istnienia oraz celu w życiu. Od wieków samotny, ma problem z odnalezieniem swojego miejsca w otaczającym go świecie. Paliński snuje rozważania nad sensem ludzkiej egzystencji, pyta, co determinuje nas do działania. Muszę przyznać, że te opowiadanie wywarło na mnie największe wrażenie .

Na sam koniec mam kilka uwag, które być może już wielokrotnie, przy okazji wcześniej publikowanych opowiadań były poruszane. Jedną z nich są anglojęzyczne nazwiska i imiona bohaterów. Zawsze w takich sytuacjach, zastanawiam się czemu ma służyć taki zabieg? Czy osadzenie akcji w naszym ojczystym kraju sprawiłoby, że wymowa tych opowiadań byłaby inna? Czy polsko brzmiące nazwiska nie przystają do omawianej tematyki? Nie jest to wielki zarzut, zdaje sobie sprawę z zainteresowania Palińskiego amerykańskimi pisarzami, na przykład Faulknerem, jednak do pełni szczęścia brakowało mi właśnie swojsko brzmiących imion czy nazw miejscowości.