300

Sin City 1,5

Autor: Maciej 'Repek' Reputakowski

300
Długo oczekiwane, "teaserowane" i "trailerowane" 300 to film, na który nie warto iść bez odpowiedniego uzbrojenia, wyszkolenia i nastawienia. Oto szybki trening bojowy dla wszystkich, którzy się nie wahają, gdyż wiedzą, że jest to film, który trzeba zobaczyć. Nie są przy tym pewni, czy się srodze nie rozczarują. Albo przynajmniej nie zachwycą.

Przede wszystkim, nie słuchajcie Franka Millera, gdy mówi, że to film historyczny. Bitwa, która rozegrała się pod Termopilami w roku 480 p.n.e., tylko pozornie jest wydarzeniem, które powinni badać historycy. Starcie Spartan z Persami to klasyczny dowód na to, iż pewne fakty, dzięki swojemu nieprawdopodobieństwu i niezwykłości oraz doniosłemu znaczeniu dla potomnych, stają się mitami. 300, zarówno komiks jak i film, to ilustracja mitu, nie historii.

Jeśli dobrze pamiętacie komiks, nastawcie się na podobne wrażenia, jak w przypadku ekranizacji Sin City. Będą one wynikać z różnic w naturze obu form przekazu. To, co w komiksie zaklęto w jednym malarskim kadrze, tu rozciąga się na ciąg klatek i trwa. Stąd, podobnie jak w filmie Roberta Rodrigueza, gdzie brutalność została "podrasowana" przez filmowość, również w tym przypadku obraz zyskuje na agresywności i krwawości. Nie martwcie się jednak - tym razem nadmiar przemocy nie niszczy klimatu noir, lecz jest usprawiedliwiony, jak masakra na plaży Omaha w pierwszych ujęciach Szeregowca Ryana.

Bądźcie gotowi na patos właściwy opowieści o herosach, nie postaciach historycznych. Potęgowany ostrą gitarową muzyką i zwolnionym tempem akcji w większości scen batalistycznych, a także maksymalnym efekciarstwem. Nie liczcie na ciche i spokojnie dialogi, lecz przygotujcie się na krzyk i nadekspresję, które są nieodłącznie związane z komiksem bohaterskim, a na ekranie otrzymują wsparcie w postaci wysokiego natężenia decybeli.

W tym kontekście każdy komiksiarz może i powinien dostrzec ciągłe krystalizowanie się jednej z trzech konwencji komiksowych we współczesnym kinie. Pierwsze dwa typy obejmują plastikowe kino akcji z gatunku Fantastycznej Czwórki czy Spider-Mana oraz przemyślane, oparte na konstrukcji komiksu superbohaterskiego obrazy typu Iniemamocni, Niezniszczalny czy Batman: Początek. W trzeciej konwencji powstają filmy, których zadaniem jest jak najściślejsze przeniesienie papierowych kadrów na celuloid. Co ciekawe, jak dotychczas "ofiarą" takiego procederu padają dzieła Franka Millera, na co spory wpływ może mieć malarskość jego prac. Ile przy tym pozostaje miejsca na swobodę twórczą i interpretację dla filmowców, to już inna sprawa. Frank Miller, jak sam twierdzi, nie siedział na karku Zackowi Snyderowi, lecz i tak doczekał się ekranizacji bardzo wiernej swojej plastycznej wizji.

W ramach dygresji zastanówcie się nad tym, jak chętnie akceptujemy system społeczny, którego podstawy są w istocie barbarzyńskie i nieludzkie. Wystarczy, iż jego obrońcy są ślepo oddani swoim zasadom i śmieją się śmierci w twarz. 300 pokazuje, iż bezwzględna siła i nieustępliwa niechęć do kompromisu w imię jakiejś idei są przez nas bardzo chętnie akceptowane i usprawiedliwiane.

Na koniec wreszcie przymknijcie oczy i uszy przy kilku wypowiedziach Leonidasa i jego małżonki, by odczytać ten film w wymiarze uniwersalnym, a nie aktualnym. Niestety, w kontekście teraźniejszej globalnej sytuacji politycznej, część kwestii głównych bohaterów brzmi jak preludium do nalotów na Teheran i wywołuje dreszcz niepokoju podobny do propagandowych finałowych scen z chińskiego Hero. W innym miejscu i innym czasie byłaby to ponadczasowa opowieść o wartościach wyznawanych przez ludzi Zachodu. Jednakże dziś, gdy wyjdziemy z kina i włączymy serwisy informacyjne, niełatwo pozwolić sobie na komfort tak beztroskiego podejścia.

Pamiętajcie po prostu, że to film o bohaterach. A o bohaterach nie powinno się zapominać.