2586 kroków - Andrzej Pilipiuk

Autor: Jacek 'vanderus' Dworzycki

2586 kroków - Andrzej Pilipiuk
Ze zbiorem opowiadań Andrzeja Pilipiuka 2586 kroków miałem okazję zapoznać się zaraz po lekturze Kuzynek. Ot taki mały Pilipiukowy zestaw sobie zafundowałem, zresztą przez zupełny przypadek. Najbardziej cieszę się jednak z tego, iż przyjąłem taką, a nie inną kolejność lektury. Głośno okrzyczane i chwalone Kuzynki trochę mnie rozczarowały, ale to temat na inną recenzję. Natomiast ten zbiór opowiadań najpierw powalił mnie na jedno kolano, potem na drugie, by w końcu zostawić mnie w stanie totalnego uwielbienia dla talentu Andrzeja Pilipiuka. Od dziś chyba mogę go spokojnie stawiać na pierwszym miejscu wśród współczesnych polskich autorów fantastyki. Oczywiście, obok Eugeniusza Dębskiego.

Sam zbiór jako taki jest lekturą całkiem solidną objętościowo, zawierającą blisko 530 stron i czternaście opowiadań. Kilka dłuższych, kilka krótszych. Klimatem zupełnie ze sobą nie powiązanych. Generalnie, dla każdego cos miłego. Nawet miłośnicy "wędrowyczowskiego" humoru znajdą tu coś dla siebie, pomimo, iż sam zbiór reklamowany był jako pozbawiony opowiadań z tą chyba najbardziej znaną postacią polskiej fantastyki w roli głównej.

O stylu pisania Andrzeja Pilipiuka rozwodzić się chyba nie trzeba. Kto czytał cokolwiek z jego repertuaru, ten wie z jaka łatwością autor posługuje się piórem, i to zarówno konstruując wątki humorystyczne, jak i kierując się w bardziej poważną stronę. Kto nie miał takiej możliwości, ten może mi zaufać w tej materii na słowo. Nie można było więc się spodziewać jakiegoś nagłego spadku pisarskiej formy, zwłaszcza, że to nie powieść, a zbiór odrębnych opowiadań. Tekst po którym przebiegamy wzrokiem nasz mózg przyjmuje gładko, bez zgrzytów i zbędnych potknięć z gatunku "co autor chciał przez to powiedzieć". Dodatkowo, przez naprawdę wysoką umiejętność przekazywania treści czytelnikowi, lektura zbioru Andrzeja Pilipiuka zapewnia znaczący relaks i sporo przyjemności, płynącej z samego tylko czytania. A jeśli do tego dochodzi jeszcze intrygująca treść, to czego można chcieć więcej od książki?

Zachwyty nad kolejnymi opowiadaniami można by tu wypisywać w sposób masowy. Każdy komplement, jaki przychodzi mi do głowy, byłby tu jak najbardziej na miejscu. Wymieniać ich więc w stosunku do kolejnych opowiadań, nie ma raczej sensu. Jeśli jednak z jakiejś przyczyny nie będziecie mieli czasu zapoznać się z całością, bądź też lekturę chcielibyście rozpocząć od tych najmocniejszych punktów zbioru, pozwolę sobie ze swojej strony zwrócić uwagę na cztery opowiadania – tytułowe 2586 kroków oraz Wieczorne dzwony, W moim bloku straszy i Bardzo obcy kapitał.

Pierwsze dwa to genialny przykład opowiadań z gatunku grozy. Szczerze powiem, że nie podejrzewałem autora o umiejętność pisania w ten sposób. Wciągające, mocno oparte w historycznych realiach wieku pary i naprawdę mocno zapadające w pamięć. Choćby tylko dla nich warto sięgnąć po ten zbiór. Druga dwójka tu opowiadania z zupełnie innej "bajki". Posiadające formę listów czujnego obywatela do władz są chyba najbardziej zbliżone humorem do opowiadań o Jakubie Wędrowyczu. Z własnego doświadczenia mogę tylko dodać, iż tego typu listy naprawdę trafiają na biurka ważnych urzędników, więc akurat tutaj chyba z fikcją mamy najmniej o czynienia.

Przygotowując tą recenzję, zapoznałem się oczywiście z dotychczasowymi publikacjami na Polterze, poświęconymi temu właśnie zbiorowi opowiadań. I na koniec pozwolę sobie wejść w lekką polemikę z zarzutami, które zarówno Rebound, jak i SzpaQ w swych opiniach zawarli. Najciekawsze jest jednak to, iż rozwodzić się głęboko nie będę. Ot po prostu, to co obaj wymieniają jako minusy poszczególnych opowiadań, dla mnie jest jak najbardziej plusem. I to zarówno owe charakterystyczne "urwał" zastępujące przekleństwa, a nadające opowiadaniu takiej specyficznej nutki humoru, jak i na przykład owa różnorodność opowiadań w zbiorze, o której wspominałem powyżej. Także wplecenie w treść różnych "smaczków", w stylu wpisania Jacka Komudy na listę autorów lektur uważam za rzecz jak najbardziej trafioną, wywołującą u czytającego mimowolny uśmiech, a o to przecież chyba chodziło.

Zupełnie różnię się także z Reboundem w kwestii postrzegania bohaterów. To co on odbiera jako trywializowanie, spłycanie, czy "przekraczanie granicy fantastyki", ja bym nazwał konwencją. Jak dla mnie Andrzej Pilipiuk jest autorem, któremu strasznie ciężko jest pisać zupełnie na poważnie i gdzieś zawsze przemyci jakiś aspekt rozbawiający czytelnika. Czasem będzie to w samej treści, a czasem właśnie w takiej konwencji, która zmusza czytelnika do przymknięcia oka. I z takim lekko przymrużonym spojrzeniem nie drażni już wykuwanie sztyletu na wampiry przez licealistę w blokowej piwnicy, a dodatkowo dzięki tak sformułowanemu punktowi wyjścia, autor wprowadza kilka kolejnych powiązanych, opływających humorem wątków.

Nawet tytuł, który można w pierwszym odruchu uznać za nie pasujący do całego zbioru, jest po głębszym zastanowieniu w zupełności odpowiedni. 2586 kroków wciąga bowiem całkowicie, pozwalając tylko na krótkie przerwy celem wyjścia do toalety, czy przegryzienia czegoś w kuchni. No może raz uda się, że pójdziecie z psem na krótki spacer. I zgadnijcie, ile kroków łącznie zrobicie pomiędzy początkiem, a końcem książki?