11 listopada
Odsłony: 259W tym pięknym dniu chciałbym Wam życzyć (i sobie, lol) wolności, którą nasi przodkowie wywalczyli. Żyjemy w świetnych czasach (porównując oczywiście z tym, co mieli nasi przodkowie, niekoniecznie porównując się do zachodu, który też ma swoje problemy), mieliśmy szczęście że po nieszczęsnych rządzących trafiliśmy na szczęsnych rządzących, którzy doprowadzili do powrotu Polski na mapę. (Już nie będę pisał o życzeniach co do aktualnie rządzących, bo znowu wejdziemy w politykę).
Chciałbym też przedstawić Wam swoje opowiadanie, które powstało pewnie z dekadę temu, gdy mieszkałem jeszcze w Budapeszcie. Było to opowiadanie do mojego systemu RPG, który, jak wiecie (dałbym Wam linka, ale tekst od pół roku czeka na akceptację), nie został jeszcze wydany. Jak być może niektórzy z Was pamiętają, uważam, że duży wpływ na odbiór świata może mieć muzyka, tak więc polecam zapuścić sobie ten utwór:
System RPG powstawał na motywach jednej z najlepszej powieści w historii literatury, czyli Dagome Iudex Zbigniewa Nienackiego (tak, tego od Pana Samochodzika) – pewnie też dlatego jak teraz czytam te opowiadanie, widzę, jak wiele w nim z tej książki inspiracji, a nawet kalki stylu pisania.
O tym, jak Dago spotkał istotę, której rozumem człowiek pojąć nie może
Doskonały słuch konia wiele razy pozwolił Dagonowi ujść z życiem w czasie ciemnych, deszczowych nocy, pod osłoną których próbował przemknąć niezauważony przez lasy zamieszkane przez nieprzejednanych Warmów. I tym razem koń cicho parsknął, Dago momentalnie się zatrzymał, zeskoczył z konia, przykucnął i czekał, aż grupa wojów minie go niezauważonego. Droga z Grodu Ciechana nad morze byłaby przyjemna, gdyby nie to, że Warmowie nigdy nie zaprosili Dagona do Wurmedyten, gdzie mogliby oddać się pod jego piastowanie. Myślał Dago wiele razy, jak podejść Warmów i wymusić na nich posłuszeństwo, jakie zdarzenie pozwoliłoby mu uzyskać władzę nad nimi bez potrzeby przegrupowania wojsk. Nieliczne były jeszcze jego drużyny w Kruszczwic czy Gnieździe; z kolei wyprowadzenie wojsk z Grodu Ciechana czy z Gedani spowodowałoby natychmiastową reakcję pozostałych plemion Estów, których piesze oddziały momentalnie gwałtem wzięłyby nieubezpieczone warownie. Być może należało wysłać z poselstwem Kira na północ, aby nawiązać stosunki dyplomatyczne z Warmami? Może należało twardo porozmawiać ze Spycimirem, aby zwiększył swoje wysiłki w próbach zrozumienia co się dzieje w Wurmedyten? To z kolei, bez dodatkowego złota do opłacenia kolejnych ludzi, musiałoby osłabić wywiad w Karakonie i u Morawian, co byłoby najpewniej tragiczne w skutkach.
Tak wędrował i rozmyślał Dago, próbując dostać się do Grodu Balgi, gdzie mieli przybyć wróżowie Ascommańscy. Ich wyprawę miał opłacić Spycimir, gdy jeszcze był w Gedani; Dago chciał nauczyć się od nich sztuki przechodzenia do Niwii za życia - podobno oni jako jedyni umieli tego dokonać bez potrzeby wchodzenia w długi i wyczerpujący trans. Żercy z Wroniej Góry przechodzili do Niwii właśnie w transie, który często odbierał rozum, a nawet życie. Dago nie mógł sobie pozwolić na takie ryzyko - dlatego też w zamian za nauki obiecał Ascommanom przez następny rok dziesiątą część myta pobieranego za przepływ kupców Wisulą. Wiedział, że w ten sposób zdradzi, jak ważnym grodem jest Gedania; jednak chęć poznania Nawii doskwierała mu okrutnie i nie pozwalała myśleć o czym innym.
Nie spodobało się Dagonowi, że Spycimir zgodził się na spotkanie w Grodzie Balgi. Dago nie chciał tracić czasu na daleką podróż, a nie mógł też podróżować z obstawą, gdyż bał się, że ktoś z jego otoczenia także pozna tajemną sztukę przejścia do Nawii. W rozdziale "O sztuce rządzenia ludźmi" z Księgi Grzmotów i Błyskawic, napisano, że mądry władca nie zdradza swoich umiejętności przed nawet najbliższymi, gdyż zaskoczenie jest równie ważne, jak sam fakt posiadania pewnej umiejętności. Władza nad ciałem i umysłem pozwalająca na błyskawiczne przekraczanie bariery między światem ludzkim a Nawią była cenniejsza od największych skarbów. Pozwalała na rozmawianie z demonami i duchami, dawała władzę nad czasem i przestrzenią.
Dlatego zostawił Dago swoich przybocznych pół dnia drogi od Wurmedyten a potem, już sam, wyruszył wzdłuż Alny, aby po dniu drogi skręcić na zachód.
Jechał Dago niespiesznie. Nie chciał robić zbyt wiele hałasu; do tego droga była bardzo wąska a drzewa wokół niej brutalnie chciały na nią wtargnąć w każdym możliwym miejscu. W tak ciemną noc ryzykowałby uderzenie w jakąś gałąź i upadek z konia. Mijały minuty a może godziny, ciężko było mu stwierdzić jak szybko czas płynie w tym ciemnym, starym lesie. Czuł się osaczony przez rośliny, zdawało mu się, że raz po raz widzi w nich jakieś kształty, czy to przygarbionych staruszek, małych dzieci leżących na plecach i machających rękami i nogami czy ogromnych loch patrzących się na niego swoimi czerwonymi ślepiami. Jego uszu dochodziły dudniące dźwięki, myślał, że to bębny, które słyszał raz kiedyś na polanie, gdy, jeszcze będąc dzieckiem, odpoczywał po polowaniu. Wtedy przestraszony schował się i czekał, aż przytłumione, równe i dziwnie głębokie brzmienia ucichną. Teraz jednak było inaczej. Na nowo zaintrygował go ten dźwięk. Czuł się silny i pewny siebie. Tyrfing przyjemnie ciążył mu w pochwie i wiedział, że w równej walce ciężko będzie znaleźć mu równego sobie. Zeskoczył z konia, przywiązał go do starego dębu, uspokoił umysł i zaczął podążać w stronę bębnów. Szedł powoli, sprawnie omijając wszystkie chaszcze i starając się nie łamać pod swymi stopami małych gałązek. Znowu nie wiedział jak szybko czas płynie. Mogło się wydawać, że idzie godzinami, tej nocy nie ufał już swemu poczuciu czasu.
Ujrzał małe ognisko, które płonęło niebieskim ogniem. Poczuł dziwnie słodki zapach, który przypomniał mu o namiotach sprzedajnych kobiet gdy jeszcze uczył się u Rhomajów. Wokół ogniska tańczyło sześciu nagich, wysokich, barczystych mężczyzn; w rękach mieli bębny, w które uderzali rytmicznie. Dago przypatrywał im się przez jakiś czas, i ze zdziwieniem stwierdził, że wszyscy oni mają takie same rysy twarzy. Te same szerokie kości policzkowe, cofnięte czoło, duża broda i wielkie, nabrzmiałe usta. Nagle sześciu mężczyzn przestało grać na bębnach i spojrzało się na niego. Wiedział, że go nie widzą oczami, a duszą. Zamarł i poczuł pot strachu na plecach. Poczuł się karłem. Dawna pewność siebie zniknęła bezpowrotnie, chciał się położyć i umrzeć. Oczy jego zaczęły łzawić, zaczął go drażnić ten dziwny, słodki zapach. Spoconymi ze strachu dłońmi przetarł oczy i zdało mu się, że sześciu mężczyzn zmienia się w jednego; ten jeden mężczyzna był większy od tamtych, jego oczy stały się czarne jak noc, jego włosy stały się czarne jak smoła, jego klatka piersiowa była jeszcze większa, a jego przyrodzenie, mimo że nie we wzwodzie, stało się wielkie jak u buhaja. Człowiek ten, czy może raczej ta istota podeszła do unieruchomionego Dagona. Była przynajmniej dwa razy wyższa od niego.
- Nazywali mnie Orgisz, Pan Wszelkich Istot Żywych; nazywają Orgaasz, Pan Zła, Dobra i Wszelakości; nazywać mnie będą Orgazmatron, Pan Zniszczenia Ciał i Umysłów - powiedziała istota. Dago poczuł, że odzyskuje pewność siebie, że został uwolniony z jakiegoś przerażającego czaru i że powinien przemówić.
- Jestem Dagon Pan i Piastun, Dawca Wolności i Dawca Sprawiedliwości, Olbrzym, który zjednoczy wszystkie plemiona Polan.
- Możesz teraz przede mną uklęknąć i oddać swój kraj pod moje piastowanie na sto dwadzieścia trzy dni. A dam ci wiedzę, o jakiej nie pisano w Księdze Grzmotów i Błyskawic. Dam ci władzę nad smutkiem, nauczę cię torturować, oszukiwać, zasmucać, walczyć, tworzyć religię i prawa. - Głos istoty stawał się głośniejszy, bardziej głęboki, nie dochodził z ciała istoty, a z jej umysłu - Powiem ci jak rządzić światem i jak tworzyć prawdę i fałsz. Dam ci też władzę nad barierą Niwii... - I w tym momencie podniósł ręce do góry, zagrzmiał jakby lawina zeszła z gór, pochylił swe cielsko nad Dagonem i patrząc mu się w oczy obrócił ręce, jakby kogoś, lub coś, przywoływał. Wtedy Dago usłyszał świst i oślepiło go światło ogromnej spadającej gwiazdy, która za kilka chwil uderzyła gdzieś na wschodzie w ziemię. Usłyszał paniczne rżenie konia przywiązanego do dębu i po paru momentach padł ogłuszony dźwiękiem eksplozji. Nie wiedział, jak długo leżał na ziemi. Podniósł się. Istoty już nie było. Ale pomyślał sobie, że oddaje się jej w piastowanie. Wszak sto dwadzieścia trzy dni to niedługo...
Nie wiedział, że istota jest też Panem Kłamstwa i Dago, przez swą pazerność, zgodził się nie na sto dwadzieścia trzy dni piastowania, ale sto dwadzieścia trzy lata niewoli, bólu, i cierpienia swego ludu...
Wurmedyten – dzisiejsza Orneta
Alna – Łyna