10 rzeczy, których wolałbym nie spotkać
W działach: Fanboj i Życie, Offtopic | Odsłony: 170Załóżmy taką sytuację: Zegarmistrz się budzi, patrzy, tu stoi nad nim Dobra Wróżka i mówi: „Człowieku! Pochodzę ze świata fantasy, który czeka zagłada. Powstrzymać ją może jedynie ktoś o zestawie cech psychofizycznych, jakie posiadasz! Dodatkowo twoja znajomość książek, gier i RPG sprawia, że masz bardzo cenną wiedzę i doświadczenie! Zgadzasz się dla mnie pracować? Powiedz tak, a dostaniesz służbowy miecz, smoka i satysfakcjonującą pracę w zgranym zespole”. Jakich obiektów wolałbym nie spotkać w trakcie wykonywania swojej misji?
Cóż... Praca bohatera ma to do siebie, że spotyka się w niej zionące ogniem smoki, Nazgule, Mrocznych Władców, orków, zdradzieckich towarzyszy, a czasem też katów z rozpalonym żelazem i inne męty. Jednak to jest element zawodu. Z racji cech psychofizycznych i immanentnego bohaterstwa prawdopodobnie byłbym sobie w stanie jakoś z nimi poradzić. Jednak są rzeczy, spotkania z którymi wolałbym uniknąć.
Oto lista 10 najważniejszych:
10) Łotr Który Myśli
Zasadniczo łotry fantasy nie są zbyt mądre. Te dawne głównie zajmowały się zabijaniem swoich podwładnych i śmianiem się maniakalnie. Dzisiejsze gwałceniem. Te z fantasy: marzeniem o pokoju który zapanuje, gdy zgładzą ludzkość. Nie są szczególnie groźne, są za to głupie. Na tyle głupie, że nawet praworządnie dobry bohater może wystrychnąć je na dudka.
Groźny byłby gość, który zwołałby swe popychadła na naradę połączoną z burzą mózgów i oznajmił „Panowie! Mamy problem! Pojawił się bohater! Znam wasze kompetencje! Dlatego zastanówcie się, jak w najbardziej optymalny sposób wykorzystać posiadane zasoby celem unicestwienia go. I nie bójcie się, nie będę ścinał moich najbardziej doświadczonych ludzi, jeśli poniosą porażkę. To w końcu groźny typ, więc każdy może mieć pecha w starciu z nim”.
9) NKWD
Chyba każdy wie, co to za jedni... Idziesz w bój, a za tobą okopuje się jednostka z karabinami maszynowymi. Jeśli cofniesz się choć o metr: zastrzelą cię. Tak naprawdę nie wiadomo, z której strony masz gorszego wroga: z przodu czy z tyłu? Spotkanie z czymś takim byłoby wyjątkowo nieprzyjemnym elementem każdej przygody.
8) Tasslehoffa Burrfoota i reszty jego rasy
Kenderzy to jedna z gorszych ras, jakie można spotkać w światach fantasy. To zasadniczo takie hobbity, tylko, że noszą buty, mniej jedzą za to więcej kradną. Trudnią się kieszonkostwem i włamaniami. Co gorsza nie robią tego z chęci zysku, jak normalni ludzie, tylko ciekawości. Wchodzą ludziom do mieszkań i zaglądają do kieszeni tylko po to, żeby zobaczyć co tam jest.
W momencie, gdybym spotkał Kendera w trakcie wyprawy do świata fantasy to nazbierałbym kamieni i rzucał w niego tak długo, aż by sobie poszedł. Gdyby to nie przyniosło rezultatu, to sprawdziłbym na nim skuteczność mojego przepisowego, magicznego miecza.
Po co na takiej bezbronnej, niewinnej istotce?
Bo nie chcę być powieszony, obity lub ciągany do sądu jako jej prawny opiekun, krewny lub znajomy.
7) Dumbledore
Dumbledore to taki kuzyn Gandalfa. Przeciwko znajomości z Gandalfem niczego nie mam. Dumbledore nie chciałbym spotkać. Obaj są wrednymi manipulantami, którzy wkręcają swoich znajomych w swoje intrygi, zachęcają do nieodpowiedzialności i posyłający pozornie bezbronne istoty do niebezpieczeństwa.
Jednak jest między nimi poważna różnica. Gandalf bowiem, w odróżnieniu od Dumbledore skupia się na dorosłych, faktycznie działa w dobrej wierze, jego ofiary na tym dobrze wychodzą, mają wolną wolę działania oraz co najbardziej ich od jego kumpla: faktycznie jest mądry. W wypadku tamtego gościa nic na to nie wskazuje. Przeciwnie: im dalej brnie w w fabułę, tym bardziej sprawia wrażenie utytułowanego, zdziecinniałego dziada ze starczą demencją zachęcającego przygłupie bachory do nieodpowiedzialnych zachowań.
Jeśli już mam mieć mentora, to wolałbym takiego, który zna się na rzeczy.
6) Kanonicznego Snape
Sewerus Snape to znany szpieg Dumbledore w szeregach Voldemorta, który zbiera dla swojego mentora bezcenne informacje. Niestety Snape jest mniej więcej równie kompetentny, co jego pracodawca. A raczej: obaj jego pracodawcy. To humorzasty frustrat, mentalna 14-letnia emo girl, pedagogiczne beztalencie wyładowujące swoje porażki na uczniach i współpracownikach. Nie wyobrażam sobie pracy z nim przy ważnym, odpowiedzialnym przedsięwzięciu. Nawet fakt, że jest Czarnym Magiem niewiele go ratuje.
Prawdę mówiąc nie wyobrażam go sobie też jako członka jakiejkolwiek mrocznej organizacji (w szkole akurat by się sprawdził, nie takich zatrudniały różne placówki edukacyjne) za wyjątkiem może Klubu Wzajemnej Adoracji Gnojków, bowiem (powtórzmy to jeszcze raz) gość zwyczajnie nie nadaje się do współpracy.
Co ciekawe jest jeszcze jeden Snape, to jest jego wcielenie z Fanfiction. Ten zwykle zachowuje się dojrzalej i kompetentniej niż w książkowych oryginale. Przeciwko temu nie miałbym nic.
5) Random Haremetek Z Anime
Matko Boska...
Wymienię haremetki na Kenderów po kursie jeden moeblob za czterech karłowatych kieszonkowców.
Zacznijmy od tego, że postacie z anime niestety dość często są mało charyzmatyczne i niestety robione na jedno kopyto, tak, by oddawały któryś z niezbyt porywających archetypów typu Meganekko, Yandere etc. Są papierowe, płaskie i przerysowane. Co więcej postacie tego typu sprawiają często wrażenie dość niestety głupawych. Ostatnie, czego chcę od życia, to towarzystwa 1k6+2 blachar pokrzykujących co jakiś czas „Zegarmistrz oni-chan”
Owszem, często mają supermoce, jednak co z tego? To jest ważna misja ratowania świata. Nie gimnazjum o obniżonych wymaganiach.
Oczywiście inaczej sprawa wyglądałaby, gdybym mógł sobie wybierać z jakich postaci mam sobie drużynę złożyć. Wtedy można by ładny skład zorganizować. Mimo to wolałbym jednak pozostać na klasycznym, ADeDekowym zestawie ras i klas.
4) Bohaterskiego Bachora
Typu dajmy na to Anakina Skywalkera ze Star Wars: Mroczne Widmo. Denerwujący był już w dwugodzinnym filmie. Teraz wyobraźcie sobie, że macie go na głowie przez kilka miesięcy długiego i odpowiedzialnego questu ratowania świata.
Gdyby trafił mi się taki, to znacznie lepiej dla tego świata byłoby, gdyby istniały w nim takie udogodnienia cywilizacyjne jak Policyjna Izba Dziecka. W przeciwnym razie bowiem ten szybko zyskałby nowego łotra: Zegarmistrza Dzieciobójcę.
Choć może niekoniecznie.
Może dzieciak by się gdzieś utopił. Albo przypadkiem wpadł do Orodruiny.
3) Bohatera typu Mądry Błazen
Ktoś pokroju Złotoskórego z twórczości Robin Hobb. Typek, który cały czas ma dobry humor, cały czas płata figle i się wygłupia, a do tego co jakiś czas rzuca jakieś pseudo mądre hasełka. Pomijając już, że najczęściej nie jest śmieszny, zamiast tego żałosny w swej potrzebie zwrócenia uwagi to gość taki stanowi najczęściej połączenie Kendera z Dubledorem.
Straszne.
2) Aoi Sakubara
Główna bohaterka anime Ai Yori Aoshi i jedna z najbardziej creepy postaci, jakie widziałem. Aoi jest dziedziczką fortuny i z zamiłowania sprzątaczko-praczko-kucharką o osobowości posłusznej niewolnicy. Wzięcie wykwalifikowanej pomocy domowej na wyprawę celem ratowania świata nie jest głupim pomysłem. Serio. Warto dla takiej wyrzucić z drużyny – powiedzmy – jednego hobbita. Albo jeszcze lepiej: Boromira. Po co mi on? Przecież i tak zginie. Mówię to serio. Przecież nie będę w brudnych łachach łaził po jakichś bagnach, górach i lasach.
Problem polega na tym, że Aoi zachowuje się jak ciężka ofiara syndromu sztokholmskiego. Jak ktoś, kto był porwany przez terrorystów, wzięty za zakładnika i zmuszony do sprzątania po bandzie obwieszonych semtexem arabskich ekstremistów oraz torturowany, gdy znaleźli choć ziarenko kurzu. By nie postradać zmysłów uczepiła się psychicznie tego sprzątania, robiąc z niego cel w życiu i jedyną ucieczkę od otaczającego ją koszmaru. Zostało jej to nawet po tym, jak dwa lata później odbili ją antyterroryści.
Tak więc Aoi jest ślicznym mebelkiem, marzącym tylko o spełnianiu zachcianek swojego wybranka, niezdolnym do myślenia o sobie i dziwnie wytłumionym, gdy widzi, jak tenże ląduje w objęciach coraz to kolejnej cycatej panienki z większa ilością charakteru. Sprawiała wrażenie, jakby balansowała na cienkiej linii dzielącej ją od popadnięcia w totalny obłęd.
Oglądając serial czekałem tylko na moment, gdy coś w niej pęknie, chwyci nóż i wymorduje wszystkich w nocy.
1) Drogi powrotnej do domu
Dość częsty motyw w pre-tolkienowskim fantasy o bohaterach przenoszących się do innego wymiaru. Moim zdaniem strasznie wredny.
Dajmy na to, że ocaliłem już ten świat, przy okazji paru kumpli wepchnąłem na królewskie stanowiska, leci na mnie kilkanaście panienek, nazdobywałem skarbów, zyskałem sławę, szacunek, znajomości i niewymagające za to dobrze płatne stanowisko państwowe. I do tego nauczyłem się magii...
Ale co z tego? Dla równowagi tego świata muszę wracać do domu. Inaczej będzie źle...
Znaczy się: ja dla nich zdrowie i życie narażałem, a oni teraz mi kopa w tyłek dają? Wkurzyłbym się bardzo.