Ostatnimi czasy często słyszy się o czwartej części Shreka. Są już nawet zwiastuny gwarantujące całej rodzinie wyśmienitą zabawę. Tylko, ile razy można bawić się w tym samym towarzystwie? Faktem jest, że jedynka zapisała się dużymi literami w historii współczesnych filmów animowanych i widząc po raz setny ogra wędrującego dzielnie do zamku w poszukiwaniu księżniczki, nie mam ochoty od razu chwycić pilota i zmienić kanału. Przeciwnie, przez dłuższy czas śmieję się z żartów, które znam na pamięć. Tak wesoło nie jest już przy drugiej części opowiadającej o tym, co jest po ”i żyli długo i było im zielono”. Fabuła nie zaskakuje tak bardzo. Pojawiają się nie lada kłopoty, którym bohaterowie konsekwentnie starają się przeciwdziałać. Udaje im się to z mniejszym lub większym powodzeniem, podobnie jak w części trzeciej czy zapowiadanej czwartej, której nie mam już ochoty oglądać. Dlaczego? Z każdym kolejnym happy endem mam wrażenie, że twórcy za wszelką cenę próbują przedłużyć żywot Shreka i Fiony, licząc na kolejny sukces finansowy. Dzisiejsza komercyjna branża filmowa w coraz mniejszym stopniu składa się bowiem z pasjonatów. Zostali oni wyparci przez sprytnych biznesmenów, którzy głowią się, w jaki sposób (przy małym nakładzie gotówki), jak najwięcej zyskać. Jak widać, całkiem dobrze im to wychodzi, skoro po raz kolejny faszerują nas historią Ogra i Osła, a sporo widzów nadal chce tę parę oglądać. Nie jestem jednym z nich.
Oglądając kolejne części Oszukać przeznaczenie, wydaje nam się, że dotknęło nas zjawisko déjà vu. W przeciwieństwie do Shreka nie mamy do czynienia z kontynuacja fabuły. W kolejnych odsłonach widzimy innych bohaterów, inną katastrofę (samolot, karambol, kolejka górska czy wyścigi samochodowe) i inne metody unicestwiania szczęśliwie ocalonych. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że to już było. Było i to nie raz, bo ekipa filmowa nie wprowadziła w scenariuszu znaczących zmian. Serwuje nam natomiast różne wersje jednego filmu, którego jedynym urozmaiceniem może być obraz 3D i lecący w środek naszego czoła śrubokręt. Poza tym zero zaskoczenia, schemat goni schemat, a z biczem nad nimi stoi komercja. Jej głównym przejawem może być właśnie trójwymiar, na który, ostatnimi czasy, zapanowała moda wśród filmowców (podobno nawet Titanic doczeka się swojego remake’u w 3D). Rozumiem, że film o tytule Oszukać przeznaczenie nie może opowiadać o budowie legowiska przez żuka gnojaka, ale skoro temat wyczerpano już w pierwszej odsłonie, to po co na siłę go kontynuować. Może wystarczy wykrzesać z siebie odrobinę odwagi i stworzyć coś nowego? Mimo że wydaje się to trudne, wystarczy odrobina wyobraźni i znajdziemy intrygujący temat, a od niego do filmu droga jest już niedaleka.
Kończąc, powinnam już chyba tylko podziękować, że nie doczekałam się i mam nadzieję, że nie doczekam kontynuacji chociażby Dwunastu gniewnych ludzi, rzeczonego już Titanica czy rodzimych dzieł jak Seksmisja lub Vinci, bo po co ingerować w idealnie złożoną całość? Można zrobić z niej jedynie ciężkostrawny zakalec, po zjedzeniu którego przez długi czas będę czuć niesmak do entych kontynuacji ulubionych produkcji.