» Teksty » Artykuły » 1, 2, 3, czyli niekończące się historie

1, 2, 3, czyli niekończące się historie


wersja do druku
Redakcja: Marigold

1, 2, 3, czyli niekończące się historie
Dlaczego oni ciągle to robią? Nie mogliby cieszyć się sukcesem, który już osiągnęli? O kim mowa? O autorach niekończących się historii. Nie można ich oczywiście jednoznacznie ocenić jako trafione czy nietrafione. Warto natomiast przyjrzeć się bliżej motywacji twórców drugiej, trzeciej czy czwartej części kasowych hitów kinowych.

Ostatnimi czasy często słyszy się o czwartej części Shreka. Są już nawet zwiastuny gwarantujące całej rodzinie wyśmienitą zabawę. Tylko, ile razy można bawić się w tym samym towarzystwie? Faktem jest, że jedynka zapisała się dużymi literami w historii współczesnych filmów animowanych i widząc po raz setny ogra wędrującego dzielnie do zamku w poszukiwaniu księżniczki, nie mam ochoty od razu chwycić pilota i zmienić kanału. Przeciwnie, przez dłuższy czas śmieję się z żartów, które znam na pamięć. Tak wesoło nie jest już przy drugiej części opowiadającej o tym, co jest po ”i żyli długo i było im zielono”. Fabuła nie zaskakuje tak bardzo. Pojawiają się nie lada kłopoty, którym bohaterowie konsekwentnie starają się przeciwdziałać. Udaje im się to z mniejszym lub większym powodzeniem, podobnie jak w części trzeciej czy zapowiadanej czwartej, której nie mam już ochoty oglądać. Dlaczego? Z każdym kolejnym happy endem mam wrażenie, że twórcy za wszelką cenę próbują przedłużyć żywot Shreka i Fiony, licząc na kolejny sukces finansowy. Dzisiejsza komercyjna branża filmowa w coraz mniejszym stopniu składa się bowiem z pasjonatów. Zostali oni wyparci przez sprytnych biznesmenów, którzy głowią się, w jaki sposób (przy małym nakładzie gotówki), jak najwięcej zyskać. Jak widać, całkiem dobrze im to wychodzi, skoro po raz kolejny faszerują nas historią Ogra i Osła, a sporo widzów nadal chce tę parę oglądać. Nie jestem jednym z nich.

Oglądając kolejne części Oszukać przeznaczenie, wydaje nam się, że dotknęło nas zjawisko déjà vu. W przeciwieństwie do Shreka nie mamy do czynienia z kontynuacja fabuły. W kolejnych odsłonach widzimy innych bohaterów, inną katastrofę (samolot, karambol, kolejka górska czy wyścigi samochodowe) i inne metody unicestwiania szczęśliwie ocalonych. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że to już było. Było i to nie raz, bo ekipa filmowa nie wprowadziła w scenariuszu znaczących zmian. Serwuje nam natomiast różne wersje jednego filmu, którego jedynym urozmaiceniem może być obraz 3D i lecący w środek naszego czoła śrubokręt. Poza tym zero zaskoczenia, schemat goni schemat, a z biczem nad nimi stoi komercja. Jej głównym przejawem może być właśnie trójwymiar, na który, ostatnimi czasy, zapanowała moda wśród filmowców (podobno nawet Titanic doczeka się swojego remake’u w 3D). Rozumiem, że film o tytule Oszukać przeznaczenie nie może opowiadać o budowie legowiska przez żuka gnojaka, ale skoro temat wyczerpano już w pierwszej odsłonie, to po co na siłę go kontynuować. Może wystarczy wykrzesać z siebie odrobinę odwagi i stworzyć coś nowego? Mimo że wydaje się to trudne, wystarczy odrobina wyobraźni i znajdziemy intrygujący temat, a od niego do filmu droga jest już niedaleka.

Kończąc, powinnam już chyba tylko podziękować, że nie doczekałam się i mam nadzieję, że nie doczekam kontynuacji chociażby Dwunastu gniewnych ludzi, rzeczonego już Titanica czy rodzimych dzieł jak Seksmisja lub Vinci, bo po co ingerować w idealnie złożoną całość? Można zrobić z niej jedynie ciężkostrawny zakalec, po zjedzeniu którego przez długi czas będę czuć niesmak do entych kontynuacji ulubionych produkcji.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Saise
   
Ocena:
+2
Bardzo przyjemna notka...
Na bloga. Bo tak naprawdę, jaka jest puenta?
20-04-2010 03:56
~hel

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Żadna, a tak gwoli ścisłości warto zapytać pana Machulskiego czym jest Vinci jak nie luźnym nawiązaniem do Vabanków - czyli po co kontynuować coś co już i tak jest kontynuacją.

Cameron mówi jasno Titanic w 3D to będzie wersja z 1997 roku, a nie remake.

W tej blogowej notce brak wielu tytułów, a już na pewno Piły.
20-04-2010 05:39
8536

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Slyszalem opinie ze swiatka filmowego/opiniotworczego, ze IV czesc Shreka bedzie bardzo dobra, a przynajmniej duzo lepsza od slabiutkiej III czesci.
20-04-2010 09:30
Siman
   
Ocena:
+5
Sequele ciągną kasę z popularności jedynki? W Hollywood rządzą biznesmeni? O, dzięki ci autorze! Doznałem oświecenia. Szedłem ciemną ścieżką, ale oto pojawił się ów artykuł i zawrócił mnie na drogę prawdy. Nie wiedziałem, ale już wiem! Idę nieść dobrą (?) nowinę ludziom. Nie róbcie sequeli! Wymyślcie coś nowego! Jakie to... odkrywcze...

A poważnie: choćby tutaj doskonale widać, że da się zrobić artykuł na temat odgrzewanych kotletów (akurat o remake'ach, nie o sequelach, ale temat w sumie podobny) i nie popaść w tak totalny banał jak tekst powyżej. A przy okazji opowiedzieć trochę w ciekawy sposób o historii kina, a nie walić najnowszymi premierami, o których wie każdy Kowalski, który odpali stopklatkę czy filmweb. Bo to już jest wręcz definicja ignorancji: pół wieku po pierwszym Bondzie odkryć, że Hollywood utrzymuje się z sequeli...

PS. Zabawne jest wymienienie "12 gniewnych ludzi", który co prawda nie doczekał się sequela, ale remake'u - jak najbardziej.
20-04-2010 12:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.