28-04-2010 11:58
O internecie, uzależnieniu i cofaniu postępu cywilizacyjnego
W działach: Fanboj i Życie, Offtopic | Odsłony: 28
Dziś natrafiłem w trakcie resershu na ciekawą informację opublikowaną na jednym z zachodnich serwisów technologicznych. Nie daję linka, bowiem za 4 godziny będzie to krążyć po wszystkich polskich stronkach tego typu… Otóż: amerykańscy naukowcy, nie mając co zrobić z budżetem wzięli kilku studentów i (zamiast zmutować ich w zombie, jak na prawdziwych uczonych przystało) zabronili im korzystać z internetu oraz urządzeń mobilnych, a potem (jakby okrucieństwa było mało) kazali opisać doświadczenia.
Rzekomo pozbawieni swoich kontaktów na Facebooku, Google i telefonów komórkowych studenci zachowywali się jak narkomani na odwyku. Ergo: internet uzależnia.
Mój pogląd na sprawę różni się nieco od ogólnie obowiązującego panikarstwa, choć niewątpliwie internet uzależnia i potrafi robić krzywdę.
Powiedzmy sobie szczerze: siedzę dużo w sieci. Siedzę w sieci dużo więcej, niż bym chciał… Takie czasy i taka praca. Zwłaszcza praca*... Kilka razy zdarzyło mi się jednak trafić na okresy życia, w trakcie których musiałem być całkowicie offline. Nie mówię tu o wyjazdach wakacyjnych, bo to inna rzecz. Po prostu z różnych powodów net znikał mi na kilka tygodni. W sumie miałem całkiem sporo objawów podobnych do tego, co mieli ci studenci z eksperymentu. Po namyśle nie porównałbym tego do głodu narkotykowego, tylko do cofnięcia się cywilizacyjnego porównywalnego do braku prądu. Albo wody z wodociągu.
Obecności i wpływu na nasze życie prądu nie dostrzegamy. Jednak jest on wyjątkowo ważny. Akurat od trzech lat mieszkam w okolicy, gdzie potrafi siadać i wyłączać całe miasto. Jeśli do tego dojdzie, to można mówić o dużej katastrofie. Jak nie ma prądu wszystko nagle się wali. Nie da się zrobić dosłownie nic: czajnik jest elektryczny, piec do centralnego zasilany elektrycznie, w kuchni jest płyta elektryczna, a jak jest jeszcze zima, to ciemność zapada o 15. Iść do sklepu, kupić latarkę się nie da, bo sklepy mają kasy fiskalne i bez prądu nie działają (ostatnio jednak mini-supermarket kupił sobie agregat, niech będzie błogosławiony)… Zresztą kasa jest z bankomatu, też elektrycznego.
Myślę, że dokładnie tak samo jest z internetem i komórkami. Jego wpływu na życie nie dostrzegamy, jednak jest on wielki. Tak naprawdę nie dziwi mnie to, że ludzie, którym je zabrano chodzą podkurzeni. Też bym się wkurzył, gdybym nagle musiał np. palić w domu drewnem, albo czerpać wodę ze studni, bo zabranie netu jest imho podobnym krokiem cywilizacyjnym wstecz.
Tu nie chodzi o duże rzeczy… Ale w zasadzie używamy sieci właśnie do wszystkiego. Przykładowo: gdybym w tej chwili postanowił iść z kumplem na piwo umówiłbym się z nim przez Gadu Gadu, GTalk lub telefon komórkowy. Numer wybrałbym prawdopodobnie z bazy kontaktowej, którą mam w GMailu. Bar, który by wskazał znalazłbym za pomocą Google Maps lub Zumi. Jeśli zabrać by mi net i komórkę byłbym bez kumpla i bez możliwości marszu na piwo.
W zastępstwie mógłbym np. obejrzeć telewizję. Program do znalezienia oczywiście w internecie. Albo poczytać książkę. Z książką to najmniejszy problem… Przynajmniej do czasu, aż nie padnie jakieś trudne słowo. Np. bohater odejdzie nucąc pod nosem „When Johnny Comes Marching Home…”. Wtedy oczywiście idziemy skorzystać z Google, Wikipedii lub Youtube, żeby sprawdzić co to za piosenka i o czym traktuje…
I tu napotykamy na niespodziankę…
Ba! Bez internetu nie miałbym nawet kasy, bo pracuje online…
Brak tych wszystkich, maleńkich udogodnień, które daje nam internet potrafi często być naprawdę nieprzyjemny. Nie dziwi mnie, że ludzie bez niego zachowują się, jak bez narkotyków. Nie sądzę jednak, by byli od niego uzależnieni. Chyba, że jako uzależnienie potraktujemy też korzystanie z wodociągu lub sieci elektrycznej. Albo ze sklepów… Wyobraźcie sobie nagle, że nie możecie nic kupić. Nic! Jeśli chcecie chlebek, to najpierw musicie ukraść komuś pszenicę na siew...
Rzekomo pozbawieni swoich kontaktów na Facebooku, Google i telefonów komórkowych studenci zachowywali się jak narkomani na odwyku. Ergo: internet uzależnia.
Mój pogląd na sprawę różni się nieco od ogólnie obowiązującego panikarstwa, choć niewątpliwie internet uzależnia i potrafi robić krzywdę.
Powiedzmy sobie szczerze: siedzę dużo w sieci. Siedzę w sieci dużo więcej, niż bym chciał… Takie czasy i taka praca. Zwłaszcza praca*... Kilka razy zdarzyło mi się jednak trafić na okresy życia, w trakcie których musiałem być całkowicie offline. Nie mówię tu o wyjazdach wakacyjnych, bo to inna rzecz. Po prostu z różnych powodów net znikał mi na kilka tygodni. W sumie miałem całkiem sporo objawów podobnych do tego, co mieli ci studenci z eksperymentu. Po namyśle nie porównałbym tego do głodu narkotykowego, tylko do cofnięcia się cywilizacyjnego porównywalnego do braku prądu. Albo wody z wodociągu.
Obecności i wpływu na nasze życie prądu nie dostrzegamy. Jednak jest on wyjątkowo ważny. Akurat od trzech lat mieszkam w okolicy, gdzie potrafi siadać i wyłączać całe miasto. Jeśli do tego dojdzie, to można mówić o dużej katastrofie. Jak nie ma prądu wszystko nagle się wali. Nie da się zrobić dosłownie nic: czajnik jest elektryczny, piec do centralnego zasilany elektrycznie, w kuchni jest płyta elektryczna, a jak jest jeszcze zima, to ciemność zapada o 15. Iść do sklepu, kupić latarkę się nie da, bo sklepy mają kasy fiskalne i bez prądu nie działają (ostatnio jednak mini-supermarket kupił sobie agregat, niech będzie błogosławiony)… Zresztą kasa jest z bankomatu, też elektrycznego.
Myślę, że dokładnie tak samo jest z internetem i komórkami. Jego wpływu na życie nie dostrzegamy, jednak jest on wielki. Tak naprawdę nie dziwi mnie to, że ludzie, którym je zabrano chodzą podkurzeni. Też bym się wkurzył, gdybym nagle musiał np. palić w domu drewnem, albo czerpać wodę ze studni, bo zabranie netu jest imho podobnym krokiem cywilizacyjnym wstecz.
Tu nie chodzi o duże rzeczy… Ale w zasadzie używamy sieci właśnie do wszystkiego. Przykładowo: gdybym w tej chwili postanowił iść z kumplem na piwo umówiłbym się z nim przez Gadu Gadu, GTalk lub telefon komórkowy. Numer wybrałbym prawdopodobnie z bazy kontaktowej, którą mam w GMailu. Bar, który by wskazał znalazłbym za pomocą Google Maps lub Zumi. Jeśli zabrać by mi net i komórkę byłbym bez kumpla i bez możliwości marszu na piwo.
W zastępstwie mógłbym np. obejrzeć telewizję. Program do znalezienia oczywiście w internecie. Albo poczytać książkę. Z książką to najmniejszy problem… Przynajmniej do czasu, aż nie padnie jakieś trudne słowo. Np. bohater odejdzie nucąc pod nosem „When Johnny Comes Marching Home…”. Wtedy oczywiście idziemy skorzystać z Google, Wikipedii lub Youtube, żeby sprawdzić co to za piosenka i o czym traktuje…
I tu napotykamy na niespodziankę…
Ba! Bez internetu nie miałbym nawet kasy, bo pracuje online…
Brak tych wszystkich, maleńkich udogodnień, które daje nam internet potrafi często być naprawdę nieprzyjemny. Nie dziwi mnie, że ludzie bez niego zachowują się, jak bez narkotyków. Nie sądzę jednak, by byli od niego uzależnieni. Chyba, że jako uzależnienie potraktujemy też korzystanie z wodociągu lub sieci elektrycznej. Albo ze sklepów… Wyobraźcie sobie nagle, że nie możecie nic kupić. Nic! Jeśli chcecie chlebek, to najpierw musicie ukraść komuś pszenicę na siew...
23
Notka polecana przez: Blanche, CainSerafin, Chamade, ConAnuS, Cubuk, Darken, EmperorShard, Farindel, Gantolandon, gwyn_blath, karp, ment, Morel, rincewind bpm, Scobin, Senthe, Sethariel, Xolotl, Zsu-Et-Am, Zuhar
Poleć innym tę notkę