» Artykuły » Uniwersum » Holbainiści – dzieci gniewu

Holbainiści – dzieci gniewu

Holbainiści – dzieci gniewu
Pozwólcie, że tytułem wstępu przedstawię Wam kilka słów wyjaśnienia. Dawno temu natrafiłem na artykuł, autorstwa Sławomira Łukasza opublikowany w czasopiśmie Magia i Miecz (rok 2000, nr 10), traktujący o schizmie w kościele Sigmara, kierowanej przez niejakiego Gottharda Holbaina. Szanowny autor artykułu opisał zarówno genezę ruchu, jak i jego losy. Schizmę zakończyła bitwa pod Falkenbergiem, której uwieńczeniem była masakra Holbainistów. Pomyślałem wówczas, że szkoda by dobry pomysł zakończył żywot w taki sposób, dlatego pozwólcie, że przedstawię alternatywną wizję wydarzeń. Z góry przepraszam, za uchybienia w "myśli przewodniej" WFRP, ale dla lepszego efektu pozwoliłem sobie na dość swobodną żonglerkę konwencją.

Pisząc niniejszy tekst, korzystałem z wspomnianej już publikacji oraz artykułu Przemysława Szymczaka pt.: Księstwa Graniczne, który ukazał się w Labiryncie nr 7 - Przewodnik po Starym Świecie. Zdecydowałem się na przypomnienie, ale też i na drobną modyfikację niektórych spośród opisanych tam zdarzeń, a następnie rozwinąłem je zgodnie z moim pomysłem.

Łyk historii

Niepokoje na tle społecznym i religijnym w Imperium nie były niczym niezwykłym, a panowanie Imperatora Karla Franza nie stanowiło pod tym względem wyjątku. Niezbyt popularne reformy, oraz rosnące wpływy, ale i nadużycia ze strony poszczególnych kościołów, zaowocowały konfliktami o skali, jakiej nikt nigdy nie przewidywał. W 2509 roku KI niejaki Gotthard Holbain, profesor Uniwersytetu w Nuln, opublikował dzieło De Ecclesia. Okazało się ono prawdziwym trzęsieniem ziemi dla kościoła Sigmara, do którego się odnosiło, ale wywarło też spory wpływ na pozostałe wyznania.

Autor wzywał między innymi do odrzucenia zwyczaju kupczenia odpustami, ograniczenia rozpasania i chciwości kleru, krytykował niski poziom intelektualny i moralny duchowieństwa i żądał ograniczenia cesarskich przywilejów. Bulla Wielkiego Teogonisty Yorriego XV z 2510 roku KI ostro potępiła dzieło Holbaina, a samego autora uznano za heretyka i zmuszono do opuszczenia Imperium.

Wydawało się, że to koniec – jednak nic bardziej mylnego. Wrzenie wbrew wszystkim i wszystkiemu nie ustało ani na chwilę, gdyż nie wzięto pod uwagę najnowszego wynalazku jakim był druk. W "drugim obiegu" zaczęły krążyć ulotki i pamflety ośmieszające panujące kościoły, a zwłaszcza sigmarycki, jednocześnie propagowały one idee zawarte w De Ecclesia.

Chcąc przeciwdziałać fermentowi dostojnicy kościelni w 2512 roku KI zaprosili na dysputę teologiczną Gottarda Holbaina, przebywającego w jednym z Księstw Granicznych. Hierarchowie zagwarantowali mu nietykalność, a Imperator Karl Franz wystawił nawet list żelazny. Holbain przybył do Altdorfu i w symbolicznym geście, na znak rozpoczęcia dysputy dotyczącej zreformowaniu Kościoła, przybił do wrót katedry Sigmara pergamin zawierający tezy, które miały być przedmiotem dyskusji. Szukający pretekstu do rozprawienia się z uczonym, dostojnicy sigmaryccy natychmiast uznali to za akt bezczeszczenia świątyni i przejaw oczywistego opętania przez Chaos.

Nieszczęsny profesor został aresztowany i po błyskawicznym procesie spalony na stosie. To była kropla, która przepełniła czarę goryczy i we wszystkich większych miastach Imperium doszło do gwałtownych wystąpień sympatyków Holbaina. Nastąpiła istna erupcja rozruchów, grabieży świątyń, napaści na kapłanów. Interweniowała armia cesarska, w Altdorfie doszło do regularnych starć ulicznych, a na prowincji wcale nie było lepiej. Płonęły zamki i świątynie, a wojsko krwawo pacyfikowało zbuntowane miejscowości. Kraj zaczął gwałtownie staczać się w otchłań wojny domowej.

Imperator, będący człowiekiem światłym i dalekowzrocznym, zaangażował cały swój autorytet w powstrzymanie narastającej fali przemocy. Mimo wsparcia udzielonego przez pomniejsze kościoły, jakiekolwiek działania zmierzające do uśmierzenia konfliktu zakończyły się niepowodzeniami. Holbainiści nie ufali już hierarchom. Z drugiej strony kościół Sigmara oficjalnie uznał zwolenników Holbaina za heretyków i czcicieli Chaosu, wzywając jednocześnie inne wyznania do poparcia tej tezy. Cichego, ale bardzo potrzebnego, wsparcia udzielił buntowi Kościół Ulryka. Jednakże wobec coraz szerszych kręgów, jakie zataczała rewolta oraz odzew "dołów społecznych" spowodował, że Ulrykanie zaczęli obawiać się podobnych niepokojów w łonie własnego kościoła.

Niezdecydowana postawa Imperatora i Elektorów dały czas przywódcom holbainickim na koncentrację sił w rejonie Wurtbadu i rozpoczęcie marszu w stronę Księstw Granicznych. Przewodzący ruchowi Johann Goethe zdawał sobie sprawę, że nie może pozostać na imperialnej ziemi, bo prędzej czy później zostanie zmiażdżony przez mającego wyraźną przewagę przeciwnika. Postanowił więc wyprowadzić zebrany, dziesięciotysięczny tłum do Księstw Granicznych, gdzie zamierzał wykroić kawałek ziemi na "własne" państwo.

Stosunek sił Holbainistów i oddziałów wiernych duchowieństwu nie napawał optymizmem. Armia rebeliantów składała się głównie z chłopstwa i zubożałego rycerstwa widzącego w buncie szansę na zdobycie majątku, całości zaś dopełniało rządne zmian w skostniałej strukturze cechowej ubogie mieszczaństwo oraz żacy, którzy chętnie przyłączali się do podobnych awantur. Te jakże różne grupy społeczne spajała jedynie wiara, że rozwiązanie ich problemów leży w powrocie do początków wiary, do czasów bohaterstwa, ale także umiarkowania i prawdziwego oddania bogom.

Dowództwo wojskowe powierzono Hubertowi Durerowi, byłemu najemnikowi, a po jego śmierci w trakcie exodusu - Jakubowi von Vogel, wychowankowi Szkoły Artylerii w Nuln. Wybór okazał się zbawienny dla całego ruchu i już wkrótce miał zaowocować prawdziwą rewolucją w dziedzinie uzbrojenia i taktyki wojskowej.

Do pierwszych starć doszło w Averlandzie z wojskami osławionej "Krwawej Hrabiny" Ludmiły von Alptraum. Ku zdumieniu wszystkich, żołnierze hrabiny w dwóch bitwach: pod Heideck i pod Bernloch ponieśli srogie klęski. Ród Leitdorfów natychmiast wykorzystał zaistniałą sytuację w politycznej rozgrywce przeciwko von Alptraumom. "Krwawa Hrabina" musiała wycofać się z walki by ratować swoją pozycję, jednak nie był to koniec kłopotów Holbainistów. Liczne na pogórzu plemiona zielonoskórych, na czele z watahą Gorbluma Rozpruwacza, rozpoczęły nękanie maszerującej kolumny. Doszło do serii gwałtownych starć i potyczek, zwycięskich dla uciekinierów. Cesarz nawet skomentował je słowami: "Sigmar mi zesłał tych heretyków".

Ostatnią przeszkodą na drodze uciekinierów była imperialna armia Albrechta von Sydow, który zastąpił drogę Holbainistom pod Falkenbergiem. Feldmarszałek miał szalenie prosty i jednocześnie przebiegły plan, przekupił dowódcę holbainickiej jazdy Konrada von Adenauera, który w decydującym momencie bitwy, za cenę amnestii i ziemskich nadań, miał wraz ze swoimi oddziałami porzucić uciekinierów.

Pojawiła się jednak bardzo istotna przeszkoda w planie feldmarszałka. W przeddzień bitwy Konrad von Adenauer zmarł śmiercią równie gwałtowną co zagadkową - straż znalazła go zamordowanego w pobliżu jego własnego namiotu. To nieoczekiwane wydarzenie znacząco wpłynęło na przebieg bitwy. Von Sydow poniósł spore straty i przeżył bardzo niemiłe zaskoczenie. Stojąc przed wizją niepewnego zwycięstwa stary generał postanowił zinterpretować rozkaz Imperatora po swojemu. "Pozbądź się ich" można zrozumieć na wiele sposobów - pozwolić odejść również mieści się w tym przedziale. Generał, będący pod wrażeniem holbainickiej sprawności bojowej, ryzykował co prawda gniew Imperatora i furię dostojników kościelnych, ale jego osiągnięcia i talenty wojskowe dawały mu swego rodzaju immunitet.

Jesienią 2512 roku KI Holbainiści wydostali się z Imperium i po dwóch tygodniach marszu znaleźli się na terenie księstwa Waldovii. Miejscowy władyka Waldemar III zmagał się właśnie z secesją nadmorskiego miasta–twierdzy Osthalionu (dzisiejszy Somjek). Obydwie strony tego konfliktu próbowały pozyskać dla siebie nieoczekiwanych gości, na nieszczęście dla Waldemara III, Wilhelm Dostojny – władca Osthalionu mając do dyspozycji skarbiec bogatego, portowego miasta mógł zaproponować więcej pieniędzy.

Co było nie bez znaczenia, oferował też większość ziem swojego byłego seniora, a jego oponent nie mógł złożyć równie korzystnej propozycji. Dodatkową kartą przetargową był fakt, że książę Waldovii i Molachii słynął jako nietolerancyjny okrutnik. Podejrzewano go nawet z tego tytułu o konszachty z Chaosem, zresztą zupełnie bezpodstawnie, był on po prostu zwykłym zbrodniarzem.

Niebawem doszło do bitwy nad rzeką Treblecz nieopodal Brasowa. Jak odnotowały kroniki, Waldemar III zginął trafiony bezpośrednio kulą armatnią. Śmierć księcia i rozgromienie jego armii oznaczały rozpad unii Molachii i Waldovii oraz podział terytoriów tych księstw.

Wykorzystując sukces schizmatycy objęli kontrolę nad obszarem, który opierał swoją północną granicę na Górach Czarnych, zachodnią o rzekę Tona Dante, wschodnią o rzekę Treblecz, a południową o Osthalion, leżący około 80 mil od Brasowa, który został wyniesiony do rangi grodu stołecznego. Nowe księstwo nazwano Bohemią, zaś samych Holbainistów, a właściwie już Bohemian, zaczęto często wynajmować jako doskonałych najemników w niezliczonych konfliktach toczących się w Księstwach.

Taktyka i uzbrojenie

Hubert Durer został postawiony przed bardzo karkołomnym zadaniem. Z ludzi o słabym lub żadnym doświadczeniu wojskowym, uzbrojonych w kusze, cepy, widły, kosy, siekiery i inny, raczej improwizowany rynsztunek oraz nie posiadających sensownego opancerzenia, miał stworzyć armię zdolną do oparcia się imperialnej machinie wojennej.

Doświadczony kapitan postanowił sięgnąć po stary, wypróbowany sposób. Taktyka odgradzania się od przeciwnika taborem jest znana od zarania wojskowości, jednak nikt wcześniej nie uczynił z niej głównego narzędzia prowadzenia walki. Durer opracował specjalny typ wozu, który miał wysokie, wzmocnione, okute żelazem burty z wycięciami na kusze i rusznice. Jedna z nich była opuszczana, dzięki czemu uzyskiwano wygodną rampę dla załogi. W swoim dziele Der Ordnung określił on z olbrzymią starannością sposoby przemarszów, prowadzenia walki i zataczania taboru.

Załogę wozu stanowili: woźnica, pomocnik i 10-12 strzelców. Gdy dochodziło do walki wręcz w ruch szły cepy i włócznie. Zgodnie z regulaminem kolumna marszowo-bojowa była szeroka na cztery wozy. Połowa kawalerii szła na czele, za nimi podążali saperzy, których zdaniem było poszerzanie i naprawa dróg, a dalej maszerowały główne siły piechoty i artyleria polowa.

Zewnętrzne rzędy "właściwej kolumny", najbardziej skrajne, tworzyli pawężnicy, którzy mieli zabezpieczyć wozy w razie niespodziewanego ataku. Za nimi jechały wozy bojowe, a wewnątrz szły zwykłe wozy z zaopatrzeniem. Pochód zamykała ciężka artyleria i druga połowa kawalerii, a całość zabezpieczały lotne zwiadowcze patrole operujące w promieniu 2-4,5 kilometra od maszerujących. Zwiad kawaleryjski miał tu znaczenie kluczowe, należało bowiem jak najszybciej wykryć przeciwnika, aby zdążyć zatoczyć tabor.

Zataczanie było manewrem trudnym i zajmowało doświadczonym woźnicom od 2 do 3 godzin. Wykonywały go wszystkie wozy na raz, skręcając zawsze w prawo z wyjątkami, gdy warunki terenowe na to nie pozwalały. Oś skrętu stanowiły wozy dowódców i ich pomocników. Przed wymarszem ustalano ich położenie i dla lepszej orientacji umieszczano na nich znak lub chorągiew. Wozy zahaczano kołami: lewe przednie zachodziło na prawe tylne koło wozu z przodu, a dla pewności całość łączono łańcuchami. Jeżeli był czas pojazdy okopywano tak by nie dało się wejść pod wóz.

Tworzenie wagenburga zabezpieczała kawaleria ze straży przedniej, której członkowie wchodzili do obozu ostatni. Bez rozkazu nie wolno im było tego zrobić, nawet jeżeli groziła im śmierć. We wnętrzu obozu znajdował się drugi pierścień utworzony z wozów zaopatrzeniowych, które stanowiły w razie konieczności drugą linię obrony i osłaniały najważniejszy element całego taboru – konie. Nawet namioty były poza tym pierścieniem.

Najsłabszymi miejscami były narożniki wagenburga. W tych miejscach przygotowywano zapory z zaostrzonych pali, a jeżeli czas pozwalał to usypywano całe reduty. Tutaj swoje stanowiska mieli najtwardsi i najlepiej opancerzeni weterani: pawężnicy, cepnicy i włócznicy oraz artyleria. Na dwóch przeciwległych ścianach (ale nigdy na przeciw siebie!) znajdowały się dwa szczególnie mocne wozy o konstrukcji pozwalającej na ich szybkie wypięcie tzw. wozy-bramy. Za nimi stała gotowa do kontrataku kawaleria.

Taktyka walki była bardzo prosta. Chodziło o to, by wróg - najlepiej swoja kawalerią - uderzył na zatoczony tabor. Można go było sprowokować albo własną jazdą, albo ostrzałem artyleryjskim. Napastnik musiał przebyć ciężko ostrzeliwaną strefę, a kiedy już tego dokonał musiał przedostać się przez wysokie wozy, będąc atakowanym bronią drzewcową: włóczniami, cepami i berdyszami.

Próba okrążenia taboru była raczej nieskuteczna, gdyż w ten sposób dzielono siły. Zwykle zdemoralizowany ostrzałem przeciwnik cofał się dla przegrupowania i ponowienia ataku. Był to kolejny błąd, gdyż potem ponownie musiał forsować "pole śmierci", co było trudniejsze z uwagi na leżących tam rannych i zabitych w pierwszym szturmie. Podkreślić należy też fakt, że w walce brali udział wszyscy Holbainiści. Nie było czeladzi obozowej obserwującej z taborem bitwę z daleka. Wszak tabor był na pierwszej linii i w razie porażki nie byłoby ani gdzie, ani jak uciekać.

Kiedy wreszcie dowódca wagenburga uznał, że przeciwnik ma dość, odsuwano wozy-bramy i następował atak kawalerii na cofających się oponentów. Zwykle był on druzgocący, ponieważ armia przeciwnika był zdemoralizowana i rozproszona. Dosiadając rannych lub ciężko opancerzonych koni, nie da się uciec przed lżej opancerzoną i wypoczętą kawalerią. Szans na ucieczkę tym bardziej nie mieli piechurzy. Główną częścią pościgu zajmowała się kawaleria, zaś rannych i pomniejsze grupki maruderów zostawiano piechocie z obozu.

Warto tu wspomnieć o aspekcie psychologicznym - Holbainiści raczej nie brali jeńców. Zawsze byli wyklęci, poniżani, torturowani i mordowani, dlatego chętnie odpłacali pięknym za nadobne. Jazda ścigała zatem uciekinierów do upadłego, zabijając każdego, kogo udało im się dopędzić. Piechota z obozu bezlitośnie mordowała wszystkich ocalałych na przedpolu. Stąd właśnie straszliwa sława jaką okryły się wojska holbainickie, a bitwy z nimi uchodziły zawsze za bardzo trudne, okrutne i krwawe.

Na początku ruchu, uzbrojenie jak już pisałem było słabe. Swoje dwa pierwsze zwycięstwa (Heideck i Bernloch) Holbainiści zawdzięczają w znacznej mierze zbytniej pewności siebie Ludmiły von Alptraum i jej oficerów, którzy nawykli do tłumienia źle zorganizowanych buntów. To były jednocześnie kluczowe sukcesy, które pozwoliły lepiej się uzbroić, dając schizmatykom broń, która stała się ich znakiem rozpoznawczym – artylerię.

Aktualnie można wyróżnić w ramach wojsk holbainickich trzy formacje. Pierwszą są - ciężko uzbrojeni i opancerzeni - pawężnicy. Używają wielkich pawęży wyposażonych w podpórki, które ustawia się przed frontem chronionej formacji. Sami noszą zbroje płytowe, ale bez osłon na goleniach (nogi zabezpiecza pawęż). Głowy osłaniają potężne kapaliny z wycięciami na oczy. Na ramionach noszą element pancerza charakterystyczny dla ich całej wojskowości – kolczą pelerynkę. W walce wręcz używają mieczy, są wspierani przez podobnie silnie opancerzonych wojów uzbrojonych w bojowe cepy (druga charakterystyczna broń dla ich wojskowości), włócznie i berdysze.

Druga formacja to strzelcy. Są oni znacznie lżej opancerzeni - zwykle noszą przeszywanicę lub kolczugę, a w bitwie zajmują stanowiska za pawężnikami lub na wozach. Ustawieni są według „Der Ordnung”, najlepiej w siedmioosobowym rzędzie. Po oddaniu strzału, strzelec schodzi ze stanowiska, żeby naładować broń, a jego miejsce zajmuje kolejny – ten manewr to tzw. kontrmarsz. Dwóch ostatnich strzelców jest uzbrojonych w broń palną – najskuteczniejszą na bliskie odległości. Zwykle są to arkebuzy lub petrynały, ale często wykorzystuje się hakownice, garłacze i rusznice, zaś reszta strzelców ma ciężkie kusze. Dzięki takiej taktyce przeciwnik jest pod niemal ciągłym ostrzałem.

Trzeci rodzaj omawianych wojsk to kawaleria, która zawsze była bolączką schizmatyków. Nigdy nie mogli oni dorównać pod względem opancerzenia i uzbrojenia jeździe innych państw, dlatego tak ważne jest prowadzenie bitwy według opisanego powyżej schematu. Na pancerz składają się tzw. "płaty", lub brygantyny, w których pomiędzy dwie warstwy skóry lub wojłoku wszyto stalowe płyty, można powiedzieć, iż jest to forma pośrednia między pełną płytą a kolczugą. Walczą oni używając sulic lub lanc, a broń boczną stanowią zwykle miecze. Podstawowym zadaniem tej formacji jest zwiad i kontratak, w obu działaniach ważniejsza niż ciężki pancerz jest szybkość, stąd są raczej lekko opancerzeni, choć i tak ciężej od przeciętnego lekkiego kawalerzysty.

Omawiając holbainicką wojskowość nie można zapomnieć o artylerii. W przeciętnym taborze znajduje się 30 – 40 dział! W holbainickich obozach można znaleźć pełen przegląd artylerii: od dział organkowych i lekkich falkonetów po ciężkie kartauny. To właśnie schizmatycy wpadli jako pierwsi na pomysł ustawiania artylerii w baterie i prowadzenie ognia salwami, wcześniej działa rozpraszano jako wsparcie dla piechoty i kawalerii. Von Vogel jako pierwszy opracował łoże armatnie dwudzielne, umożliwiające operowanie lufą w pionie, także do niego należało odkrycie, że ołowiana kula o wadze identycznej z kamienną przy jednakowej ilości prochu leci dalej. Wreszcie "generał armat" wykorzystał znane na morzu kule łańcuchowe do walki przeciw gęstym szykom piechoty. Jego uczniowie, na krótko przed Burzą Chaosu, do tego samego celu zaczęli wykorzystywać krasnoludzki wynalazek - kartacz.

U podstaw wojskowości schizmatyków leży też stare krasnoludzkie przysłowie: "Wojny wygrywa się łopatą i kilofem, a nie toporem". Sztuka saperska w ich armii jest rozwinięta w sposób budzący uznanie nawet u krasnoludów i gnomów, dotyczy to tak sztuki fortyfikacyjnej jak i oblężniczej. Pracami inżyniersko – saperskimi zajmują się wszyscy żołnierze, co poza armiami krasnoludzkimi jest niezwykłe i niespotykane. Tabor w miarę możliwości jest zawsze okopany, zabezpieczony osadzonymi na sztorc rzędami zaostrzonych palików, zaś wozy okopuje się celem uniemożliwienia wejścia pod nie, czy wywrócenia ich. Jak już napisałem narożniki wagenburga to nierzadko potężne reduty.

Twierdze bronione przez Holbainistów mają rozbudowane umocnienia polowe: szańce, przedmurza, kozły, wilcze doły, rowy, rzędy palików, tunele minerskie. Dziesiątki armii ugrzęzły na przedpolach pozornie słabo bronionych zamków.

Na pomoc Kislevowi

W 2521 roku KI rozpoczęła się inwazja nazywana dziś Burzą Chaosu. Jesienią Imperator zwołał naradę, która miała określić charakter pomocy dla Kisleva. Sytuacja północnego sąsiada Imperium wydawała się katastrofalna, przeciw zebranym wojskom cara i imperialnym niedobitkom kierowała się potężna armia Surthy Lenka – Kata Wolfenburga. Bez wsparcia Kislev nie miał szans, lecz większość dużych oddziałów była zaangażowana w bojach na terenie Imperium, nie można było wysłać nic więcej poza niewielkim korpusem ekspedycyjnym. Stary już feldmarszałek Albrecht von Sydow powiedział wówczas: "A może niech zamiast nas walczą heretycy?"

Stwierdzenie to początkowo wywołało dziką awanturę. Wielki Teogonista Esmer krzyczał i tłukł pięścią w stół, Ar-Ulryk protestował, marszałek klął i tylko szef Imperialnego Wywiadu hrabia Hans von Schloss-Bruner uśmiechał się znacząco. W trakcie przerwy arcyszpieg zaprosił Ar-Ulryka na rozmowę w cztery oczy. Legendarna pogawędka podobno dotyczyła jakiegoś skandalu obyczajowego sprzed wielu lat, ale jakby nie było naprawdę, Ar-Ulryk wyszedł blady i udzielił pomysłowi poparcia, a Esmer ustąpił widząc, że jest osamotniony. Niezwłocznie wysłano emisariuszy, z hrabią na czele, z bardzo delikatną misją do Bohemii.

Po dziewięciu latach od ucieczki, holbainiści znowu mieli stanąć na imperialnej ziemi, przez którą wiodła droga na odsiecz Kislevowi. Pełne nieufności i niepokoju negocjacje były długie i szalenie trudne. W końcu bohemski książę wyraził zgodę na wynajęcie dla Kisleva jednego ze swoich korpusów, a Imperium zagwarantowało Bohemianom swobodny przemarsz w obie strony. Celem uniknięcia incydentów trasa przemarszu biegła słabo zamieszkanymi terenami wzdłuż ściany Gór Krańca Świata. Nominalne dowództwo powierzono oficerom kislevskim. Wystawiono list żelazny podpisany przez Imperatora i wszystkich najważniejszych dostojników kościelnych. Udzielono wszelkich gwarancji, nawet krewni Imperatora jako honorowi zakładnicy znaleźli się na brasowskim dworze.

Wkrótce pochód ruszył, podążając starym krasnoludzkim szlakiem. Schizmatycy maszerowali z rozpostartymi sztandarami, przy wtórze werbli. Już wtedy marsz dość nieoczekiwanie obrósł legendą, po pogórzu krążyła opowieść o rycerzach śpiących pod górami, którzy mieli obudzić się w dniu potrzeby. Gdy mieszkańcy ujrzeli maszerujących zbrojnych, których wielu rozpoznano jako dawno zaginionych lub zmarłych, historyjka dla dzieci zaczęła nabierać realnych kształtów. Ludzie zaczęli obserwować pochód z niepokojem, ale i z nadzieją.

Potężna kolumna wozów, dział, zakutych w stal pawężników, kuszników i strzelców o szarych od kurzu, zaciętych twarzach wydawała się nie mieć końca. Bohemski korpus forsownym marszem, zimą, mimo niesprzyjających warunków dołączył do armii bojara Fiodora Kurkoska, a gdy nadeszła wiosna znaleźli się wraz z nim pod Mazharodem, na lewym skrzydle armii.

Odcinek, który przypadł im w obronie był bardzo trudny, o ile prawe skrzydło i centrum od hord Surthy Lenka odgradzała rzeka Urskoi, tu teren był lekko pagórkowaty, wyborny dla ciężkiej jazdy. Dlatego właśnie w to miejsce Surtha Lenk skierował trzon swoich Rycerzy Chaosu, ponure chorągwie okrutnie zmutowanych wojowników, odzianych w przeklęte zbroje i dzierżących ociekającą od zabójczych mocy broń, których wsparcie stanowili piesi wojownicy z plemion czczących Khorna - Pana Rzezi. Mrocznymi dowodził rycerz – renegat Magnus van Uttermein.

Naprzeciw nich stał zatoczony, okopany tabor. Z daleka widać było strużki dymu unoszące się nad stanowiskami artylerii, powietrze niosło zgrzyt korb napinanych kusz. Uttermein wiedział, że atak kawalerii na umocnioną pozycję ma nikłe szanse powodzenia. Do ataku pchnął więc piechotę, którą wspierały straszliwe pomioty Chaosu, ich celem było przewrócenie lub rozerwanie wozów i wdarcie się do obozu, jazda miała tylko dopaść uciekinierów.

Plemienna piechota runęła rycząc wojenny okrzyk, a wówczas przemówiła bohemska artyleria. Działa plunęły ogniem, pociski zaczęły orać szeregi napastników, zabijając i okaleczając nacierających. Chwilę potem do akcji weszły kusze, czeladź obozowa ładowała broń i podawała ją strzelcom na stanowiskach, co znakomicie zwiększało szybkość oddawanych strzałów.

Nawet śnieżna nawała, którą wywołali szamani nie zmieniła tego stanu rzeczy, zresztą po upadku Wolfenburga ta sztuczka była już szeroko znana, a holbainiccy kapłani utworzyli strefę ciszy wokół taboru. Na napastników spadł huragan bełtów, które z łatwością dziurawiły nawet ciężkie pancerze i tarcze.

Wkrótce całe przedpole usłały ciała zabitych i rannych, a im bliżej taboru byli atakujący, tym gęstszy był ostrzał. Ogień otworzyły hakownice, garłacze i rusznice, cały obóz okrył siwy dym. Śmiercionośne chmury pocisków szarpały ciała napastników, raniły i zabijały, a kiedy już wreszcie Khornici dotarli do wozów okazało się, że trzeba wspiąć się na wysokie burty. Na wdrapujących się wojowników spadły razy bojowych cepów i berdyszy, bohemscy woje łamali im kości, odcinali dłonie, miażdżyli głowy. Rozpętała się brutala, bezpardonowa walka wręcz.

Fanatyzm i zacięcie Holbainistów w niczym nie ustępowały furii Khornitów, którzy walczyli z ucieleśnieniem swojej nienawiści. Nareszcie przyszedł czas wyrównania rachunków: odpłaty za mordy, gwałty, grabieże i poniewierkę. Ściany wozów wydawały się pękać pod naporem wrogów. Obozowa czeladź i kusznicy dosłownie strzelali w twarze nacierającym, szturm zamieniał się powoli w rzeź. Pomioty jako niewątpliwie duże cele w większości zginęły jeszcze na podejściach do wagenburga, a przed wozami zaczął rosnąć wał z ciał rannych i zabitych. Plemienna piechota nie była w stanie sprostać Bohemianom, brakowało im broni drzewcowej i lepszych pancerzy. Ani siła i furia, ani mroczna magia niczego nie mogły zmienić, ich siły topniały w zastraszającym tempie.

Choć Uttermein zabronił się cofać, a nawet wysłał jedną chorągiew jazdy, żeby pełniła rolę kordonu żandarmerii, piechota i tak rozpoczęła gremialny odwrót. Wtedy na karki cofającym się spadła bohemska kawaleria - wybuchła panika. Jeźdźcy niemal bezkarnie kłuli i rąbali uciekinierów. Chcąc ratować sytuację Uttermein uderzył na czele swoich chorągwi licząc po części, że uda mu się wpaść do obozu razem z holbainicką jazdą, jednak przeliczył się. Jego ciężka kawaleria nie była w stanie ani tak chyżo gnać po przedpolu ani tak sprawnie manewrować, tym bardziej, że usłane ono było ciałami Khornitów. Co gorsza jeźdźcy stratowali część uciekającej piechoty.

Mroczny wódz znalazł się wreszcie, na wprost gotowego do otwarcia ognia taboru. Znów tego dnia w nacierających uderzyła istna burza ognia i pocisków. Wspaniali wybrańcy i championi byli bezsilni, spadali ze swoich potwornych wierzchowców, ginęli od kul i bełtów. Kule łańcuchowe łamały zmutowanym koniom nogi i zabijały spieszonych jeźdźców. Uttermein poniósł śmierć podziurawiony siekańcami już w pierwszej salwie, choć jego rycerze uderzyli na tabor i nawet wdarli się na wozy, byli skazani na niepowodzenie. Straszliwie kłuci, rąbani, ostrzeliwani, atakowani przez jazdę z boków i tyłu zaczęli powoli ustępować pola.

Resztki piechoty próbowały bezskutecznie wesprzeć rycerzy, co sprytniejsi wodzowie zaczęli podawać tyły, słusznie kalkulując, że zajęci rycerzami Holbainiści nie będą mieli czasu na pościg za nimi. Ulf Rudy, który objął dowództwo po śmierci Uttermeina, został ściągnięty z wierzchowca i żywcem wrzucony do kotła z wrzątkiem wewnątrz wagenburga, a piekielna odporność, którą zawsze się chełpił, miała stać się jego przekleństwem.

Wkrótce potem pozostali Kurhani runęli do panicznej ucieczki. Na próżno, Bohemczycy byli wszędzie wokół i zajadle ścigali uciekających - nawet do bram obozu Surthy Lenka. Piechota i czeladź niczym potop wylały się z taboru pochłaniając, broniące się jeszcze desperacko, niewielkie grupki Północnych. Nigdy w historii wojen z Chaosem tak silne zgrupowanie nie poniosło tak wielkiej klęski, nigdy nie zdarzyło się by w jednej bitwie jakaś mroczna armia straciła tylu szamanów, wybrańców i herosów jednocześnie. Nie przeżył żaden z wyższych dowódców, utracono wszystkie sztandary i znaki.

Surtha Lenk z przerażeniem stwierdził, że najpotężniejsze zgrupowanie w jego armii przestało istnieć. Do obozu docierali wyłącznie pojedynczy, oszaleli ze strachu wojownicy, od których niczego nie można się było dowiedzieć i którzy pragnęli tylko uciekać dalej. Kat Wolfenburga z przerażeniem myślał o "podziękowaniu", jakie zgotuje mu Archaon.

Bohemski tabor w dalszym ciągu walczy na terenie Kisleva z niedobitkami armii Archaona. Wkrótce kampania się skończy, tymczasem w Imperium narasta wewnątrzkościelny konflikt, wszak jest dwóch Wielkich Teogonistów - Esmer i Volkmar. W zaogniającym się sporze idee zawarte w De Ecclesia nie brzmią już tak wywrotowo i rewolucyjnie, kto wie, może ktoś sięgnie po bohemskiego asa.

Coś dla graczy...

Pawężnik

Pawężnicy to najbardziej doświadczeni żołnierze w całym taborze, są tarczą i osłoną, dla wszystkich pozostałych. Nazwa jest nieco myląca, ponieważ tak nazywa się również drugi rząd, uzbrojony w broń drzewcową. Choć stoją oni za pawężem to nie noszą go, na nich spoczywa ciężar walki wręcz, bronią najbardziej newralgicznych punktów wagenburga i stanowią osłonę maszerujących kolumn. To nieustraszone wiarusy, cieszące się w pełni zasłużonym szacunkiem wśród innych żołnierzy. Od czasów schizmy oddziały pawężników są wynajmowane całymi rotami w armiach niemal całego Starego Świata.


Umiejętności: hazard, mocna głowa, opieka nad zwierzętami - konie, powożenie, sekretny język – bitewny, spostrzegawczość, unik, wiedza-Bohemia lub Imperium (zależne od wieku)
Zdolności: bardzo silny lub niezwykle odporny, bijatyka, błyskawiczny blok, broń specjalna-dwuręczna, broń specjalna – korbacz, krzepki, morderczy atak, odwaga, ogłuszanie, rozbrajanie, silny cios
Wyposażenie: broń ręczna, berdysz* lub cep bojowy*, pancerz płytowy (bez nagolenników), ciężki pawęż z podpórkami (tylko pierwszy rzut)

Profesje wstępne: akolita, fanatyk, banita, kusznik, najemnik, żołnierz, żołnierz okrętowy
Profesje wyjściowe: herszt banitów, inżynier, kawalerzysta holbainicki, najemnik, oficer, sierżant, weteran

*dotyczy tylko pawężników, którzy nie noszą tarcz

Kusznik

Piechota taborowa tak naprawdę jest piechotą strzelczą. Siła bojowa taboru zależy od huraganowego ognia jaki spada na atakujących napastników. Kusznicy są trzonem armii schizmatyków, stanowią fundament, na którym opiera się ich machina wojenna. Szkolenie kusznika jest łatwe, a jednocześnie jest on niebezpieczny dla najlepszych rycerzy. Strzelcami nazywa się taż żołnierzy obsługujących broń palną - ta nazwa funkcjonuje tylko w Bohemii.


Umiejętności: hazard, opieka nad zwierzętami – konie, pływanie, powożenie, spostrzegawczość, unik, wiedza-Bohemia lub Imperium (zależne od wieku), zwinne palce
Zdolności: artylerzysta*, błyskawiczne przeładowanie, broń specjalna-palna*, strzał mierzony, strzał precyzyjny
Wyposażenie: broń ręczna, koszulka kolcza, kusza lub rusznica, zapas amunicji na 10 strzałów

Profesje wstępne: akolita, banita, chłop, ciura obozowa, najemnik, sługa, woźnica, żak, żołnierz
Profesje wyjściowe: banita, kawalerzysta holbainicki, najemnik, oficer, pawężnik, rozbójnik, sierżant, strzelec, weteran

*Tylko strzelcy

Holbainicki/Bohemski kawalerzysta

Kawaleria jest oczami i uszami taboru, do jej obowiązków należy zwiad, ale także zwodzenie przeciwnika tak długo, aż tabor zdąży się zatoczyć, lub aż uda się zwabić wroga w zasięg ognia. Kawalerzyści są ludźmi odważnymi, bystrymi i rzutkimi, zawsze działają w grupach nigdy w pojedynkę. W walce unikają starć z ciężkozbrojnymi, chyba, że jest to jedyna możliwość osłonięcia zataczania taboru, wówczas będą walczyć do upadłego. W gotowym do walki taborze kawalerzyści pozostają pod osłoną wozów, a ich zadaniem staje się kontratak i pościg za uciekającym wrogiem.


Umiejętności: hazard, jeździectwo, nawigacja, opieka nad zwierzętami – konie, plotkowanie pływanie, powożenie, przeszukiwanie, sekretne znaki – zwiadowców, skradanie się, spostrzegawczość, sztuka przetrwania, unik, tropienie, wiedza-Bohemia lub Imperium (zależne od wieku)
Zdolności: błyskotliwość, broń specjalna – kawaleryjska, czuły słuch, morderczy atak, obieżyświat, ogłuszanie, opanowanie, rozbrajanie, silny cios, wyczucie kierunku
Wyposażenie: koń z siodłem i uprzężą, lanca, miecz, tarcza, zbroja – płaty (PP - ręce 4, korpus 4, nogi 4)

Profesje wstępne: banita, giermek, najemnik, posłaniec, przepatrywacz, rajtar, strażnik dróg, sierżant, szlachcic
Profesje wyjściowe: fechmistrz, herszt banitów, oficer, rajtar, weteran, zwiadowca
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Gruszczy
   
Ocena:
0
Trylogia husycka w Stary Świecie? Bardzo fajne :-) Szkoda, że brakuje pomysłów na scenariusze i kampania, a tak dużo miejsca przeznaczono na sposób walki i uzbrojenie. Przydałoby się trochę mięsa dla mistrza gry.
16-06-2007 22:05
~Wolfik

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo ciekawy i dobrze napisany artykuł, zaś jeśli chodzi o pomysły na scenariusze, to ja z samej treści wyczytałem sobie piękne tło na długą przygodę. :)
17-06-2007 10:14
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
eee mało oryginalny pomysł wrzucania elementów naszej historii do warhammera. Po co pisać taki artykół skor każdy może przeczytać sobie książkę do historii lub choćby sapkowskiego. Marnowanie czasu
18-06-2007 21:25
Radowid
    Dziękuję za konstruktywną krytykę
Ocena:
0
Widzi kolega ja uważam, że historia pisze najlepsze scenariusze. Pełne intryg, zawiłości, zwrotów akcji i wątków pobocznych. Jak ktoś woli z tego zrezygnować no to cóż... Wierzę głęboko, że zbuduje własnym sumptem scenariusz który zwali nas tu wszystkich z nóg. Chętnie poczytam.
Po za tym ja pisuję dla ludzi, którzy lubią coś takiego poczytać, bo czytali już i podręcznik od historii i Sapkowskiego i mają swoje własne wizje i przemyślenia, a po prostu są ciekawi jak wkomponuję w uniwersum ten czy inny wątek.
18-06-2007 22:56
CE2AR
    RE: ~
Ocena:
0
Pewnie, po co w ogóle pisać artykuły o czymkolwiek skoro wszystko można gdzieś już znaleźć ;)

Dzięki temu tekstowi, zamiast zanudzać się czytając historyczne księgi lub co gorsza Sapkowskiego ;) masz wszystko podane na tacy, od razu osadzone w Warhammerowatym Świecie.

PS: Radowid mnie ubiegł ;)
18-06-2007 23:03
Kaoru
   
Ocena:
0
Jak to już napisali moi przedmówcy "pomysł" orginalnym nie jest. Radowid ma trochę racji, można przeczytać choćby po to, by zobaczyć jak dalece autor odszedł od żeczywistej historii.

Natomiast samo rozpisanie to kawał dobrej roboty. Mimo to uważam że to raczej było by dobre to WFB a nie WFRP. Oczywiście w tedy potrzeba by było włożyć w to jeszcze trochę pracy. No i trzeba pamiętać że tabor ma trochę sztywną taktykę. Jak nie będzie mógł podyktować warunków bitwy, wszystko pujdzie w łeb.

I żeby nik nie mówił, że się nie przyczepiłem
"Próba okrążenia taboru była raczej nieskuteczna, gdyż w ten sposób dzielono siły."

Więc po jakiego gżmota oblegano twierdze, okrążno wojska w obozach i "kotłach", co? Tabor dqa się otoczyć jak wszystko inne, a w tedy taboryci zdychają z głodu jak każda inna otoczona armia. I dla tego między innymi husytów szlag trafił.
19-06-2007 12:46
Radowid
    Obleganie taboru
Ocena:
0
Tabor to nie twierdza czy zamek. Jest dość mobilny tak jak i armia wewnątrz niego. Historia wojen husyckich nie zna przypadku długotrwałego oblegania taboru. Właśnie po to jest tam tyle dział. Żaden żołnierz nie wytrzyma pod ostrzałem długo. Przekonali się o tym Rusowie w bitwie pod Dorostalanem i krzyżowcy w wojnach z Saracenami i Niemcy i Węgrzy w wojnach właśnie z Husytami. Trzeba albo atakować, albo się cofnąć. A im dalej zrobisz pierścień tym trudniej będzie ci go upilnować. Z resztą nudzący się średniowieczny żołnierz czy nie daj Boże rycerz to pewna katastrofa. Lecą pieniądze o zaopatrzenie coraz trudniej, a nawet jak się zdobędzie tabor to co się w nim złupi? Dodam, ze tabor jest razej wykorzystywany ofensywnie. To tobie palą się pola uprawne, miasta i wsie. Ty jesteś w plecy. Nie chcesz atakować taboru? Twoi wasale patrzą i oceniają. Po co im wódz który nie ma jaj? W zasadzie po co dochowywać mu wierności. Nie będzie miał też jaj by do posłuszeństwa nakłonić. Są przynajmniej trzy kampanie, które Husyci właśnie w taki sposób wygrali. Rycerstwo rozeszło się do domów każdy bronić swego, a władyka chował dumę i swoje plany oblegania do kieszeni i grzecznie płacił "wypalne". Co do szturmowania. Ile znasz skutecznych szturmów przeprowadzonych na całej długości muru twierdzy? Żadnego. Po prostu w warunakch obleżenia ekstremalnie trudno jest skoordynować ataki. Dojdzie do tego, ze gdzieś twoi żołnierze będą się cofać pośpiesznie zbierając rannych, a gdzie indziej jeszcze nawet nie przystawią drabin do muru czy tam szańca. Efekt taki że potężna armia da się pobić częściami. Przykład? Oblężenie Belgradu.
Co do wątku fabularnego. Historia ruchu po to tu jest zawarta by ją wykorzystać. No chyba, ze ktoś chce się uprzeć na grę koniecznie po Burzy Chaosu.
19-06-2007 13:27
Radowid
    Byłbym zapomniał
Ocena:
0
Wagenburgów na kampanii było kilka. Jeżeli nawet był jeden to niezaleznie od niego działały mniejsze oddziały wojska palące i niszczące wszystko co napotkały. Chcesz dalej oblegać? Powodzenia. Jak skończysz będziesz władał Księstwem Pustki i Popiołów. W następnym roku znów będzie kampania tyle tylko, ze nie będzie już na niej ani twoich najemników (bo cię nie stać) ani rycerzy (bo są dzięki tobie nędzarzami i w sumie nie stać cię, żeby ich ewentualnie wykupić z niewoli), ani żołnierzy (bo nie stac cię na zaopatrzenie z resztą jakie zaopatrzenie? Ludzie popiołu nie jedzą.) Kiedy huscyci/holbainisci zapukają do bram twojej twierdzy grzecznie podpiszesz traktat pokojowy gdzie będziesz księciem z ich łaski. I co opłaciło się obleganie i kunktatorska taktyka?
19-06-2007 13:43
~Sbygneus

Użytkownik niezarejestrowany
    biedny malarz
Ocena:
0
Biedny malarz Hans Holbein przewraca się w grobie, że jego nazwisko wykorzystano do nazwania herezji... :) Fajny artykuł Może trzeba było nazwać tą herezję Dulcynianiści - od brata Dulcyna Przeklętego z Bogenhafen?
22-06-2007 12:41
~Gveir

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Zamilcz, ~ . To świetny artykuł.Dobrze wplecony w rzeczywistosć Warhammera.Szczególnie zaciekawiły i rozbawily mnie sławne nazwiska np: Goethe,Bruner,Adenauer.

Ale pomimo tego artykuł na 5+

Gratuluje !

25-06-2007 19:36
~Brainer

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Właśnie szukałem tematu na kampanię, a że zawsze lubiłem husytów (nie tylko po Sapkowskim) to artykuł mi się bardzo spodobał. Dzięki Radowid. Teraz moja drużynka ma dopiero przewalone :D
30-06-2007 08:57
~Astachan

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Niezbyt ambitna kalka wydarzeń historycznych ...
01-07-2007 11:12
Lergadon
   
Ocena:
0
Zawsze edytowałem historię pod potrzeby scenariusza więc nie przeszkadzają mi wprowadzone przez ciebie modyfikację.
Pomysł bardzo mi się podoba, chociaż wydaje mi się że zawiera sporo z naszej europejskiej historii. Jest to coś czego szukałem do kampanii, idealna podstawa.

Bójcie się gracze.
01-07-2007 14:43
~MisiO

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ech szkoda że ten dział schodzi na psy, artykuł średnio ciekawy, kiepsko napisany, a do tego proporcjie sie pomyliły, ludziska walcżace za wiare, i idee, sprowadzeni do bandy rębajłów... kiepskie 3
16-07-2007 14:05
Radowid
    Konkrety
Ocena:
0
Konkrety szanowny Misi0. Wszak husyci i rycerze zakonni walczyli za wiarę, ale byli raczej jak byłeś uprzejmy powiedzieć bandą rębajłów. Z pewnością doceniłbym twą krytykę gdybyś podał konkrety i przykłady. Inaczej to: "Psy ujadają, ale karawana idzie dalej" jak to mawiał pewien mędrzec
16-07-2007 16:55
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Konkrety - to nie jest strona bitewniaków po co opisy kolewjnych zabijaków, zamordowałeś jedyną ciekawą cześ swojego tekstu, czyli tło, gdybyś pokusił sie o rozbudowanie samego motywu schizmy, przedstawił założenia herezji, to stworzyłbyś coś z czego można by skorzystac ( wiele ciekawych możliwośi fabularnych i nie tylko) a tak, mamy kolejny tekst po najmniejszej lini oporu, czyli o nawalaniu mieczami,. Nie zażuce ci natomiast że, to po prostu husyci, bo to akurat nie wada, zawsze wole wprowadzi do gry coś czego odpowiednik istniał u nas. O stylu nie bede pisał bo to odczucie, tekst jest sztywny, styl nie porywa a nawet czasami po prostu utrudnia przebrnięcie przez Twój tekst
17-07-2007 12:42
Radowid
    Nareszcie coś
Ocena:
0
Ja założeń bitewnych nie przedstawiam dla samego przedstawiania. Robię to by ktoś potem nie opowiadał swoim graczom głupot o zwycięskich szarżach jazdy, na wprost, przeciw okopanej piechocie czy też innych "mądrości" nabytych od jakiegoś domorosłego stratega. Biorąc pod uwagę niektóre komentarze mam rację. Znajomość taktyki pomaga nie tylko na polu bitwy. Pozwala unikać gaf MG na przykład. Co do założeń schizmy, są przedstawione. Nie widzę sensu w rozpisywaniu się w teologii bo połowa czytelników zaśnie niezależnie od stylu, jakoś krótko po wstępie tym bardziej, że dla nie-Sigmarytów to i tak czarna magia (dla wielu Sigmarytów również bo jakoś rzadko napotykam graczy starannie studjujących aspekty religii prowadzonych postaci). Pomijam, że wtedy to naprawdę byłoby i długo i nudno. W wydarzeniach schizmy w czasach przed burzą kolega nie widzi potencjału, w exodusie kolega nie widzi potencjału, w śmierci Adenauera i Waldemara, w misji dyplomatycznej w związku z wojną secesyjną również, w misji dyplomatycznej Imperium także, w zbieraniu/fabrykowaniu dowodów na Ar Ulryka podobnie (Szara Eminencja się kłania), ani nawet w istnieniu przynajmniej teoretycznie wrażego państwa w pobliżu granic Imperium (akcje dywersyjno-szpiegowskie, skomplikowana dyplomacja)-no cóż nic tu nie poradzę ani ja ani nikt inny. Podawanie na tacy też musi mieć swoje granice. Jak napiszę, ze Adenauer zginął z rąk jednego z graczy usieczony/skrytobójczo zamordowany, a Waldemar w wyniku sprytnie zorganizowanego zamachu to będzie jakoś nie tak, bo ktoś może mieć inną wizję i akurat te wydarzenia przedstawi po swojemu., a tak ma luz decyzyjny. Jak komuś nie chce się wysilić to D&D tworzy przygody w których podane są nawet wymiary komnat chociaż żaden z graczy miarki nie nosi. Tyle że z tego co widzę fakt że i ja i szanowny ~ i wielu innych działa tutaj świadczy, ze jakoś tamte przygody nie kręcą. Z resztą ja nie piszę scenariusza do przygody. Przedstawiam określoną historię. Ktoś ją umie wykorzystać, chociażby wkomponowując w tło swojego uniwersum - to dobrze, ktoś nie, trudno, to jego sprawa. Co do stylu to chętnie się dowiem na czym sztywność, bo stylistycznie nie istnieje pojęcie "sztywnego tekstu" tak więc ponowię pytanie o konkrety lub przykłady. Widzi kolega jak się coś twierdzi to trzeba przytoczyć argumenty, jasne, precyzyjne i dokładne. Np. proszę kolegę o szanowanie ortografii - słowo "zarzucać" pisze się przez "rz". Z góry zapewniam, że nie jestem złośliwy podaję to jako przykład. Mnie literówki i ortograficzne też się zdarzają.
17-07-2007 13:15
~MisiO

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Oj wcaler nie trzeba,bo tak sie składa że jak sie pisze teksty na strone to sie powinno liczy że opinie nie zawsze będą hurraoptymistyczne, a ja jako odbiorcva nie mam obowiązku uzasadniac swoich odczuc po przeczytaniu tekstu, pechowo dla Ciebie jestem ostatecznym odbiorcą, a nie redaktorem który wspólpracuje tworząc tekst, bo tak to pewnie u was wyglada skoro reda macie wymienionego w stopce artykułu. Nie mam zamiaru xatem pisac czemu tekst jest sztywny, bo to moje subiektywne odczucie, po porstu bedą c do bulu szczeru\ym znudził mnie nieziemsko i to nie tylko warstwą fabularną ale własnie formą przekazu. A wycieczki w stylu D&d uważam za niepotrzebne, bo rozpisywanie sie jak działał taboir jest tak samo zasadne jak opisanie jak doszło do rozłamu, dla ciebie ważbny jest skutek jakiegoś wydarzenia, dla mnie raczej jego geneza.

Do zobaczenia przy innym mam nadzioeje ciekawszym tekscie
18-07-2007 12:45
Radowid
    Ależ trzeba
Ocena:
0
Jak najbardzie trzeba. Ja liczę się z głosami negatywnymi. To rzecz naturalna. Gdyby mi one przeszkadzały nie pisałbym wcale, albo tylko do szuflady. Zwracam jednak uwagę, że nie można poprawić warsztatu/przekazu/treści czy cokolwiek innego się nie podoba, jeśli nie zna się przyczyn. "Podstawą nauki jest wiedza o swojej niewiedzy, a najlepiej uczy się na błędach". Sam stwierdziłeś: "...dla ciebie ważbny jest skutek jakiegoś wydarzenia, dla mnie raczej jego geneza".
Tym bardziej, że Twoja krytyka bez argumentacji jest niepoważna. Przykład:
"Ech szkoda że ten dział schodzi na psy" -Taka opinia o całym dziale na podstawie pracy jednego autora? W tym momencie w mój artykuł godzisz tylko przy okazji generalnie walisz we wszystkich. Od redaktorów po tych, którzy wkładają czas i serce by coś skrobnąć od czasu do czasu by inni mogli to wykorzystać. A jak komuś nie podoba się wszystko to nie złe jest wszystko tylko ktoś jest malkontentem, ale to jego problem.
"proporcjie sie pomyliły" - Na pewno czytałeś mój artykuł? O co chodzi? Nie podawałem żadnych proporcji. To artykuł nawiązujący do wojen husyckich i możliwości wykorzystania tego W WFRP,.
Co innego jak np powiedziałbyś "Nie podoba mi się bo nie lubię artykułów o wojskowości. Nudzą mnie." A tu jest i argument i Twoje subiektywne zdanie. Szkoda, bo ja wojskowość uwielbiam, a zwłaszcza historię wojskowości.
Prosiłem o szanowanie ortografii tym bardziej, że próbujesz krytykować styl i tym bardziej, że nawet jak coś się wkradło to masz możliwość edycji. Inaczej i nie mówię tego po złości tylko w Twojej obronie, krytka jest równie śmieszna co żałosna i to nawet gdybyś miał rację (zobacz jak napisałeś "bólu" i "D&D", że już o literówkach nie wspomnę).
A i ostatnia kwestia. Nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale nie jesteś ostatecznym odbiorcą tego tekstu. Jedynie chwilowo jak ostatni wyraziłeś opinię. Chyba powinienem powiedzieć, że to szczęśliwie dla mnie.
Polecam się na przyszłość.
18-07-2007 13:03
~Sławomir Łukasz

Użytkownik niezarejestrowany
    Holbeiniści
Ocena:
0
Zupełnie przypadkowo natrafiłem na tekst inspirowany moim dawnym artykułem z MiMa. Bardzo podoba mi się Twoje rozwinięcie mojego pierwotnego pomysłu. Warhammer to system oparty na inteligentnej zabawie konwencją, grą archetypów, dlatego pozwoliłem sobiee kiedyś na konwersję historii i zachęcam innych! ;) Pozdrawiam!
22-07-2007 22:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.