19-11-2009 12:36
postWick period
W działach: rpg, monastyr | Odsłony: 2
John Wick przyjechał na Polcon w Łodzi i poprowadził kilka świetnych prelekcji. Pomiedzy nimi zaś siedział z fanami i prowadził sesje RPG. Nie pozował na fejmusa, nie gwiazdorzył, nie narzekał na zgiełk konwentu. Siadał na dupie i prowadził każdemu kto go o to poprosił.
To jest gość, myślałem widząc go z kolejną grupką graczy.
Kiedy wróciłem z Polconu i opowiadałem o tym w Firmie, wszyscy uznaliśmy, że to świetna sprawa. Że to co zrobił Wick było zajebiste – przyjechał do Polski, poprowadził cztery prelekcje, poprowadził drugie tyle sesji RPG i wrócił do domu. Extra sprawa.
Kiedy przygotowywaliśmy się do Falkonu, wiedzieliśmy czego chcemy. Chcemy – tak jak Wick – przyjachać na konwent, poprowadzić kilka świetnych prelekcji, a potem usiąść z ludźmi i grać. Grać. Grać.
Multidej przygotował przygodę do Neuroshimy, Obi przygotował przygodę do Rzeczpospolitej Odrodzonej, ja przygotowałem Monastyr.
Nigdy wcześniej nie prowadziłem na konwencie obcym osobom (za wyjątkiem dwóch sesji w dawnych latach w ramach konkursu GRAMY!). Nigdy wcześniej nie prowadziłem Monastyru obcym osobom. Przez lata wzbraniałem się i tłumaczyłem, że sesja RPG to dla mnie intymne, osobiste przeżycie i nie chcę go dzielić z osobami, których nie znam, po których nie wiem czego sie spodziewać. Włożyłem w Monastyr całe swoje serce, masę emocji, przekonań, trudno mi było wyobrazić sobie grę z kimś, dla kogo te emocje, przekonania są nic nie warte.
Monastyru więc nigdy nie prowadziłem przygodnym osobom. Jeśli ktoś pode mną zagrał, to znak, że mu ufałem, że go poznałem lepiej, że byłem gotowy usiąść z nim do mojej magicznej, ukochanej gry. Lata mijały, a ja wzbraniałem się i mówiłem "nie", każdemu kto mnie zaczepił na konwencie.
Aż do tego weekendu. Aż do Falkonu.
Poprowadziłem Monastyr trójce graczy, w niedzielę rano, wśród zgiełku konwentu, bez świec, kart postaci, podręcznika, po prostu siadłem i poprowadziłem.
Było wspaniale. Czuli Monastyr tak jak ja go czuję, grali tak, jak gdyby sami tę grę napisali, wyczuwali wszystkie niuanse świata i scenariusza, odgrywali postacie, debatowali, kłopotali się nad problemami, które im przedstawiłem. Niezwykłe trzy godziny.
Wkroczyłem w postWick period. Od teraz prowadzę Monastyr. Na każdym konwencie.
To jest gość, myślałem widząc go z kolejną grupką graczy.
Kiedy wróciłem z Polconu i opowiadałem o tym w Firmie, wszyscy uznaliśmy, że to świetna sprawa. Że to co zrobił Wick było zajebiste – przyjechał do Polski, poprowadził cztery prelekcje, poprowadził drugie tyle sesji RPG i wrócił do domu. Extra sprawa.
Kiedy przygotowywaliśmy się do Falkonu, wiedzieliśmy czego chcemy. Chcemy – tak jak Wick – przyjachać na konwent, poprowadzić kilka świetnych prelekcji, a potem usiąść z ludźmi i grać. Grać. Grać.
Multidej przygotował przygodę do Neuroshimy, Obi przygotował przygodę do Rzeczpospolitej Odrodzonej, ja przygotowałem Monastyr.
Nigdy wcześniej nie prowadziłem na konwencie obcym osobom (za wyjątkiem dwóch sesji w dawnych latach w ramach konkursu GRAMY!). Nigdy wcześniej nie prowadziłem Monastyru obcym osobom. Przez lata wzbraniałem się i tłumaczyłem, że sesja RPG to dla mnie intymne, osobiste przeżycie i nie chcę go dzielić z osobami, których nie znam, po których nie wiem czego sie spodziewać. Włożyłem w Monastyr całe swoje serce, masę emocji, przekonań, trudno mi było wyobrazić sobie grę z kimś, dla kogo te emocje, przekonania są nic nie warte.
Monastyru więc nigdy nie prowadziłem przygodnym osobom. Jeśli ktoś pode mną zagrał, to znak, że mu ufałem, że go poznałem lepiej, że byłem gotowy usiąść z nim do mojej magicznej, ukochanej gry. Lata mijały, a ja wzbraniałem się i mówiłem "nie", każdemu kto mnie zaczepił na konwencie.
Aż do tego weekendu. Aż do Falkonu.
Poprowadziłem Monastyr trójce graczy, w niedzielę rano, wśród zgiełku konwentu, bez świec, kart postaci, podręcznika, po prostu siadłem i poprowadziłem.
Było wspaniale. Czuli Monastyr tak jak ja go czuję, grali tak, jak gdyby sami tę grę napisali, wyczuwali wszystkie niuanse świata i scenariusza, odgrywali postacie, debatowali, kłopotali się nad problemami, które im przedstawiłem. Niezwykłe trzy godziny.
Wkroczyłem w postWick period. Od teraz prowadzę Monastyr. Na każdym konwencie.
36
Notka polecana przez: ajfel, amnezjusz, Ardavel, Bajer, Ćma, Darken, de99ial, Denae, Draker, Farindel, Ifryt, iron_master, Johny, lucek, Nadiv, nid, Podtxt, Qball, Qendi, Radnon, Repek, rincewind bpm, Scobin, Senthe, Sethariel, Shonsu, sil, Siman, Squid, WekT, Xaric, zegarmistrz, Zuhar
Poleć innym tę notkę