Republic #64. Bloodlines

Autor: Aleksandra 'Jade Elenne' Wierzchowska

Republic #64. Bloodlines
Komiksów, których akcja toczy się podczas Wojen Klonów pojawiło się już sporo, dość wspomnieć popularną Obsesję czy Republikę. Do ich grona zaliczyć trzeba także Więzy krwi.

Zastosowano tutaj dość nietypową kompozycję: komiks zaczyna się sceną przemówienia Palpatine’a w Senacie, potem zaś stopniowo cofamy się w czasie. Opowieść kończy się sceną zawarcia przymierza przez Jedi i senatora, które to wydarzenie miało miejsce 30 lat przed Wojnami Klonów. (Takie rozwiązanie kojarzy mi się z Kalamburką Małgorzaty Musierowicz, aczkolwiek to już zupełnie inna bajka.)

Fabuła osnuta jest wokół postaci Ronhara Kima – Mistrza Jedi i generała Armii Republiki, bardzo ważnym bohaterem jest też sam Kanclerz Palpatine. Za ukłon w stronę fanów należy poczytać pojawienie się w komiksie Pellaeona, który jest wówczas kapitanem republikańskiej floty.

Młody, ale niezwykle uzdolniony uczeń Kima, Tap–Nar–Pal, odgaduje tożsamość Sitha zasiadającego w Senacie Republiki. Padawan przekonuje do swego pomysłu mistrza i obaj układają misterny plan zdemaskowania Mrocznego Lorda.

Nie doceniają jednak śmiertelnie niebezpiecznego wroga, a jest to przeciwnik, który nie poddaje się łatwo. Sith przygotowuje pułapkę na Jedi, którzy wiedzą zbyt wiele...

Muszę przyznać, że cała intryga jest naprawdę nieźle skonstruowana i potrafi zainteresować. Od razu można też zauważyć kontrast pomiędzy Ronharem Kimem a Anakinem Skywalkerem. Mistrz Kim mówi swemu ojcu wprost: "Moim domem jest Świątynia, a moją rodziną Zakon Jedi". Czy wyobrażacie sobie Anakina dobrowolnie wyrzekającego się więzi z matką i Padmé? A no właśnie...

Warstwa graficzna niewiele się różni od spotykanej w innych komiksach tego typu. Najbardziej przypomina chyba tę z Obsesji i ogólnie zasługuje na uznanie. Jest tylko jedno "ale" – na dwóch kadrach klinga miecza świetlnego wygląda, jakby ktoś ją złamał u podstawy i do tego przyciął mniej więcej w połowie długości. Nie przypominam sobie, aby miecz świetlny zachowywał się tak w jakiejkolwiek części sagi.

Komiks wydała w naszym kraju Mandragora. Tłumaczenie dobre, ale mam jedno pytanko – co za geniusz wpadł na pomysł przeprawienia poczciwego Yody na "Jodę"? Najwyraźniej osobnik ów nie zna też historii Echnatona, w przeciwnym razie wiedziałby, że czasami zmiana jednej literki może pociągnąć wielkie konsekwencje. Możecie uznać, że się czepiam, ale dla mnie ten Joda jest niemalże świętokradztwem.

Podsumowując: komiks jest dobry, ma ładną kreskę i ciekawą fabułę, zaś 5 zł, które należy zań zapłacić też wielką fortuną nie jest. Szczerze polecam!